Mauricio: Zostanę w Legii lub trafię do topowego klubu
10.03.2018 08:00
Trafiłeś do Legii w pełni przygotowany motorycznie?
- Jestem bardzo zadowolony z tego, że jestem w Legii. Każdy świetnie mnie tu przyjął, zaczynając od prezesa, poprzez sztab, aż przez kolegów w szatni. Cały czas pracuję nad swoją dyspozycją, by dojść do optymalnego poziomu motorycznego. Ostatni tydzień był wymagający, ale zależy mi na tym, by być jak najlepiej przygotowanym. Ostateczna decyzja w kwestii mojej gry będzie zależała od wyborów trenera. W ostatnim meczu pokonaliśmy Lecha i mam wiele szacunku do tych, którzy już są w klubie i grali w poprzednich spotkaniach. Mogę obiecać, że kiedy wyjdę na boisko, dam z siebie wszystko.
Początkowo może mi brakować rytmu meczowego. Przez ostatnie dni w Lazio, nie trenowałem z pełnym obciążeniem, gdyż toczyły się rozmowy w kwestii zmiany klubu. Jestem doświadczonym piłkarzem i z czasem moja gra będzie tylko pewniejsza.
W ostatnich miesiącach, w kontekście zainteresowania twoją osobą, wymieniano Zenit St. Petersburg, Łokomotiw Moskwa, Besiktas Stambuł, Tuluzę, Chievo Werona i wiele innych zespołów. Dlaczego Legia?
- Rzeczywiście dostałem kilka ofert. Najpoważniejsze zainteresowanie było z Chin (Dalian Yifang - red.). Temat był praktycznie dopięty na ostatni guzik, ale… upadł. Lazio nie doszło do porozumienia z azjatyckim klubem i musiałem rozpakować walizkę. Potem pojawiła się Legia, która była na mnie zdecydowana. Kluby szybko się dogadały, a ja mogłem grać w piłkę - to daje mi największą radość w życiu. W poprzednim sezonie zostałem mistrzem Rosji ze Spartakiem i w trakcie obecnych rozgrywek, również zależy mi na zajęciu pierwszego miejsca w tabeli.
Na razie zostałem wypożyczony do Legii do końca sezonu. Mam szansę regularnie grać w Polsce. A co dalej? Być może pojawi się dalsza opcja pozostania w Warszawie.
Brak opcji pierwokupu, a także pensja w Lazio wynosząca 1,5 mln euro rocznie, nie daje Legii wielkich szans na zatrzymanie cię po sezonie.
- Piłkarz może pokazać pełnię umiejętności, gdy jest szczęśliwy. W Lazio nie byłem, a w Warszawie szybko odzyskałem radość. Nie wiem do końca, czego będą chcieli Włosi. Najważniejszy jest dla mnie fakt, by grać. Kiedy nie wychodziłem na boisko, trudno było być szczęśliwym. Dopuszczam myśl, w której na długo zostanę w Legii, zwiążę się z tym klubem. Widzę też możliwość dobrej gry i trafienia do jednego z największych klubów w Europie. W piłce nożnej nigdy nic nie wiadomo.
Z czego wynikała sytuacja, że na początku w Lazio, jak i Spartaku grałeś, aż traciłeś miejsce w składzie. We Włoszech było tak po pierwszym sezonie, a w Rosji po rundzie jesiennej.
- Początkowo, wszystko układało się doskonale. Tworzyłem fajną parę stoperów wraz ze Stefanem de Vrijem. Lazio grało dobrze, awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, a także wybrano mnie jednym z najlepszych środkowych obrońców Serie A. Mój kompan doznał jednak urazu, a w Rzymie zdecydowano się na masowe ściągnięcie stoperów. W tej chwili w kadrze jest ich aż ośmiu. Uznano, że tam nie pasuję. Z czasem trenera Stefan Pioliego zastąpił Simone Inzaghi, który wcześniej zajmował się w klubie głównie młodzieżą. Nastąpił szereg zmian, które osłabiały moją pozycję.
Nie będę ukrywał, że do wszystkiego doszły moje problemy osobiste. Chodziło o mojego ojca. Nie chcę jednak tego rozwijać. Mogę tylko powiedzieć, że wszystko jest już w porządku, a bardzo pomogła wiara w Boga. Nie grałem tak dobrze, jak potrafię. Podłamało mnie również odrzucenie oferty z Schalke 04. Lazio odrzuciło propozycję z Niemiec, która według mnie była bardzo dobra dla mnie, ale i dla klubu. Odbyłem potem nieprzyjemną dyskusję z dyrektorem sportowym. Żałowałem tej sytuacji, bo Niemcy oferowali bardzo dobre warunki finansowe, ale była to także szansa na awans sportowy.
Sumując, na pewno nie żałuję, że kiedyś zdecydowałem się na Lazio. Odchodząc ze Sportingu, miałem też opcję z Olympique Marsylia. Chciałem jednak trafić do ojczyzny „cattenacio”. Wydawało mi się, że poziom Serie A jest wyższy niż Ligue 1. Wiele nauczyłem się we Włoszech. Myślę tu zwłaszcza o aspektach taktycznych.
