Domyślne zdjęcie Legia.Net

Grzelak - specjalista od ważnych meczów

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

02.04.2010 10:43

(akt. 16.12.2018 07:58)

Dobry napastnik, ale mało bramek strzela - to powiedzenie idealnie pasuje do <strong>Bartłomieja Grzelaka</strong>. I to bez żadnych złośliwości, bo cztery zdobyte gole w tym sezonie to wyrównanie jego rekordu strzeleckiego jeszcze z czasów gry w Widzewie. Oczywiście jeśli chodzi o Ekstraklasę, bo w obecnej pierwszej lidze był nawet królem strzelców. I można marudzić, narzekać, ale jednego trudno mu odmówić. W tych największych meczach nie zawodzi, presja wyniku nie wpływa na niego negatywnie. Robi swoje, jak choćby w ostatnim spotkaniu Legii z Lechem Poznań.

Wrócił wtedy po 10-miesięcznej przerwie i był najlepszy na boisku. Zdobył pierwszą bramkę i asystował przy trafieniu Takesure Chinyamy. - Skąd to się bierze? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Emocje, adrenalina, wyjątkowa mobilizacja, obciążenie psychiczne - widać to wszystko mi pasuje. Wszyscy dookoła wciąż powtarzają, że jestem specjalistą od tych najważniejszych meczów. I ja w to uwierzyłem, to mi pomaga. Chociaż analizując poszczególne mecze wcale nie uważam, że w każdym z nich gram super. Po prostu jakoś mi pasują - mówi Grzelak.

Sobotnie spotkanie to nie tylko hit ekstraklasy, ale także być albo nie być w walce o mistrzostwo Polski dla którejś z drużyn. - Dlatego to zwycięstwo w Gdańsku nie mogło przyjść w lepszym momencie. Porządnie oberwaliśmy po głowie już na początku spotkania, ale umieliśmy się podnieść i
wygrać. To znacznie nas podbudowało i myślę, że w Poznaniu zaprocentuje. Ja jedynie żałuję, że nie wykorzystałem dwóch naprawdę dobrych sytuacji pod bramką Lechii, ale łatwiej to przełknąć jeśli zespół wygrywa - dodaje.

Grzelak nigdy nie należał do faworytów kibiców, a ostatnio relacje z fanami jeszcze się pogorszyły. To efekt gestu jaki wykonał po zdobyciu gola w meczu Remes Pucharu Polski z Ruchem Chorzów,
kiedy pobiegł cieszyć się z bramki pod puste trybuny. - Wiele razy mówiłem, że tym gestem nikogo nie chciałem urazić, a jedynie zasygnalizować problem. Ludzie, zrozumcie w końcu, że my was potrzebujemy. Szczególnie w tak ciężkich chwilach, jakie przeżywaliśmy ostatnio. Wsparcie, a nie szydera. OK, graliśmy źle, ale można to nam przekazywać w inny sposób niż wyzwiska - kończy zawodnik.

Autor: Adam Dawidziuk

Polecamy

Komentarze (19)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.