Michał Masłowski: Zbliżam się do odbudowania formy
10.12.2016 12:23
Grając w Legii nie dostałeś żadnej żółtej kartki. W swoim debiucie w Piaście od razu otrzymałeś pierwsze napomnienie. W spotkaniu z Górnikiem Łęczna zostałeś wyrzucony z boiska, a obecnie na niedzielne starcie jesteś zawieszony za cztery żółte kartki. Co się zmieniło?
- Nabrałem więcej pewności siebie. Zapomniałem o problemach ze zdrowiem i wróciły siły. Spędzam na boisku więcej minut i wydaje mi się, że coraz lepiej prezentuję się na murawie. Nie osiągnąłem co prawda jeszcze formy, jaką bym chciał, ale pracuję nad tym.
W Warszawie tej pewności siebie brakowało przez kontuzje czy przez fakt, iż nie grałeś na swojej pozycji?
- Trudno powiedzieć. Na początku nie miałem problemów zdrowotnych i całkiem dobrze sobie radziłem. Później zaczęły doskwierać mi kontuzje. Nie czułem się komfortowo. Zarzucono mi, że nie starałem się. To nie prawda. Mimo iż ustawiano mnie na skrzydle, robiłem co mogłem, by pokazać się z jak najlepszej strony. Nie wszystko mi wychodziło. Nie było fajerwerków. W Legii na tej pozycji grali zawodnicy, którzy lepiej wykonywali pewne zadania. Dlatego często schodziłem do środka. Na pewno obydwa czynniki wpłynęły na moją grę.
Twoje wszystkie kontuzje brały się od przepukliny w kręgosłupie?
- Przepuklina powstała przez przeciążenia. Byłem dosyć mocno eksploatowany. Późno zacząłem grać w piłkę. Opieka zdrowotna nie zawsze stała na najwyższym poziomie. Czasami jej brakowało. Wszystko się nagromadziło. Mój organizm zareagował w ten sposób i dlatego zdrowie się później posypało. Traf chciał, że akurat występowałem w Legii. Inne urazy były raczej mechaniczne. Przykładowo kłopaty z kolanem powstały od uderzenia.
W jednym wywiadzie przeczytałem, że masz duży próg tolerancji na ból. Czasami za szybko chciałeś wrócić. Podejrzewam, że takie nastawienie nie sprzyja kuracji.
- Bardzo możliwe. Często lekarze zwracali mi na to uwagę. W Rzymie dziwili się, że byłem w stanie grać z takim bólem. Może nawet nie powinienem tego nazywać bólem. Ciało po jakimś czasie zaczęło się już przyzwyczajać do takiego wysiłku. Natomiast moje mięśnie były słabsze i miałem problemy z utrzymaniem się na danej nodze. To dosyć poważne dolegliwości. Doktor stwierdził, że dzięki profesjonalnej grze w piłkę nożną, mogłem przedłużyć swoją dyspozycję fizyczną. Z biegiem czasu nie wytrzymałem. Organizmu się nie oszuka. Wyszło jak wyszło. Zapomniałem o tym i cieszę się, iż znowu gram.
Obecnie doskwiera ci jakiś ból?
- Nie, jestem zdrowy. Wiadomo, zdarzają się jakieś stłuczenia, ale to dobry symptom. Piłka nożna to gra kontaktowa. Wychodzę na boisko i nie odstawiam nogi. Cieszy mnie to.
Z depresją tez się uporałeś już na dobre?
- Tak, już dawno. Moje problemy pojawiły się, gdy nie wiedziałem, co mi dolega. Nikt mi nie potrafił pomóc i ciężko było się do tego ustosunkować. Jak znalazło się rozwiązanie, to z biegiem czasu wszystko mijało. Przyznam jednak, że nie znoszę dobrze przerw od piłki. Jestem niecierpliwy. Nie lubię, gdy potrzebuję czasu na powrót do pełnej sprawności bądź gdy mamy przerwę świąteczną. Nie mogę usiedzieć w domu. Roznosi mnie. Nie potrafię odpocząć. Mam wyrzuty sumienia, gdy nie robię czegoś związanego ze sportem. To mnie najbardziej dobijało. Jak już wróciłem do grania, od razu poprawiło się samopoczucie.
Jak więc przebiegła twoja aklimatyzacja w Gliwicach?
- Bardzo szybko. Piast to młoda drużyna. Piłkarsko prezentuje przyzwoity poziom, chociaż wyniki nie są takie jak w poprzednim sezonie. Mamy trochę większe oczekiwania. Jeśli chodzi o aklimatyzację, to kilku chłopaków znałem osobiście, niektórych tylko z widzenia. Myślałem, że zagraniczni piłkarze są zdystansowani, ale okazało się, iż są bardziej rozmowni niż poszczególni Polacy. Dobrze się tutaj czuję.
