Dariusz Mioduski: Vuković ma spokój
07.10.2019 08:00
Patrzy pan na Legię w zgodzie z zasadą „tu i teraz” czy jednak zerka bardziej w przyszłość?
- Rozmawiamy na budowie Legia Training Center. Jesteśmy w takim miejscu, że gdybym patrzył na to co tu i teraz, to nie stalibyśmy tutaj. Kibic, który interesuje się tylko pierwszym zespołem i jego wynikami, może nie do końca rozumieć, co dzieje się w tym miejscu. Rozumiem to, bo liczy się dla mnie stan obecny, ale jako właściciel i prezes Legii, który nie jest tylko urzędnikiem „na dziś”, a myśli o przyszłości, decyduję się na inwestycje dotyczące przyszłości klubu. To jedna z działalności klubu, projekt transformacyjny. Takim był kiedyś stadion i co by nie mówić o poprzednich właścicielach - można ich lubić lub nie - trzeba pochylić głowę i powiedzieć „dziękuję bardzo”. Gramy na obiekcie, który także wpływa na naszą aktualną pozycję. Następną taką rzeczą jest ośrodek w Książenicach. Nie ulega mojej wątpliwości, że za pięć-dziesięć lat, myśląc o tym, co spowodowało, że Legia jest tam, gdzie jest, a więc jest najlepszym klubem w Polsce, to będzie to projekt, który w dużej mierze się do tego przyczynił.
Budowa ośrodka przebiega bardzo szybko. To antidotum na codzienność, czasami niezbyt optymistyczną czy dobrą?
- Można tak powiedzieć. To najtrudniejsze w mojej roli: przeżywam każdy kolejny mecz, przejmuję się, jeśli nie idzie tak, jak powinno iść. W tym sezonie nie jest tak, jak chciałbym do końca by było. Mimo wszystko pierwszy raz od trzech lat widzę, że zaczynamy iść w kierunku, w którym powinniśmy iść. Uwolniliśmy się od ciężaru przeszłości. Mamy czystą kartę, możemy budować zespół tak, jak chcemy. Działają procesy wewnętrzne. Jest również współpraca pomiędzy działem sportu, pierwszą drużyną, akademią, całym sztabem i resztą klubu. Nie wszystko działa perfekcyjnie, ale nigdy tak nie będzie. Jest tak, jakbym chciał. Nie ma jeszcze tego ostatecznego wyniku, ale idziemy w tym kierunku i wiemy, co musimy zrobić. Jestem dużym optymistą, ale bez tego, co dzieje się z tyłu i przygotowuje nas do dobrego funkcjonowania - także po stronie ludzkiej - byłoby trudniej. Tworzymy projekty, które nie dotyczą tylko strony sportowej. Po to, klub się digitalizuje, odpalamy nową stronę internetową, bo chcemy lepszego kontaktu z kibicami. Zależy nam, by fani wiedzieli, czym jest klub, jak to wszystko wygląda. To kroki, które wykonujemy, ale nie może być rezultatów tylko tu i teraz. Z czasem wszyscy mogą uznać, że tak musiało być, ale… wcale nie musiało.
Mowa o zmianach: ostatnio z klubu odeszło kilkanaście osób, kolejne zostały zatrudnione. Może pan naświetlić kwestię tych roszad? Dużo dyskusji na ten temat pojawiało się m.in. na Twitterze.
- Tego nawet nie wiem, bo „zszedłem” z Twittera, który stał się rzeką hejtu, a nie konstruktywnym narzędziem do wymiany poglądów i komunikacji. Mam konto, ale na nie nie zaglądam.
Z punktu widzenia kibica, który nie rozumie do końca tych kwestii, nie jest wewnątrz i jest stymulowany z zewnątrz poprzez różne osoby czy ośrodki, które nie życzą nam dobrze, może pomyśleć, że pojawia się chaos i nie jest dobrze. Jakiś czas temu rozpoczęliśmy proces przyśpieszonej transformacji. Popełniane są jakieś błędy, czasem wydaje się, że ktoś idealnie pasuje do danej roli, a ostatecznie okazuje się, że tak nie jest. Jest pewna angielska zasada, wedle której nie warto czekać i jeśli coś się nie udaje, to trzeba nadal próbować i dokonywać zmian. Gdy widzę, że coś nie działa, to wolę działać i spróbować innego rozwiązania. Sytuacja się stabilizuje, zaczynamy rozumieć, o co nam chodzi. Trzeba też pamiętać, że to, co chcemy robić, nie dzieje się w każdym klubie piłkarskim. Chcemy przygotować się do tego, by Legia była w stanie konkurować w Polsce, ale też poza nią. Ma nam w tym pomóc odpowiednia organizacja. Tak, wciąż wiele rzeczy nie jest idealnych, ale chcemy je poprawiać.
A jak wspomniana zasada odnosi się do sztabu pierwszego zespołu. Do tej pory okolice września były przeklęte dla poprzednich trenerów.
- Trener Aleksandar Vuković ma spokój pod tym względem. Wiem, że jak ludzie usłyszą, że Mioduski wspiera trenera, to znaczy, że zaraz go wyrzuci albo będzie gorąco. Głównym powodem, dla którego to mówię jest fakt, że w osobie „Vuko” mamy człowieka, który rozumie, w którym kierunku ma zmierzać Legia. Wpisuje się w zespół, który zmierza w odpowiednią stronę. Nie patrzymy teraz tylko na to, czy uda mu się konkretny mecz czy nie. Szkoleniowiec jest jednak niezwykle ważną częścią i musi wpisywać się w filozofię. Czasami pewne wybory nie są do końca optymalne z dzisiejszego punktu widzenia, lecz są optymalne w kontekście rozwoju klubu. Cieszę się, że tak jest i tak samo wygląda to z Radosławem Kucharskim, Tomaszem Kiełbowiczem oraz zespołem akademii - Jackiem Zielińskim i Richardem Grootscholtenem. Czuję, że mam zespół po jednej stronie boiska.
