Legia mistrz 2020. Radość po raz piętnasty

Redaktor Adam Dawidziuk

Adam Dawidziuk

Źródło: Legia.Net

11.07.2020 19:25

(akt. 11.07.2020 19:21)

Piętnasty raz w 102 letniej historii piłkarze Legii sięgnęli po tytuł najlepszej drużyny w kraju. Raz zostali tego tytułu pozbawieni przez PZPN, w 1993 roku. Przypomnijmy każde mistrzostwo legionistów.

1955 – PIERWSZY RAZ W HISTORII
Przed ostatnią serią gier Legia (CWKS) miała punkt przewagi nad Zagłębiem (Stalą) Sosnowiec. Czekał ją finał sezonu na boisku rywala. Stadion przy al. Mareckiego wypełnił się po brzegi. Na trybunach zasiadło 25 tys. widzów, z których każdy był przekonany, że ich pupile pokonają stołeczny zespół i zdobędą mistrzostwo. Działacze także byli pewni swego. Zorganizowano fetę, zaproszono najważniejsze osobistości, była orkiestra, specjalny program artystyczny. Był 20 listopada 1955 roku.

Nie minęło 40 sekund meczu, a Stal prowadziła 1:0. Legioniści myśleli, że należy im się piłka z autu, tę złapał Marian Szymczyk, szybko wyrzucił, a Czesław Uznański pokonał Edwarda Szymkowiaka. Stal na początku miała przygniatającą przewagę, ale legioniści się otrząsnęli. Legia wyrównała w 14. minucie za sprawą Lucjana Brychczego, który wykorzystał podanie Henryka Kempnego. Potem jeszcze Marceli Strzykalski trafił w spojenie słupka z poprzeczką.
Stal w drugiej połowie atakowała, a w ostatnich minutach legioniści ograniczyli się do obrony rezultatu. Udało się osiągnąć remis, który dawał 1. w historii tytuł mistrza Polski. W nagrodę każdy z zawodników dostał po skórzanym płaszczu z przydziału dla generałów.

1956 – MISTRZOSTWO NA SPOKOJNIE
Tym razem nie było nerwów, jak rok wcześniej. Trzy kolejki przed końcem legioniści mieli 6 punktów przewagi nad Ruchem Chorzów, a więc właściwie było po zawodach. Dwudziestego pierwszego października podejmowali ŁKS (wówczas Włókniarz). 
Rozpoczęli od atomowego uderzenie. Najpierw Henryk Kempny, minutę później Ernest Pol i po zaledwie 180 sekundach Legia prowadziła 2:0. Po chwili mogła strzelić trzeciego gola, ale zamiast tego, oddała inicjatywę Łódzkiemu Klubowi Sportowemu.
ŁKS nie dawał za wygraną i zdołał wyrównać po bramkach Henryka Szymborskiego i Józefa Bończaka. Remis także gwarantował zespołowi z Łazienkowskiej mistrzostwo Polski i tak się stało. „Mecz silnych wrażeń na stadionie WP. CWKS prowadził 2:0 i spoczął na laurach” – relacjonował wówczas Przegląd Sportowy.

1969 – PRZERWANA HEGEMONIA ŚLĄSKICH DRUŻYN
Aż 13 lat legioniści musieli czekać na kolejne mistrzostwo. W 1958 roku najlepszy w kraju okazał się ŁKS, a potem ligę wygrywały tylko śląskie drużyny: Górnik, Ruch, Górnik, Polonia Bytom i znowu, bo 5 razy z rzędu – Górnik, a następnie Ruch.
Właśnie z zabrzańskim klubem do ostatniej kolejki rywalizowali legioniści. Przed ostatnią kolejką mieli dwa punkty przewagi, a wówczas zasady były takie, że w przypadku równej liczby punktów, o wyższym miejscu nie decyduje bilans bramkowy, a organizowany jest mecz barażowy. Legii taka perspektywa się nie uśmiechała, bo wcześniej przegrała z Górnikiem oba mecze ligowe i finał Pucharu Polski.
Na stadion przy Łazienkowskiej przyjechał ustępujący mistrz, czyli Niebiescy. Legioniści nie chcieli pozostawiać niczego przypadkowi czy szczęściu i ruszyli na rywala. Dwa gole strzelił Jan Pieszko, potem dwa kolejne Kazimierz Deyna i kibice mogli zaczynać świętowanie. Ruch uzyskał kontaktową bramkę przy stanie 3:0 dla Legii (Zygmunt Maszczyk). Po przerwie do bramki Henryka Pietrka tracił Robert Gadocha, a Eugeniusz Faber pokonał Władysława Grotyńskiego z rzutu karnego. Wynik spotkania ustalił Janusz Żmijewski. Legia wygrała 6:2 z mistrzem i odzyskała tytuł mistrzowski dla Warszawy.

