Broendby - Legia Warszawa 2:3 Goncalo Feio
fot. Marcin Szymczyk

Goncalo Feio: To zwycięstwo piłkarzy, mamy jeszcze spore rezerwy

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

08.08.2024 21:52

(akt. 09.08.2024 03:41)

– Na początku, jak zawsze, chciałbym pogratulować piłkarzom, którzy pokazali, że stać nas na dużo. Ta drużyna ma jeszcze spore rezerwy, by dalej rosnąć – mówił po wyjazdowej wygranej z Brondby (3:2), w pierwszym meczu 3. rundy el. Ligi Konferencji, trener Legii, Goncalo Feio.

– Nasi zawodnicy pokazali mocną mentalność i udowodnili, że jesteśmy w stanie wygrać na bardzo trudnym terenie. To zwycięstwo piłkarzy, którzy zaczęli mecz od 1. minuty, weszli na boisko z ławki i uwierzyli w plan, a także tych, którzy nie wystąpili, ale byli z zespołem.

– Gratulacje dla sztabu. W imieniu całej drużyny, chcielibyśmy dedykować zwycięstwo naszemu kitmanowi, który jest w klubie spokojnie ponad 10 lat. Sebastian Wołowicz powiedział rano, gdy zaśpiewaliśmy mu "Sto lat!", że za każdym razem, jak ma urodziny, Legia gra w europejskich pucharach i wygrywa. I tak też się stało. Jest dużo ludzi w sztabie, którzy są w cieniu i rzadko się o nich mówi, a bez ich pracy, nie moglibyśmy robić niczego – to kluczowe osoby.

O meczu

– Przeciwnik postawił mocne warunki. O ile w pierwszej fazie meczu nasz pressing dobrze funkcjonował, to potem – poprzez to, że rywale narzucili bardzo dużo jakości i na początku częściej mieli piłkę – straciliśmy trochę intensywności. Nie było tak, że dobrze broniliśmy i następnie posiadaliśmy futbolówkę, tylko raczej przeważała gra obronna.

– Niestety, w 15. minucie doszło do wymuszonej zmiany Jurgena Celhaki. Boli nas to, że straciliśmy dwie bramki z obrony niskiej, czyli elementu, do którego byliśmy przygotowani. Myślę, że przy wykonaniu założenia taktycznego, te gole Duńczyków by nie padły. Sądzę, że może być to pokłosie tego, że tak naprawdę nigdy nie jesteśmy zmuszeni do takiej obrony. Trening to jedno – potem niełatwo zrobić to na takim poziomie. Oprócz tego, uważam, że nie było momentu w pierwszej połowie, kiedy moglibyśmy stracić kolejne gole.

– Nasz pierwszy gol? Kapitalna reakcja. To objawy bardzo silnej, mentalnej drużyny, którą się staniemy. Odpowiedź po straconej bramce nastąpiła od razu – poszliśmy do ataku, rozegraliśmy aut, doszło do świetnego dośrodkowania i trafienia Tomasa Pekharta na 1:1. Niestety, znowu mając całą drużynę pod piłką, straciliśmy gola na 1:2. To coś, co najbardziej boli.

– W przerwie doszło do poprawy pewnych elementów. Przede wszystkim, pojawiła się duża wiara w zespole, piłkarze chcieli grać, wziąć to na siebie, brać odpowiedzialność za nas wszystkich, za klub, za drużynę. Zrobili to jakością piłkarską, momentami w ataku pozycyjnym, zabierając rywalom największy atut, czyli to, co potrafią zrobić z piłką – myślę, że parę razy było widać, na jakim są poziomie pod kątem jakościowym.

– Zabierając piłkę Duńczykom, byliśmy w stanie dominować, a potem wykorzystać fazę przejściową. Analizowaliśmy przeciwnika, którego trener Daniel Wojtasz oglądał na żywo. Cały sztab pracuje po to, byśmy byli szczegółowo przygotowani do każdego spotkania. Piłkarze uwierzyli w plan, z fazami przejściowymi i dużą rolą zmienników, co znowu udowodniło to, w co mocno wierzę. To czy możesz być najważniejszy w danym meczu lub nie, nie zależy od tego, czy wychodzisz w pierwszym składzie, czy nie. Jesteśmy drużyną, mamy różne charakterystyki i to poskutkowało. Cieszę się, że coraz więcej piłkarzy może występować na różnych pozycjach. To też pokazuje rozwój taktyczny zespołu.

