Domyślne zdjęcie Legia.Net

Marek Pietruszka: Leśne dziadki chcą mieć kontrolę

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

14.04.2011 12:07

(akt. 14.12.2018 14:18)

Marek Pietruszka był prezesem Legii Warszawa w latach 1997-2000, aktualnie pracuje w Warszawskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. W rozmowie z serwisem Legia.Net wspomina okres pracy przy Łazienkowskiej, opowiada o tym co trzeba zmienić w polskiej piłce. Zapraszamy na drugą część wywiadu z byłym prezesem naszego klubu.

W jakim celu powstała Piłkarska Autonomiczna Liga Polska (PALP)?

- Powstanie tego tworu to moment  kiedy przedstawiciele kilku spółek mogli się „zjednać”. Mieliśmy kłopoty z porozumieniem się z PZPN-em. Nigdy nie wiedzieliśmy kiedy kalendarz rozrywek będzie zmieniony. Było tak, że jak reprezentacja potrzebowała terminu to od razu w odstawkę szły kolejki ligowe. Postanowiliśmy zaproponować wtedy związkowi „ugodę”. Poprosiliśmy o przedstawienie terminów kadry narodowej, a my wtedy dopasowalibyśmy ligę do tego terminarza. Nie chcieliśmy tracić czasu, tak nie robi się w futbolu zawodowym. Teraz Ekstraklasa zaczyna grać w lutym i po chwili następują przerwy dla kadry. Tracimy też koniec maja i czerwiec czyli najlepsze terminy do grania w naszej szerokości geograficznej. Patrząc na to łapię się za głowę.

Wprowadziliśmy tez Puchar Ligi, w którym mieli grać ci którzy byli dostępni = chodziło o zachowanie rytmu meczowego. Dawało to jakieś przygotowanie rezerwowym zawodnikom, a także piłkarzom nie powołanym do reprezentacji różnych krajów. Pierwsze edycje tych rozgrywek cieszyły się nawet niezłym zainteresowaniem, a potrafiono grać przed południem.

Dziwne są teraz obecnie pory rozgrywania spotkań. Mało gdzie gra się przy sztucznym świetle. Najlepszym przykładem jest Anglia gdzie mecz rozpoczynają  się o godzinie 13 czy 14. U nas gra się o 20, bo to jest nasz potencjał ligowy. Dla biednych klubów są to dodatkowe koszty, bo muszą więcej dopłacać za prąd. Niektórym się wydaje, że mecz średnich polskich drużyn powinien mieć otoczkę jak Gran Derbi…

Źle się stało, że nie ma już Pucharu Ekstraklasy?

- Jasne, że tak. Ten puchar dawał klubom szansę na testowanie zawodników rezerwowych. Ktoś z pierwszego składu może odnieść kontuzje i taki zespół nie ma ogranego dublera. Szanująca się ekipa powinna mieć na tyle szeroką kadrę, aby walczyć na kilku frontach. Kiedyś drużyny wystawiały najmocniejsze składy, a jeśli w tym czasie jakiś zawodnik był powołany do kadry narodowej to wystawiało się jego rywala o miejsce w składzie i nie przerywało rozgrywek. Puchar Ligi dawał też szansę na sprawdzenie zawodników, których razem z Władysławem Stachurskim i Januszem Olędzki chcieliśmy sprowadzić do klubu. Dawało to szansę na realne ocenienie potencjału takiego gracza.

Dzięki temu Pucharowi rozgrywaliśmy również większą ilość spotkań w sezonie. Wiadomo ile razy w roku grają np. zespoły angielskie. Jeśli chcemy być lepsi to musimy więcej grać. O podobnej sprawie rozmawiałem kiedyś z trenerami o zespole rezerw. Gracze drugiej ekipy, którzy chcą grać w pierwszej drużynie muszą trenować tyle samo ile ci najlepsi. Jak Legia ma konfrontować się z wielkimi drużynami, nie mając ogranych zawodników rezerwowych. Wychodzi nam ledwie 30-35 pojedynków, a ile muszą grać np. angielskie zespoły występujące dodatkowo w fazie grupowej Ligi Mistrzów?

Warszawa ma obecnie dwa nowe stadiony – Legii i Narodowy. Trzeci taki obiekt chce wybudować Polonia. Uważa Pan, że to dobry pomysł?

