Dariusz Banasik: Legia dała mi wszystko
21.12.2014 22:40
Długo się pan zastanawiał nad propozycją z Pruszkowa?
- Nie, ponieważ to była najkonkretniejsza propozycja, choć nie była jedyną. Plusem na pewno była bliska lokalizacja od Warszawy, ale przede wszystkim Znicz miał dobry zespół. Czekałem oczywiście na reakcję władz Legii, ale po rozmowach uznałem, że poprowadzenie drugoligowego klubu będzie dla mnie najlepsze.
Szefowie Znicza postawili przed panem jakiś cel na ten sezon?
- Były jakieś założenia, choć mierzyliśmy siły na zamiary. Nowy trener, nowa drużyna - bo wielu zawodników zostało zmienionych i nowa liga - po reformach. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział jak sobie poradzimy. Na pewno zakładaliśmy, że unikniemy strefy spadkowej, celowaliśmy raczej w środek tabeli. Rozgrywki miały pokazać na co na stać, a teraz możemy sobie obrać nowe cele.
Wielu piłkarzy pana drużyny, to byli legioniści. Od początku miał pan plan, by współpracować z byłymi podopiecznymi?
- Od razu pojawiła się w głowie myśl, by ściągać zawodników, których już znam i sprawdzili się w mojej drużynie w Legii. Pierwszą myślą był Maciek Górski. Na miejscu byli już Karol Grudniewski i Oliwer WIenczatek, potem doszedł też Patryk Sokołowski. Chcieliśmy mieć większą ilość piłkarzy ze stołecznej drużyny, ale niestety nie było też wiele czasu na transfery. Z piłkarzami, którzy po pobycie przy Łazienkowskiej są już ułożeni, łatwiej się współpracuje.
Teraz też Znicz ma na celowniku kilku legionistów.
- Przymierzamy się do wypożyczania piłkarzy z Łazienkowskiej. Cały czas rozmawiam z działaczami Legii. Moim zdaniem Znicz jest dobrą alternatywą dla niektórych legionistów. Już pół roku temu chcieliśmy paru graczy, ale wtedy niestety nic z tego nie wyszło. Każdy kto trafiłby do nas, miałby dobrą ścieżkę rozwoju, ale na dany transfer musi złożyć się kilka rzeczy. Chcemy dawać szanse piłkarzom rezerw stołecznego klubu.
Można się uśmiechnąć, że w Zniczu jest mocno legijnie, bo nawet asystenta zabrał pan z Łazienkowskiej.
- Chciałem wziąć większą ilość trenerów z Legii, poza Bernardem Kapuścińskim (śmiech). Warunki finansowe jednak na to nie pozwalały. Marzyłem sobie kiedyś, że kiedy rozpocznę współpracę z innym klubem, to niektórzy szkoleniowcy z Łazienkowskiej pójdą ze mną. Bernard został doceniony, bo w Zniczu został również dyrektorem miejscowej akademii i ma pod sobą ponad 30 pracowników. Myślę, że w przyszłości ktoś nas zasili, choć to czasem trudne rozmowy, bo nie każdy ma odwagę odejść z tak wielkiego klubu i zamienić go na mniejszy.
Ludzie boją się opuścić ciepłe gniazdo, jakim niewątpliwie jest Legia?
- Na pewno ludzie się obawiają, bo Legia jest świetnie przygotowana organizacyjnie pod każdym względem i to nawet w skali europejskiej. Nie każdy będzie trenerem pierwszej drużyny, w przyszłości wielu tych szkoleniowców będzie musiało spróbować swoich sił w niższych ligach. Wiele osób obawia się tego, jak będzie po odejściu ze stołecznego klubu.
Praca z juniorami przez kilka lat i przeskok do seniorów to najlepsza droga rozwoju dla trenerów?
