Goncalo Feio
fot. Jan Szurek

Goncalo Feio: Chcieliśmy dać ludziom dobrą energię

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

28.03.2025 23:05

(akt. 29.03.2025 02:00)

– W pierwszej kolejności, z całego bolącego serca chciałbym podziękować kibicom, którzy w trudnych okolicznościach ligowych wspierają nas od początku do końca meczu. To, że u siebie mamy średnią punktową powyżej 2.1, to na pewno dzięki ich wsparciu – mówił po domowej rywalizacji z Pogonią Szczecin, w 26. kolejce Ekstraklasy, trener Legii, Goncalo Feio.

– Po drugie, chcieliśmy dać ludziom dobrą energię w postaci trzech punktów. Chodzi nie tylko o kibiców, którzy są z nami, ale też o pracowników klubu. Wiem, że ostatnie dwa tygodnie były bardzo trudne, ze względu na stratę Maćka Szewczyka, którego przed meczem raz jeszcze wspominaliśmy.

– Dobrze przepracowany tydzień pod kątem przygotowań do piątkowego meczu zaowocował pełną dominacją w pierwszej połowie, we wszystkich fazach – musieliśmy coś strzelić, i to nie jednego gola. Był nieźle działający pressing, odbudowa do pola karnego. Wiemy, że Pogoń jest bardzo groźna w postaci zawodników, których ma z przodu, a także konsekwentna w fazach przejściowych.

– Z punktu widzenia drużyny, bardzo dobra gra z piłką – zarówno przy wyjściu spod pressingu, jak i dominacji na połowie przeciwnika. Stwarzaliśmy sytuacje, niestety nie udokumentowaliśmy pierwszej połowy bramką.

– Druga połowa? Obraz gry nie był taki sam. Ta część gry okazała się bardziej wyrównana. Mieliśmy momenty, Pogoń miała ich więcej i lepiej kończyła mecz niż my.

– Nasze zmiany niewiele wniosły. To nie jest tak, że wskazuję i mówię, że to oni są odpowiedzialni za to, że nie wygraliśmy. Jesteśmy drużyną, wszyscy są odpowiedzialni – ja jako pierwszy. Nie miałem poczucia, że się wzmocniliśmy. Wręcz przeciwnie.

– Pogoń, z budowy 4-2-4 pod naszym pressingiem, zmieniła system na 4-3-3. W trakcie tygodnia mieliśmy plan na dwa rodzaje pressingów, w zależności od budowania szczecinian. Nie byliśmy w stanie do końca egzekwować drugiego, kiedy w drugiej połowie goście budowali 4-3-3, z lepszym wykorzystaniem bramkarza, szerszymi pozycjami stoperów. To dało im trochę więcej posiadania piłki, wejść z własnej połowy niż w pierwszej odsłonie, kiedy nasz pressing dobrze funkcjonował.

– Dużo się mówiło o grze obronnej Legii, stracie bramek itd. Pogoń miała sytuacje, ale myślę, że poprawa była na tyle, że potrafiliśmy zachować czyste konto. Strzały gości? Jeden w słupek, najgroźniejszy był z daleka. Poza tym, blokowaliśmy uderzenia – chyba żaden z nas nie przypomni sobie wielkiej interwencji Kacpra Tobiasza. Praca w defensywie została zrobiona, ale to, że momentami byliśmy w niższym bloku, powodowało gorsze decyzje z piłką. Im dalej w mecz, tym więcej niewymuszonych strat, a także mniejsza kultura gry i mniejsza kontrola nad meczem z futbolówką. Fazy przejściowe? Moglibyśmy je lepiej wykorzystać w drugiej połowie, korzystając z przestrzeni za plecami. Wszystkie te zdarzenia skutkowały kolejnym remisem.

– Byliśmy bliżej zwycięstwa. Po pierwszej połowie nie możemy schodzić do szatni przy wyniku 0:0. Kolejny, niewygrany mecz. Trzeba się znowu pozbierać. Pokazaliśmy, że to potrafimy w  trudnych momentach. W środę gramy o trofeum. Nie ma czasu na lamentowanie. Należy się podnieść i wejść w środę z taką samą energią, jak w piątek, tylko udokumentować to bramkami i awansować do finału Pucharu Polski.

– Mistrzostwo? W tej chwili nie jest to od nas zależne. Mamy 8 meczów do końca w lidze i do każdego musimy przygotować się tak, by wygrywać. Jakim trenerem bym był, jakbym powiedział, że nic się już nie będzie działo itd. W tym sezonie rywalizujemy na trzech frontach – na dwóch z nich walczymy o tytuły. Wiemy, że skala wyzwań jest spora. Trzecie rozgrywki, czyli Ekstraklasa, nie zadowalają, jeśli chodzi o miejsce i dorobek punktowy. Jest to związane z szeregiem kwestii, ale to futbol. Zawsze jest kolejne spotkanie – trzeba wejść na boisko, by wygrać. Nieważne, do jakiej rywalizacji przystępujesz, z kim grasz, na jakim stadionie, przy jakiej pogodzie... To nie ma znaczenia, choć zawsze wolę grać przy Łazienkowskiej.

