Dariusz Mioduski: Czas rewolucji minął
23.05.2018 09:15
To był najtrudniejszy sezon, odkąd jest pan przy Legii?
- Legia to generalnie najtrudniejszy projekt mojego życia. W moim życiu pojawiło się kilka wyzwań, ale to inna skala. Nie jestem jednak w stanie wskazać najtrudniejszego momentu. Od początku było pod górkę. Na przestrzeni sezonu było widać, że emocje wchodziły na wysoki poziom - każda wygrana wiele znaczy dla Legii. Wiem też, ile znaczyłby brak mistrzostwa, od strony organizacyjnej czy finansowej. Chcemy zwyciężać na boisku, ale budujemy też fundamenty projektów, które mają nam pozwolić na krok do przodu. Za nami mała rewolucja i mam nadzieję, że wszystko pójdzie ku stabilności. W normalnej pracy można sobie dać trzy lata na wyniki. Tutaj… Trzeba mieć rezultaty i dokonywać zmian jednocześnie.
Znowu kamień spadł z serca?
- Moja radość sprowadza się do sekundy. W kolejnej myślę już o przyszłości. To zła cecha charakteru, ale nie mam tak i już. Często mi się to zarzuca, ale… Doceniam wewnętrznie podwójną koronę, czuję pewnego rodzaju ulgę, ale potem trzeba myśleć o kolejnych celach.
Legia wygrała w słabej lidze.
- Wkurza mnie takie mówienie. Musimy przestać twierdzić, że polska liga jest słaba. Nie mamy rozgrywek, które są pełne graczy o doskonałej technice. To jednak liga, która jest strasznie trudna, bardzo konkurencyjna. Mamy produkt z fajnymi stadionami, ładnie opakowany. To jednak produkt atrakcyjny dla kibiców, walka o mistrzostwo toczy się do końca. Weryfikacja w Europie? Nasze kluby są wykończone po lidze. Trzeba też uzupełniać kadry, bo najlepsi odchodzą. Ranking UEFA powoduje, że będzie coraz gorzej. Układ sił w Europie został zacementowany.
Gra się w pewnym stopniu skończyła, bo bez zmiany systemu, Ekstraklasa nie zostanie szóstą czy siódmą najlepszą ligą w Europie. Musimy dbać o to, by w naszym kraju było kilka dobrych zespołów. Górnik, Wisła Płock, a nawet Korona zaczynają dostrzegać, że warto szkolić i stawiać na młodzież - należą się im brawa. Skoncentrujmy się na tym, by rozwijać Ekstraklasę.
Dean Klafurić dał panu do myślenia swoimi wynikami z Legią?
- Z każdym meczem, jego szanse się zwiększały. Wynik był kluczowy, bo bez zdobycia mistrzostwa, problem dotyczące zrobienia kolejnych zmian byłby mniejszy. Klafurić wprowadził spokój, dołożył swoją wiedzę Tego potrzebowała drużyna. Całość złożyła się na sukces. Nie jest jednak przesądzone, że zostanie na kolejny sezon. Nadal mamy trzech kandydatów. Dean jest jednym z nich, a po mistrzostwie i Pucharze Polski jego pozycja się wzmocniła. Myślę, że Legia nie pokazywała jego filozofii, bo trzeba było zdobyć mistrzostwo. Dobre przygotowanie taktyczne i dyscyplina są bardzo ważne. Chcemy ofensywnej gry, ale trzeba też pamiętać o specyfice Ekstraklasy.
Jego pozostanie zależy od tego czy pozostałe opcje wypalą?
- Nie. Pierwszy trener musi być częścią filozofii, która jest w trakcie zmiany. Zależy nam na tym, by szkoleniowcy wpasowali się w nasz model. Ma wnieść dodatkowe aspekty, ale utożsamiać się z naszym projektem. To główne kryterium. Klafuricia znamy obecnie najlepiej, ale koncentrował się na krótkoterminowym celu. Teraz czekają nas rozmowy dotyczące całości. Z innymi mogliśmy już porozmawiać. Musimy dać sobie trochę czasu, najbliższe dwa tygodnie. Zimą przeszliśmy przez najtrudniejszy okres, bo dokonaliśmy zmian w składzie drużyny. Chcemy, by latem było jak najmniej turbulencji. Mogę zapewnić, że nie zatrudnimy Gheroghe Hagiego czy Adama Nawałki. Drugi ma kadrę i mundial. Pierwsze nazwisko wyklucza fakt, że nie skupiłby się w stu procentach na klubie, bo ma własną akademię. Adrian Gula? Fajny trener, ale gdyby wszystko zależało tylko od niego, to nie zastanawiałby się nad objęciem Legii nawet przez trzy minuty.