-  Nie ważne czy ktoś lubi ten zespół czy nie, ale Polonia jest na tyle wielką marką w polskim sporcie, że zasługuje na własny obiekt. Jeżeli jej właściciel wykreuje taki produkt, że ich spotkania będzie chciało oglądać 15 tysięcy widzów to na pewno powinni mieć nowy stadion. W Warszawie mieszka dwa miliony osób, więc jest tu miejsce dla obu stołecznych zespołów. Kiedyś nawet sugerowano, że to przeze mnie i moja legijną przeszłość na Konwiktorskiej nic się nie dzieje. Od razu mówię, że to samorząd zdecydował o jej losach. Polonia powinna mieć obiekt z taką liczbą miejsc, ile jest w stanie zapełnić.

A powinna mieć też innego właściciela?

- Żyjemy w takich czasach, że każdy może robić z własnymi pieniędzmi co chce. Jeżeli ktoś chce inwestować w Polonię to niech sobie to robi. Mnie jako mieszkańcowi stolicy jest obojętne kto będzie sternikiem „Czarnych Koszul”. Jeśli na Konwiktorskiej dzieje się dobrze to niech się z tego cieszą sympatycy tego zespołu. Niektórzy dziennikarze wczuwają się w takiego właściciela i jako autorytety mówią na antenie co on powinien robić z pieniędzmi. Co to jednak obchodzi taką osobę co zrobi z własnymi środkami finansowymi. Media muszą komentować fakty, a nie wczuwać się w prezesów.

Rozmawialiśmy już o Pana przeszłości w Legii. A gdyby pojawiła się oferta powrotna?  Zastanowiłby się pan nad  ewentualną ofertą z Legii?

- Wiele musiałoby się zmienić, abym zastanowił się nad jakąś ofertą polskiego klubu. Nie mogę akceptować bałaganu w zespole, głupoty trenerów  i ich lenistwa umysłowego. Pracując przy Łazienkowskiej zwróciłem kiedyś uwagę jednemu ze szkoleniowców, że przed każdym meczem opiekun wywozi drużynę do lasu na zgrupowanie. Powiedziałem mu żeby zapytał się Pana Lucjana Brychczego czy wyjeżdżał przed każdym spotkaniem na jakieś odludzie. Takimi rzeczami trenerzy objawiają brak zaufania do piłkarzy. Mogę powiedzieć zawodnikom, że mają stawić się w klubie o 11, a o 13 gramy mecz ligowy. Trener może się sparzyć, ale daje graczom oznaki zaufania. Ten trener odpowiedział mi, że to jest niedopuszczalne, bo piłkarze mogą wtedy zabalować. Przecież ten trener pozna, że piłkarz jest w stanie wskazującym. Jednak jeśli piłkarz po alkoholu zagra świetnie to szkoleniowiec powinien mu wytłumaczyć, że to nie jest recepta na dobrą grę. Tak zachowywać mógł się tylko sp. Kazimierz Deyna. Zaufanie pokazał Josep Guardiola w Barcelonie, który zrezygnował ze zgrupowań przedmeczowych. W polskich klubach brakuje psychologicznego podejścia do podopiecznych. Jeśli ktoś zawiedzie to cóż: Żegnaj misiu.

Nie przeszła panu przez głowę możliwość kandydowania na stanowisko prezesa PZPN-u.

- Jonasz Kofta napisał kiedyś książeczkę ozdobioną rysunkami Dudzińskiego, w której jest motto: Świat i tak niewiele się zmieni jeśli z młodych gniewnych wyrosną starzy wkur…. Coraz bardziej widzę, że ta sentencja ma zastosowanie w naszej piłce. Patrząc na to co się dzieje nie wydaje mi się, że jako jedna osoba mogę cos zmienić. Jeśli takie propozycje by były to bym się zastanowił, ale na wielu warunkach. Jednak co do polskiego związku to… zapomniałem, że się go da zreformować. Także nie marzę o pracy w związku. Podobnie byłoby z Ekstraklasą SA, gdzie nie podobają mi się struktury organizacyjne. Sama ta spółka jest niepotrzebna póki co naszemu futbolowi. Można stwierdzić, że leśne ludki wychodzą i chcą mieć nad wszystkim władze. Dziwne jest też to, że spółka nie pracuje dla wszystkich klubów rozgrywek, tu równi i równiejsi. Uczestniczyłem kiedyś jeszcze w tworzeniu konceptu Ligi Mistrzów. W UEFA naprawdę czuło się umiejętność organizacji takich przedsięwzięć. U nas tego brak.

Zapis pierwszej części rozmowy można przeczytać tutaj

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.