– Wierzę w naszą pracę, w to, co robimy. Nie jesteśmy idealni. Przed nami ogrom pracy, ale się jej nie boimy. Trzeba robić wszystko, by naprawiać do następnego sezonu. Myślę, że takie jest podejście. Jest łatwiej wstać w sobotę o 4:30, 5:00 czy 6:00 i analizować mecz, mieć wszystko przygotowane, z dużą energią. Jak wygrywasz 10 razy z rzędu, to wtedy motywacja nie jest potrzebna – tak, jak poniekąd rola lidera. Teraz jesteś potrzebny, musisz wstać, pracować, dać światełko w tunelu.

– Do ostatniego dnia będę wierzył w drużynę. Zrobię wszystko dla dobra klubu, który jest najważniejszy – tak, jak piłkarze, sztab i inni ludzie wokół. Siły nigdy mi nie zabraknie.

O dotychczasowym sezonie

– Myślę, że to nie jest moment na podsumowanie. Zostawiam coś takiego na później, bo oczywiste jest to, że ostateczna ocena sezonu musi być zrobiona poprzez wyniki w Pucharze Polski, Ekstraklasie i Lidze Konferencji. Jesteśmy jedynym zespołem w kraju, który wciąż gra na trzech frontach, ale nie znamy rozstrzygnięcia na żadnym z nich.

– Z punktu widzenia wyniku, trudno określić, bo nie wiemy, co będzie. Jeśli chodzi o grę, rozwój drużyny i piłkarzy, to jest już łatwiej. Oczywiście, praca jest niedokończona, ale istnieje oddzielenie między poziomem gry a rezultatem. To nie jest nigdy równe. Czasami grasz trochę lepiej, niż punktujesz – i na odwrót. Oczywiście, to nie jest tendencja stała – czasem trwa okresami, czasem cały sezon, ale to nie dzieje się jedynie w Legii, ale w różnych klubach.

– Jeśli chodzi o Europę, to poziom gry i wyników idzie w parze. W lidze, poprzez szereg rzeczy, nie ma tej samej równowagi. Powinniśmy mieć więcej punktów, ale ich nie mamy. To rzeczywistość.

– W trakcie przerwy na kadrę rozmawiałem z różnymi ludźmi piłki, którym ufam. Przykładowo, trzy osoby z trzech różnych krajów poprosiłem o analizę naszej drużyny, wnioski. Miałem bardzo interesującą dyskusję, która miała na celu pomóc Molde i Legii, z Paco, który był asystentem trenera Berga. Odbyliśmy wielogodzinne rozmowy o tym, jak rozegraliśmy Norwegów, gdzie był ich problem. Paco przekazał mi ich wizję naszego zespołu.

– Miałem szczęście, że dość duża liczba najlepszych agentów na świecie skontaktowała się ze mną, bo chcieli nawiązać współpracę. Niektórzy z nich byli bardzo dobrze przygotowani, jeśli chodzi o moją osobę, o przygotowanie do meczu, poziom piłkarzy. Dostałem ogrom danych na temat naszej pracy – to klarowna ocena.

– Poziom gry drużyny się rozwija. Czy jest to już bardzo skuteczne? Nie, bo mielibyśmy więcej punktów. Kolejna rzecz, to indywidualności. Spójrzcie, jaka jest liczba naszych piłkarzy, którzy już teraz mają rekordowe sezony, jeśli chodzi o zdrowie, przygotowanie fizyczne, motoryczne, minuty, gole, asysty.

– Mamy grupę młodych piłkarzy, którzy stali się pełnoprawnymi członkami pierwszej drużyny – chodzi o Ziółkowskiego, Urbańskiego, Oyedele. Mamy przygotowaną grupę kolejnych młodych piłkarzy. Zadebiutowało już ośmiu, niektórzy poszli na wypożyczenia, inni pracują z nami na co dzień. Być może w tym sezonie będzie przestrzeń, by ich przygotować.

– Znajomość akademii i jej piłkarzy, przeprowadzenie ich przez proces, wejście coraz wyżej – wy tego nie widzicie, ale to rzeczy zrobione. Ocena może być dokonana przeze mnie, przez sztab, ale ostatecznie musi to zrobić ktoś nad trenerem. Na dziś, ocena nie jest kompletna.

O przyszłości

– W czwartek dzwonił do mnie Michał Żewłakow – byłem po treningu i przed konferencją, chwilę porozmawialiśmy. W piątek pojawił się dzień meczowy. W sobotę ma być z nami w LTC, więc będzie pierwsza okazja, by dłużej podyskutować.