A Urs Fischer?
- Jego najsilniejszą stroną jest fakt, że przyszedł do klubu utytułowanego i potrafił podtrzymać serię. To przedstawiciel starszej szkoły. Ma doświadczenie i wiele aspektów jego pracy można odebrać pozytywnie.
Nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach. Chcemy trenera, który jest nowoczesny i korzysta ze wszystkich możliwych narzędzi. Zależy mi, by szkoleniowiec miał charyzmę, ale pewne kompromisy zawsze muszą się pojawić. Nie jesteśmy tak bogatym klubem, by zatrudnić idealnego szkoleniowca
Zimowe wzmocnienia istotnie pomogły w sięgnięciu po dublet?
- Zimowe okno transferowe można ocenić przynajmniej jako niezłe. Czterech zawodników zakupionych w tym roku, regularnie wychodziło na boisko w pierwszym składzie. Cafu wkomponowuje się w zespół. Pojawili się tacy, którzy grali poniżej oczekiwań. Wielu pomyśli o Eduardo, ale pamiętajmy, że był opcją obarczoną lekkim ryzykiem. Mógł dać nam wiele na boisku, ale kiedy to nie wychodziło, to pomagał drużynie doświadczeniem. Młodzież mogła korzystać obserwując go na treningu. To profesjonalista. Zadbaliśmy również o przyszłość inwestując w Briana Iloskiego czy Mikołaja Kwietniewskiego. Zależy nam, by patrzeć do przodu, w stronę młodych graczy. Również tych, którzy przebywają obecnie na wypożyczeniach.
Ostatnie transfery wyszły nam znacznie lepiej niż letnie, muszę to przyznać. Wtedy jednak wiele się nauczyliśmy. Takie lekcje, długoterminowo, są bardzo przydatne. Jakich? Nie powiem.
Latem nie będzie kolejnej rewolucji?
- Nie. Potrzebujemy wzmocnień na lewej stronie obrony, skrzydle oraz w ataku. Myślimy jednak o graczach, którzy uzupełnią kadrę i dodadzą rywalizacji. Zawsze walczymy o mistrzostwo Polski, ale przed nami jeszcze trudniejsza niż w poprzednich latach, walka o fazę grupową europejskich pucharów. Dostanie się do Ligi Mistrzów będzie bardzo trudne patrząc na nowe zasady. Naszym celem jest faza grupowa Ligi Europy.
Musimy się zastanowić nad ostatecznym kształtem kadry przed nowym sezonie. Pomyślimy o losach Mauricio. Eduardo? Sam musiałby wyrazić chęć odejścia. Ma kontrakt, a osobiście doceniam jego profesjonalizm i fakt, że nie narzekał, a pracował. Hildeberto? Tak, wraca do Legii, ale pomyślimy o kolejnym wypożyczeniu. To zawodnik z niesamowitym potencjałem piłkarskim, choć musi sobie poradzić z kwestiami mentalnymi. Niektórym kończą się umowy. To trudne decyzje. Inaki Astiz i Łukasz Broź to fajni ludzie, którzy grają na poziomie. Hiszpan był ostatnio podstawowym defensorem, z którym dobrze grało się Pazdanowi i Remy’emu. Nie można wykluczyć rozmów z tą dwójką.
Legii nie brakuje graczy utożsamiających się z drużyną? Czy nie jest w niej zbyt mało Polaków?
- Zbyt mało? Nie sądzę. Pamiętajmy o naszych młodych graczach na wypożyczeniach. Naszym celem jest to, by w Legii grali najlepsi dostępni na rynku Polacy, gracze z Ekstraklasy. Pozyskiwanie graczy z Ekstraklasy jest trudne. Pozyskanie Carlitosa? To raczej nie do zrobienia. W kwestii Recy nie doszliśmy nawet do momentu, w którym moglibyśmy rozmawiać o cenach. Sam Mateusz Wieteska, legionista, zrobił ogromne postępy na wypożyczeniu. W rodzinnym mieście budujemy dla niego ośrodek treningowy (śmiech). Jego przyszłość to dla nas kolejna poważna decyzja, którą wkrótce podejmiemy. Chcemy jednak, by adepci legijnej akademii mogli się jak najmocniej rozwijać. Każdą sytuację rozpatrujemy indywidualnie. Ściągając Wieteskę, trzeba być pewnym, że będzie u nas grał. Jeśli miałby siedzieć na ławce rezerwowych, powinien przez kolejny rok pozostać w innym klubie. Podobnie jest z Konradem Michalakiem, który robi postęp, ale w Legii musi pokazać jeszcze więcej. Przesądzone jest, że wróci Radosław Majecki, który jak równy z równym powalczy z Malarzem i Cierzniakiem. Okazję do pokazania się dostanie zapewne Mateusz Żyro, który kolejny sezon spędzi pewnie na wypożyczeniu do Ekstraklasy. W przyszłości widzimy w nim obrońcę pierwszego zespołu Legii.
