Kluczowe będą pierwsze minuty
02.10.2002 17:37
Robert Błoński: <b> Wszystko wskazuje na to, że i w tym sezonie przygoda Legii w pucharach nie zakończy się na pierwszej rundzie.</b>
Wywiad z Jackiem Zielińskim
Robert Błoński: Wszystko wskazuje na to, że i w tym sezonie przygoda Legii w pucharach nie zakończy się na pierwszej rundzie.
Jacek Zieliński: Tak. Chyba tak będzie. Nie sądzę, byśmy - sobie i kibicom - sprawili aż tak niemiłą niespodziankę i odpadli. Liczę, że oprócz Amiki, awansuje także Legia i Wisła.
Piłkarze z Wronek wygrali w Genewie 3:2 i wydawało się, że ten wynik da im pewny awans. We wtorek, na swoim boisku, Amica bardzo się męczyła. Przegrała 1:2. Czy to jest dla Was przestroga, że żaden wynik pierwszego meczu nie daje awansu?
- Spodziewałem się, że Amica będzie miała kłopoty. W pierwszym meczu Servette miało przewagę i, szczególnie w pierwszej połowie, mogło strzelić kilka goli. Dlatego przed rewanżem nikt nie mógł być pewny niczego. My też nie spodziewamy się "spacerku" w Utrechcie. Trzeba być zmobilizowanym od początku do końca. Najważniejsze, to nie stracić szybko gola, bo to może wprowadzić w nasz zespół nerwowość. A to nie jest nikomu potrzebne.
Pan, Cezary Kucharski i Marek Jóźwiak pamiętają "wielką Legię", tę z Ligi Mistrzów. Czy między tamtym zespołem, a obecnym są jakieś analogie poza tym, że zdobyliście tytuł mistrza Polski?
- To są inne zespoły. Tam było więcej zawodników o wielkich umiejętnościach indywidualnych. Teraz mamy solidniejszy zespół, bardziej wybiegany, grający bardziej siłowo. W tamtym, o wynikach, decydowały często umiejętności pojedynczych zawodników, teraz jesteśmy mocni jako zespół. Gramy konsekwentniej.
Na co stać tę Legię?
- Sami nie wiemy. To było widać w pierwszym meczu z Utrechtem. Zaczęliśmy niemrawo, ospale. Ale nagle zdobyliśmy gole, potem szybko drugiego. I już nic nas nie mogło zatrzymać, nawet stracona bramka na początku drugiej połowy. Potrzeba nam jakiegoś impulsu, byśmy się rozkręcili, pokazali, co umiemy.
Z czego wynika ta niewiara we własne umiejętności?
- Z tego, że mało gramy z zagranicznymi, dobrymi przeciwnikami. Zwykle nasza przygoda w pucharach kończy się na pierwszej, drugiej rundzie. Brakuje nam doświadczenia w meczach z zespołami zza granicy. To jest przyczyna tego, że czasem nie wiemy, jak zagrać, czy zaatakować, czy się bronić.
Jak może wyglądać rewanż z Utrechtem?
- Na pewno zagrają dużo lepiej niż w Warszawie. Ruszą do przodu od początku. Będzie ciężko, ale jak przetrzymamy 20, 30 minut to później z minuty na minutę powinniśmy przejmować inicjatywę. Sytuacja będzie coraz bardziej komfortowa.
Co jest najgroźniejsze w zespole rywala?
- Nie boję się i nie spodziewam eksplozji jednego zawodnika. Boję tego, że oni mogą mieć "dzień konia". Taki, w którym dwa celne strzały zakończą się golem....
W pierwszym meczu o wszystkim decydowały stałe fragmenty gry. Strzeliliście z nich trzy z czterech goli.
- Padły po dobrych dośrodkowaniach i wynikały z tego, że wypracowaliśmy sobie sposób poruszania się pod bramką rywala w momencie wykonywania wolnego czy rożnego. To jest bardzo ważne, bo przecież Utrecht to nie byle jaki zespół. Nie są słabi, my po prostu byliśmy skuteczni. Oprócz sytuacji po których padły gole, mieliśmy jeszcze tylko jedną szansę, sytuację sam na sam Czarka Kucharskiego. Czyli z pięciu okazji wykorzystaliśmy 4, zagraliśmy z 80-procentową skutecznością.
Co będzie kluczem do sukcesu w Utrechcie?
- Te pierwsze minuty.
Legia, na wyjeździe - przynajmniej w pucharach - także gra gorzej. Tak, jak Utrecht...
- Przegraliśmy z Valencią 1:6, Barceloną 0:3. Ale to są zespoły z najwyższej półki. A Utrecht to europejski średniak. Zresztą na Camp Nou zabrakło trochę szczęścia, dwa gole straciliśmy w ostatnich minutach. Nie sądzę, by Utrecht był w stanie strzelić nam więcej goli niż Barcelona.
