Komentarz: Taktyka, jakość, zaangażowanie – Moskwa znowu zdobyta!
15.09.2021 19:20
Obiektywny obraz tego spotkania był taki, że to Spartak prowadził grę, tworzył więcej okazji do strzelenia gola, oddawał dużo więcej strzałów, ale z pewnością nie miał więcej stuprocentowych sytuacji do zdobycia bramki. Bo Legia, doskonale przygotowana taktycznie przez Czesława Michniewicza i jego sztab, potrafiła bronić. Wiedziała, że nie zdoła wyłączyć „wiatraków” na bokach, więc na coś tam im pozwalała, ale umiejętnie odpychała od bramki Artura Boruca. Strzałów było dużo, ale głównie niecelnych lub bardzo niecelnych.
Klucz niezbędny jest w ekstraklasie
Taktyka była pierwszym z trzech kluczy do wygranej. Drugim – jakość. Ona wzrosła względem ostatnich tygodni. Po pierwsze, bo piłkarz mający w głowie europejskie puchary, zawsze da z siebie więcej przeciwko Spartakowi, czy którejkolwiek innej polskiej drużynie. Po drugie – bo w końcu jest w drużynie więcej jakościowych piłkarzy. Ihor Charatin, choć po ciężkich tygodniach, wytrzymał, ile mógł, harując w środku pola. Lirim Kastrati – zdobył zwycięską bramkę. Matthias Johansson pokazał, że jeśli utrzyma poziom, to po Marko Vesoviciu czy Pawle Wszołku. To wszystko nowe twarze, najnowsze twarze. A przecież są jeszcze Maik Nawrocki czy Mahir Emreli, którzy swoje już zrobili.
Ogromnym plusem tego moskiewskiego meczu, a podobnie było w Zagrzebiu czy w Pradze, jest ta świadomość zaangażowania, a co za tym idzie, intensywności poczynań na boisku. Piłkarze to wiedzą, przecież oni na tym się najlepiej znają, ale nie potrafią przełożyć tego na ligę. A muszą. Muszą, bo na polskich boiskach leży inny klucz – ten niezbędny. Klucz do Europy. Klucz do takich wygranych, jak ta z popołudnia 15 września 2021 roku.
Bohaterowie oczywisto-nieoczywiści
Były klucze, czas na wnioski. Najpierw te z boiska, potem z gabinetów. Bartosz Slisz nie mógł lepiej odpowiedzieć na krytykę i szyderę, jak takim spotkaniem, jak w Moskwie. To był bardzo silny, nowoczesny środkowy pomocnik, łączący (po zejściu Charatina) pozycję libero, a także „6” i „8”. Potrafił rozegrać, chciał strzelać. I te półtora miliona euro netto sprzed półtora roku, wcale mu nie ciążyło.
Wspomniany Nawrocki. Jako człowiek, który od ponad 3 dekad ogląda Legię, często mylę go z dalszej odległości z Igorem Lewczukiem. Na dziś ma wszystko, aby drogą Igora podążać, a z racji wieku, spokojnie ma szansę przegonić w osiągnięciach obecnego zawodnika Znicza Pruszków. Bo i z charakteru jest podobny. Maik, wyszkolony w Bremie, po trzech meczach na poziomie ekstraklasy, wskakuje do składu najlepszej polskiej drużyny i gra. Biega, przewiduje, blokuje, potrafi nadrobić ustawieniem. Jasne, że popełnia błędy, jak każdy, ale drużyna po nich nie traci bramek.
Staruszek Boruc przeżywa drugą młodość. On jest tam szeryfem tej „kamandy”, stosując rosyjskie nazewnictwo. I to takim „bandziorowatym”, jak w westernach, potrafiących wpaść do saloonu kopnięciem otwierając drzwi. On krzyczy, walczy, wybiega poza pole karne. Pokazuje reszcie, że skoro „dziadzia” się stara i zasuwa, to im nie wypada robić inaczej.
To dla mnie trzech bohaterów oczywisto-nieoczywistych moskiewskiego meczu, bo na pewno na wyróżnienie zasłużyli inni. Strzelec gola, asystent, przede wszystkim wspomniany Johansson. Także Luquinhas. Za dzieciaka, na podwórku, zawsze w kilku trzeba było pilnować tego najlepszego (w poważnej piłce przecież czasem też tak jest). Dziś takim najlepszym na podwórku jest Brazylijczyk. Na nim koncentruje się defensywa rywala, a skoro to robi, to na innych koncentruje się mniej. I oni na tym korzystają. A to, że nie trafił do bramki, bo piłka skakała – lepsi od niego w Spartaku tego nie robili. Emreli wydaje się być napastnikiem na Europę. Z jego techniką i dynamiką, łatwiej mu wykorzystywać wolne przestrzenie w obronie rywala, poruszać się tam czekając na podania. Do szóstej bramki w tym sezonie europejskich pucharów zabrakło mu przecież z 15 centymetrów.
Każdy ma wady, sztuka je zaakceptować
Czas na gabinety. Nie odkryje się tajemnicy, że nie ma wielkiej chemii między Dariuszem Mioduskim i Czesławem Michniewiczem. I tak szczerze, to nie ma znaczenia, na piwo razem nie muszą chodzić, zwierzać się sobie także nie, ich rodziny na wakacje raczej wspólnie nie wyjadą. Oni mają wspólnie pracować, aby Legia szybciej nadrabiała to, co straciła, przede wszystkim pod względem finansowym, ale nie zapominajmy o rankingu UEFA, który bez dobrych wyników w tym sezonie, będzie niższy, gdyż odpadają rozgrywki 2016/2017, czyli faza grupowa Ligi Mistrzów.
Dzisiaj Michniewicz potwierdził, że zna się na swojej robocie i to całkiem nieźle. Pewnie, że ma wady, że lubi za dużo powiedzieć, ale pan prezes też ma wady, jak każdy. Często właścicielowi Legii zarzucano, że nie „czuje” piłki nożnej, stąd lata posuchy pucharowej, złych decyzji, strat finansowych. Bo z prawie każdym (prawie, bo niektórzy od razu okazywali się złym wyborem) trenerem jest tak, jak z nowo poznaną dziewczyną/chłopakiem. Na początku jest pięknie, zauroczenie, telefony do 2. w nocy, koledzy i koleżanki mają pretensje, a ci świata poza sobą nie widzą. Im dalej w las, to wychodzą wady, przyzwyczajenia, które niekoniecznie muszą pasować. I sztuką, największą ze sztuk, jest te wady drugiej strony zaakceptować, dostosować do nich i gnać wspólnie przez życie. Chyba nie muszę dopisywać kolejnego zdania.
Quiz
Legia w rozgrywkach Ligi Europy
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.