Jestem szczęściarzem!
13.05.2002 20:05
W poniedziałek podczas śniadania podszedł do mnie Tomek Wałdoch i powiedział: "Witam po długiej przerwie". Poczułem się dużo pewniej - mówi "Gazecie" napastnik i kapitan Legii Cezary Kucharski, który dostał powołanie do reprezentacji przygotowującej się do mistrzostw świata
Wywiad z Cezary Kucharski
W poniedziałek podczas śniadania podszedł do mnie Tomek Wałdoch i powiedział: "Witam po długiej przerwie". Poczułem się dużo pewniej - mówi "Gazecie" napastnik i kapitan Legii Cezary Kucharski, który dostał powołanie do reprezentacji przygotowującej się do mistrzostw świata
Robert Błoński: Zastanawiał się Pan czasem, dlaczego powołania nie dostał kto inny?
Cezary Kucharski: Jestem szczęściarzem, ale potrafię także temu szczęściu pomóc. Strzelałem gole, miałem asysty i czekałem. No i się doczekałem.
Co Pan czuł, kiedy w gazetach czytał artykuły o Arturze Wichniarku? Trener Jerzy Engel twierdzi, że niektórym było przykro, kiedy widzieli, jak promuje się niektórych zawodników, a o innych milczy.
- Na pewno nie było mi przykro, bo wiem, że piłkarza można wypromować jak jogurt. Znam układy, środowisko i tych "podpowiadaczy". Zdaję sobie sprawę, że są pewne zależności między dziennikarzami i zawodnikami. Czytałem artykuły i patrzyłem, kto jest pod nimi podpisany. Widziałem, kto i dlatego nie było mi przykro. Pokrzywdzony się nie czułem, bo i o mnie ktoś też się upominał. Ja się cieszę, że jestem niezależny.
Miał Pan tremę, jadąc w niedzielę na lotnisko?
- Nie. Choć byłem lekko spięty. Żona, która mnie odwoziła, dodała otuchy. Ja znam wielu zawodników od dawna. W poniedziałek podczas śniadania podszedł do mnie Tomek Wałdoch i powiedział: "Witam po długiej przerwie". Poczułem się dużo pewniej. Czuję się dobrze jak w Legii.
Nie obawiał się Pan, jak zostanie przyjęty?
- Pomyślałem sobie, że o umiejętnościach przekonam kolegów na boisku. Pokażę, że liga polska nie jest tak słaba, jak myślą niektórzy, szczególnie ci grający za granicą. Zresztą, kiedy byłem w Hiszpanii, też o polskiej ekstraklasie myślałem trochę z "przymrużeniem oka". Ale tu także jest kilku wartościowych, dobrych piłkarzy. Chcę udowodnić to na treningu. Jak do tej pory nie zauważyłem, by ktoś patrzył na mnie "bykiem".
Co Pan na to, że jest piątym napastnikiem w kadrze?
- Trener Engel uczciwie postawił sprawę. Nie grałem w eliminacjach, trudno więc, by selekcjoner mówił co innego. Nie odbieram tego jednak tak, że mam małe szanse na grę w MŚ. Zrobię wszystko, by przesunąć się w tym rankingu. Chcę pokazać, że mogę być alternatywą dla innych.
Jak bardzo kadra różni się od Legii?
- Reprezentacja to elita polskiej piłki. Trenuje na lepszych boiskach, niż my w Legii gramy. Już samo przebywanie i trenowanie z zespołem narodowym dużo daje.
Słyszałem opinię, że "jak Kucharski wróci z mundialu, to już w ogóle nie będzie można z nim pogadać. Odbije mu woda sodowa".
- Bzdura. Tak mógł powiedzieć tylko człowiek, który mi źle życzy i mnie nie zna. Jeśli pojadę na mundial, stanę się lepszym człowiekiem i piłkarzem.
Czy zgodzi się Pan z opinią, że wreszcie dojrzał do tego, by coś osiągnąć?
- Ja tak dojrzewam od paru lat. Z wiekiem człowiek się zmienia. Ma w życiu inne wartości. Ze mną jest tak samo. Stałem się bardziej tolerancyjny, do życia podchodzę racjonalniej. Nie to, że się starzeję, ale jestem mniej nerwowy, mniej "narwany", a bardziej odpowiedzialny. Nie traktuję wszystkiego, co o mnie się mówi czy pisze, ze śmiertelną powagą.
