Legia - Radomiak Goncalo Feio
fot. Jan Szurek

Goncalo Feio: Co innego chęci, a co innego jakość i wykonywanie zadań

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

05.05.2024 20:45

(akt. 06.05.2024 01:14)

– Nie będę odnosił się do gry w osłabieniu, bo to nie jest wymówka, w dziesięciu też można wygrać. Po drugie: nie zamierzam szukać winnych, wystawiam się jako szkoleniowiec. Po trzecie: proszę o to, by nie mylić pewnych rzeczy. Jedno to zaangażowanie i chęci, czyli elementy, których w niedzielę nie zabrakło, a drugie to wykonanie zadań, taktyka, jakość, futbol – mówił po domowym spotkaniu z Radomiakiem w 31. kolejce Ekstraklasy trener Legii, Goncalo Feio.

– Problemem Legii nie było ani zaangażowanie, ani to, że piłkarze nie chcieli. To mity, to nieprawda. Każdy, kto ma ten klub w sercu i rozumie jego wielkość, czuje złość, ból, rozgoryczenie – ja również. Ale pozbieram się jako pierwszy i w trudnym momencie chcę pokazać charakter, który tu zobowiązuje. Niełatwe chwile wymagają mocnego przywództwa, w czym dobrze się czuję.

– Ta drużyna będzie robiła krok w przód, tak samo klub. Potrzebujemy do tego – w tym trudnym momencie – swoich ludzi, wszystkich wokół nas, całego społeczeństwa Legii.

– Owszem, chciałbym, byśmy wymagali od siebie nawzajem, jako fundament dla sukcesu. Pragnąłbym też, byśmy – szczególnie, gdy jest bardzo ciężko – trzymali się razem i byli niezniszczalni. Doceniam to, że pod koniec majówki doszło do zapełnienia stadionu. To duża sprawa. Legia Warszawa zasługuje na mistrzostwo Polski.

– Uwierzcie mi: w tym czy następnym sezonie, tak długo jak tu będę i będziemy, nikt nie będzie spoczywał na laurach. Chodzi o to, by stołeczny klub znalazł się – zarówno w Polsce, jak i w Europie – na miejscu, na którym zasługuje. Powiem to teraz, w mega trudnym momencie dla nas. Jestem gotowy, patrzę problemom w oczy, nie unikam ich i nigdy tego nie robiłem. Posiadam siłę, by iść do przodu. Widziałem ludzi, którzy mają moc, by to robić. Wiem, że część charakteru tej drużyny, tego klubu, zobowiązuje nas do tego, byśmy się podnieśli.

– Uraz Patryka Kuna? Zawodnik poczuł mięsień dwugłowy przy sprincie, w poniedziałek przejdzie dokładne badania.

O straconych golach, braku jakości w grze obronnej

– W piłce jest jedna rzecz przed jakością, pięknymi chwilami, ładnymi bramkami i akcjami. To umiejętność rywalizacji. Tak się składa, że początek każdego zwycięstwa czy wspaniałej historii opiera się na zachowaniach w obronie. W niedzielę nie byliśmy wystarczająco dobrzy w defensywie – gra w dziesięciu nie jest wymówką. Straciliśmy bramki, których nie możemy tracić.

– Co miał przeciwnik od momentu, gdy zaczęliśmy rywalizować w osłabieniu? Niewiele albo nic. Nie możemy tracić takich bramek. Bez wchodzenia w taktykę, zabrakło jakości w działaniu w grze defensywnej. Nie mówię o formacji obronnej, tylko o całokształcie, który gra w defensywie. W moim postrzeganiu piłki, wszyscy bronią i atakują.

– Reakcja drużyny, po stracie pierwszej bramki, była bardzo dobra. Doprowadziliśmy do dogodnej sytuacji Pawła Wszołka, dominowaliśmy przeciwnika – w tym momencie dość łatwo straciliśmy piłkę i goście zabrali się do kontry, której mogliśmy zapobiec na tysiąc sposobów, nawet w ostatniej fazie.

– Reakcja na drugiego gola straconego? To wyglądało nie tak, jak trzeba. Jestem jednym z tych, który wierzy do końca. Nauczyłem się w piłce i życiu, że jeśli masz w sercu i głowie, to zawsze wszystko jest możliwe.

O tym, co boli trenera

– Jak wspomniałem, po stracie pierwszej bramki wypracowaliśmy moment dominacji. Kontynuując to, chodziłyby mi po głowie ewentualne zmiany struktury, by wzmocnić pole karne, co miałoby koszt pod kątem asekuracji. Potem rywal strzelił drugiego gola, za chwilę trzeciego. Jak mówiłem – walczę do końca i nigdy nie myślę o następnym meczu w trakcie innego spotkania. Jako trener zrobiłem coś, co mnie dość mocno boli – przy wyniku 0:3 zacząłem trochę koncentrować się na przyszłej rywalizacji. Mamy wielu piłkarzy, którzy są zagrożeni kartkami – w obecnej sytuacji nie stać nas, by tracić kolejnych. Tym bardziej, że w niedzielę straciliśmy Bartka Kapustkę, pewnie na dwie gry. Rozmawiałem z młodzieżowcami, których wpuściłem na boisko, Jan Ziółkowski zadebiutował. Powiedziałem im, że to nie jest idealna pora na wejście na murawę, ale to również doświadczenie. Poza tym, tłumaczyłem, by dali sygnał, pomogli.