– Chciałbym podziękować kibicom, którzy byli w Danii, a także całemu klubowi, gdyż wiele ludzi jest zaangażowanych w każdy kolejny wyjazd pod kątem organizacyjnym. Oczywiście, ostatecznie reprezentują nas piłkarze, co wyszło im kapitalnie.

– Wykonaliśmy połowę pracy, trzeba pamiętać, że za tydzień czeka nas rewanż z Brondby, a w najbliższą niedzielę zagramy w Ekstraklasie z Puszczą Niepołomice. Mecz w Krakowie nie będzie przełożony – był na to czas do minionego piątku, ale podjęliśmy decyzję, że tego nie zrobimy, ze względu na zaufanie do naszych piłkarzy. Poza tym, proszę sprawdzić statystyki gier przeniesionych na inne terminy – to nigdy nie wychodziło na dobre. Niezłe drużyny czasami mogą się potknąć w lidze – tak się stało z nami – ale potrafią też reagować. Teraz wszystkie siły kierujemy na Puszczę, a od niedzielnego wieczoru zaczniemy się przygotowywać do drugiego spotkania z Duńczykami.

O zaskakującym składzie i obecności Kuna

– Prowadzenie drużyny polega na tym, by – w momencie, gdy coś nie funkcjonuje, a wiemy, że było tak po poprzednim meczu – wyciągać wnioski i robić zmiany, zaufać innym piłkarzom. To nie znaczy, że ci, którzy w czwartek nie zagrali od 1. minuty, nie mają mojego zaufania, ale po to ma się drużynę, by korzystać z różnych zawodników. Nie boję się tego, gdyż bardzo dobrze pracujemy.

– Co spowodowało, że Patryk Kun wystąpił na prawej stronie? Po pierwsze, jego wiedza taktyczna na temat grania z trójką stoperów, poruszania się wahadłowych. To piłkarz, który ma bardzo dużą kulturę gry na tej pozycji, z czego skorzystaliśmy, jeśli chodzi o momenty pressingowe i zamknięcie jednego z największych atutów rywala, czyli Clementa Bischoffa – młodziutkiego, prawonożnego skrzydłowego. Wystawienie przeciwko niemu lewonożnego obrońcy, umożliwiło nam trochę lepsze zamykanie jego prawej nogi, do pewnego momentu. Lewą nogą łatwiej złamać do środka czy grać z tzw. pierwszej piłki, by unikać próby pressingu, kiedy ich wahadłowy przesunie do naszego, a ich półlewy stoper bardzo mocno przesuwa do naszego zawodnika, który idzie na wsparcie. Wtedy pojawia się miejsce między półlewym, półprawym czy centralnym środkowym obrońcą, który zostawia otwartą przestrzeń. Mając tam lewonożnego piłkarza, chcieliśmy wykorzystać przestrzeń, np. poprzez podanie "Kunika" do Marca Guala. Łamiąc do środka, mogliśmy też zagrać do Tomasa Pekharta, co próbowaliśmy parę razy, ale trzeba przyznać, że przeciwnik dobrze kontrolował przestrzeń za sobą.

– Może już nie z Kunem, ale wykorzystując tę samą przestrzeń, w drugiej połowie Bartosz Kapustka zagrał do Claude Goncalvesa – mieliśmy piłkę w polu karnym, lecz to nie zakończyło się golem.

– Paweł Wszołek dał zmianę, jaką dał – myślę, że wszyscy to widzieliśmy. Nie jest tak, że przeciwnicy grają tak samo przez cały mecz. Są różne momenty spotkania – oczywiście, nie zawsze da się to przewidzieć, tym bardziej, że rywale często zmieniają plan na Legię.

– Bischoff to intensywny piłkarz, który dopiero wchodzi do pierwszej drużyny Brondby, w tym sezonie tak eksplodował. Jego dyscyplina taktyczna, szczególnie pod koniec meczu, jest mniejsza. Jednym z największych atutów Wszołka jest napędzanie akcji w przestrzeni poprzez motorykę. Jego obecność na boisku – jak każdego innego zawodnika – dała nam impuls do zwycięstwa.