1970 – WIELKI SEZON, WIELKI TYTUŁ
Sezon 1969/1970 był znakomity w wykonaniu polskich drużyn w europejskich pucharach. Legia dotarła do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, przegrywając dopiero z Feyenoordem Rotterdam (0:0 i 0:2). Z kolei Górnik Zabrze zatrzymał się dopiero w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, z Manchesterem City (1:2).
Dzisiaj brzmi to jak żart, ale w 1970 roku o tytuł mistrza Polski rywalizowały półfinalista i finalista europejskich pucharów. Właśnie kluczowy w kontekście walki o tytuł był mecz tych drużyn przy Łazienkowskiej. Górnik tracił do Legii 3 punkty, ale miał mecz zaległy do rozegrania. Ostatniego dnia maja na Stadionie WP legioniści wygrali 2:1 (gole Jana Pieszko i Roberta Gadochy, dla Górnika – Erwin Wilczek) i powiększyli przewagę. O czwartym (i na długo ostatnim) tytule w historii klubu przesądziła wygrała 2:0 w Krakowie z Cracovią. Bramki zdobywali Kazimierz Deyna i Robert Gadocha. 
Ostatecznie Legia zakończyła rozgrywki z przewagę 5 punktów nad Ruchem i Górnikiem.

1993 – ODEBRANE MISTRZOSTWO
Historia doskonale wszystkim znana, czyli ostatnia kolejka. O mistrzostwo ścigały się już tylko Legia i ŁKS, a decydował bilans bramkowy. Legia pod tym względem miała przewagę 3 goli. Jechała do Krakowa na mecz z Wisłą. ŁKS podejmował zdegradowaną już Olimpię Poznań. 
Do przerwy Legia prowadziła 2:0, a ŁKS 3:0. W drugiej części gry przy Reymonta w Krakowie legioniści dołożyli 4 gole i wygrali 6:0, a ŁKS pokonał Olimpię 7:1.
Dziewiątego lipca 1993 roku, Zarząd PZPN unieważnił wyniki meczów Legii i ŁKS. Na 30 członków 15 głosowało, 13 przeciw, jeden się wstrzymał, a jeden oddał głos nieważny. Odwołanie do Walnego Zgromadzenia Sprawozdawczego PZPN nic nie dało, decyzja została podtrzymana. Oznaczało to utratę mistrzostwa Polski, przyznanie go Lechowi Poznań. Kolejny sezon Legia i ŁKS rozpoczynały z -3 punktami, a UEFA wykluczyła je z rozgrywek. Przez lata toczyły się sprawy w sądach – do dzisiaj nikomu niczego nie udowodniono.

 

