Europejski poziom
15.06.2002 23:02
CZERWIEC 2002 roku jawi nam się jako jeden z najczarniejszych okresów w polskim piłkarstwie. Futbolowa Polska na chwilę zamarła w bezruchu (także transferowym), by śledzić poczynania biało-czerwonych w Korei. Jak skończyły się boje chłopców Jerzego Engela, każdy wie. Tymczasem w cieniu wielkiej imprezy w niedalekiej Ukrainie swój wielki sukces przeżywali Wojciech Kowalewski i Mariusz Lewandowski. Szachtar Donieck zdobył w tym sezonie Puchar Ukrainy i mistrzostwo kraju. Za każdym razem pozostawiając w pobitym polu wielki klub ukraińskiego futbolu, Dynamo Kijów.
Wywiad z Wojciechem Kowalewskim
CZERWIEC 2002 roku jawi nam się jako jeden z najczarniejszych okresów w polskim piłkarstwie. Futbolowa Polska na chwilę zamarła w bezruchu (także transferowym), by śledzić poczynania biało-czerwonych w Korei. Jak skończyły się boje chłopców Jerzego Engela, każdy wie. Tymczasem w cieniu wielkiej imprezy w niedalekiej Ukrainie swój wielki sukces przeżywali Wojciech Kowalewski i Mariusz Lewandowski. Szachtar Donieck zdobył w tym sezonie Puchar Ukrainy i mistrzostwo kraju. Za każdym razem pozostawiając w pobitym polu wielki klub ukraińskiego futbolu, Dynamo Kijów.
We wtorek klub z Doniecka zakończył ligowe rozgrywki, a w czwartek zawitali do kraju Kowalewski i Lewandowski. Ten pierwszy na chwilę wpadł tylko do swojego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Wychowanek Wigry Suwałki jeszcze tego samego dnia podążył pociągiem w rodzinne strony. Tam czekała na niego żona, która z racji studiów nie zdecydowała się na wyjazd do Doniecka.
- Takie to nasze małżeństwo na odległość - śmieje się Wojtek. - Ale przyzwyczailiśmy się do rzadkich kontaktów. Jeszcze przed ślubem spotykaliśmy się sporadycznie, bo jak nie grałem w Warszawie, to los mnie pogonił pod Poznań do Grodziska Wielkopolskiego. Ania studiuje i wyjazd na Ukrainę nie wchodził w grę.
- Czyli kontynuował pan życie kawalerskie, tyle że na obczyźnie.
- Spokojnie, nie należę do rozrywkowych ludzi. Moje życie towarzyskie skupiało się na kontaktach z Mariuszem Lewandowskim i jego dziewczyną, a właściwie już narzeczoną. Wyskakiwaliśmy czasami wspólnie do restauracji czy kina. Poza tym ludzie na Ukrainie lubią wszelkiego rodzaju imprezy. Urządzanie urodzin to coś oczywistego. Gdy kończyłem 25 lat, zrobiłem taką uroczystość dla wszystkich piłkarzy. Był nawet prezydent klubu. Stwierdziłem, że jestem już starym gościem, a on do mnie, że jak chcę, to może ze mną podpisać umowę na kolejne dziesięć lat.
- Słyszeliśmy, że to jeden z tych, przed którym drżą zwykli ludzie.
- To jakieś bzdury. W Polsce krążą głupie opinie o Ukrainie. Choćby takie, że mafia rządzi naszym klubem. To jak z tą anegdotą, że przychodzi dziecko do biblioteki i prosi książkę o Ukrainie. A bibliotekarka mówi, że fantastyka to piętro wyżej. Prezes jest jednym z bardziej liczących się biznesmenów na Ukrainie. Miałem okazję rozmawiać z nim kilkanaście razy, to bardzo kontaktowy człowiek. Jest niemal na każdym naszym treningu. W Polsce nie ma takiego biznesmena, który byłby w ten sposób oddany futbolowi. Nie pytałem go na czym zbił fortunę, ale słyszałem, że przejął kontrolę nad miejscowymi kopalniami. Właściwie to cały przemysł wydobywczy i metalurgiczny na Ukrainie jest pod jego kontrolą. Ponoć to jeden z najbogatszych ludzi na całym świecie. W tej sytuacji trudno mówić, że to jakiś "mafiozo".
- A Paweł Kaczorowski opowiadał przed rokiem, że na obozie Szachtara musiał sam przepierać swój przepocony dres.