- Nie każdy się do wszystkiego nadaje, niektórzy idealnie pasują do pracy z młodzieżą. Każdy musi sobie zrobić samoocenę i czasem posłuchać bardziej doświadczonych osób. Po ostatnim meczu w rundzie usiedliśmy z Bernardem i razem doszliśmy do wniosku, że pół roku zmagań na trzecim poziomie rozgrywkowym, to jak 3 do 5 lat współpracy z juniorami. Tutaj w każdym spotkaniu można się czegoś nauczyć, praca ze starszymi piłkarzami daje wiele doświadczeń.
Jaka jest największa różnica pomiędzy pracą w akademii Legii, a w Zniczu Pruszków?
- Jest ich kilka. Mam jednak teorię, że im wyższa liga, tym łatwiejsza praca. W juniorach jest specyficznie, trzeba mieć inne podejście, ale ma się też czas na popełnianie błędów. W seniorach każdy patrzy na wyniki i nawet świetny szkoleniowiec, który przegrywa, długo nie będzie pracował. Na 18 zespołów ponad 50 procent trenerów w drugiej lidze straciło pracę w trakcie rozgrywek. Niewątpliwie mam tu szkołę życia.
Tęskni pan jeszcze trochę za Legią?
- Pewnie, że tak. Legia dała mi wszystko - rozwój i szansę stania się dobrym trenerem. Zawsze będę tę pracę wspominał dobrze. Mam tu wielu przyjaciół i na pewno nie zamykam sobie drogi na Łazienkowską. Może będę tu jeszcze kiedyś pracował? Dziękuję stołecznemu klubowi, że ukształtował mnie jako szkoleniowca.
W Legii był pan powiedzmy wprost, trybikiem wielkiej machiny. W Pruszkowie pełni już pan rolę koła zamachowego.
- W Zniczu trener decyduje o większej ilości rzeczy sam - wiele zależy ode mnie. Mam jednak taki charakter, że lubię być tym kołem zamachowym. W Legii też starałem się podejmować różne decyzje, ale przy Łazienkowskiej był jeszcze dział skautingu dyrektor sportowy i tak dalej. Myślę, że potrafiłem się jednak dostosować do tamtych warunków.
Słyszałem, że został pan kilka razy zaczepiony w Pruszkowie przez kibiców, którzy mówili, żeby pan nie odchodził ze Znicza. Czuje się pan tam doceniany?
- W Zniczu panuje świetna atmosfera, w szatni, ale i na trybunach. Na którymś meczu moje nazwisko było skandowane już w pierwszej minucie i to dawało do myślenia. Nic takiego nie zrobiłem w Pruszkowie, by mieć tak dobrą prasę, ale to naprawdę miłe. Wiele osób kibicuje też tam Legii i jestem utożsamiany z tym klubem, niektórzy pamiętają, że odnosiłem sukcesy z młodzieżą na Łazienkowskiej.
- Na początku nie było dopingu, potem się pojawił. Kibice wyczekują meczu z Lechem Poznań, na którym pojawi się nawet oprawa. Wszystko wygląda naprawdę fajnie. Wsparcie fanów bardzo pomaga. W Młodej Ekstraklasie i III lidze brakowało takich żywiołowych reakcji, a to jednak dodatkowe doświadczenie i nauka.
Zajmując piąte miejsce w drugiej lidze i tracąc pięć punktów do miejsca premiowanego awansem, o co zamierzacie walczyć wiosną?
- Jestem ambitnym człowiekiem i ambicji wymagam też od zawodników. Mamy możliwości, by walczyć o awans. Wiele zespołów powalczy o pierwszą ligę i wierzymy, że też będziemy w tym gronie. Podchodzimy do tego jednak spokojnie, ale chcę stworzyć duch drużyny i zespół, który będzie parł do przodu.
- Ostatnio prowadziłem rozmowy indywidualne z zawodnikami. Nikt nie chce odchodzić! Wszyscy chcą zostać i powalczyć dalej. Klub jest zadowolony z tego co się dzieje i teraz wszyscy oczekujemy lepszych wyników.