O straconych golach

– Póki będę trenerem Legii, nie będę umożliwiał tworzenia kultury szukania winnych. Jesteśmy drużyną. Mieliśmy 11 piłkarzy pod piłką, przeciwnik potrafił nas rozklepać i wejść do bramki. To wina nas wszystkich. To działania kompleksowe.

– Możemy mówić o przesunięciu wahadłowego czy stopera, zamknięciu "ósemki", asekuracji "szóstki", blokowaniu strzałów głową przez środkowych obrońców. Jest dużo działań, które moglibyśmy robić lepiej. Musimy się nauczyć, że futbol to sport zespołowy. Nigdy nie jest tak, że strata bramki to wina jednego piłkarza. By stracić gola, muszą się zdarzyć 3 – 4 błędy.

– Powtarzam: póki będę trenerem Legii, nie zgodzę się na kulturę szukania winnych. Jesteśmy drużyną. Razem wygrywamy. Jeśli tracimy gole czy popełniamy błędy, to jesteśmy od tego, by to naprawić. Rozmawialiśmy o tym w szatni.

– Poprzez Macieja Krzymienia, Daniela Wojtasza, Inakiego Astiza zawsze przygotowujemy analizę na przerwę, m.in. wideo – w czwartek też tak było – w celu poprawy elementów do podszlifowania, a nie szukania winnych. Powiedziałem na prezentacji drużyny i chcę to powtórzyć: piłkarze potrafią być najlepszą wersją siebie w klubach, w których czują się wspierani i kochani. Oczywiście, wyciągamy wnioski, robimy to w szatni. Jeśli przegrywamy czy tracimy bramki, to wspólnie.

O mentalności

– Musimy nauczyć się, że siła mentalna jest konsekwencją. Nawet będąc bardzo dobrze przygotowanym do meczu, możesz stracić gola. To jest futbol.

– Silny mental polega na tym, byś trzymał się planu i wykonywał go z odpowiednią intensywnością, wiarą. Ta drużyna to ma. Nie przegraliśmy z Piastem poprzez brak zaangażowania, tylko dlatego, że graliśmy słabo, ale nie było to związane z cechami wolicjonalnymi. 

– Wychodzimy na każdy mecz, by wygrać. Mocno rośnie mentalność zespołu, a to bardzo ważne w sporcie. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale umiejętność reagowania jest kluczowa. Ta drużyna to ma, poprzez piłkarzy i wiarę w wykonywaną pracę.

O planie na Puszczę, niewybieraniu meczów

– Co zrobić, by na Puszczę wyjść z odpowiednią determinacją? Na pewno nie będę zdradzał planu. Przegraliśmy ostatni mecz ligowy – dobre drużyny mogą to robić, ale nie seryjnie, gdyż to oddala nas od nadrzędnego celu na sezon, czyli mistrzostwa Polski.

– Nie wydaje mi się, bym miał piłkarzy, którzy wybierają mecze. Od początku prowadzimy kulturę, by tego nie robić. Do każdego spotkania przygotowujemy się tak samo, w szczegółach, w maksymalny sposób. To dla mnie pokora i szacunek do przeciwnika, do siebie, naszych kibiców, ludzi, którzy są z nami. Będziemy to czynić.

– To drużyna, która się rozwija, bo jest dużo nowych twarzy. Klub stworzył mi warunki, jeśli chodzi o kadrę, byśmy mogli rywalizować na trzech frontach. Jeśli ci, którzy dobrze zagrali w Danii, chcą wystąpić w rewanżu, będą musieli się pokazać z niezłej strony przeciwko Puszczy. Jeżeli zawodnicy, którzy nie zagrali w czwartek i – ze względu na charakterystykę przeciwnika – wystąpią z Puszczą, muszą się dobrze zaprezentować, jeśli chcą pojawić się na boisku w drugim spotkaniu z Brondby.

– Każdy mecz jest dla nas najważniejszy, teraz taki jest ten z Puszczą. Nie zostawiam żadnego marginesu na problemy z nastawieniem drużyny. Ja w to nie wierzę. To zespół, który przede wszystkim chce wygrywać.

O Kramerze

– Blaz strzelił gola w ostatnim meczu. We wtorek był dzień wolny, ale piłkarze dostali cały materiał o Brondby do indywidualnego obejrzenia. Kramer okazał się jednym z tych zawodników, który dyskutował o tym w środę, jeszcze przed treningiem, z rana, na lotnisku, opowiadał jak możemy to wykorzystać. Jego poziom przygotowania i nastawienia do spotkania był niesamowity.