- Nie wiem, czy Pawłowi nie pomyliły się kluby. Może był w Metalurgu, albo innym klubie z Ukrainy. Takie coś w Szachtarze to rzecz nieprawdopodobna. Gdy do Doniecka przyjechali piłkarze z Lazio czy Sparty Praga, byli w lekkim szoku. Zobaczyli bazę sportową na poziomie, których wcześniej nie widzieli. Nie będę mówił jak mnie to zaskoczyło, bo do tej pory występowałem tylko w Polsce. Dziesięć kilometrów od miasta mamy bazę, gdzie trenujemy i przygotowujemy się do ważniejszych meczów. Mamy tam osiem boisk, w tym trzy podświetlone, i jedno ze sztuczną nawierzchnią. Na środku jest jezioro, a na jego obu brzegach dwa kompleksy hotelowo-rekreacyjne. Jeden dla pierwszego zespołu, gdzie są bajery na światowym poziomie i drugi, o wiele mniejszym standardzie, dla rezerw. To wszystko jest specjalnie tak pomyślane, by zawodnicy, którzy awansują do pierwszego zespołu, odczuli to na każdym kroku.
- Da się to porównać do jakiegoś polskiego klubu?
- W żaden sposób. Wystarczy wspomnieć, że dla Szachtara transfer za milion dolarów to nic wielkiego. U nas żaden klub nie jest w stanie wydać takich pieniędzy. Proszę mi pokazać zawodnika, który trafił do polskiej ligi za taką kwotę.
- Przecież poziom życia na Ukrainie jest niższy niż w naszym kraju.
- To kolejna rzecz, która mnie tam zaskoczyła. Rozbieżności w warunkach życia są nieprawdopodobne. Tam nie ma klasy średniej. Obok totalnej biedy funkcjonuje przepych. Zaraz na początku mojego pobytu na Ukrainie widziałem smutny obrazek. Pod jeden ze sklepów podjechał gość najnowszym modelem mercedesa, takim za 400 tysięcy dolarów. A obok leżał ktoś umierający. Tam żebractwo jest na porządku dziennym. I nie są to przybysze z jakiejś Rumunii, tak jak u nas. Tam górnik zarabia 800 grywien. To według naszego przelicznika jakieś 600 złotych. Ponoć jest to wysoka pensja jak na tamte warunki. I co ciekawe, nikt tu nie ma pretensji, że zawodnicy mają uposażenia na poziomie europejskim. W Polsce ostatnio była wielka nagonka na zarobki piłkarzy. Tu na Ukrainie nikt nie zagląda komuś do kieszeni. Doszedłeś do sukcesu, to twoja sprawa. Status finansowy bardzo często określa samochód. Być może dlatego jeden z włoskich trenerów pracujących w naszym klubie stwierdził, że patrząc na parking przed budynkiem klubowym nie wie, czy jest w Doniecku czy może jednak w Mediolanie w AC Milan.
- Jednak poza parkingiem i ośrodkiem klubowym chyba nie ma już takich wątpliwości?
- Samo miasto przypomina naszą Nową Hutę. To nowe miasto. Większość mieszkańców jest przybyszami z Rosji. Dominuje język rosyjski. Dlatego wszyscy mówią o Szachtiorze, a nie Szachtarze. Być może okolice miasta przypominają krajobraz Górnego Śląska, ale centrum jest na poziomie europejskim. Jeszcze tylko te drogi, są gorsze niż nawet u nas. Jednak i tu wszystko się zmienia. W tej chwili Ukraina przeżywa prawdziwy boom gospodarczy. Postępujące zmiany widać wręcz gołym okiem.
- Zdobyliście puchar kraju i mistrzostwo, ale pan nie mógł grać w końcówce sezonu z powodu kontuzji.
- W meczu finałowym na stadionie olimpijskim w Kijowie miałem nieszczęśliwą interwencję. W 13 minucie wylądowałem na słupku. Chwalę Ukraińców na każdym kroku, ale tym razem muszę im coś wypomnieć. Nie mają jeszcze bramek aluminiowych i to właśnie z tego powodu moje zderzenie ze słupkiem było dla mnie tak przykre. Rozciąłem sobie głowę i rękę. Gdyby nie te haki w metalowej bramce, pewnie dograłbym do końca tego meczu, a tak musiałem zejść. Jednak nie oznacza to, że do końca sezonu już nic nie grałem. Przed jednym z ostatnich meczów z Dnipro Dniepropietrowsk przyszedł do mnie Nevio Scala i zapytał, czy jestem gotów do gry. To nic, że nasz bramkarz rezerwowy bronił bezbłędnie w trakcie mojej nieobecności. Wróciłem do zdrowia i to ja miałem stanąć między słupkami. To było dla mnie bardzo budujące. Poczułem, że mam silną pozycję w tym zespole.