To jest Legia. Z drużyną, która grała jesienią, nie zakwalifikowaliśmy się jesienią. Nie chodzi o to, by grali Polacy, ale o to, by grali najlepsi. Nie ma klubu w naszym kraju, który nie chciałby mieć graczy tej samej narodowości. jest jednak tak, że ekipy z Ekstraklasy wolą sprzedawać piłkarzy za granicę, nawet za mniejsze kwoty, niż do Legii za większe. Kluczem jest jednak akademia, byśmy nie musieli polegać na tym czy ktoś łaskawie nam sprzeda zawodnika czy jednak nie.
Czy któraś decyzja w trakcie ostatniego sezonu była zła?
- Nie wiem, lecz prawda jest taka, że teraz przy Łazienkowskiej mamy dwa trofea. Wydaje mi się, że w danych chwilach podejmowałem optymalne decyzje. Tak było choćby w przypadku zwolnienia Romeo Jozaka. Nie jest jednak tak, że są źli i dobrzy trenerzy. Wiele zależy od sytuacji danego klubu. Chcemy wyjść z tego, by nie dobierać szkoleniowców do chwil, które akurat dotyczą zespołów. Kiedy zatrudniałem Chorwata, nie miałem wielu opcji. Potrzebowaliśmy psychologa i Jozak poradził sobie z tym zadaniem. Odchodząc nie dało się poczuć, by ktoś odetchnął, bo nie stracił szatni. Jego największym błędem mogło być to, że za rzadko korzystał z Klafuricia.
Jak można ocenić pierwsze miesiące pracy Ivana Kepciji, dyrektora technicznego?
- Zakontraktowaliśmy Ivana przed Romeo Jozakiem, niezależnie od szkoleniowca. Opowiedział nam o trenerze i razem podjęliśmy decyzję. Miał na jego temat wiedzę i z niej korzystaliśmy, ale kiedy przyszedł moment zwolnienia, podszedł do tego bardzo profesjonalnie. Kepcija wiedział, że może być tak, że z czasem zwolni szkoleniowca. Jego pracę od początku oceniam bardzo dobrze.
A na ile mistrzostwo przełoży się na sytuację finansową bez patrzenia na europejskie puchary?
- Każdy polski klub walczy o ogień. Nie jest tajemnicą, że nasz budżet skonstruowany jest tak, że awans do fazy grupowej Ligi Europy jest w niego wkalkulowany. Tak samo jest i teraz. Nie mamy innego wyjścia, bo struktura kosztowa od trzech lat jest taka, a nie inna. Mamy kontrakty, które musimy wypłacać, a przy tym należy utrzymywać jakość. Nie chcę ograniczać kosztów, chcę zwiększać przychody. Gra w fazie grupowej europejskich pucharów jest tego częścią składową. Chciałbym, by to się zmieniło, ale potrzeba na to czasu. Na ten moment, rok bez gry w LE czy LM sprawia, że musimy posiłkować się zewnętrznym finansowaniem, a zwłaszcza moją kieszenią.
Wyjazd do USA miał pomóc w kontekście finansowej przyszłości? Pytanie, czy nie przeszkodził w przygotowaniach do rundy wiosennej.
