News: List od Czytelnika: Większa doza realizmu potrzebna od zaraz

Końskie spojrzenie

Maciej Rowiński

Źródło: Legia.Net

01.10.2014 20:20

(akt. 21.12.2018 22:32)

- Najpierw fantastyczna oprawa, a teraz gigantyczny, wspaniały mural. Wszystko ku czci Pana Lucjana Brychczego z okazji jego 80-tych urodzin. Miałem ten zaszczyt, tak, zaszczyt, poznać i rozmawiać z Panem Lucjanem. Nie Lucusiem, nie Luckiem, a z Panem Lucjanem. Bo szacunek do niego mam ogromny. Choć jest hanysem, to większość życia spędził w Warszawie, całe serce oddał Legii. Niejeden warszawiak nie zrobił tyle dla swojego miasta, co Pan Lucjan - pisze kibic Legii, dziennikarz "Faktu" Maciej Rowiński, który będzie się dzielił swoim spojrzeniem na Legię w każdą środę.

- Dawny kierownik Legii Ireneusz Zawadzki powiedział, że Pan Lucjan grał w złych czasach, bo gdyby urodził się trochę później, zostałby uznany najlepszym polskim piłkarzem w historii. Może z Panem Lucjanem pokonalibyśmy Niemców na mundialu w 1974 roku? Może tak, a może wyjechałby gdzieś zagranicę? Może nie miałbym okazji poznać Pana Lucjana? Cieszmy się, że mamy takiego człowieka w Legii.


Z panem Lucjanem wiąże się wiele anegdot. Za czasów Franka Smudy, podczas zgrupowania „Franz” miał szpital, jak to zwykle u niego bywało, więc by zapełnić protokół meczu sparingowego, kierownik Irek wpisał wśród rezerwowych: Kici Luciano. Niemcy, bo oni byli rywalem, dziwili się, jak to możliwe, że w polskiej drużynie mają Brazylijczyka.


Pan Lucjan był przekleństwem napastników i... Łukasza Fabiańskiego. Pan Lucjan pytał tylko „Fabiana”, gdzie ma mu strzelić. Przez mistrzowską precyzję Pana Lucjana, Łukasz zdenerwowany wyjmował piłkę z siatki. Podobnie było z napastnikami. Pan Lucjan pokazywał ćwiczenie: kozioł, podbicie, strzał. Nawet Piotr Włodarczyk miał z tym problemy...


Podczas zgrupowań tradycją był mecz sztabu szkoleniowego-medycznego z dziennikarzami. Oczywiście zawsze dostawaliśmy w dupę. W każdym spotkaniu Pan Lucjan przed jedną z akcji... rzucał na ziemię czapeczkę. Jeśli dziennikarz był kulturalny, podnosił czapkę, a Pan Lucjan sunął z piłką na bramkę, mając jednego okiwanego, czy bardziej, wykiwanego rywala. Gdy dziennikarz nie wykazał się taktem, tylko próbował odebrać piłkę Panu Lucjanowi, od razu dostawał burę od pozostałych członków sztabu szkoleniowo-medycznego.


Nikt do pana Lucjana nie śmiał mówić po imieniu. Nawet pierwszy trener, i nawet przy ulubionym jednym (zawsze jednym!) kieliszeczku dobrego koniaczku, który musiał na każdym zgrupowaniu być zakupiony dla Mistrza. Takiego człowieka w Legii już nigdy nie będzie. Uśmiechnięty, skromny, skory do żartów i w jakiej kondycji! 80-latek! Mistrz! Szacunek!


(L)(L)(L)


Okazuje się, że Miro Radović cieszy się uznaniem kibiców nie tylko w Warszawie, ale w całej Serbii. Fani w części byłej Jugosławii domagają się, by selekcjoner Dick Advocat powołał „Bratko” do kadry. Jestem za, ale liczy się zdanie trenera, a ten wypiął się na kibiców. Póki co musi czekać występ w trykocie narodu ze stolicą w Belgradzie do kolejnych powołań. Jak na razie nie będzie też kuzynem wielkiej polskiej piosenkarki Maryli - Mirosławem Rodowiczem i nie będzie występował w biało-czerwonych barwach, choć co jakiś czas pojawia się ten temat.


Pamiętam naszą rozmowę po pierwszym sezonie jego gry w Legii. Chwaliłem go za spore umiejętności, a „Rado” stwierdził, że potrafi grać jeszcze lepiej i przekonam się o tym w kolejnym sezonie. Tylko połowa z tego okazała się prawdą. „Bratko” gra lepiej, choć dopiero od paru lat. Nie da się jednak ukryć, że jest to najlepszy zawodnik występujący w ekstraklasie. Czasami odnosi się wrażenie, że nie pasuje do polskiej ligi. Ot, format europejski. Ale dobrze, że jest taki piłkarz w Legii, który strzela gole, gra i widowiskowo, i na luzie, i jest coraz pewniejszy siebie, i potrafi wypić, i zakląć jak szewc po polsku i po serbsku. Fajny, zwariowany i zakręcony koleś


(L)(L)(L)


„Maraton trwa. Już się mylą nazwy i kto gra” - śpiewał zespół RSC. Legioniści mają maraton, a my, dzięki temu, emocje. Tak jak w ostatnim meczu z Lechem. Do przerwy załamka, po przerwie i golu, nadzieja wróciła, a po bramce Dossy pojawiły się uśmiechy. Wyrzucony z Legii trener Maciej Skorża nie mógł zatriumfować i stwierdzić, że liga będzie ciekawsza, a nasi piłkarze pokazali, że potrafią w ostatniej chwili uratować dobry nastrój kibicom i poprawić sobie humory. Nikt nawet nie obrażał się, że Lech nie poległ w Warszawie. Jeszcze zdąży, wiosną, kiedy będzie walczyło się o trzy punkty, a nie o półtora. Przy okazji polecam wszystkim tym, którzy nie mają, założenie facebooka, instagramu, twittera itp. oraz obserwowanie na nich Kuby Rzeźniczaka. To już nie jest schodzący po meczu płaczący Kubuś, a Pan Jakub - mistrz ciętej riposty. 10 lat w Legii! Odpowiedź jakiemuś kibicowi Lecha była mistrzowska!


Wracając do maratonu, ważne, że Legia, choć gra często, nie przegrywa. Oby tak było w czwartek z najgroźniejszym rywalem w Lidze Europy, z państwa, w którym mężczyźni wolą kozy od kobiet.

Polecamy

Komentarze (25)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.