Nadszedł mój czas
15.03.2002 09:57
- Przygotowujemy się spokojnie do meczu z Wisłą, trener już wczoraj o godzinie 14 zebrał nas wszystkich, choć trenowaliśmy dopiero w porze meczu. Po to, żebyśmy mogli się wyciszyć i odpowiednio skoncentrować - stwierdził Sylwester Czereszewski, najskuteczniejszy wiosną... rezerwowy w lidze.
Wywiad z Sylwestrem Czereszewskim
- Przygotowujemy się spokojnie do meczu z Wisłą, trener już wczoraj o godzinie 14 zebrał nas wszystkich, choć trenowaliśmy dopiero w porze meczu. Po to, żebyśmy mogli się wyciszyć i odpowiednio skoncentrować - stwierdził Sylwester Czereszewski, najskuteczniejszy wiosną... rezerwowy w lidze.
Ostatnio głównie przegrywaliśmy z krakowianami, także na własnym boisku. To bardzo bolesne - pomstuje "Czereś". - Spinaliśmy się zawsze, bo chcieliśmy za wszelką cenę wygrać, zrewanżować się. I to było złe podejście, bo za bardzo odkrywaliśmy się. Teraz trzeba postąpić inaczej - wyjść na boisko z przeświadczeniem, że nie wolno nam przegrać.
- Regularnie zdobywa pan gole, ale w pierwszym składzie grają inni. To jest w porządku?
- Nie chcę oceniać trenera. Myślę jednak, że teraz wybiegnę w pierwszej jedenastce. Na treningach nie można odczytać, jakie Dragomir Okuka planuje ustawienie. Czuję jednak, że właśnie teraz nadejdzie mój czas.
- Nawet po stwierdzeniu szkoleniowca Legii, że niektórzy piłkarze dobrze czują się w roli rezerwowych i tylko wtedy są bardzo skuteczni?
- To przecież nie było o mnie. Niemal przez całą karierę grałem w podstawowym składzie i zdobyłem tyle bramek, że nie muszę się wstydzić. Także u Okuki nie zawodzę. Spotkanie z Pogonią było trzecim kolejnym - bo trzeba jeszcze doliczyć jesienny mecz pucharowy z Ruchem w Chorzowie - w którym zdobyłem gola wchodząc z ławki. Nawet ktoś, kto mnie nie lubi musi przyznać, że jestem skuteczny. Miałem pecha, bo wróciłem do Legii, gdy hierarchia wśród napastników była już ustalona. Dyskusji nie podlegała pozycja Czarka Kucharskiego. Stanko Svitlica też wydawał się raczej poza konkurencją. Moussa Yahaya również miał wyższe notowania u Okuki. Byłem ostatni w tym kwartecie. To się jednak zmieniło! Teraz to ja już nawet przedostatni nie jestem. I właśnie dlatego powinienem zagrać przeciw Wiśle.
- Obecny szkoleniowiec nie postawił na pana od razu, ale w przeciwieństwie do innych, nie próbował ustawiać w obronie albo na pozycji defensywnego pomocnika.
- I to mu się chwali. Zawsze najlepiej czułem się w pierwszej linii. A gdy wróciłem z Chin największa konkurencja była w pomocy. Gdybym więc został zakwalifikowany do drugiej linii, nie byłbym czwarty, tylko dziewiąty albo dziesiąty. I mógłbym raczej zapomnieć o grze w Legii, przebijanie się zajęłoby mi najkrócej kilkanaście miesięcy. Zresztą w jednym sparingu byłem pomocnikiem. I szło mi jak po grudzie. Musiałbym się znowu przestawiać.
- Teraz chyba pan nie żałuje, że zimą nie wypalił transfer do USA?
- Spokojnie, wcale się nie spieszyłem do wyjazdu do Tampa Bay Mutiny. Miałem rację, bo ten klub popadł w straszne finansowe tarapaty. Była oferta, to ją po prostu rozważałem. Ameryka może jeszcze na mnie poczekać. W końcu grają tam piłkarze znacznie starsi ode mnie.
- Legia też jeszcze niedawno miała problemy finansowe, zaległości były znaczne.
- Tyle, że jeszcze nie w grudniu, a właśnie wtedy napłynęła propozycja z MLS. A teraz wszystko w Legii jest w porządku, zaległości zostały wypłacone. Mamy świadomość, że tę kasę załatwił "Gibon", który przeszedł do Szachtara Donieck.
- Odszedł pan z Legii podczas kadencji trenera Franciszka Smudy. Teraz zechce pan odbić sobie na szkoleniowcu Wisły pobyt w Chinach?
- Nie będę rewanżował się Smudzie, bo wspominam go naprawdę bardzo miło. Jak mógłbym mieć cokolwiek do trenera, u którego strzelałem najwięcej bramek w lidze i europejskich pucharach? Zrozumiałem, ale dopiero po wyjeździe, że też nie byłem bez winy. Nie umiałem się pogodzić, że w kilku meczach usiadłem na ławce. A w profesjonalnym futbolu to zupełnie normalna sytuacja. Moja sympatia do Smudy nie zmienia faktu, że postaram mu się przypomnieć w najlepszy możliwy sposób, czyli zdobywając bramkę. A jedną sytuację, co najmniej, będę miał na pewno!
- Kto jest faworytem największego szlagieru w polskiej ekstraklasie?