Czy, jeśli stracicie gola, nie będzie tej nerwowości?
- Nie mogę za to ręczyć. Ostatnio mieliśmy kłopoty. W Katowicach było już 2:0 i nastąpiło rozluźnienie, odpuszczanie rywalowi. Każdy myślał "już nie przegramy". I omal GKS nie wyrównał. To się nie może powtarzać. Nie możemy sobie pozwalać na takie chwile dekoncentracji.
Oprócz meczów z Utrechtem i Vardarem w Skopje, Legia w tym sezonie remisuje bądź wygrywa jedną bramką.
- W pucharach gramy inaczej niż w lidze. Wiemy, że jeden gol nic nie oznacza i nie tracimy koncentracji, chcemy strzelać następne. Gramy z taką samą ruchliwością i ambicją. W lidze po zdobyciu gola następuje dziwne uspokojenie. Myślimy, że wygraną mamy w kieszeni. I trochę odpuszczamy. Stąd tyle remisów.
W piątek Zbigniew Boniek poda kadrę na mecze z Łotwą i Nową Zelandią. Będzie Pan w niej?
- Bardzo bym chciał, ale.... nie wiem, czy to odpowiedni moment dla mnie. Ze względu na kontuzję przygotowywałem się do sezonu tylko przez dwa tygodnie. Po serii ośmiu spotkań w sierpniu byłem trochę zmęczony. Poprzednią przerwę na kadrę wykorzystałem na odpoczynek. Miałem dwa dni wolnego, potem trochę treningów "tlenowych" i świeżość oraz forma wróciła. Gdyby przyszło powołanie, o odpoczynku nie byłoby mowy, nie wiem, jak to wpłynęłoby na moje dalsze występy w tym roku. Ale kadra jest dla mnie najważniejsza. Jeśli powołanie przyjdzie, strasznie się ucieszę i z wielką radością się na nie stawię.
Ma Pan 52 występy w kadrze. Niewiele brakuje do 60. i przynależności do Klubu Wybitnego Reprezentanta.
- Przestałem na to liczyć. Pewnie, że fajnie byłoby znaleźć się w gronie tak znakomitych piłkarzy, ale nie wiem, czy "dopnę" do tej sześćdziesiątki. Mam tyle występów, ile mam. A tym, czy będzie 60 nie zaprzątam głowy, nie będę też pluł sobie w brodę, jeśli się nie uda. Zbigniew Boniek stawia na młodych i wątpię, czy powoła 35-letniego Zielińskiego. A jeśli już, to zrobię wszystko, by zaufał mi na dłużej.
Liczba Zielińskiego: 7 - za tyle dni, 10 października, Jacek Zieliński skończy 35 lat
Jacek Zieliński: Tak. Chyba tak będzie. Nie sądzę, byśmy - sobie i kibicom - sprawili aż tak niemiłą niespodziankę i odpadli. Liczę, że oprócz Amiki, awansuje także Legia i Wisła.
Piłkarze z Wronek wygrali w Genewie 3:2 i wydawało się, że ten wynik da im pewny awans. We wtorek, na swoim boisku, Amica bardzo się męczyła. Przegrała 1:2. Czy to jest dla Was przestroga, że żaden wynik pierwszego meczu nie daje awansu?
- Spodziewałem się, że Amica będzie miała kłopoty. W pierwszym meczu Servette miało przewagę i, szczególnie w pierwszej połowie, mogło strzelić kilka goli. Dlatego przed rewanżem nikt nie mógł być pewny niczego. My też nie spodziewamy się "spacerku" w Utrechcie. Trzeba być zmobilizowanym od początku do końca. Najważniejsze, to nie stracić szybko gola, bo to może wprowadzić w nasz zespół nerwowość. A to nie jest nikomu potrzebne.
Pan, Cezary Kucharski i Marek Jóźwiak pamiętają "wielką Legię", tę z Ligi Mistrzów. Czy między tamtym zespołem, a obecnym są jakieś analogie poza tym, że zdobyliście tytuł mistrza Polski?
- To są inne zespoły. Tam było więcej zawodników o wielkich umiejętnościach indywidualnych. Teraz mamy solidniejszy zespół, bardziej wybiegany, grający bardziej siłowo. W tamtym, o wynikach, decydowały często umiejętności pojedynczych zawodników, teraz jesteśmy mocni jako zespół. Gramy konsekwentniej.
Na co stać tę Legię?
- Sami nie wiemy. To było widać w pierwszym meczu z Utrechtem. Zaczęliśmy niemrawo, ospale. Ale nagle zdobyliśmy gole, potem szybko drugiego. I już nic nas nie mogło zatrzymać, nawet stracona bramka na początku drugiej połowy. Potrzeba nam jakiegoś impulsu, byśmy się rozkręcili, pokazali, co umiemy.
Z czego wynika ta niewiara we własne umiejętności?