- Słyszeliśmy, że Szachtar jest trochę specyficzną drużyną.
- Rzeczywiście, Szachtar to zespół reprezentantów wielu krajów. Mamy dwóch Nigeryjczyków. Julius Aghahowa i Isaac Okoronkwo grali na mistrzostwach świata. Mamy także Senegalczyka, dwóch Rumunów, Jugosłowianina i Macedończyka. Oczywiście są też Ukraińcy. A ci są potwornie przesądni. Tuż przed meczem nie wolno gwizdać, bo to przynosi pecha. Musiałem się pilnować.
- Wy graliście w najlepsze o mistrzostwo Ukrainy, a reprezentacja Polski przegrywała swoją szansę w mistrzostwach świata. Jak to wyglądało z waszej perspektywy?
- Przykro było patrzeć na te porażki z Koreą i Portugalią. Byliśmy w lekkim szoku, gdy usłyszeliśmy polski hymn. Pytałem się Mariusza czy przypadkiem nie zaszła jakaś pomyłka. Jestem pewny, że piłkarze byli wkurzeni, bo to była zwykła profanacja.
- A jak pan ocenia swojego kolegę po fachu, Jurka Dudka?
- Na pewno jest to jeden z najlepszych bramkarzy na świecie. Udowodnił to w Liverpoolu. A na mistrzostwach? Moi koledzy z Ukrainy pytali mnie, co się dzieje z Dudkiem? Cóż mogłem odpowiedzieć. Chyba jego końcówka w Liverpoolu też nie była najlepsza.
- Wróćmy na Ukrainę. Do niedawna polscy piłkarze marzyli o ligach zachodnich, czyżby dziś ta tendencja miała się zmienić?
- Na pewno otoczka wokół ligi i pieniądze, jakie inwestuje się w tym kraju w futbol są nieporównywalne do tego, co się dzieje w Polsce. Tu na nasz mecz z Dynamem Kijów pojechało na wyjazd 25 tysięcy kibiców. Na trybunach jest zawsze komplet 30 tysięcy, a chętnych jest ponoć i 150 tysięcy! W Polsce takie rzeczy są nie do pomyślenia. Każdy klub dba o swój stadion, który jest wizytówką. Nikt tu sobie nie pozwoli na obskurne ławki, albo betonowe, zarośnięte trawą trybuny.
- Czyli nie spieszy się panu do naszej ekstraklasy?
- W żadnym wypadku. Mam podpisany kontrakt z Szachtarem na następne trzy lata i z przyjemnością go wypełnię. Tym bardziej, że szefowie klubu szykują prawdziwe wzmocnienia przed startem w Lidze Mistrzów. A zapewniam, że stać ich na sprowadzenie najlepszych piłkarzy świata!
We wtorek klub z Doniecka zakończył ligowe rozgrywki, a w czwartek zawitali do kraju Kowalewski i Lewandowski. Ten pierwszy na chwilę wpadł tylko do swojego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Wychowanek Wigry Suwałki jeszcze tego samego dnia podążył pociągiem w rodzinne strony. Tam czekała na niego żona, która z racji studiów nie zdecydowała się na wyjazd do Doniecka.
- Takie to nasze małżeństwo na odległość - śmieje się Wojtek. - Ale przyzwyczailiśmy się do rzadkich kontaktów. Jeszcze przed ślubem spotykaliśmy się sporadycznie, bo jak nie grałem w Warszawie, to los mnie pogonił pod Poznań do Grodziska Wielkopolskiego. Ania studiuje i wyjazd na Ukrainę nie wchodził w grę.
- Czyli kontynuował pan życie kawalerskie, tyle że na obczyźnie.
- Spokojnie, nie należę do rozrywkowych ludzi. Moje życie towarzyskie skupiało się na kontaktach z Mariuszem Lewandowskim i jego dziewczyną, a właściwie już narzeczoną. Wyskakiwaliśmy czasami wspólnie do restauracji czy kina. Poza tym ludzie na Ukrainie lubią wszelkiego rodzaju imprezy. Urządzanie urodzin to coś oczywistego. Gdy kończyłem 25 lat, zrobiłem taką uroczystość dla wszystkich piłkarzy. Był nawet prezydent klubu. Stwierdziłem, że jestem już starym gościem, a on do mnie, że jak chcę, to może ze mną podpisać umowę na kolejne dziesięć lat.