- Wisła ma bardziej poukładany zespół, bo dłuższy czas gra w tym samym składzie. Nam do tej pory zdarzały się zbyt duże wahania formy. Po wysokich wyjazdowych zwycięstwach, remisowaliśmy ze słabszymi przeciwnikami na Łazienkowskiej. Ostatnio się to jednak zmieniło. Gramy do końca, z zębem. A w tej sytuacji to Legia będzie faworytem!
Ostatnio głównie przegrywaliśmy z krakowianami, także na własnym boisku. To bardzo bolesne - pomstuje "Czereś". - Spinaliśmy się zawsze, bo chcieliśmy za wszelką cenę wygrać, zrewanżować się. I to było złe podejście, bo za bardzo odkrywaliśmy się. Teraz trzeba postąpić inaczej - wyjść na boisko z przeświadczeniem, że nie wolno nam przegrać.
- Regularnie zdobywa pan gole, ale w pierwszym składzie grają inni. To jest w porządku?
- Nie chcę oceniać trenera. Myślę jednak, że teraz wybiegnę w pierwszej jedenastce. Na treningach nie można odczytać, jakie Dragomir Okuka planuje ustawienie. Czuję jednak, że właśnie teraz nadejdzie mój czas.
- Nawet po stwierdzeniu szkoleniowca Legii, że niektórzy piłkarze dobrze czują się w roli rezerwowych i tylko wtedy są bardzo skuteczni?
- To przecież nie było o mnie. Niemal przez całą karierę grałem w podstawowym składzie i zdobyłem tyle bramek, że nie muszę się wstydzić. Także u Okuki nie zawodzę. Spotkanie z Pogonią było trzecim kolejnym - bo trzeba jeszcze doliczyć jesienny mecz pucharowy z Ruchem w Chorzowie - w którym zdobyłem gola wchodząc z ławki. Nawet ktoś, kto mnie nie lubi musi przyznać, że jestem skuteczny. Miałem pecha, bo wróciłem do Legii, gdy hierarchia wśród napastników była już ustalona. Dyskusji nie podlegała pozycja Czarka Kucharskiego. Stanko Svitlica też wydawał się raczej poza konkurencją. Moussa Yahaya również miał wyższe notowania u Okuki. Byłem ostatni w tym kwartecie. To się jednak zmieniło! Teraz to ja już nawet przedostatni nie jestem. I właśnie dlatego powinienem zagrać przeciw Wiśle.
- Obecny szkoleniowiec nie postawił na pana od razu, ale w przeciwieństwie do innych, nie próbował ustawiać w obronie albo na pozycji defensywnego pomocnika.
- I to mu się chwali. Zawsze najlepiej czułem się w pierwszej linii. A gdy wróciłem z Chin największa konkurencja była w pomocy. Gdybym więc został zakwalifikowany do drugiej linii, nie byłbym czwarty, tylko dziewiąty albo dziesiąty. I mógłbym raczej zapomnieć o grze w Legii, przebijanie się zajęłoby mi najkrócej kilkanaście miesięcy. Zresztą w jednym sparingu byłem pomocnikiem. I szło mi jak po grudzie. Musiałbym się znowu przestawiać.
- Teraz chyba pan nie żałuje, że zimą nie wypalił transfer do USA?
- Spokojnie, wcale się nie spieszyłem do wyjazdu do Tampa Bay Mutiny. Miałem rację, bo ten klub popadł w straszne finansowe tarapaty. Była oferta, to ją po prostu rozważałem. Ameryka może jeszcze na mnie poczekać. W końcu grają tam piłkarze znacznie starsi ode mnie.
- Legia też jeszcze niedawno miała problemy finansowe, zaległości były znaczne.
- Tyle, że jeszcze nie w grudniu, a właśnie wtedy napłynęła propozycja z MLS. A teraz wszystko w Legii jest w porządku, zaległości zostały wypłacone. Mamy świadomość, że tę kasę załatwił "Gibon", który przeszedł do Szachtara Donieck.
- Odszedł pan z Legii podczas kadencji trenera Franciszka Smudy. Teraz zechce pan odbić sobie na szkoleniowcu Wisły pobyt w Chinach?
- Nie będę rewanżował się Smudzie, bo wspominam go naprawdę bardzo miło. Jak mógłbym mieć cokolwiek do trenera, u którego strzelałem najwięcej bramek w lidze i europejskich pucharach? Zrozumiałem, ale dopiero po wyjeździe, że też nie byłem bez winy. Nie umiałem się pogodzić, że w kilku meczach usiadłem na ławce. A w profesjonalnym futbolu to zupełnie normalna sytuacja. Moja sympatia do Smudy nie zmienia faktu, że postaram mu się przypomnieć w najlepszy możliwy sposób, czyli zdobywając bramkę. A jedną sytuację, co najmniej, będę miał na pewno!
- Kto jest faworytem największego szlagieru w polskiej ekstraklasie?
- Wisła ma bardziej poukładany zespół, bo dłuższy czas gra w tym samym składzie. Nam do tej pory zdarzały się zbyt duże wahania formy. Po wysokich wyjazdowych zwycięstwach, remisowaliśmy ze słabszymi przeciwnikami na Łazienkowskiej. Ostatnio się to jednak zmieniło. Gramy do końca, z zębem. A w tej sytuacji to Legia będzie faworytem!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.