Jak przechodziłeś do Piasta, podejrzewam, że nie spodziewałeś się zmiany trenera?
- Zupełnie nie spodziewałem się takich zawirowań. Po trzech dniach od mojego przyjścia doszło do roszady na ławce trenerskiej. Miesiąc później pozmieniały się rożne stanowiska w klubie. Takiej rewolucji nie widziałem dawno. Tak wyszło.
Nie minęło dużo czasu, a Radoslav Latal wrócił na ławkę trenerską w Piaście. Zgodzisz się, że to niecodzienna sytuacja?
- Osobiście, nie spotkałem się nigdy z takim obrotem spraw. Widocznie tak musiało być. Nie wiem, z czym były związane te nieporozumienia. W sumie nie dbam o to, nie myślę o tym.
Roszady w sztabie szkoleniowym wpłynęły na waszą postawę na początku sezonu?
- Staraliśmy się nie skupiać nad tym, lecz pewnych myśli nie byliśmy w stanie się wyzbyć. Wiedzieliśmy, iż trener Necek nie zostanie z nami na dłużej. Zastanawialiśmy się, kto przyjdzie w jego miejsce. Niby podczas meczów o tym nie myśleliśmy, ale miało to pewien wpływ na naszą grę. Poza boiskiem również czuliśmy zmieszanie.
Gdy z Piastem przyjechałeś do Warszawy, byłeś bliski strzelenia swojego pierwszego gola w gliwickim klubie. Wypłaciłeś już Arkowi Malarzowi obiecanego kuksańca, za ten obroniony strzał?
- Śmiałem się z Arkiem, że uduszę go, za tę interwencję. Pogroziłem mu palcem i powiedziałem, żeby więcej tak nie robił. Żartuję oczywiście. Dobrze wywiązał się ze swojego zadania. Szkoda, że piłka nie wpadła do siatki, ponieważ potrzebujemy zwycięstw. Obecnie, wydaje mi się, że jesteśmy w trochę gorszej sytuacji niż nasz niedzielny rywal. W Warszawie mecz stał na dobrym poziomie. Legioniści stworzyli sobie sporo sytuacji, lecz byli mało skuteczni. My również mieliśmy swoje okazje. Mogliśmy wygrać, zremisowaliśmy. Cóż… piłka jest przewrotna.
W przeszłości styl gry Zawiszy Bydgoszcz zależał od ciebie, jak to jest w Piaście?
- W Piaście odpowiedzialność rozłożona jest na całą drużynę. Niektórzy skupiają się bardziej na defensywie. Myślę o kapitanie, Radosławie Murawskim, który zabezpiecza tyły razem z Pietrowskim. Jeśli chodzi o ofensywę to dużo zależy od trenera. Szkoleniowiec często daje nam różne wskazówki na poszczególne mecze. Nawet po samych strzelonych golach widać, iż w naszym zespole nie ma wyróżniającego się piłkarza w tym elemencie.
Gdy zanotowałeś asystę w spotkaniu z Arką Gdynia, powiedziałeś sobie w myślach: „w końcu!”?
- Bardzo cieszyłem się z tego podania, bo to był trudny mecz. Wszedłem z ławki rezerwowych, zanotowałem asystę i wygraliśmy. Czułem, iż dołożyłem cegiełkę w to zwycięstwo, a to jest miłe uczucie. W tabeli mogliśmy dopisać sobie trzy punkty, a ja mam nadzieję, że częściej będę pomagał drużynie. Nigdy nie strzelałem dużo goli, ale przyznam, iż zawsze lubiłem posyłać kluczowe zagrania.
Mówisz, że goli nie strzelałeś nigdy dużo, ale uderzenia z rzutów wolnych są twoją bronią. W tym sezonie udało ci się zdobyć bramkę ze stałego fragmentu gry.
- W Legii inni wykonawcy byli wyznaczeni do rzutów wolnych. W swoich wcześniejszych klubach, na przykład w Zawiszy, zawsze brałem stałe fragmenty gry na siebie. W Piaście jest kilku zawodników, którzy dysponują dobrym strzałem ze stojącej piłki, ale dostrzegli, że mogą powierzyć mi to zadanie. Strzeliłem gola w tym sezonie Bruk-Betowi. Co prawda nie wszystkie wolne zamieniam na bramki. Jednakże jak mocniej popracuję nad tym elementem, w przyszłości mogę jeszcze się poprawić.
Nie myślałeś o tym, żeby grać w koszykówkę? W ostatnim meczu z Koroną Kielce przy bramkowej akcji zastosowałeś zasłonę rodem z tej dyscypliny sportowej.
