News: Michał Masłowski: Mogłem jeździć na wózku

Michał Masłowski: Mogłem jeździć na wózku

Łukasz Pazuła

Źródło: Polska The Times

23.05.2016 12:23

(akt. 07.12.2018 14:46)

- Ja się bólu nie boję. Znam go od dawna, poznaliśmy się całkiem nieźle. Gdy boli wiesz, że żyjesz. Ale w pewnym momencie zacząłem tracić siłę w nogach. Nie mogłem stanąć na palcach, nie mogłem się wybić, kolano mi uciekało. Pojawiał się niedowład. Najgorsze zaczęło się w dniu rewanżowego meczu z Kukesi w eliminacjach Ligi Europy. Rano mnie złożyło. Obudziłem się bez czucia w nodze. Nie mogłem wstać z łóżka. Przyszedł trener Berg i zbladł. Wyglądałem jak śmierć. Leżałem w hotelu i wyłem z bólu. Nie mogłem stanąć o własnych siłach. Od razu odesłali mnie do szpitala. Dostałem najsilniejszy z możliwych lek przeciwbólowy. Nie mogłem podnieść nogi - powiedział Michał Masłowski w wywiadzie dla „Polska The Times”.

Kiedy było najgorzej?

-
Przed wylotem do Rzymu. To był dramat. Różne miałem myśli. Właściwie to planowałem już życie po tym, jak skończę grać. „Wyleczę się i trzeba będzie iść do normalnej roboty” - tak analizowałem. Ale jakiej? Fizycznej? Ja pracy się nie boję, kiedyś byłem dozorcą w hotelu, ale jak to robić z rozwalonymi plecami? Pomyślałem nawet, że na cholerę była mi ta cała piłka. Trzeba było dokończyć studia, rzucić granie. Nic by nie bolało, miałbym wolne weekendy. Mój umysł był zatruty.

Co się właściwie z panem działo? Jaka była diagnoza?

- Okazało się, że miałem podwójny ucisk przepukliny na nerw w okolicach kręgosłupa. To były poziomy odpowiedzialne za nogę. Dzięki Bogu nerwy nie zostały uszkodzone, bo w najgorszym wypadku mógłbym skończyć nawet na wózku inwalidzkim. Jeszcze w Polsce zobaczył mnie jakiś lekarz. Powiedział, że mam 50 proc. szans na powrót do futbolu. Od razu chciał mnie kroić. Mówił, że trzeba wymienić mi dwa dyski.

Do kliniki Villa Stuart. To bardzo uznany rzymski szpital z którym Legia współpracuje od ponad trzech lat. Co było dalej?

-
Tam trafiłem do doktora Angelo Pompucciego. Bardzo szanowany lekarz. To on powiedział mi, że mam wysoki próg bólu. Jestem w stanie funkcjonować nawet wtedy, gdy inni już dawno byliby wykluczeni z aktywności. Lekarze powiedzieli, że po zabiegu kilka miesięcy to minimum zanim wrócę do pełnej sprawności. A zdarza się, że trwa to i rok.

Operacja się udała?

-
Na szczęście tak. Trwała dwie godziny. Bałem się, ale godziłem się na wszystko. Do Rzymu przyleciałem o kulach. Nie mogłem normalnie chodzić, cały czas byłem zgarbiony z bóli. Na początku leczyli mnie zastrzykami z kortyzolu, który miał obkurczyć przepuklinę, ale to nie pomogło. Mój opiekun z Legii widział, jak jeszcze przed zabiegiem mnie połamało. Leżałem powyginany i wyłem z bólu. Bez operacji nie byłbym w stanie funkcjonować. Po krojeniu leżałem cztery dni w klinice. Później już w domu. Gdy mama mnie zobaczyła, popłakała się. Przypomniały jej się problemy, które miał mój tata. On do dziś odczuwa podobny uraz.

- Miałem depresję. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przestałem odbierać telefony, nie wychodziłem z domu. Rozmawiałem z narzeczoną, ale tak naprawdę jej nie słuchałem. Myślami byłem w innym świecie. Piłka mnie nie interesowała. Codziennie robiłem to samo: rano się rozciągałem, było fajnie, a następnego dnia znów wszystko bolało. Nie było efektów. I wpadłem w apatię. Wszystko miałem w dupie. Nawet hejt w internecie.

Cały wywiad przeczytacie w „Polska The Times”

Polecamy

Komentarze (32)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.