1994 – ZWYCIĘSKI REMIS NA PRZEKÓR WSZYSTKIM
Legia stawała przed trudnym zadaniem. Chciała udowodnić wszystkim, że tytuł mistrzowski przed rokiem jej się należał i odebrano go niesłusznie. Startowała z -3 punktami, a wówczas jeszcze za wygraną były przyznawane tylko dwa. Szło jej nieźle, ale bez szału. Jesienią, pod koniec 1993 roku, miała nawet 6 punktów straty do Górnika Zabrze.
Pierwszy raz liderem została dopiero po 29. kolejce zmagań, nomen omen po wyniku 6:0 na wyjeździe, ale tym razem z Zawiszą. Do 32. kolejki oba zespoły szły łeb w łeb, ale wówczas zabrzanie przegrali na Widzewie (0:2). To był wspaniały wynik dla Legii, bo dawał jej dużą przewagę psychologiczną. Oznaczał, że w ostatnim meczu, przy Łazienkowskiej, Górnik musi pokonać Legię, aby ją wyprzedzić.
Piętnastego kwietnia w Warszawie było gorąco. W powietrzu i na boisku Stadionu WP. Stawka meczu i możliwość wygrania pierwszego tytułu mistrzowskiego od 24 lat, sparaliżowały legionistów. A Górnik nie odpuszczał, grał agresywnie, momentami brutalnie. Do tego dochodził zupełnie pogubiony sędzia Sławomir Redziński, który tym spotkaniem kończył karierę. Już w 15. minucie Grzegorz Mielcarski pogruchotał żebra Jackowi Zielińskiemu, który opuścił boisko. Dwie minuty przed końcem pierwszej połowy czerwoną kartkę zobaczył Henryk Bałuszyński. Zabrzanie prowadzili wówczas 1:0 po golu strzelonym przez Marka Szemońskiego, po akcji Jerzego Brzęczka. I choć od tego czasu minęło 26 lat, to do dziś trudno stwierdzić, czy obecny selekcjoner reprezentacji, przed podaniem do napastnika, nie zagarnął piłki już zza linii autowej.
Osiem minut po przerwie Górnik grał już w „9”, z boiska wyleciał Grzegorz Dziuk. Legia nie potrafiła wykorzystać przewagi dwóch zawodników. Aż w końcu stało się. Centra Leszka Pisza z rzutu rożnego, zgranie Jerzego Podbrożnego i „złota główka” Adama Fedoruka. Publiczność oszalała z radości. Gol Fedoruka okazał się tym na wagę mistrzostwa Polski. Górnik kończył mecz w „8”, po kolejnej czerwonej kartce, tym razem dla Jacka Grembockiego.

 

1995 – BEZSPRZECZNIE NAJLEPSI
Rok później już takich nerwów nie było, a Legii wyrósł kolejny rywal – Widzew. I to łodzianie przez pierwszą część sezonu prowadzili w ekstraklasie. Legioniści, nie licząc pojedynczych przypadków na początku, dopadli przeciwnika w 22. kolejce, po wygranej 1:0 z GKS-em Katowice, w pierwszym meczu pokazywanym w Polsce przez stację Canal+.
I pierwszego miejsca już nie oddali. Mistrzostwo zapewnili sobie na dwie kolejki przed końcem rozgrywek, w 1500. meczu w ekstraklasie (oficjalnie w 1501, bo to z Wisłą w 1993 roku zostało unieważnione) pokonali Raków Częstochowa (3:0). W drużynie Rakowa pierwsze kroki stawiał wówczas Jacek Magiera, a bramki dla legionistów strzelali Zbigniew Mandziejewicz (dwie) i Jerzy Podbrożny. 
Drużyna za zdobycie mistrzostwa Polski miała obiecaną premię w wysokości 12 miliardów złotych, oczywiście tych starych. Przed spotkaniem z Rakowem zadeklarowano dodatkową – 300 mln do podziału za wygraną w tym meczu.
Normalnie Legia dzięki wygranemu mistrzostwu, zagrałaby w Lidze Mistrzów bez eliminacji. Miała świetny współczynnik, wyśrubowany w sezonie 1990/1991, kiedy doszła do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Jednak UEFA postanowiła zmienić zasady kwalifikacji. Zamiast rankingu indywidualnemu, decydował ranking federacji. I Legia musiała przebijać się przez kwalifikacje. Z jakim efektem – pamiętamy. Ćwierćfinałem Ligi Mistrzów.