- Musimy w Polsce myśleć o czymś więcej, a nie o patrzeniu tylko pod stopy. Można powiedzieć, że byśmy biegali po lasach i górach… Zostaliśmy jednak pierwszy raz zaproszeni na taki turniej, co pokazuje, że może nasza reputacja jest jednak na wyższym poziomie. Fakt, nie byliśmy doskonale przygotowani na taki wyjazd, ale to była pierwsza taka sytuacja. Mieliśmy mało czasu na rozeznanie. Dziś wiemy, że na pewno nie zagramy meczu tuż po przylocie. Z punktu widzenia naszej marki, co daje różne możliwości sportowe i finansowe, nawiązaliśmy także kontrakt z naszymi fanami, którzy są w USA. Mogliśmy zrobić pewne rzeczy o wiele lepiej, ale czy to był główny powód późniejszej sytuacji? Chyba nie. Mogę powiedzieć, że z naszych wewnętrznych statystyk widzieliśmy, że byliśmy nieźle przygotowani fizycznie do rundy wiosennej. W końcówce sezonu nie mieliśmy problemów kondycyjnych. Gracze nie mieli praktycznie żadnych urazów mięśniowych. Co, jeśli za rok pojawi się okazja do podobnego wyjazdu? Nie wykluczymy tego. Organizatorzy byli pod dużym wrażeniem liczby naszych kibiców na trybunach. Najchętniej jeździlibyśmy na takie zawody latem, ale biorąc pod uwagę terminy kwalifikacji europejskich pucharów, jest o to trudno.
Przez ostatni rok pojawili się inwestorzy chętni do kooperacji w projekcie o nazwie Legia?
- Mamy pozycję, która daje nam silniejszą kartę przetargową - tu też mowa o kwestiach sportowych. Nie prowadzę i przez ostatni rok nie prowadziłem rozmów z potencjalnymi inwestorami. Nie było takich propozycji.
Co ze sponsorami? Jest m.in. wolna nazwa stadionu.
- Prowadzimy pewne rozmowy, ale to nie jest łatwy temat. Podjęliśmy świadomą decyzję, by nie wiązać się z kimkolwiek. Mamy pewne wymagania i jeśli nie zostaną spełnione, to wolimy nie mieć sponsora nazwy stadionu. Jesteśmy najlepszym klubem w Polsce, który musi się cenić. Łatwo byłoby coś sprzedać taniej i mieć to z głowy, ale ostatecznie dla sponsorów nie byłoby to też najlepsze rozwiązanie. Za coś topowego, płaci się niesamowite pieniądze i tak trzeba do tego podchodzić.
Chcecie latem zarobić na sprzedaży piłkarzy?
- Oferty za m.in. Szymańskiego czy Niezgodę wciąż się pojawiają, ale nie przyjmujemy ich. Obaj powinni wciąż grać w Legii. Chcemy pokazać, że możemy przygotować zawodników do wyjazdu. Tak, by nie zaginęli po transferze. Szymański może stać się jednym z liderów Legii, a z czasem wykorzystać potencjał tak, by chciały go najlepsze kluby w Europie. Potrzebujemy udanych transferów, by budować naszą reputację. Najwyższa oferta za Szymańskiego? Jak odejdzie z Legii, to nowy klub zapłaci za niego największą kwotę w historii polskiej ligi. Tak mogłoby być już teraz.
A nowy kontrakt telewizyjny?
- Ekstraklasa jest obecnie najbardziej pożądanym produktem na polskim rynku sportowym i bardzo dobrze! Kluby potrzebują pieniędzy z praw po to, by rozwijać się i zatrzymywać najlepszych graczy. Nie rozumiem czasem tytułów takich jak "Ekstraklapa", bo wreszcie pozostanie mówienie i pisanie o ligach zagranicznych. Dziwie się, że wracając z meczu Wisła - Legia, w radiu nie powiedziano o rodzimej lidze, a o Serie A czy Premier League.
Biznesu nie psują takie sytuacje, jak w Poznaniu?
- Oczywiście, ale nie można tego zostawić w rękach klubu. Potrzebujemy pomocy rządu - odpowiednich przepisów, nieuchronności kary. Jeśli policja chce, to kluby muszą przekazać wszystkie materiały wideo. Organy państwa muszą pokazać wolę, mają wszystkie narzędzia. Obecny rząd ma potencjalnie największe możliwości, by coś z tym zrobić. Czuję, że zbiera się moment, w którym coś może się ruszyć. Pamiętajmy jednak, że to problem Europy, polaryzacji społeczeństwa i przenoszenia jego nastrojów na stadiony. Państwo nie powinno mieć problemu, by to rozwiązać.
Niedzielna sytuacja nie była łatwa dla Lecha, pod każdym względem. Nie zazdroszczę im. Ujemne punkty? To byłoby zbyt drakońskie, a wręcz niesprawiedliwe. Co takiego zawinił klub? Bez systemowych rozwiązań nie można było zrobić wiele więcej. To nasz rywal, ale potrzebujemy silnych przeciwników, mocnego Lecha. Zawsze będziemy chcieli wygrać, ale uważam, że w Poznaniu jest problem szerszy, nie tylko taki, z którym trzeba poradzić sobie samemu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.