A jak było z tematem Manchesteru United?
- Oferta z United pojawiła się jeszcze za czasów mojej gry w Sportingu. Sprawa rozbiła się o kwestię pozwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. Bez występów w reprezentacji, byłoby o nie bardzo trudno. Na horyzoncie pojawiała się szansa na zaprezentowanie się w kadrze olimpijskiej. To mogłoby pomóc, ale ostatecznie do tego nie doszło i tak upadł też temat Manchesteru. Jeszcze w tamtych czasach, gdy grając w Sportingu, doczekałem się pseudonimu „szeryf”. Potem ewoluowało to do przezwiska „mur”.
Gra w Spartaku Moskwa pomoże w aklimatyzacji przy Łazienkowskiej?
- W Warszawie jest zimniej! W każdym klubie, do którego trafiałem, potrafiłem się szybko zaaklimatyzować. Mam nadzieję, że tak samo będzie w Legii. W Moskwie poznałem także klimat tej części Europy. Na długo zostanie mi w pamięci obrazek, gdy fani Spartaka świętowali z nami mistrzostwo Rosji. Telefony komórkowe leciały na boisko, ale… nikogo to nie interesowało. Kibice chcieli po prostu być jak najbliżej nas.
Kiedy przestawałeś grać w Spartaku i Lazio, trenerzy Carrera i Inzaghi tłumaczyli swoje decyzje?
- Inzaghi rozmawiał ze mną, ale na innej zasadzie. Usłyszałem, że jeśli pojawią się ciekawe oferty, to pomoże mi opuścić klub. Przyznam, że po czasie w Spartaku, liczyłem na szansę w Rzymie. W rundzie jesiennej prezentowałem się dobrze. Szkoda, że Lazio nadal pozyskiwało kolejnych stoperów. Mogłem się starać na treningach, ale wiedziałem, że nie mam szans na grę. Byłem ceniony jako człowiek, ale nie jako piłkarz.
W Spartaku regularnie grałem jesienią. Potem skręciłem kostkę, a po przerwie zimowej moskiewska drużyna wygrywała mecz za meczem i nie chciano zmieniać składu idącego po mistrzostwo. Dostawałem wiele wsparcia od kibiców, ale też prezesa. Mówił mi, że chciałby mnie wykupić. Nie zrobił tego w odpowiednim czasie, gdy obowiązywała klauzula gwarantująca niższą cenę. a potem Lazio dyktowało już inną cenę - podwojoną (6 mln euro - red.). Co do trenera Carrery, to chcę wierzyć, że Włoch nic do mnie nie miał. Szkoleniowiec chciał jednak zimą sprowadzić „swojego” zawodnika i dopiął celu, a potem na niego stawiał.
Gra w Serie A pozwalała mierzyć się z doskonałymi napastnikami. Zostawiła też wspomnienia?
- Grałem przeciwko wielu dobrym graczom, jak Gonzalo Higuain… To bardzo trudny rywal. Niezwykłym przeciwnikiem jest też Diego Costa, z którym rywalizowałem w Lidze Mistrzów przeciwko Atletico. Tak się składa, że jego matka, to sąsiadka mojej rodziny. Powiedziałem mu o tych więzach przed meczem i złapaliśmy dobry kontakt. Ciekawe było to, że w trakcie spotkania złamał mi nos w dwóch miejscach! Taka to była przyjaźń. Ale mówiąc serio, Diego przyszedł potem do szatni, przyniósł swoją koszulkę i przeprosił. Jest strasznie niewdzięczny do pilnowania. Na boisku nie ma granic, potrafi cię powalić, a potem po tobie przebiec
Szukając informacji na twój temat, można było natrafić na wiadomości o tym, jak poszarpałeś się w trakcie meczu, jeszcze w Palmeiras, z kolegą z zespołu. Obaj dostaliście za to czerwone kartki.
- Tak… (uśmiech). Przyznaję, tak było, choć bardzo dawno temu. Byłem jeszcze nastolatkiem, to był mój drugi seniorski sezon. On należał z kolei do grona najbardziej doświadczonych. Zależało nam na wygranej i z tego wzięła się cała sprzeczka. Straciliśmy gola, mieliśmy do siebie trochę pretensji i doszło do takiej, a nie innej sytuacji. Potem nie było po tym śladu, mieliśmy koleżeńskie relacje. W klubie nie zostało to jednak najlepiej przyjęte. Kolega szybko odszedł z klubu, ja zacząłem być wypożyczany do innych drużyn. Zacieraliśmy granice walki i agresji na placu gry, ale po ostatnim gwizdku sędziego przychodził i komplementował, z jakim to wspaniałym obrońcą toczył boje. Ale… najlepszym piłkarzem, przeciwko któremu grałem, wybrałbym jeszcze kogoś innego. Ronaldo, „Fenomeno”! Mierzyłem się z nim, kiedy występował już pod koniec kariery, w Corinthians. Strzelił nam dwa gole, choć w tym meczu, ja też trafiłem do siatki! To naprawdę najlepszy gracz, przeciwko któremu rywalizowałem.
