Domyślne zdjęcie Legia.Net

Legia? To to k... idziemy

Robert Błoński

Źródło: Gazeta Wyborcza

08.11.2001 13:02

(akt. 07.12.2018 12:33)

- Za wszystko bardzo przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Miałem chwilę słabości. Wypiłem sporo piwa - mówi "Gazecie" piłkarz Legii <b>Moussa Yahaya</b>, którego zatrzymała w Krakowie policja. Miał 2,57 promila alkoholu. Wywiad z Moussa Yahają
- Za wszystko bardzo przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Miałem chwilę słabości. Wypiłem sporo piwa - mówi "Gazecie" piłkarz Legii Moussa Yahaya, którego zatrzymała w Krakowie policja. Miał 2,57 promila alkoholu.

W poniedziałek piłkarze Legii mieli tylko rozruch. Po nim - kilkadziesiąt godzin wolnego. - Trenerze, mogę rozmawiać z dziennikarzem? - zapytał Yahaya po środwych zajęciach II trenera Legii Dariusza Kubickiego. - Jasne - padła odpowiedź.
- Pojechalem do Krakowa. Mój menedżer ma tam restaurację - opowiada Yahaya. - Mam tam też wielu znajomych, na pewno więcej niż w Warszawie. Po treningach siedzę w domu. Tęsknię za rodziną. Żona z dziećmi mieszka w Hiszpanii. Kiedy mam więc wolną chwilę, jadę do Krakowa.
Wieczór pod Wawelem Yahaya miał bardzo intensywny. Najpierw był w restauracji swojego menedżera Lou Sambu, a potem... - Poszedłem z kolegami, ciemnoskórymi studentami z Krakowa, do dyskoteki - opowiada Yahaya. - Piliśmy alkohol.
- Piwo, czy coś mocniejszego?
Yahaya waha się chwilę, w końcu odpowiada, że tylko piwo. - Ile? Skąd mogę pamiętać? Nie liczyłem, ale dużo - śmieje się piłkarz.
Późno w nocy Yahaya wyszedł z dyskoteki. - Szedłem do taksówki, brakowało mi stu metrów, chciałem pojechać do mieszkania Lou Samby - mówi. - Nagle pojawiła się policja. Wylegitymowali mnie. Bzdurą jest, że leżałem na chodniku na Floriańskiej. Szedłem o własnych siłach. Mój dramat zaczął się od tego, że nie miałem ze sobą paszportu z polską wizą.
Yahaya miał przy sobie tylko pozwolenie na stały pobyt, ale w Hiszpanii. - Paszportu nie wziąłem z domu, bałem się, że go zgubię. Gdyby tak się stało, to dopiero miałbym problem - mówi.
I kontynuuje opowieść o spotkaniu z policją: - Poprosiłem, by dali mi telefon. Chciałem zadzwonić po kolegę, który wszystko by wyjaśnił. Zna doskonale język polski. Niestety, policjanci odmówili mi. No to mówię: "Panowie, idę do taksówki, dajcie spokój, jestem piłkarzem Legii". A oni na to: "Legia? No, to k... idziemy". Wsadzili mnie do samochodu i zawieźli do izby wytrzeźwień, w której spędziłem noc.
W trakcie przebierania Yahai, u piłkarza znaleziono tajemniczy woreczek. - Mówiłem, że tam nie ma narkotyków, że to moje talizmany szczęścia - mówi. - Nie uwierzyli. I to mnie najbardziej boli. Ja narkotykami się brzydzę, nigdy nie miałem z nimi do czynienia. Informacja o tym, że mam narkotyki, przedostała się do mediów. Ogromny żal mam też o to, że kiedy wychodziłem z izby, prowadzono mnie w kajdankach, jak zwykłego bandytę. A ja przecież tylko za dużo wypiłem. Nie byłem agresywny, nikogo nie obraziłem. A tu, przy wyjściu, czekały kamery, błyskały flesze aparatów. Wstydzę się tego, co zrobiłem, ale też uważam, że zostałem źle potraktowany. Po co te kamery?

W środę rano Yahaya stawił się na Łazienkowskiej. - Od razu w szatni przeprosiłem wszystkich kolegów. Postąpiłem głupio i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Nie mam problemów z alkoholem - mówi Yahaya. - Nie pojadę na mecz do Radomska, poniosę karę finansową. Cóż, była wina, musi być i kara.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.