- Słyszeliśmy, że to jeden z tych, przed którym drżą zwykli ludzie.
- To jakieś bzdury. W Polsce krążą głupie opinie o Ukrainie. Choćby takie, że mafia rządzi naszym klubem. To jak z tą anegdotą, że przychodzi dziecko do biblioteki i prosi książkę o Ukrainie. A bibliotekarka mówi, że fantastyka to piętro wyżej. Prezes jest jednym z bardziej liczących się biznesmenów na Ukrainie. Miałem okazję rozmawiać z nim kilkanaście razy, to bardzo kontaktowy człowiek. Jest niemal na każdym naszym treningu. W Polsce nie ma takiego biznesmena, który byłby w ten sposób oddany futbolowi. Nie pytałem go na czym zbił fortunę, ale słyszałem, że przejął kontrolę nad miejscowymi kopalniami. Właściwie to cały przemysł wydobywczy i metalurgiczny na Ukrainie jest pod jego kontrolą. Ponoć to jeden z najbogatszych ludzi na całym świecie. W tej sytuacji trudno mówić, że to jakiś "mafiozo".
- A Paweł Kaczorowski opowiadał przed rokiem, że na obozie Szachtara musiał sam przepierać swój przepocony dres.
- Nie wiem, czy Pawłowi nie pomyliły się kluby. Może był w Metalurgu, albo innym klubie z Ukrainy. Takie coś w Szachtarze to rzecz nieprawdopodobna. Gdy do Doniecka przyjechali piłkarze z Lazio czy Sparty Praga, byli w lekkim szoku. Zobaczyli bazę sportową na poziomie, których wcześniej nie widzieli. Nie będę mówił jak mnie to zaskoczyło, bo do tej pory występowałem tylko w Polsce. Dziesięć kilometrów od miasta mamy bazę, gdzie trenujemy i przygotowujemy się do ważniejszych meczów. Mamy tam osiem boisk, w tym trzy podświetlone, i jedno ze sztuczną nawierzchnią. Na środku jest jezioro, a na jego obu brzegach dwa kompleksy hotelowo-rekreacyjne. Jeden dla pierwszego zespołu, gdzie są bajery na światowym poziomie i drugi, o wiele mniejszym standardzie, dla rezerw. To wszystko jest specjalnie tak pomyślane, by zawodnicy, którzy awansują do pierwszego zespołu, odczuli to na każdym kroku.
- Da się to porównać do jakiegoś polskiego klubu?
- W żaden sposób. Wystarczy wspomnieć, że dla Szachtara transfer za milion dolarów to nic wielkiego. U nas żaden klub nie jest w stanie wydać takich pieniędzy. Proszę mi pokazać zawodnika, który trafił do polskiej ligi za taką kwotę.
- Przecież poziom życia na Ukrainie jest niższy niż w naszym kraju.
- To kolejna rzecz, która mnie tam zaskoczyła. Rozbieżności w warunkach życia są nieprawdopodobne. Tam nie ma klasy średniej. Obok totalnej biedy funkcjonuje przepych. Zaraz na początku mojego pobytu na Ukrainie widziałem smutny obrazek. Pod jeden ze sklepów podjechał gość najnowszym modelem mercedesa, takim za 400 tysięcy dolarów. A obok leżał ktoś umierający. Tam żebractwo jest na porządku dziennym. I nie są to przybysze z jakiejś Rumunii, tak jak u nas. Tam górnik zarabia 800 grywien. To według naszego przelicznika jakieś 600 złotych. Ponoć jest to wysoka pensja jak na tamte warunki. I co ciekawe, nikt tu nie ma pretensji, że zawodnicy mają uposażenia na poziomie europejskim. W Polsce ostatnio była wielka nagonka na zarobki piłkarzy. Tu na Ukrainie nikt nie zagląda komuś do kieszeni. Doszedłeś do sukcesu, to twoja sprawa. Status finansowy bardzo często określa samochód. Być może dlatego jeden z włoskich trenerów pracujących w naszym klubie stwierdził, że patrząc na parking przed budynkiem klubowym nie wie, czy jest w Doniecku czy może jednak w Mediolanie w AC Milan.
- Jednak poza parkingiem i ośrodkiem klubowym chyba nie ma już takich wątpliwości?