 

2002 – NIEOCZEKIWANY TYTUŁ
Przy Reymonta w Krakowie trwała budowa bardzo silnej Wisły, za pieniądze Bogusława Cupiała. Legia była po nieudanym związku z Daewoo, przejął ją Pol-Mot, którego nie było stać, aby konkurować z Tele-Foniką. 
Kluczowe okazało się zatrudnienie Dragomira Okuki. Wprawdzie sezon 2000/2001 kończył 3 porażkami, a następny rozpoczął od dwóch przegranych, ale wytrzymano ciśnienie, a praca serbskiego szkoleniowca przyniosła efekty. Kluczowe w kontekście mistrzostwa było spotkanie z 24 kwietnia 2002 roku, w Krakowie z Wisłą. Biała Gwiazda prowadziła 1:0 po golu Tomasza Frankowskiego już w 2. minucie. Legioniści wyrównali w 69. minucie za sprawą niezawodnego Stanko Svitlicy i utrzymali 5-punktową przewagę na 2 kolejki przed końcem.
To oznaczało, że wystarczy im remis. I takowy osiągnęli w meczu z Odrą Wodzisław Śląski (0:0). W spotkaniu, w którym działo się niewiele, ale najważniejszy był ostatni gwizdek sędziego.

 

2006 – DRUŻYNA Z CHARAKTEREM
Od ostatniego mistrzostwa Polski mijały 4 lata. Wisła Kraków wygrywała ligę 3 razy z rzędu. Legia rozpoczęła sezon 2005/2006 z Jackiem Zielińskim za sterami, od dwóch remisów, wygranej, porażki i znowu remisu. Nowy właściciel, koncern ITI, zatrudnił Dariusza Wdowczyka. Pod wodzą byłego świetnego lewego obrońcy legioniści zaczęli marsz w górę tabeli. Gonili Wisłę, gonili, aż dogonili. Legia objęła samodzielne przodownictwo w tabeli po 19. kolejce i wygranej 4:0 w Grodzisku Wielkopolskim z Dyskobolią. Legia i Wisła długo szły łeb w łeb. Do 23. kolejki, kiedy legioniści wygrali derby z Polonią (2:0), a wiślacy przegrali w Poznaniu z Lechem (1:2). Legia miała 4 punkty przewagi i wszystko w swoich rękach. Po 26. kolejce przewaga wzrosła do 7 punktów, w kolejnej serii gier zmalała do 5.
Po mistrzostwo Legia pojechała do Zabrza. Wygrała z Górnikiem 1:0 po golu nieocenionego Piotra Włodarczyka. Fantastyczne spotkanie rozgrywał Łukasz Fabiański, który obronił 2-3 sytuacje w nieprawdopodobny sposób. Drużyna Wdowczyka „dowiozła” korzystny wynik do końca spotkania i rozpoczęło się fetowanie. Ci którzy byli na meczu – pojechali do Sosnowca. Ci którzy zostali w Warszawie, spotkali się na Starówce.

 

2013 – PIERWSZY RAZ PRZED TV
Sezon 2011/2012 był fantastyczny w europejskich pucharach, ale Maciej Skorża i spółka pokpili sprawę w lidze. W fatalnym stylu przegrali coś, co wydawało się nie do przegrania, czyli mistrzostwo Polski. Przy Łazienkowskiej zdecydowano, że wobec niepowodzeń, braku pieniędzy, ponownie zostanie zatrudniony Jan Urban. Trener miał coś do udowodnienia. Wcześniej prowadził Legię przez 2,5 sezonu i nie zdołał wyrwać Wiśle mistrzostwa.
Legia tylko przez 3 z 30 kolejek nie była liderem. Odpierała ataki Lecha Poznań, który rozgrywał dobry sezon. Legioniści dwukrotnie ograli głównego rywala, 3:1 na jego terenie, po fantastycznym meczu, szybko strzelili trzy gole. I 1:0 u siebie.
To był kluczowy mecz. Rozgrywany o dziwnej porze, bo o godz. 13:30. Dnia 18 maja Legia długo nie mogła znaleźć sposobu na Lecha. Aż w 84. minucie szybkość wykorzystał Jakub Kosecki. Wpadł w pole karne, gdzie był faulowany przez wychowanka warszawskiego Ursusa, Mateusza Możdżenia. Rzut karny dla Legii i czerwona kartka dla Możdżenia. Do piłki podszedł Ivica Vrdoljak i pokonał Krzysztofa Kotorowskiego. Wiadomo było, że Legia już nie wypuści szansy na tytuł.
Zdobyła go wygodnie siedząc przed telewizorami, tydzień później. Sama zawiodła, bo tylko zremisowała w Łodzi z Widzewem (1:1). Tyle, że nazajutrz Lech sensacyjnie przegrał u siebie z Podbeskidziem (0:2) i mistrzostwo Polski stało się faktem. Feta miała miejsce po ostatnim meczu sezonu, wygranym 5:0 ze Śląskiem Wrocław.