W kadrze jest aż czterech legionistów...
- Cieszę się. Doceniony został nasz sukces, czyli mistrzostwo Polski i te 21 meczów bez porażki.
Mieszkacie w pokoju z Maciejem Murawskim, który ma ofertę z Arminii Bielefeld. Czy namawia go Pan na pozostanie w Legii?
- Tak. Mówię mu, że szkoda, by odszedł, że bez niego trudniej nam będzie awansować do Ligi Mistrzów, że nie widzę w naszej lidze zawodnika, który mógłby godnie go zastąpić, że jestem pod wrażeniem jego gry i tego, ile znaczy dla Legii. Trochę "biorę go pod włos", ale chciałbym, by został.
Trener Engel powiedział, że z obecnych na zgrupowaniu na MŚ nie zabierze pomocnika albo obrońcy, a to oznacza, że Pan pojedzie...
- Nam tego nie mówił, ale się cieszę.
Jaki będzie Pan miał numer?
- Kiedy w poniedziałek poszedłem po koszulkę ze swoim nazwiskiem, zobaczyłem, że mam ósemkę...
Oj, to będzie Pan musiał chyba zapłacić Tomaszowi Iwanowi, który na zgrupowaniu przed meczem z Rumunią za kilka tysięcy złotych wylicytował ten numer.
- Bez żartów proszę. Cieszę się z tego numeru, bo z ósemką gram w Legii. To dla mnie dobry znak. Grałem już w życiu z różnymi numerami, ale ósemka była najbardziej "fartowna".
Miał Pan już wykupione wczasy, po powołaniu do kadry musiał z nich rezygnować?
- Mieliśmy tylko ustalone z żoną, że pojedziemy do Włoch, do rodziny. Ale nie wiedzieliśmy kiedy.
Myśli Pan o wyjeździe do zagranicznego klubu?
- Nie myślę o niczym poza mistrzostwami świata. Chcę z jak najlepszej strony pokazać się na tym zgrupowaniu. Nie chcę z nikim rozmawiać, nie interesują mnie menedżerowie. Wyłączyłem telefon, włączam tylko wtedy, gdy chcę gdzieś zadzwonić. A jeśli ktoś przypadkowo do mnie się dodzwoni, udam, że go nie słyszę, że jest słaby zasięg. I odłożę słuchawkę.
Robert Błoński: Zastanawiał się Pan czasem, dlaczego powołania nie dostał kto inny?
Cezary Kucharski: Jestem szczęściarzem, ale potrafię także temu szczęściu pomóc. Strzelałem gole, miałem asysty i czekałem. No i się doczekałem.
Co Pan czuł, kiedy w gazetach czytał artykuły o Arturze Wichniarku? Trener Jerzy Engel twierdzi, że niektórym było przykro, kiedy widzieli, jak promuje się niektórych zawodników, a o innych milczy.
- Na pewno nie było mi przykro, bo wiem, że piłkarza można wypromować jak jogurt. Znam układy, środowisko i tych "podpowiadaczy". Zdaję sobie sprawę, że są pewne zależności między dziennikarzami i zawodnikami. Czytałem artykuły i patrzyłem, kto jest pod nimi podpisany. Widziałem, kto i dlatego nie było mi przykro. Pokrzywdzony się nie czułem, bo i o mnie ktoś też się upominał. Ja się cieszę, że jestem niezależny.
Miał Pan tremę, jadąc w niedzielę na lotnisko?
- Nie. Choć byłem lekko spięty. Żona, która mnie odwoziła, dodała otuchy. Ja znam wielu zawodników od dawna. W poniedziałek podczas śniadania podszedł do mnie Tomek Wałdoch i powiedział: "Witam po długiej przerwie". Poczułem się dużo pewniej. Czuję się dobrze jak w Legii.
Nie obawiał się Pan, jak zostanie przyjęty?