- Samo miasto przypomina naszą Nową Hutę. To nowe miasto. Większość mieszkańców jest przybyszami z Rosji. Dominuje język rosyjski. Dlatego wszyscy mówią o Szachtiorze, a nie Szachtarze. Być może okolice miasta przypominają krajobraz Górnego Śląska, ale centrum jest na poziomie europejskim. Jeszcze tylko te drogi, są gorsze niż nawet u nas. Jednak i tu wszystko się zmienia. W tej chwili Ukraina przeżywa prawdziwy boom gospodarczy. Postępujące zmiany widać wręcz gołym okiem.
- Zdobyliście puchar kraju i mistrzostwo, ale pan nie mógł grać w końcówce sezonu z powodu kontuzji.
- W meczu finałowym na stadionie olimpijskim w Kijowie miałem nieszczęśliwą interwencję. W 13 minucie wylądowałem na słupku. Chwalę Ukraińców na każdym kroku, ale tym razem muszę im coś wypomnieć. Nie mają jeszcze bramek aluminiowych i to właśnie z tego powodu moje zderzenie ze słupkiem było dla mnie tak przykre. Rozciąłem sobie głowę i rękę. Gdyby nie te haki w metalowej bramce, pewnie dograłbym do końca tego meczu, a tak musiałem zejść. Jednak nie oznacza to, że do końca sezonu już nic nie grałem. Przed jednym z ostatnich meczów z Dnipro Dniepropietrowsk przyszedł do mnie Nevio Scala i zapytał, czy jestem gotów do gry. To nic, że nasz bramkarz rezerwowy bronił bezbłędnie w trakcie mojej nieobecności. Wróciłem do zdrowia i to ja miałem stanąć między słupkami. To było dla mnie bardzo budujące. Poczułem, że mam silną pozycję w tym zespole.
- Słyszeliśmy, że Szachtar jest trochę specyficzną drużyną.
- Rzeczywiście, Szachtar to zespół reprezentantów wielu krajów. Mamy dwóch Nigeryjczyków. Julius Aghahowa i Isaac Okoronkwo grali na mistrzostwach świata. Mamy także Senegalczyka, dwóch Rumunów, Jugosłowianina i Macedończyka. Oczywiście są też Ukraińcy. A ci są potwornie przesądni. Tuż przed meczem nie wolno gwizdać, bo to przynosi pecha. Musiałem się pilnować.
- Wy graliście w najlepsze o mistrzostwo Ukrainy, a reprezentacja Polski przegrywała swoją szansę w mistrzostwach świata. Jak to wyglądało z waszej perspektywy?
- Przykro było patrzeć na te porażki z Koreą i Portugalią. Byliśmy w lekkim szoku, gdy usłyszeliśmy polski hymn. Pytałem się Mariusza czy przypadkiem nie zaszła jakaś pomyłka. Jestem pewny, że piłkarze byli wkurzeni, bo to była zwykła profanacja.
- A jak pan ocenia swojego kolegę po fachu, Jurka Dudka?
- Na pewno jest to jeden z najlepszych bramkarzy na świecie. Udowodnił to w Liverpoolu. A na mistrzostwach? Moi koledzy z Ukrainy pytali mnie, co się dzieje z Dudkiem? Cóż mogłem odpowiedzieć. Chyba jego końcówka w Liverpoolu też nie była najlepsza.
- Wróćmy na Ukrainę. Do niedawna polscy piłkarze marzyli o ligach zachodnich, czyżby dziś ta tendencja miała się zmienić?
- Na pewno otoczka wokół ligi i pieniądze, jakie inwestuje się w tym kraju w futbol są nieporównywalne do tego, co się dzieje w Polsce. Tu na nasz mecz z Dynamem Kijów pojechało na wyjazd 25 tysięcy kibiców. Na trybunach jest zawsze komplet 30 tysięcy, a chętnych jest ponoć i 150 tysięcy! W Polsce takie rzeczy są nie do pomyślenia. Każdy klub dba o swój stadion, który jest wizytówką. Nikt tu sobie nie pozwoli na obskurne ławki, albo betonowe, zarośnięte trawą trybuny.
- Czyli nie spieszy się panu do naszej ekstraklasy?
- W żadnym wypadku. Mam podpisany kontrakt z Szachtarem na następne trzy lata i z przyjemnością go wypełnię. Tym bardziej, że szefowie klubu szykują prawdziwe wzmocnienia przed startem w Lidze Mistrzów. A zapewniam, że stać ich na sprowadzenie najlepszych piłkarzy świata!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.