 

2014 – HEGEMONIA
Wówczas zaczęła rodzić się wielka Legia. Wielka Legia naturalnie tych czasów, ale grająca regularnie w europejskich pucharach i rywalizująca o mistrzostwo co roku. Janowi Urbanowi nie brakowało dużo, aby awansować nawet do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Legioniści odpadli w ostatniej rundzie eliminacji ze Steauą Bukareszt (1:1 i 2:2). Jednak w Lidze Europy przegrali 5 kolejnych meczów, wygrali dopiero ten szósty. To sprawiło, że podjęto decyzję o zmianie trenera. Urban zostawiał Henningowi Bergowi drużynę na 1. miejscu po 21 kolejkach z 34, z przewagą 5 punktów.
Norweg zrobił jeszcze lepszy wynik. Sezon zasadniczy kończył z 10 punktami przewagi nad Lechem Poznań, ale wówczas jeszcze dzielono punkty przed rundą finałową. Mimo tego legioniści skończyli rozgrywki mając 10 punktów więcej od Kolejorza. Gdyby nie było podziału, to przewaga Legii wynosiłaby 15 punktów.
Mistrzostwo stało się faktem znowu przed telewizorami. Tracący 8 punktów Lech tylko zremisował u siebie z Pogonią (0:0), zostały mu dwa mecze do rozegrania, a tracił 7 „oczek”. Już nie mógł odrobić tej straty.

 

2016 – MISTRZOSTWO NA STULECIE
Wielkimi krokami zbliżało się 100-lecie Legii. Już po 8. kolejce legioniści tracili do lidera 6 punktów. Po 11 serii gier Legia miała 10 punktów mniej od Piasta Gliwice. Władze klubu wcześniej zaczęły szukać nowego trenera, który zastąpi Henninga Berga. Wybór padł na Stanisława Czerczesowa, sprowadzonego dzięki kontaktom Mariusza Piekarskiego. 
Rosjanin, który był bramkarzem Spartaka Moskwa w sezonie 1995/1996, kiedy ten rywalizował z Legią, dał niezbędny impuls drużynie. Legia mozolnie odrabiała straty. Dopadła Piasta po 24. kolejce, wygrywając z Ruchem Chorzów (2:0). Sezon zasadniczy kończyła z 2 punktami przewagi nad Piastem i 12 nad Pogonią.
Ale o tytuł mistrzowski drżała do ostatniej kolejki. Przed nią miała tyle samo punktów, co Piast (40). To oznaczało, że w przypadku wygranej z Pogonią Szczecin, bez względu na wynik drużyny z Gliwic, zostanie mistrzem Polski. Zwyciężyła 3:0, po trzech rykoszetach. Piast przegrał u siebie z Zagłębiem Lubin (0:1), a więc Legia kończyła sezon z trzema punktami więcej.

 