O jakich nieoptymalnych rzeczach mowa?
- Każdy trener, a zwłaszcza ten pracujący w Legii, myśli głównie o wyniku w danym meczu. Rozumiem, że takie jest oczekiwanie kibiców. Szkoleniowiec musi jednak myśleć też o sposobie konstruowania drużyny i co będzie w kolejnych oknach transferowych, a także jakie są ograniczenia. Nie po to stoimy w tym miejscu, budujemy ośrodek i system szkolenia, by było to potem oderwane od zespołu. Inaczej mówilibyśmy o jakimś księżycowym projekcie. Musimy szkolić zawodników, którzy będą wyszkoleni tak, by pasowali do pierwszej drużyny. Widać po naszych graczach, Majeckim, Karbowniku, Praszeliku czy wcześniej Szymańskim, że są w stanie to robić. Mamy również Kostorza, a schodząc niżej, widać potencjał u Cielemęckiego, Mosóra, Włodarczyka… W Legii jest rzesza młodzieży, która może stać się dobrymi zawodnikami na poziomie Polski i Europy. Mamy wiele talentów, a nasz system ma doprowadzać do tego, by przeradzały się one w piłkarzy z wysoką jakością. Zapewniamy młodzieży najlepszy rozwój, a ośrodek będzie kolejnym argumentem, by ściągać tu juniorów z wysokim potencjałem.
Jeszcze słowo o innym temacie. Ostatnio wybrano nową radę nadzorczą Ekstraklasy S.A. Jak odczytywać jej wybór i obecność Jarosława Mroczka z Pogoni, który „wygryzł” Karola Klimczaka z Lecha?
- Przekonamy się, ale mam nadzieję, że nie będzie to zapowiedź istotnych zmian. Zawsze może być lepiej i pod tym względem można myśleć o modyfikacjach. Trzeba jednak uznać, że o dotychczasowych działaniach Ekstraklasy można mówić w samych superlatywach. Udało się osiągnąć więcej, niż zakładano. Myślę tu o kwestii praw medialnych, sponsorów czy innych aktywności, którymi zajmuje się spółka. W biznesie na ogół jest tak, że jeśli prezes zarządu „dowozi” więcej niż początkowo się spodziewano, to zwykle zostaje on na swoim stanowisku. Tutaj stało się tak, że Karol Klimczak nie znalazł się w ogóle w składzie rady nadzorczej, więc nie będzie też jej szefem. Musimy się zastanowić co robić, by wciąż było lepiej. Spodziewałem się merytorycznej dyskusji, choćby wyrażenia zdania ze strony kandydatów, co chcą zrobić, by zarabiać więcej pieniędzy, poprawić pozycję ligi czy co czynić, by kluby lepiej funkcjonowały. Tego nie było, a były ciągłe rozmowy o procedurach, o których powinni rozmawiać prawnicy. Prezesi poważnych klubów powinni jednak dyskutować o kwestiach strategicznych. Stąd zgadzam się ze zdaniem Zbigniewa Bońka (poniżej jego wypowiedź na „Twitterze” - red.). 14 października ma się odbyć kolejne posiedzenie rady nadzorczej i mam nadzieję, że będziemy kontynuowali dalszą pracę nad rozwojem ligi. Wtedy zostanie też wybrany nowy przewodniczący.
A chciałby pan zostać prezesem rady nadzorczej Ekstraklasy?
- W ogóle o tym nie myślałem, bo nie spodziewałem się, że w zarządzie nie będzie Karola Klimczaka. Jako przewodniczący, wykonywał dobrą robotę. Zakładałem, że będzie kontynuował swoją pracę. Zobaczymy, co będzie dalej. Uważam, że proces wyboru rady i przewodniczącego powinien zostać odpolityczniony. W docelowym modelu to stanowisko powinno trafiać do prezesa aktualnego mistrza Polski. Musimy się zastanowić, co chcemy osiągnąć i w jaki sposób.
Mniejsze kluby zaczynają mocniej bić się o większy kawałek finansowego tortu?
- Trzeba się koncentrować na pracy, by tort stawał się duży. W tej chwili jest znacznie większy niż do tej pory. Na tym skorzystali wszyscy, włącznie z mniejszymi klubami, ale jeśli myślą one, że tort zawsze będzie już duży lub sam się upiecze, to tak nie będzie. Trzeba się nad tym starać i pracować. Należy jednak zauważyć, że w każdej lidze są „konie pociągowe” - kluby, dzięki którym wzrasta zainteresowanie i przybywa kibiców. Polska nie jest wyjątkiem. Jesteśmy dużym krajem i takich klubów powinno być więcej niż jeden czy dwa. Małe kluby na koniec będą beneficjentem tego, co wypracują ci więksi.
Ci "mniejsi" to rozumieją?
- Nie wiem. W niektórych rozumieją, bo są tam rozsądne osoby. Są też takie, gdzie nie patrzy się strategicznie, ani nie myśli o tym, co będzie za pięć-sześć lat. Jest za to patrzenie tu i teraz, a z takim myśleniem jest problem, bo prowadzi to do decyzji, które nie są najlepsze z punktu widzenia rozwoju.
Rozmowa została przeprowadzona w piątek (04.10) przy okazji wizyty Mioduskiego na budowie LTC.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.