Mateusz Wieteska: Powołanie do kadry byłoby kolejnym spełnionym marzeniem
05.11.2019 01:00
- W minionej kolejce wyniki ułożyły się pod nas, przez co mogliśmy zająć pozycję lidera. Miejmy nadzieję, że do samego końca pozostaniemy na tym miejscu. Mistrzostwo Polski jest naszym priorytetem. Różnica w czołówce jest bardzo mała, dlatego trzeba być skoncentrowanym na swoich zadaniach, jak najlepiej przygotować się do następnego spotkania i odnieść piąte zwycięstwo z rzędu
- Atmosfera, która towarzyszyła na stadionie Widzewa, była bardzo dobra. Czuć tam po prostu klimat piłki. Życzę im awansu do Ekstraklasy. Potrzeba takich zespołów na najwyższym szczeblu w kraju. Jeżeli chodzi o to, co działo się na murawie, w Łodzi na własne życzenie doprowadziliśmy do tego, iż rywale zdołali wyrównać. Wygrywaliśmy przecież różnicą dwóch bramek, mogliśmy „zabić” to starcie strzelając kolejnego gola. Doszło jednak do tego, iż Igor Lewczuk sprokurował „jedenastkę”, ja natomiast maczałem palce przy drugim trafieniu dla gospodarzy. Cieszymy się, że wszystko skończyło się po naszej myśli i awansowaliśmy dalej.
- Który zespół z Ekstraklasy prezentuje się najlepiej? Za nami już czternaście kolejek. Sądzę, iż na starcie to Pogoń okazała się trudnym przeciwnikiem. Mimo tego, iż graliśmy z nimi na początku rozgrywek, myślę, że utrzymywali równą formę przed dłuższy czas. Myślę, że Piast Gliwice zaczyna pokazywać to, co w poprzednim sezonie.
- Problemy z lepszymi drużynami? Niezbyt dobrze skończyły się dla nas dwa ligowe starcia przed ostatnią przerwą na kadrę. Wówczas doznaliśmy porażek z mocniejszymi ekipami. Na pewno nie jest przyjemnie występować w Legii i przegrać dwa mecze z rzędu. Cieszymy się jednak, że dobrze przepracowaliśmy przerwę reprezentacyjną i teraz widać tego efekty.
Mateusz Wieteska odniósł się również do tego, iż w ostatnich czterech meczach trener Aleksandar Vuković postawił na wybraną grupę piłkarzy. – Taki moment był chyba też w sierpniu, gdzie graliśmy co trzy dni. Szkoleniowiec miał pewną „jedenastkę”, którą praktycznie cały czas wystawiał. Myślę, że nastąpiło to po pierwszym spotkaniu z Atromitosem. Można powiedzieć, iż skupiał się wtedy na wybranych zawodnikach, których starał się ogrywać. Od tamtego czasu wymieniło się jednak kilka osób. Widać rywalizację w drużynie. Każdy chce grać i pokazywać na treningach, że zasługuje na miejsce na boisku. Jeżeli trener zobaczy, że dobrze wyglądasz na zajęciach, może dać szansę w meczu.
- Przed meczem z Lechem zmagaliśmy się ze sporą liczbą urazów. Co więcej, za nadmiar żółtych kartek musiał pauzować Artur Jędrzejczyk. Trener musiał to wszystko poukładać. Wydaje mi się, że poukładał to na tyle dobrze, że jak idzie, to się nie zmienia.
- Luquinhas trenuje wykończenie na zajęciach. Postępy w tym aspekcie są zauważalne. Brazylijczyk zanotował asystę przeciwko Arce. Od zawodników ofensywnych wymaga się „liczb”, które pomogą zespołowi. To piłkarz, który potrafi zrobić różnicę, ma łatwość w pojedynkach jeden na jednego. Po tym jak szkoleniowiec przestawił go „dziesiątkę”, umie się sprytnie obrócić z piłką będąc pod presją rywala. Ma duży wkład w nasze boiskowe poczynania. Jeżeli poprawi finalizację akcji, będzie z niego jeszcze większa pociecha. Czy znalazłby się w TOP 10 najlepszych graczy, z którymi ćwiczyłem w jednym klubie? Myślę, że tak. To gracz, który może wyrosnąć na gwiazdę ligi, jeżeli będzie strzelał gole oraz asystował.
- Walerian Gwilia doznał urazu w trakcie przerwy na kadrę przez co szansę, na pozycji ofensywnego pomocnika, otrzymał właśnie Luquinhas. Na razie się tam sprawdza, lecz „Vako” cały czas ciężko trenuje i walczy za wszelką cenę o to, aby powrócić do wyjściowej „jedenastki”. Jego dogrania ze stałych fragmentów, szczególnie na początku sezonu, okazały się pomocne, ponieważ zdobyliśmy po nich kilka bramek. Wydaje mi się jednak, iż mamy wielu zawodników, którym nieźle wychodzą dośrodkowania. Nie tęsknimy aż tak za Walerianem. Wiadomo, jest nam bardzo potrzebny, lecz mamy w swoich szeregach Domagoja Antolicia, Andre Martinsa czy Arvydasa Novikovasa wykonujących stałe fragmenty gry.