Jaka jest różnica między piłką w Europie, a w Ameryce Południowej?
- Jest ich wiele. Europejska piłka jest znacznie bardziej dynamiczna, ale także taktyczna. W Ameryce Południowej gra się wolniej, choć jakość samego futbolu jest bardzo wysoka. Nie brakuje jednak bałaganu na boisku. Na pewno nie boję się rozgrywek w Polsce. Fizyczna gra? Spójrz na mnie, przecież nie jestem ułomkiem (śmiech). Gra w kontakcie, nie jest dla mnie problemem. Trzeba teraz odpowiednio dopasować taktykę, indywidualną specyfiką i wszystkie aspekty zgrać w powstrzymywanie rywali.
Zbierasz sporo kartek na boisku.
- Wydaje mi się, że było tak głównie kiedyś. Staram się teraz nad tym panować, nie osłabiać zespołu. Uwielbiam wygrywać i zawsze do końca walczę o triumf swojego zespołu. Przyznaję, że największy kłopot z kontrolowaniem się miałem w trakcie wspomnianego okresu, w których sytuacja rodzinna nie pozwoliła mi się do końca skupić na boiskowych wydarzeniach.
Utożsamiam twoje wypożyczenie z tym, że trener Jozak może wrócić do pomysłu gry trójką obrońców.
- Decyzja dotycząca ustawienia, zawsze będzie należała do trenera. Zapewniam jednak, że nie mam żadnego problemu, by grać w systemie z trójką obrońców. Mam za sobą doświadczenie w takiej grze w Lazio i w Spartaku. Kilka razy zagrałem jako prawy obrońca, a we wspomnianym ustawieniu, zawsze pełniłem rolę skrajnego prawego defensora. Taka pozycja nie jest mi obca.
Nie boisz się problemów komunikacyjnych w Legii?
- Szczerze? Mam delikatne obawy, ale wierzę, że wszystko się ułoży. W piątek rozpocząłem lekcje angielskiego, razem z Cafu. Koledzy z całego świata, gdy się o tym dowiedzieli, zaczęli wysyłać mi wiadomości w jednym stylu: NARESZCIE!
Przed transferem dowiadywałeś się czegoś o Legii czy kraju, w którym będziesz występował?
- Wiedziałem, że niesamowici są kibice Legii. I faktycznie tak jest, to prawdziwy dwunasty zawodnik. Interesowałem się także Polską, o której dostałem szereg informacji od pionu dyrektorskiego w Lazio. Zanim tu przyleciałem, miałem już pojęcie na temat kraju. Dobrze poczułem się w Warszawie, podoba mi się miasto.
Kojarzysz Brazylijczyków, którzy występowali przed tobą w Legii? „Kilku” ich było… Między innymi Roger, Edson, Elton, Guilherme…
- Z Guilherme się rozminęliśmy. Najmocniej kojarzę go już z transferu do Włoch. Widziałem kilka jego występów w barwach Benevento. Znam także Rogera, choć nie osobiście. Elton… Napastnik!Gra teraz w Cearze Fortaleza.
A do kogo ci bliżej stylem życia? Guilherme prywatnie nie rzucał się w oczy, ale Elton… Tego gagatka, często widywano na mieście, a nawet łapano „na podwójnym gazie”.
- Chcę żyć spokojnie. Zależy mi na tym, by być dobrym mężem, oparciem dla rodziny. Nie interesują już mnie balangi. Kiedyś miałem w życiu okres, że było ich dużo… Nie mam jednak teraz na to czasu, ani chęci. Jestem pełnym profesjonalistą, bo zależy mi na tym, by jak najlepiej prezentować się na boisku.
Na ramieniu masz wytatuowaną historię swojego życia. Fawelę, z której się wywodzisz…
- Faktycznie tak jest. Wychowałem się w faweli, ale jestem z tego dumny. Nauczyłem się tam być mężczyzną, godnie postępować. To takie miejsce, w którym nie brakowało niebezpieczeństw. 90 procent młodych chłopaków, wybiera tam przestępcze życie. Niektórych z nich, ludzi, z którymi dorastałem, nie ma już na tym świecie… Udało mi się osiągnąć piłkarski sukces, co pomagało mi trzymać się właściwej ścieżki. Nie byłoby tak jednak, gdyby nie moja mama. Wychowywała mnie surowo, tak jak braci. W szkole łatwo było wpaść w złe towarzystwo, nie brakowało dilerów narkotyków, złodziei… Mama mnie pilnowała, miała twardą rękę i to zaprocentowało.
Jesteś mocno wierzący.
- Bóg chroni mnie, także moją rodzinę. Wierzę, że wskazuje mi dobrą drogę. Dzięki niemu, wyciągnąłem rodzinę z faweli, mieszkamy teraz blisko siebie i jestem pod jego opieką. Dobrą opieką.
Za pomoc w tłumaczeniu dziękujemy Panu Adamowi Mieszkowskiemu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.