Kilka spostrzeżeń po meczu z Jagiellonią - remis karą za minimalizm
08.04.2024 18:40
Początek na wysokich obrotach - To była niezła reklama ekstraklasy, fajny dla oka, ofensywny futbol z obu stron. Legia zagrała naprawdę dobrą pierwszą połowę meczu. Jagiellonia nie oddała celnego strzału, ale to nie było tak, że nie zagrażała bramce Hładuna. Gracze Siemieńca kreowali ciekawe sytuacje, ale ofiarnie strzały blokowali albo Kun, albo Pankov, albo Kapuadi. Legioniści zaś przed przerwą wyłączyli skrzydła rywala, nie pograli sobie ani Hansen, ani Marczuk. A poza tym dzięki Gualowi i Josue, niepokoili i sprawdzali defensywę i bramkarza „Jagi”. Dwa razy z dystansu uderzał kapitan Legii, Portugalczyk na nos zagrał do Pekharta gdy ten trafił w spojenie słupka z poprzeczką, a po chwili jego dobitkę z linii bramkowej wybił Skrzypczak. Potem idealnie dograł przy akcji bramkowej do Guala. Hiszpan jeszcze dwukrotnie uderzał na bramkę, ale Alomerović był na posterunku. Po strzelonym golu Legia trochę zmieniła styl gry, broniła się większą liczbą zawodników gdy Jagiellonia była przy piłce i ruszała z akcją po przechwycie — tak Josue znakomicie wypuścił na wolne pole Morishitę. I choć to goście mieli częstsze posiadanie piłki, więcej podań, to Legia była groźniejsza i wydawało się, że sunie po trzy punkty i pewne zwycięstwo, że się nie zatrzyma. Jak się później okazało — było to błędne założenie.
Powtórka z Zabrza — Po meczu z Górnikiem chwaliliśmy grę zespołu Legii, ale podkreśliliśmy, że pierwsze 20 minut drugiej połowy było fatalne, „Wojskowi” oddali inicjatywę gospodarzom i mogło ich to drogo kosztować. Ostatecznie kontra i gol Kapustki spowodował, że skończyło się po myśli legionistów. Z Jagiellonią niestety przestój czy jak to nazwał Jan Urban zadyszka, się powtórzyła. Po przerwie oddano inicjatywę drużynie z Białegostoku. Gracze Runjaicia cofnęli się bardzo głęboko, czasem bronili się 7-8 graczami w polu karnym i czekali na kontrataki. Tak głęboko ustawiona linia defensywa niosła ze sobą spore ryzyko i niebezpieczeństwo. Czy Legia powinna tak długo grać z kontrataku na własnym boisku z zespołem, który trzy dni wcześniej rozegrał 120 minut w spotkaniu Pucharu Polski? Naszym zdaniem nie, to błąd. A że przy stanie remisowym na boisku nie było już ani Pekharta, ani przede wszystkim Guala, to nie było już komu zdobywać bramek. Jedyną nadzieją był Josue, ale on sam meczu przecież nie wygra. Taka gra i postawa Legii, nastawiona na minimalizm, zemściła się. Szkoda, bo atakując, można było strzelić kolejne gole i mieć sytuacje pod kontrolą. Gra z kontry nie jest zła, ale w przypadku Legii w ekstraklasie wskazana raczej na wyjazdach, a nie przy Łazienkowskiej. Zamiast zwycięstwa i przedłużonych szans na walkę mistrzostwo Polski, był remis na własne życzenie i mocne skomplikowanie sobie sytuacji.
Sekwencja błędów przy golu — Komentujący mecz Michał Żewłakow akcję bramkową Jagiellonii określił mianem stadiony świata. Nas jednak bardziej zadziwia to, że akcję można oglądać po 20 razy i za każdym razem dostrzega się inny błąd w szeregach Legii. Zaczęło się od tego, że Elitim wyszedł do pressingu i nie wrócił na czas. W miejsce, w którym powinien być Kolumbijczyk, Dieguez posłał podanie do Imaza. „Eli” próbował sięgnąć piłkę wślizgiem, ale nie dał rady. Miejsce Elitima, gdy ten był w pressingu, zajął Josue, ale odpuścił. Piłka od Imaza trafiła do Marczuka, który wyjątkowo w tym spotkaniu akurat miał trochę miejsca. Kun był daleko w początkowej fazie akcji i sprintem wracał we własne pole karne, z kolei Kapuadi zamiast podejść bliżej rywala, zachowywał dystans. Doskoczyć w ostatniej chwili chciał Augustyniak, niewiele mu zabrakło, ale piłka jednak przeszła. A w miejscu, gdzie zagrywana była piłka, powstało nieporozumienie — Morishita poszedł do końca za Naranjo, zamiast przekazać zawodnika Jędrzejczykowi. Gdy obaj byli przy Naranjo, powstała dziura, w którą wbiegł niekryty Imaz i bez problemu skierował futbolówkę do siatki. Zyba nie krył w tej akcji nikogo, nie pomógł też dość powolny powrót Kapustki. Nie da się wiec zwalić winy na jednego czy drugiego gracza, nie był to błąd indywidualny, ale sekwencja błędnych decyzji, którą bezlitośnie wykorzystali goście.