- Czy po występach w Górniku uwierzyłem, że jestem ekstraklasowym piłkarzem? Tak. Odejście z Legii było trudną decyzją, ale słuszną. Wiedziałem, że muszę obrać taką drogę. Środkowy obrońca musi bowiem nabierać doświadczenia. W Legii, na tej pozycji, potrzeba już gotowych piłkarzy. Wówczas nie byłem na to przygotowany. Trener Marcin Brosz zaufał mi od razu po tym jak dołączyłem do zabrzan na dwa tygodnie przed startem ligi. Czułem, iż szkoleniowiec chce na mnie postawić i obdarzyć kredytem zaufania. Rozegrałem 35 meczów w Ekstraklasie plus siedem Pucharze Polski. Strzeliłem także trochę goli. Zapracowałem na to, aby z powrotem zawitać na Łazienkowską. Przebywałem w trzech klubach – w dwóch na zasadzie wypożyczenia, później definitywnie przeszedłem do Górnika. Gdybym miał podążyć identyczną ścieżką, ponownie bym ją wybrał.
- Wszystkich trenerów, z którymi pracowałem, wspominam bardzo dobrze. Nauczyłem się od nich wielu rzeczy. Nie wiem jak to się działo, ale u każdego szkoleniowca zostałem obdarzonym kredytem zaufania. W Chrobrym Głogów pod wodzą Ireneusza Mamrota cały czas staraliśmy się operować piłką i ją rozgrywać. W tamtym okresie zwracałem na to sporą uwagę. W Górniku szkoleniowiec Marcin Brosz podchodził do wszystkiego bardziej taktycznie. Mieliśmy dużo ćwiczeń związanych chociażby z poruszaniem po murawie. U boku trenera Aleksandara Vukovicia próbujemy natomiast grać w kompakcie, całą drużyną. Szkoleniowiec naciska na to, żeby każdy gracz skupiał się na obronie, a później myślał o atakowaniu.
- Ricardo Sa Pinto? Za kadencji Portugalczyka odbywaliśmy nieco inne treningi. Miał specyfikę pracy, do której trzeba się było dostosować. Chcieliśmy wówczas grać agresywnie, bez ryzyka, szczególnie w obronie, gdy posiadaliśmy piłkę. Jako środkowy obrońca, nie czerpałem z tego radości. Nie ukrywam, lubię czasami zaryzykować i zrobić różnicę poprzez podanie. Niestety, u trenera Sa Pinto nie mogłem sobie na to pozwolić. Dla mnie to nie była przyjemność. Zebraliśmy jednak trochę doświadczenia, które się przyda.
- Michał Karbownik trenuje także na „ósemce”. Może nie w momencie, gdy jest przymierzany na bok obrony. Myślę, że gra na pozycji lewego obrońcy tylko może mu się przydać. Jest młodym zawodnikiem. W obronie musi zmagać się z większą liczbą pojedynków jeden na jednego, na pewno podszkoli ten element. W ofensywie również potrafić wiele zdziałać. Dla niego to same pozytywy.
- Powołanie do seniorskiej reprezentacji? Nie ukrywam, byłoby to dla mnie kolejne spełnione marzenie. Trzeba jednak dobrze prezentować się w każdym następnym meczu. Jeżeli wpadnę w oko selekcjonerowi, na pewno się po mnie zgłosi. Do tej pory nie miałem jeszcze okazji rozmawiać z Jerzym Brzęczkiem.
- Transfer zagraniczny? Uważam, że miałem dobry moment na to, aby spróbować sił poza Polską. Pragnąłbym zobaczyć jak to wygląda na Zachodzie - czy jest takie „wow”, jak wszyscy mówią. Chciałbym to przeżyć na własnej skórze. Jeśli otrzymam ciekawą ofertę od klubu, w którym mogę się rozwinąć, usiądziemy do rozmów. Wywalczyłem sobie miejsce w Legii, najlepszej drużynie w kraju. Doceniam to, co mam. Mam jednak swoje zachcianki. Fajnie byłoby sprawdzić się w jakiejś lidze zagranicznej.
- Czasami, gdy przebywamy na zgrupowaniach przedmeczowych, lubię włączyć ligę włoską czy angielską. Nie oglądam niemieckiej Bundesligi podobnie jak Championship. Kamil Grabara chwalił tę ligę i mówił, iż jest niezwykle trudna do grania. W kontekście Premier League, Sheffield United idzie w bieżących rozgrywkach jak burza. Komu kibicuję? Realowi Madryt. To moja ulubiona drużyna od dziecka. Hiszpanie w tym sezonie jakoś nie zachwycają. Cieszę się, że do klubu jako trener ponownie wrócił Zinedine Zidane. Wierzę, że z meczu na mecz będzie to coraz lepiej wyglądało. Dajmy mu trochę czasu.
- VAR? Dzięki obecności wideoweryfikacji jest sprawiedliwiej. Jeżeli sędzia nie widział konkretnego zdarzenia, jak np. faulu Nando na Martinsie, może podejść do ekranu i to dokładnie przeanalizować. Rzuty karne dla Arki? Moim zdaniem arbiter podjął słuszne decyzje nie dyktując „jedenastek” dla gdynian. Czy wzrosło nasze zaufanie do sędziów? Zawodnicy pilnują się, przez co „symulek” w naszej lidze jest coraz mniej. Wiadomo, zdarzają się pojedyncze sytuacje, ale gracze tego nie próbują. Pamiętam jednak, iż całkiem niedawno David Niepsuj z Wisły Kraków dopuścił się „symulki”, w efekcie czego otrzymał drugą żółtą kartkę i musiał przedwcześnie opuścić boisko. VAR stanął wtedy na wysokości zadania.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.