– Miałem z nim rozmowę, że nie zacznie czwartkowego meczu od początku, ale uwierzył w plan, wszedł na boisko z takim nastawieniem, jakby grał od 1. minuty. Jeśli tak się dzieje, to życie to wynagradza.

– Fazy przejściowe to coś, z czego żyje. Nie dziwię się, że interesują się nim inne kluby, bo to napastnik, który jest w stanie wygenerować liczby. Ostatecznie został u nas. Moją rolą – z punktu widzenia zarządzania zasobami ludzkimi – jest wyciąganie maksimum z tego, co mam w Legii. Blaz to nasz piłkarz, który – jak wcześniej mówiłem – jest brany pod uwagę przy ustalaniu składu.

O urazie Celhaki

– Czy Jurgenowi odnowił się uraz? Nie. Nie chcę mówić za dużo, bo dopiero będziemy przeprowadzać dogłębną diagnozę. Ma problem mięśniowy, nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo poważny. Wiem, że Celhaka długo czekał na taki mecz, by móc udowodnić, że może być istotnym elementem zespołu. Było to dla niego ważne spotkanie.

– Jeśli zszedł z boiska, to znaczy, że naprawdę czuł, że jest źle. Teraz należy o niego dbać, bo to trudna chwila, przede wszystkim dla Albańczyka, gdyż chce grać i być ważnym zawodnikiem. Jeśli kolejna kontuzja go zahamuje, to nie będzie to łatwe. Na tę chwilę pozostaje nam go zdiagnozować i być z nim w niełatwym momencie.

O trenerach i piłkarzach

– Jestem zwolennikiem szkoły, że najważniejsi w piłce są piłkarze. Trenerzy muszą czasami zrobić dwa kroki w tył i z pokorą to zrozumieć. To sport zespołowy. Szkoleniowcy są po to, by nakreślić plan, zasady i wartości, by drużyna funkcjonowała razem. Należy oddać piłkarzom to, co ich – szczególnie w dobrych momentach. To oni są gwiazdami.

 – Każdy plan łatwo zweryfikować po wyniku. Bycie trenerem polega na tym, by go wymyślić i przewidzieć pewne rzeczy przed meczem. To już nie jest takie proste. Po to ma się sztab – byłbym niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że to tylko moja praca, bo to nieprawda. Cieszę się, przede wszystkim z tego, że wiem, iż mam drużynę wierzącą w to, co robimy.

O wielu golach w ostatnim kwadransie

– Gramy do końca. Jeśli przygotujesz się taktycznie i fizycznie, to takie rzeczy się dzieją. Gramy z wiarą, chcemy strzelać gole. Jak jest dobrze, to pragniemy iść po więcej. Jak jest źle, to chcemy odwracać losy rywalizacji. Ktoś wymyślił, że mecz trwa 90 minut, plus to, co sędzia doliczy. Takie są zasady, zrobimy wszystko, by z nich skorzystać.

– Nie da się bez wiary piłkarzy do końca. W Motorze Lublin zawodnicy w to uwierzyli i przez to większość z nich, którzy nie mieli szans na występy w Ekstraklasie, teraz dobrze się w niej bawią. Gracze Legii też w to wierzą. Mam nadzieję, że będziemy wygrywać wiele meczów w końcówkach, co nie znaczy, że nie chcemy dobrze grać od początku spotkań.

O rewanżu z Brondby

– Ja i trener przeciwnika powiedzieliśmy, że to dwumecz. Wygraliśmy pierwszą połowę 3:2, przed nami druga część rywalizacji. Mamy lekki handicap wynikowy, ale też to, że zagramy w domu, przed własną publicznością. Wiemy, że ściany będą za nami.

– Nie lubię bawić się w to, kto jest faworytem, a kto nie. Musimy się przygotować do rewanżu w jak najlepszy sposób, wejść na boisko z odpowiednim nastawieniem, z wiarą w plan. Trzeba pokazać jakość, którą mamy. Powtarzam: to proces, byśmy grali lepiej. Chciałbym, by piłkarze czuli się kochani, wspierani, bo na to zasługują.

Polecamy

Komentarze (149)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.