- Z tego, że mało gramy z zagranicznymi, dobrymi przeciwnikami. Zwykle nasza przygoda w pucharach kończy się na pierwszej, drugiej rundzie. Brakuje nam doświadczenia w meczach z zespołami zza granicy. To jest przyczyna tego, że czasem nie wiemy, jak zagrać, czy zaatakować, czy się bronić.
Jak może wyglądać rewanż z Utrechtem?
- Na pewno zagrają dużo lepiej niż w Warszawie. Ruszą do przodu od początku. Będzie ciężko, ale jak przetrzymamy 20, 30 minut to później z minuty na minutę powinniśmy przejmować inicjatywę. Sytuacja będzie coraz bardziej komfortowa.
Co jest najgroźniejsze w zespole rywala?
- Nie boję się i nie spodziewam eksplozji jednego zawodnika. Boję tego, że oni mogą mieć "dzień konia". Taki, w którym dwa celne strzały zakończą się golem....
W pierwszym meczu o wszystkim decydowały stałe fragmenty gry. Strzeliliście z nich trzy z czterech goli.
- Padły po dobrych dośrodkowaniach i wynikały z tego, że wypracowaliśmy sobie sposób poruszania się pod bramką rywala w momencie wykonywania wolnego czy rożnego. To jest bardzo ważne, bo przecież Utrecht to nie byle jaki zespół. Nie są słabi, my po prostu byliśmy skuteczni. Oprócz sytuacji po których padły gole, mieliśmy jeszcze tylko jedną szansę, sytuację sam na sam Czarka Kucharskiego. Czyli z pięciu okazji wykorzystaliśmy 4, zagraliśmy z 80-procentową skutecznością.
Co będzie kluczem do sukcesu w Utrechcie?
- Te pierwsze minuty.
Legia, na wyjeździe - przynajmniej w pucharach - także gra gorzej. Tak, jak Utrecht...
- Przegraliśmy z Valencią 1:6, Barceloną 0:3. Ale to są zespoły z najwyższej półki. A Utrecht to europejski średniak. Zresztą na Camp Nou zabrakło trochę szczęścia, dwa gole straciliśmy w ostatnich minutach. Nie sądzę, by Utrecht był w stanie strzelić nam więcej goli niż Barcelona.
Czy, jeśli stracicie gola, nie będzie tej nerwowości?
- Nie mogę za to ręczyć. Ostatnio mieliśmy kłopoty. W Katowicach było już 2:0 i nastąpiło rozluźnienie, odpuszczanie rywalowi. Każdy myślał "już nie przegramy". I omal GKS nie wyrównał. To się nie może powtarzać. Nie możemy sobie pozwalać na takie chwile dekoncentracji.
Oprócz meczów z Utrechtem i Vardarem w Skopje, Legia w tym sezonie remisuje bądź wygrywa jedną bramką.
- W pucharach gramy inaczej niż w lidze. Wiemy, że jeden gol nic nie oznacza i nie tracimy koncentracji, chcemy strzelać następne. Gramy z taką samą ruchliwością i ambicją. W lidze po zdobyciu gola następuje dziwne uspokojenie. Myślimy, że wygraną mamy w kieszeni. I trochę odpuszczamy. Stąd tyle remisów.
W piątek Zbigniew Boniek poda kadrę na mecze z Łotwą i Nową Zelandią. Będzie Pan w niej?
- Bardzo bym chciał, ale.... nie wiem, czy to odpowiedni moment dla mnie. Ze względu na kontuzję przygotowywałem się do sezonu tylko przez dwa tygodnie. Po serii ośmiu spotkań w sierpniu byłem trochę zmęczony. Poprzednią przerwę na kadrę wykorzystałem na odpoczynek. Miałem dwa dni wolnego, potem trochę treningów "tlenowych" i świeżość oraz forma wróciła. Gdyby przyszło powołanie, o odpoczynku nie byłoby mowy, nie wiem, jak to wpłynęłoby na moje dalsze występy w tym roku. Ale kadra jest dla mnie najważniejsza. Jeśli powołanie przyjdzie, strasznie się ucieszę i z wielką radością się na nie stawię.
Ma Pan 52 występy w kadrze. Niewiele brakuje do 60. i przynależności do Klubu Wybitnego Reprezentanta.
- Przestałem na to liczyć. Pewnie, że fajnie byłoby znaleźć się w gronie tak znakomitych piłkarzy, ale nie wiem, czy "dopnę" do tej sześćdziesiątki. Mam tyle występów, ile mam. A tym, czy będzie 60 nie zaprzątam głowy, nie będę też pluł sobie w brodę, jeśli się nie uda. Zbigniew Boniek stawia na młodych i wątpię, czy powoła 35-letniego Zielińskiego. A jeśli już, to zrobię wszystko, by zaufał mi na dłużej.
Liczba Zielińskiego: 7 - za tyle dni, 10 października, Jacek Zieliński skończy 35 lat
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.