O czerwonej kartce dla Bartosza Kapustki

– Czy Kapustka jest brutalnym zawodnikiem i chciał zrobić komuś krzywdę? Nie. To złoty człowiek, wielki profesjonalista, piłkarz, który zostawia na boisku wszystko dla drużyny. Poszedł do piłki z maksymalnym zaangażowaniem, w trakcie jego interwencji gracz Radomiaka zrobił krok, który sprawił, że Bartek upadł mu na stopę. To spowodowało, spoglądając na wideo, dość mocne skręcenie kostki. Przy interpretacji obecnych przepisów, musimy akceptować decyzję. Czy jest ona zgodna z duchem gry? Moglibyśmy ewentualnie dyskutować.

– Będąc sprawiedliwym, dam przykład. Tydzień temu, w meczu ze Stalą, przepisowo karny na 1:0 dla nas był dobrze odgwizdany. Ale – zgodnie z duchem gry – przypadkowa ręka Artura Jędrzejczyka miała wpływ na przebieg akcji, dlatego rozumiem frustrację rywali. Tym razem interpretacje przepisów działały na naszą niekorzyść, a w Mielcu na korzyść.

– Trenerzy czy zawodnicy nie są od zmian przepisów, ale chciałbym, by duch sportu zawsze wygrał, choć zdaję sobie sprawę, że trudno to zrobić. To nie są moje zagadnienia.

– Nie traktuję czerwonej kartki jako wymówki. W dziesięciu też da się wygrać. Chcę bronić Bartka, bo wiem, jaki to człowiek, z jakim nastawieniem wychodzi na mecz, a także ile może nam dać. Szatnia dobrze zareagowała w stosunku do Kapustki, który czuje się zobowiązany. To dla mnie ważne w tej kwestii. Uważam, że było to dość nieszczęśliwe wydarzenie.

O mentalności

– Nie wiem, czy będzie łatwo pozbierać zespół pod kątem mentalnym. Wiem, że zacząłem to robić, od razu po meczu. Wiemy, jakie spotkanie mamy przed sobą. Z Lechem zagrają ci, którzy będą gotowi, również pod wspomnianym względem.

– Jestem rozczarowany, tak jak kibice. Wyszliśmy na boisko, by walczyć o mistrzostwo Polski. Cała drużyna marzy o złotym medalu. Wszyscy pracują, poświęcają się, podjęli pewne decyzje w życiu, by rywalizować o tytuł. Byłbym zmartwiony, gdybym po takim wyniku widział szatnię, dla której wszystko jest obojętne – takiej nie dostrzegłem.

– Czy będzie łatwo pozbierać drużynę? Nie wiem, ale jak byłoby prosto, to każdy mógłby być trenerem Legii. To miejsce dla wybrańców, przynajmniej tak to odbieram. Możliwe, że wielu chce, lecz nie każdy może być na tym miejscu. Oczywiście, muszę udowodnić, że mogę tu być – jeszcze niczego tu nie zrobiłem, ale zrobię.

O nieobecności Pekharta

– Pekhart trenował na początku tygodnia, bo jego chęć do pomagania drużynie jest duża, ale w trakcie drugich zajęć wróciły dolegliwości. Niestety, to nie był mecz, w którym mogliśmy na niego liczyć. Chciałbym dodać, że Tomas – tak, jak każdy zawodnik kontuzjowany, plus sztab medyczny – robi wszystko, by jak najszybciej wesprzeć zespół na boisku.

O finiszu sezonu, celach

– Chcę zwyciężyć w trzech ostatnich meczach. Teraz myślimy o Lechu, najbliższym rywalu. Zgodzę się, że wobec braku wygranej z Radomiakiem, mistrzostwo stało się niemożliwe. Będziemy walczyć o drugi cel, czyli bycie na 2. miejscu.

– Ciężko przejdą mi przez gardło słowa, że 2. czy 3. pozycja to nasz cel, ale wiadomo, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Skupiamy się na zwycięstwie w kolejnym meczu.

O rozmowie z sędziami w przerwie meczu

– Byłem stroną, która próbowała pomóc zarządzać meczem. Pragnąłem jedynie tego, by wzięto pod uwagę to, że – szczególnie pod koniec pierwszej połowy – każda reakcja piłkarzy Legii kończyła się kartką. Chodziło mi o to, by sędziowie lekko się uspokoili pod kątem napomnień, bo za chwilę nie byłoby komu dograć sezon. Dostałem informację, że to widzą i doceniają. W niedzielę nie doszło do problemów na linii trener – sędziowie.

– Nie jestem od oceniania sędziów. Robiłem to w przeszłości i za każdym razem byłem karany. Nie zamierzać tego powtarzać, bo jestem inteligentnym człowiekiem i uczę się na błędach. Nie chcę robić wymówki z czegokolwiek, co się wydarzyło, bo nie jestem taką osobą. I nasza Legia taka nie będzie. Jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny, każdy z nas, zaczynając ode mnie.

O kolejnych meczach w niedzielę

– Terminarz jest ustalony, my nie wybieramy, kiedy gramy. Nie ma żadnego znaczenia, czy wolałbym występować jutro, pojutrze czy za tydzień. Drużyny, które w trakcie spotkania myślą o tym, co się wydarzyło i wydarzy, nigdy nie wygrywają. Wychodząc na boisko, trzeba myśleć o własnych zadaniach i wykonać je na maksymalnej intensywności.

– W piłce można pisać mity i historie przy każdej wygranej oraz porażce. Tak, jak w tym przypadku – mieliśmy szanse, nie doskoczyliśmy. Nie zrobiliśmy tego z powodu pewnych wydarzeń na boisku, a nie dlatego, że przegrali wszyscy, oprócz Śląska Wrocław.

Polecamy

Komentarze (257)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.