Puchar Polski jest taką wisienką na torcie po tej rundzie.
- Faktycznie tak jest. Na początku w Zniczu było takie założenie, że puchar się nie liczy. Mam jednak filozofię podobną do trenera Berga i interesuje mnie wygrywanie na każdym froncie. Chcemy zajść jak najdalej, a przed nami dwumecz z Lechem Poznań. Chciałbym zagrać z Legią, ale niestety do takiego spotkania może dojść dopiero w finale. Marzenie jest jednak do spełnienia. Teraz czeka mnie koleżeńskie starcie z Maćkiem Skorżą. Na razie to dla nas wielka przygoda, ale może jeszcze trochę namieszamy?
Wystarczy finał i Znicz zagra w europejskich pucharach (śmiech).
- Tak daleko myślami nie wybiegamy (uśmiech). Wierzę, że Znicz dobrze się spisze w dwumeczu z Lechem. Korzystając z okazji, już teraz zapraszam kibiców Legii na spotkanie z „Kolejorzem”. Wsparcie zdecydowanie nam się przyda.
Znicz legitymuje się młodą defensywą. Nie boi się pan, że w takim meczu presja przeszkodzi pruszkowskim piłkarzom?
- Graliśmy już z dobrymi zespołami, bo za takie uznałbym Termalicę Nieciecza i Zagłębie Lubin. Przeciwko lepszym ekipom gra się jednak lepiej, bo to poukładane drużyny. Mamy młodych piłkarzy, ale rolą trenerów jest zdjęcie z nich presji. Mam nadzieję, że pokażą wszystkie swoje umiejętności. Większa presja ciąży na Lechu, poznaniacy nie mogą sobie pozwolić na odpadnięcie i podchodzą do wszystkiego profesjonalnie. Już jesienią z Wielkopolski przysłano ekipę, która nagrywała nasze spotkania i potem miała rozpocząć analizę Znicza. Jesteśmy w lepszej sytuacji.
Pan analizuje już Lecha?
- Jeszcze nie, bo w poznańskiej drużynie może dojść do kilku zmian. Będziemy to robić, ale dopiero w nowym roku.
Dobrze się pan czuł w medialnej otoczce Pucharu Polski? Wywiady, mecze na żywo w telewizji…
- Bardzo dobrze. Nie ukrywam się przed mediami. Sukcesy nakręcają i od początku wierzyłem, że pokonamy Zagłębie Lubin. Piotr Stokowiec nigdy mnie nie ograł i tak samo było też w Pucharze Polski. Byłem dobrej myśli i wszyscy byliśmy świetnie zmobilizowani. Przeciwnicy zasłużenie odpadli, bo byliśmy lepiej zorganizowani.
Łatwo było opanować szatnię Znicza? Kilku piłkarzy z charakterem, kilku lubiących się zabawić…
- Jestem mile zaskoczony, bo drużyna szybko zaczęła współpracować i okazała się bardzo dobrze dobrana. W szatni panuje fajna atmosfera. W Zniczu udowodniłem piłkarzom, że wiem co robię. Nie bałem się rotować i w ostatnich kolejkach posadzić na przykład kapitana drużyny na ławce, bo uznałem, że jego postawa na boisku nie była na tyle dobra, by wychodził na boisko w podstawowym składzie. Myślę, że gracze doceniają taką sprawiedliwą ocenę.
- Nie jestem trenerem, który próbuje od razu pozbyć się jakiś gagatków, którzy mu nie pasują. Ja takich z trzech-czterech mam, ale uważam, że lepszym sposobem na załatwienie problemów jest rozmowa. Niektórzy są trudni, ale najłatwiej byłoby ich wykopać z zespołu. To nie jest dobra opcja. Rolą trenera jest nauka i kształcenie.