- Pomyślałem sobie, że o umiejętnościach przekonam kolegów na boisku. Pokażę, że liga polska nie jest tak słaba, jak myślą niektórzy, szczególnie ci grający za granicą. Zresztą, kiedy byłem w Hiszpanii, też o polskiej ekstraklasie myślałem trochę z "przymrużeniem oka". Ale tu także jest kilku wartościowych, dobrych piłkarzy. Chcę udowodnić to na treningu. Jak do tej pory nie zauważyłem, by ktoś patrzył na mnie "bykiem".
Co Pan na to, że jest piątym napastnikiem w kadrze?
- Trener Engel uczciwie postawił sprawę. Nie grałem w eliminacjach, trudno więc, by selekcjoner mówił co innego. Nie odbieram tego jednak tak, że mam małe szanse na grę w MŚ. Zrobię wszystko, by przesunąć się w tym rankingu. Chcę pokazać, że mogę być alternatywą dla innych.
Jak bardzo kadra różni się od Legii?
- Reprezentacja to elita polskiej piłki. Trenuje na lepszych boiskach, niż my w Legii gramy. Już samo przebywanie i trenowanie z zespołem narodowym dużo daje.
Słyszałem opinię, że "jak Kucharski wróci z mundialu, to już w ogóle nie będzie można z nim pogadać. Odbije mu woda sodowa".
- Bzdura. Tak mógł powiedzieć tylko człowiek, który mi źle życzy i mnie nie zna. Jeśli pojadę na mundial, stanę się lepszym człowiekiem i piłkarzem.
Czy zgodzi się Pan z opinią, że wreszcie dojrzał do tego, by coś osiągnąć?
- Ja tak dojrzewam od paru lat. Z wiekiem człowiek się zmienia. Ma w życiu inne wartości. Ze mną jest tak samo. Stałem się bardziej tolerancyjny, do życia podchodzę racjonalniej. Nie to, że się starzeję, ale jestem mniej nerwowy, mniej "narwany", a bardziej odpowiedzialny. Nie traktuję wszystkiego, co o mnie się mówi czy pisze, ze śmiertelną powagą.
W kadrze jest aż czterech legionistów...
- Cieszę się. Doceniony został nasz sukces, czyli mistrzostwo Polski i te 21 meczów bez porażki.
Mieszkacie w pokoju z Maciejem Murawskim, który ma ofertę z Arminii Bielefeld. Czy namawia go Pan na pozostanie w Legii?
- Tak. Mówię mu, że szkoda, by odszedł, że bez niego trudniej nam będzie awansować do Ligi Mistrzów, że nie widzę w naszej lidze zawodnika, który mógłby godnie go zastąpić, że jestem pod wrażeniem jego gry i tego, ile znaczy dla Legii. Trochę "biorę go pod włos", ale chciałbym, by został.
Trener Engel powiedział, że z obecnych na zgrupowaniu na MŚ nie zabierze pomocnika albo obrońcy, a to oznacza, że Pan pojedzie...
- Nam tego nie mówił, ale się cieszę.
Jaki będzie Pan miał numer?
- Kiedy w poniedziałek poszedłem po koszulkę ze swoim nazwiskiem, zobaczyłem, że mam ósemkę...
Oj, to będzie Pan musiał chyba zapłacić Tomaszowi Iwanowi, który na zgrupowaniu przed meczem z Rumunią za kilka tysięcy złotych wylicytował ten numer.
- Bez żartów proszę. Cieszę się z tego numeru, bo z ósemką gram w Legii. To dla mnie dobry znak. Grałem już w życiu z różnymi numerami, ale ósemka była najbardziej "fartowna".
Miał Pan już wykupione wczasy, po powołaniu do kadry musiał z nich rezygnować?
- Mieliśmy tylko ustalone z żoną, że pojedziemy do Włoch, do rodziny. Ale nie wiedzieliśmy kiedy.
Myśli Pan o wyjeździe do zagranicznego klubu?
- Nie myślę o niczym poza mistrzostwami świata. Chcę z jak najlepszej strony pokazać się na tym zgrupowaniu. Nie chcę z nikim rozmawiać, nie interesują mnie menedżerowie. Wyłączyłem telefon, włączam tylko wtedy, gdy chcę gdzieś zadzwonić. A jeśli ktoś przypadkowo do mnie się dodzwoni, udam, że go nie słyszę, że jest słaby zasięg. I odłożę słuchawkę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.