Kilka uwag i spostrzeżeń przed meczami z Sheriffem
14.08.2017 17:12
To już nie wróci – Na początku będzie trochę pesymistycznie, choć może po prostu realistycznie. Oglądając mecz z Piastem w piątek przez 80 minut solidnie się wynudziłem, często zerkałem na trybuny, na siedzących na stadionie Powstańców Warszawskich, bo na boisku nie wiele się działo. Potem dwie szybkie bramki, jakieś światełko w tunelu, ale jakoś ogromnej radości jaka towarzyszyła mi jeszcze rok temu nie było. Niby wygrana, niby trzy punkty, ale styl daleki od oczekiwań. I przyszła myśl - dość smutna, ale może prawdziwa. Może nie ma już sensu wracać do tego co było, do Ligi Mistrzów, meczów z Realem czy Sportingiem, do spotkań w rodzimej ekstraklasie, gdzie każdego odprawialiśmy z bagażem goli. Tamten zespół już nie istnieje, co przytaczałem w innym tekście. Odeszło sześciu ważnych piłkarzy, na ich miejsce przyszli tacy, którzy albo nie wnieśli nic do zespołu, albo tacy co potrzebują jeszcze czasu by ewentualnie odpalić. Może trzeba obniżyć wymagania, może czas na powrót do rzeczywistości – szarej i smutnej, ale i tak bardziej kolorowej niż w większości innych polskich klubów. Nasze apetyty zostały rozbudzone przez wspaniałe stulecie klubu, przez coraz większe sukcesy. Ale okazało się, że po Lidze Mistrzów zostało już tylko wspomnienie – kasy nie ma, piłkarzy też nie, a i trener Jacek Magiera przestał już snuć wizję o przeniesieniu jakości i intensywności z Champions League na Ekstraklasę. Było fajnie, było pięknie, ale czas zejść na ziemię. Na kolejny rok z tak grającą Legią poczekamy jeszcze długo. A na sezon z Ligą Mistrzów pewnie jeszcze dłużej. W tym roku szansa była niepowtarzalna, bylibyśmy rozstawieni w IV rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Ale transfery były za późno, taktyka obrana w Kazachstanie okazała się wodą na młyn dla dwóch czarnoskórych piłkarzy, a większość zawodników była pod kreską z formą. Tak przeszła prawdopodobnie ostatnia na wiele lat szansa na duże pieniądze.
Najważniejsze mecze czy okres przygotowawczy? – Trener Jacek Magiera po przegranym meczu z Bruk Betem mówił o tym, że Legia rozgrywa już dziesiąty mecz w okresie przygotowawczym. I patrząc na grę naszej drużyny faktycznie można odnieść wrażenie, że to kolejny sparing. Gra nie porywa, poziom zaangażowania odbiega od optymalnego. Tyle, że sezon trwa, Legia odpadła z Ligi Mistrzów, przegrała Superpuchar Polski, a za chwilę będzie walczyć o zachowanie płynności finansowej z Sheriffem Tyraspol. Kibice płacą za bilety normalne ceny, a nie jak za sparingi. Wiem, co nasz szkoleniowiec miał na myśli, w innych krajach dopiero kończą przygotowania do sezonu, a my mamy za sobą dziesięć spotkań, ale dla nas właśnie ten początek jest najważniejszy. Jeśli Legia złapałaby zadyszkę w listopadzie i pogubiła punkty, to dla klubu byłoby to niemal nieodczuwalne. Natomiast porażki w eliminacjach europejskich pucharów to milionowe straty. Dlatego na przyszłość to jest wyzwanie dla włodarzy i sztabu szkoleniowego. Trzeba poczynić szereg zmian, tak by zespół był gotów do walki o najwyższe cele od pierwszego spotkania. Bez zwycięstw w lipcu i sierpniu będziemy bowiem popadać w polską szarzyznę, przestaniemy się rozwijać. Tak swoją drogą obejrzałem pierwszy mecz u Superpuchar Hiszpanii. Pomijając umiejętności, to dla obu drużyn pierwszy mecz w sezonie, a wszyscy zasuwają od linii bramkowej do linii bramkowej, jeżdżą na tylkach, nikt nie tłumaczy, że to dopiero początek sezonu czy okres przygotowawczy. Waleczność na najwyższym poziomie. Patrząc na pierwsze mecze u nas, to jakby inna dyscyplina sportu i jak mówię, nie chodzi mi o umiejętności czysto piłkarskie, ale o walkę i zaangażowanie czyli coś, co na tym poziomie powinno być normalnością.