2017 – DO OSTATNIEJ SEKUNDY
Wspaniały sezon z wielką europejską przygodą. Największy błąd, jaki popełniono, to pożegnanie z Czerczesowem i zatrudnienie Besnika Hasiego. Człowieka, z którym mało kto potrafił się dogadać. Paradoksalnie, to Hasi wprowadził drużynę do Ligi Mistrzów, choć po pierwszym meczu – 0:6 z Borussią Dortmund, stracił pracę. Zastąpił go Jacek Magiera. W tym momencie Legia miała zaledwie 10 punktów w 10 meczach ligowych, zajmowała 14. miejsce w tabeli, z przewagą 2 punktów nad strefą spadkową. Do lidera traciła 12 punktów.
Przyjście Magiery odmieniło drużynę. Nie tylko w lidze, ale i w europejskich pucharach. Potrafiła zremisować z Realem Madryt (3:3), a na końcu pokonać Sporting (1:0) i zająć 3 miejsce w grupie Ligi Mistrzów, awansując do fazy pucharowej Ligi Europy.
I goniła w lidze. Na koniec 2016 roku zmniejszyła stratę do lidera z 12 do 4 punktów. Po 30. kolejce traciła punkt do Jagiellonii. Pierwszy raz w sezonie została liderem po 34. kolejce, w której pokonała Lecha (2:0), a „Jaga” przegrała wysoko z Lechią (0:4). Przed ostatnią kolejką miała 2 punkty przewagi nad Jagiellonią i Lechem. Musiała wygrać z Lechią, aby być pewną mistrzostwa.
Decydujące o tytule mecze odbywały się w Warszawie i w Białymstoku. Legia grała z Lechią, a Jagiellonia z Lechem. W Białymstoku było 2:0 dla Lecha, w stolicy wciąż 0:0. Legia pilnowała remisu, bo wygrana Lecha przy tym wyniku dawała jej pewny tytuł. Jagiellonia w ostatnich minutach zdołała wyrównać. I szaleńczo atakowała. Wystarczył gol dla Jagi, a byłaby mistrzem Polski. Mecz w Warszawie się zakończył, a w Białymstoku zostało jeszcze prawie 10 minut. Jagiellonia walczyła, ale nie zdołała strzelić zwycięskiej bramki. A to oznaczało, że Legia została mistrzem Polski.

 

2018 – NA TERENIE NAJWIĘKSZEGO RYWALA
Sezon 2017/2018 legioniści rozpoczęli pod wodzą Jacka Magiery. Rozpoczęli słabo, jak kilka poprzednich. W klubie doszło do zmian właścicielskich, podjęto w końcu decyzję, że Magiera nie da rady. Na szybko szukano trenera, wybrano Romeo Jozaka. Raczej dyrektora sportowego, a nie trenera, jednak wtedy podejmowano wiele niezrozumiałych decyzji.
Jozak długo nie przetrwał. Na koniec sezonu zasadniczego zajął 3. miejsce, mając tyle samo punktów, co Jagiellonia i punkt mniej od Lecha. Pracę stracił po 31. kolejce, po porażce z Zagłębiem Lubin (0:1). A wtedy zawodzili wszyscy, bo przegrały także Lech i Jagiellonia.
Jozaka zastąpił Dean Klafurić, jego asystent i Legia wygrała 5 z 6 ostatnich meczów. Mistrzostwo świętowała w Poznaniu, na stadionie Lecha, gdzie prowadziła 2:0, a miejscowi kibice postanowili zaprotestować, wtargnęli na boisko, meczu nie dało się dograć. Szybko zweryfikowano wynik na 3:0 dla Legii, ale to nie miało znaczenia. Legia zdobyła kolejne mistrzostwo Polski.

 

2020 – VUKOVIĆ NA PRZEKÓR
Aleksandar Vuković był na cenzurowanym. U kibiców nawet bardziej. W końcówce sezonu 2018/2019 podpisał kontrakt, ale przegrał mistrzostwo. Sezon 2019/2020 rozpoczął od czystki w drużynie i słabych wyników. Dariusz Mioduski jednak wytrzymał ciśnienie. A „Vuko” pracował po swojemu. Choć krytykowano go niemiłosiernie on razem ze współpracownikami realizował plan. I nagle wypaliło. Zaczęło się od wygranej z Lechem (2:1), a potem poszło. Legia zwyciężała seryjnie, wysoko, odprawiła 7:0 Wisłę Kraków. 
Pierwszy raz Legia została liderem po 15. kolejce, pokonując Górnika Zabrze (5:1). Następnie na dwie kolejki oddała prowadzenie (Pogoni i Śląskowi), wróciła na pierwsze miejsce i go nie oddała. Kluczowe okazały się mecze po przerwie w rozgrywkach spowodowane pandemią. Ważne wygrane w Poznaniu i w Krakowie, wypracowanie dużej przewagi. Potem kontrolowanie sytuacji, mimo niepowodzeń i plagi kontuzji, ciągle komfortowej. Tylko Pucharu Polski szkoda… 

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.