- Nie myślałem nad tym (śmiech). Z koszykówką miałem do czynienia raczej tylko w szkole. W tej sytuacji pomogłem Sasy Zivcowi wyjść z kontrą. Traf chciał, że po tej akcji zdobyliśmy bramkę. Cieszę się, że znów dołożyłem małą cegiełkę. Przyznam, iż trochę ucierpiałem przy tym starciu. Przeciwnik uderzył mnie w udo. Nie było to przyjemne i potrzebowałem później małej regeneracji. Super, że ten gol zaważył na zwycięstwie.
Poszedłeś do Piasta, żeby się odbudować. Jesteś na dobrej drodze?
- Myślę, że tak. Coraz lepiej wyglądam, nie jest źle. Rozegrałem kilka fajnych meczów. Zdarzyły się też takie, o których chciałbym zapomnieć. Wydaje mi się jednak, iż zmierzam w odpowiednim kierunku. Trochę brakuje mi jeszcze do formy, jaką prezentowałem w przeszłości. Jednakże nie myślę o tym, by na siłę wrócić do wcześniejszej dyspozycji. Obecnie mam trochę inną rolę w zespole, muszę wykonywać różne zadania na boisko. Wypełniam je. Gram trochę niżej. Jestem doceniany. Spełniam oczekiwania szkoleniowca. Jeśli trener zechce ustawić mnie na nietypowej dla mnie pozycji, to po prostu tam wystąpię. Cieszę się, że wróciłem do zdrowia i do piłki. Wierzę, iż praca zaowocuje.
Masz jakiś cel na rundę wiosenną?
- Chciałbym z cztery, pięć razy trafić do siatki. Nad liczbą asyst nie zastanawiałem się. Jak będę notował tylko ostatnie podania, to na pewno mnie to ucieszy. Pragnę poprawić statystyki, ale dobro drużyny jest najważniejsze. Musimy zdobywać punkty, a czy ja się przyłożę do zwycięstw, czy ktoś inny już ma mniejsze znaczenie.
W poprzednich wywiadach zadeklarowałeś, że wrócisz do Legii silniejszy. Myślisz, że u Jacka Magiery dostałbyś więcej szans na swojej nominalnej pozycji na boisku?
- Trudno mi powiedzieć. Nie rozmawiałem ze szkoleniowcem. Nie wiem, jaką ma wizję. Czy posiada jakiś pomysł na mnie. Nie zastanawiałem się nad tym. Obserwuję Legię, jak sobie radzi w lidze i poza nią. Teraz lepiej wygląda ich gra niż na początku. Zresztą każdy to widzi. Jak się ułoży przyszłość? Zobaczymy. Skupiam się na swoich zadaniach, podobnie jak trener Magiera. Przyjdzie czas, na podjęcie pewnych decyzji.
Żałujesz, że nie wystąpisz w niedzielnym spotkaniu?
- Tak. Pragnę jak najwięcej grać. Wydaje mi się, że trochę niezasłużenie dostałem kartkę z Koroną. Nie chciałem się wspierać z arbitrem. Wcześniej było kilka stykowych sytuacji. Chłopaki trochę wycinali się na boisku. Myślę, że mój kontakt z rywalem nie należał do groźnych. Doskoczyłem do przeciwnika, sfaulowałem go, ale chyba nie powinienem dostać upomnienia. Możliwe, iż arbiter zasugerował się wcześniejszymi wydarzeniami. Próbował ostudzić emocje i akurat padło na mnie. Trochę się zdziwiłem, ale nic nie mogłem zrobić. Nie ma co płakać, nad rozlanym mlekiem.
- Grałem jakiś czas z trzema żółtymi kartkami. Tak też sobie pomyślałem, że może tak się wydarzyć, iż akurat na Legię będę pauzował. Nie zrobiłem jednak tego celowo, ale tak chciał los. Szkoda, chętnie bym wystąpił w tym pojedynku. Fajne spotkanie się szykuje. Zobaczymy, jak potoczy się niedzielna rywalizacja. Mam nadzieję, iż zapunktujemy, ponieważ potrzebujemy punktów przed przerwą, żeby mieć spokojniejsze i lepsze święta.
Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
- Chyba się nie pokuszę. Bardzo bym chciał, żebyśmy zapunktowali. Wiadomo, gramy u siebie i walczymy o trzy punkty, ale wiemy jak silnym zespołem jest Legia. Mam nadzieję, że będą odczuwać w nogach mecz ze Sportingiem. Chociaż może też być tak, iż na euforii zagrają jeszcze lepiej i nie będą czuć zmęczenia. Nie wytypuję dokładnego wyniku, ale liczę na zdobycz punktową.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.