Postawił pan na młodych. U pana zaczęli grać m.in. Nawrocki czy Kraska. Ostatnio na testach był Patryk Kun. Jest pan trenerem od dawania szans?
- Myślę, że jestem przede wszystkim trenerem, który potrafi dostrzec potencjał u zawodnika. Oczywiście daję szansę młodym, ale najpierw taki piłkarz musi sobie zapracować na wyjście na boisko. Nie boję się rotować składem i stawiać na tych, którzy nie mają nawet 20 lat. Kiedy będę miał mocniejszą pozycję w Zniczu, to pewnie będę starał się wprowadzać do składu kolejnych, Nie można patrzeć na nazwiska, a na poziom piłkarzy i ich umiejętności. Ostatnio dałem w sparingu szansę chłopakowi z rocznika ’99 i chłopak dał sobie radę.
Kto zaskoczył pana w Zniczu przez ostatnie pół roku?
- Chyba Maciek Górski. Przed sezonem dzwoniłem do niego i Kuby Araka. Obaj teraz mają po 9 goli i zajmują drugie miejsce w klasyfikacji strzelców drugiej ligi. Pierwszy zdecydował się na przyjście do Znicza i to chyba jego najlepsze pół roku w karierze. Dałem „Góralowi” zadanie - zdobycie 10 bramek w rundzie i wywiązał się z niego. Cały zespół dobrze sobie jednak poradził, okazało się, że to wielcy profesjonaliści. Nie muszę pilnować chłopaków jeśli chodzi o odżywki czy wyżywienie - oni sami o to dbają, a przy Łazienkowskiej nie zawsze wszyscy to doceniają.
Ostatnie pół roku było początkiem przywracania 24-letniego Górskiego do większej piłki?
- Postawiłem na niego i odpłaca mi się za to dobrą grą. Wielu zawodników mówi mi, że trenerzy boją się stawiać na młodych. Na Maćka też nikt w ostatnich latach nie zdecydował się tak mocniej. Ode mnie Górski dostał kredyt zaufania i obaj możemy być szczęśliwi. Piłkarzom trzeba wierzyć, wtedy będą robili postępy. Niektórzy skreślają zawodników tylko przez wiek, często bramkarz jest młodzieżowcem, bo szkoleniowcy boją się, że inaczej osłabią sobie siłę w polu. Uważam, że proporcje muszą być zachowane, a młodość napędza.
Czuje się pan prekursorem stawiania na młodych w drugiej lidze?
- Chciałbym żeby tak było, ale nie mnie to oceniać. Czas na podsumowania dopiero przyjdzie, dopiero kolejne pół roku pokaże na co stać moich zawodników. Cieszę się, że Znicz to perspektywiczna ekipa, która może tylko się rozwijać.
Najlepsi piłkarze Znicza jesienią, to…
- Na pewno Górski. Kto jeszcze? Objawienie - młody Igor Biedrzycki, który pierwotnie miał być rezerwowym. Poza tym Artur Januszewski, który jest kapitanem i trzonem zespołu. Dodałbym jeszcze Daniela Nawrockiego, który w drugiej połowie pokazał, że może wysoko zajść. On swoją techniką i umiejętnościami robi różnicę na boisku. Fajnie prezentował się też Maksymilian Banaszewski, ale pod koniec nie wytrzymał trudów rundy. Całościowo dobrze jednak wyglądaliśmy pod względem motorycznym i to strasznie cieszyło.
Nie boi się pan, że jednak ktoś odejdzie i zrobi się trudniej?
- Nie ma ludzi niezastąpionych, co w Pruszkowie pokazało odejście Adriana Paluchowskiego. Po rozmowach z zawodnikami nie wierzę, że odejdzie nagle pół zespołu. Każdy chce pokazać się z Lechem Poznań i powalczyć o awans do pierwszej ligi. Jedynym, który zrezygnował sam był Michał Płotka i lepiej, żeby poszukał sobie innego klubu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.