Czytaj też
Zmiany nie pomogły, ale zaszkodziły — Ławka rezerwowych Legii wyglądała słabo, ale podobnie było w poprzednich meczach. Jednak w Zabrzu zmiana pomogła, Kapustka strzelił gola w pierwszym kontakcie z piłką. Tym razem wszyscy zmiennicy nie tylko nie pomogli, ale ich wejście spowodowało, że było gorzej. „Kapi” tym razem dał słabą zmianę, do dobrze funkcjonującego bloku defensywnego za Pankova posłany został Jędrzejczyk, który wypadł gorzej od Serba. Zyba zmienił Celhakę i trudno powiedzieć po co, bo w tym akurat starciu Albańczyk spełniał swoją rolę. O pojawieniu się na murawie Diasa nawet nie chce nam się pisać — skoro sztab w pewnym momencie na jesieni odstawił od składu Sokołowskiego, bo było wiadomo, że w klubie nie zostanie, to tym bardziej taki los powinien spotkać Gila, który na pewno wykupiony za milion euro nie będzie. Najwięcej kontrowersji i złości wzbudziła jednak zmiana Guala. Hiszpan obok Josue był najlepszym graczem na murawie i też największym zagrożeniem bramki rywala. A biorąc pod uwagę, że wcześniej z boiska zszedł Pekhart, to był też jedynym napastnikiem. Mimo to Gual zszedł z murawy — ponoć był zmęczony i poprosił o zmianę. Potwierdził tę wersję on sam jak i trener. Tylko czy to coś zmienia? Trener w takiej sytuacji powinien powiedzieć do Guala: — "Jeśli nie masz urazu, to grasz dalej! Gramy o mistrzostwo Polski, a ja nie mam odpowiednich zmienników. Także zaciśnij zęby, wytrzymasz 10 minut!" Z drugiej strony sytuacja się powtarza. W Kielcach z Koroną Gual miał gola i asystę i już po godzinie dawał sygnały, że nie ma sił i chce zmiany. O ile raz taka sytuacja może się zdarzyć, tak czasem bywa — piłkarz może mieć gorszy dzień, źle zareagować na pogodę, dietę etc. Ale w kolejnym meczu mówimy o tym, że piłkarz nie daje rady biegać przez pełne 90 minut grając raz w tygodniu. Gual w tym meczu mocno pracował, był aktywny, ale nadal uważamy, że jeśli sytuacja tego wymaga, to powinien dać radę wysiłkowo przez całe spotkanie. Gual przebiegł prawie 8,5 km, wykonał 12 sprintów - dane za ekstraklasa.org.
Remis, który jest porażką — Przed meczem większość kibiców była optymistycznie nastawiona. Panowało przekonanie, że wygrana pozwoli zmniejszyć dystans do lidera na cztery punkty i wówczas wszystko będzie jeszcze możliwe. Wierzył w to również zespół — takie deklaracje, że walka o mistrzostwo trwa i tylko to się liczy, słyszeliśmy od Hładuna, Augustyniaka czy Elitima. Również Runjaić mówił o dziesięciu finałach i konieczności wygrania każdego. Po ostatnim gwizdku sędziego Marciniaka ta wiara mocno przygasła, remis jest jak porażka dla Legii. Nadzieje na mistrzostwo się bardzo zmniejszyły, terminarz nie sprzyja. - Teraz będzie naprawdę trudno — skomentował po meczu Gual. I trudno się z nim nie zgodzić, choć zamiast myśleć i mówić o mistrzostwie, trzeba skupić się na tym, by zająć miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Kiedyś Wojciech Hadaj, spiker Legii, wykrzyczał w emocjach do kibiców Jagiellonii - „I tak nigdy nie będziecie mistrzem”. Wygląda na to, że w aktualnym sezonie te słowa przestaną być aktualne.
Quiz
Sprawdź wiedzę o trenerach Legii
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.