– Paradoksalnie mamy jeszcze sporo do wywalczenia w tym sezonie – niezależnie, co się wydarzy, świat się nie kończy. Dla dobra, nie mojego, tylko Legii, trzeba zacząć w miarę sprawnie przygotowywać przyszłość. Złe przygotowanie prowadzi do porażki. Stołeczny klub nie może sobie więcej na to pozwolić. Tego nie robi się w czerwcu czy lipcu, tylko teraz – może jesteśmy nawet trochę spóźnieni.

– Teraz przyszedł Michał Żewłakow i będzie nadawał kierunek. Pojawiła się też zapowiedź drugiej osoby, z punktu widzenia szerszej wizji klubu.

– Klub jest zawsze najważniejszy. Czy wizja przyszłości będzie ze mną? Trzeba o tym rozmawiać, ustalać. Czy beze mnie? To jest piłka. Do ostatniego dnia będę robił wszystko, by zostawić tę drużynę jak najlepszą.

– Każdy jest człowiekiem, ma swoje życie, pracę. Dla indywidualności – piłkarzy, trenerów, sztabu – dobrze jest wiedzieć, czy przyszłość będzie z Legią, czy bez. Musi się to stać dla dobra klubu.

O smutku

– Zawsze jestem smutny, gdy Legia nie wygrywa. Chcę zwyciężać, mam w sobie gen, który mnie do tego napędza. Jak nie triumfuję, to jestem sfrustrowany. Po drugie, nie mogę powiedzieć, że jestem kibicem Legii od urodzenia, bo to byłoby kłamstwo, gdyż jestem z Lizbony i trzymałem kciuki za inny klub, ale po ponad dekadzie w Polsce mam najmocniejszy sentyment do Legii. To klub, któremu – jak stąd wyjadę – będę najbardziej kibicował, będę oglądał i śledził wyniki meczów.

– Legia nie jest mi obojętna, zależy mi na jej dobru – stąd ten smutek. Nie chcę nikogo zawieść. Jestem trenerem, ale też kibicem piłki nożnej. Zdaję sobie sprawę, ile fan jest w stanie zrobić dla swojego klubu.

– Nigdy nie zobaczycie mnie zrezygnowanego. To akurat interesująca kwestia – nie wiem, czy w tym kraju był kiedyś bardziej krytykowany trener ode mnie, z różnych względów. Czy na to zasłużyłem, czy nie, czy to przeszłość czy teraźniejszość… Nie mnie to oceniać.

– Nigdy nie będę się poddawał. Póki powierzono mi misję "Legia Warszawa", będę stawał na wysokości zadania i je spełniał.

O rozmowie z najlepszym agentem na świecie

– Stworzyła się aura, że w klubach, w których jestem, chcę mieć pełną władzę… Wręcz przeciwnie. W minionym tygodniu miałem rozmowę z najlepszym agentem na świecie, Jorge Mendesem – tak się składa, że pracuję z nim i Pawłem Hardejem. Jorge zadawał mi różne pytania – jaki kierunek, jaki klub docelowo, co z Legią, jaka liga mi pasuje itd. Spytał się też, jaką strukturę klubu preferuję. Odpowiedziałem, że chciałbym być trenerem, który ma fenomenalną współpracę z dyrektorem sportowym, pionem sportowym. To dość duże marzenie.

– Jestem i chcę być trenerem – nic więcej. Mówię to otwarcie, publicznie. Lubię merytorykę, rozwiązania systemowe. To jest udowodnione, że projekty, które odnoszą sukces w piłce – nie możemy pomylić osiągnięć sportowych z tytułami – mają trzy bardzo zgrane rzeczy. Pierwsza? Kierunek – wizja klubu, kim i gdzie jesteśmy, gdzie i kim chcemy być, jak komunikujemy się z ludźmi, jak nimi zarządzamy, jak się zachowujemy. Co potem? Strategia – jaka jest, na czym bazujemy, na silnych i szybkich, na wychowankach… To coś, co ma wiele obszarów. Później jest filozofia i cele krótko-, średnio- i długoterminowe. Wobec tego klub wybiera trenera, sztab. Chelsea, z kadrą o wartości 1 mld euro, nie zatrudnia Enzo Marescę na rok czy dwa lata, tylko na pięć. Arteta, który nic nie wygrał z Arsenalem, cały czas tam pracuje.

– Jak masz kierunek, to wybierasz takiego trenera, który ci pasuje. Kluczowi piłkarze, liderzy zespołu, muszą być idealnie dopasowani do wspomnianych kwestii.

– Niezmiernie się cieszę, że Legia ma teraz osobę (Michała Żewłakowa – red.), która już tu wygrywała i robiła robotę, bo to kierunek. Życie toczy się dalej. Czy ze mną? Będę szczęśliwy, zaszczycony. Czy beze mnie? Okej, zostawię tu wszystkie moje wnioski, by nie popełnić podobnych błędów, i będę kibicował z daleka. Wtedy moje życie będzie musiało iść dalej. Ale może nie będzie musiało tak być, nie wiem.

Polecamy

Komentarze (353)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.