Mecz z Piastem – coś drgnęło?! – W piątek w Warszawie gościł Piast Gliwice. Dawno do Warszawy nie przyjechała drużyna, tak bardzo nastawiona na antyfutbol czy przeszkadzanie, wybijanie z rytmu, grę na czas. Nawet gdy stracili gola, ich nastawienie nie ulegało zmianie przez kolejne minuty. Między innymi przez to mecz był dość trudny do oglądania, choć legioniści też dołożyli swoją cegiełkę. Pozytywy? Piłkarze naszego klubu w końcu poruszali się jakby o jedno tempo szybciej i znakomicie wytrzymali trudy spotkania rozrywanego w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Cieszyła mnie jak dziecko postawa Dominika Nagy’a czy Armando Sadiku, gdy pojawił się na murawie. Doceniam też grę Guilherme – tak w defensywie jak i ofensywie. Solidnie po krótkim pobycie na ławce rezerwowych wypadł Maciej Dąbrowski. Ale najbardziej podobała mi się dojrzała gra Krzysztofa Mączyńskiego. Jak dobrze, że taki gracz trafił do Legii, przyda się i to bardzo.
Światełko w rezerwach – Gdy tydzień temu pisałem o tym, że rezerwy Legii zagrały bardzo dobry mecz i fajnie się ich oglądało mimo porażki 1:3, to wiele osób pukało się w czoło. Ale tam naprawdę tworzy się coś fajnego i przyjemnie się na to patrzy. W sobotę Legii II mierzyła się Sokołem Ostróda – zespołem, który trzy dni wcześniej napędził stracha Górnikowi Zabrze w Pucharze Polski. Trener Jacek Magiera, odesłał kilku swoich graczy, którzy z różnych przyczyn nie załapali się meczowej osiemnastki. Każdy z nich jednak podszedł do swoich obowiązków niezwykle poważnie. Hildeberto pokazał, że ma nieprzeciętne możliwości. Brał piłkę, mijał dwóch-trzech rywali, brał na siebie ciężar gry, rozgrywał, strzelał. Póki miał siły, zdobył bramkę po długim rajdzie z piłką, zanotował asystę. To piłkarz o wielkich możliwościach. Wypada tylko poczekać, aż nadrobi zaległości, doprowadzi swoją sylwetkę do normalnego stanu. Świetnie wyglądał Sebastian Szymański – był prawdziwym liderem zespołu. Z każdą minutą rozkręcał się Cristian Pasquato – skończył spotkanie z dwoma trafieniami. Pragnę też zwrócić uwagę na postać Tsubasy Nishiego. Japończyk to taki rozgrywający z prawdziwego zdarzenia. Dużo widzi, ma dobrą technikę, podejmuje właściwe decyzje i gra niezwykle szybko, często z pierwszej piłki. Kto wie, jeśli podtrzyma taką dyspozycję, może otrzyma szansę gry z pierwszym zespołem?! W każdym razie mecze rezerw ogląda się w tym sezonie z wielką przyjemnością, a postawa poszczególnych piłkarzy napawa optymizmem także w kontekście „jedynki”.
Starcie na wagę złota – Przed nami niezwykle ważny dwumecz z Sheriffem Tyraspol. Wpływy z fazy grupowej Ligi Europy są wliczone do budżetu. Gdyby tych pieniędzy zabrakło, zrobiłoby się bardzo nieprzyjemnie. Wprawdzie prezes i właściciel klubu Dariusz Mioduski deklaruje, że w razie potknięcia, dołoży ze swoich, ale to chyba bardziej taka próba zdjęcia presji z zespołu i trenera. Kilka miesięcy wcześniej była mowa o trudnościach i cięciach kosztów, gdyby miało zabraknąć fazy grupowej europejskich pucharów. Dlatego te spotkania są niesamowicie ważne i oczekuję od zespołu, że każdy od pierwszej do ostatniej minuty będzie walczył o życie, zasuwał na całej długości i szerokości boiska. To starcie o przetrwanie, uniknięcie wyprzedaży i zachowanie płynności finansowej. Teoretycznie atuty są po naszej stronie, ale nie zapominajmy, że tak było też przed dwumeczem z FK Astana. Nie wyobrażam sobie braku awansu, nie wyobraża sobie tego też nikt w klubie. Jestem jednak pewien, że aby awansować trzeba dać z siebie całkowite maksimum. O kibiców się nie martwię, na pewno wszyscy będą zdzierać gardła. Takiego samego poświecenia oczekuję na boisku.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.