Domyślne zdjęcie Legia.Net

Niech mury runą

Krzysztof Stanowski

Źródło: Przegląd Sportowy

30.08.2001 11:56

(akt. 07.12.2018 12:34)

Wiesław Giler to jeden z najbardziej znanych kibiców Legii, prawdziwy fanatyk. Od ponad czterech lat wydaje pismo "Nasza Legia", posiada sieć sklepów, w których sprzedaje klubowe pamiątki, prowadził akcje, dzięki którym na Łazienkowską sprowadził setki młodych kibiców. Zapewne teraz ręce mu opadają, gdy widzi frekwencję na stadionie Legii.<br> Wywiad z Wiesławem Gilerem, redaktorem naczelnym Naszej Legii
Wiesław Giler to jeden z najbardziej znanych kibiców Legii, prawdziwy fanatyk. Od ponad czterech lat wydaje pismo "Nasza Legia", posiada sieć sklepów, w których sprzedaje klubowe pamiątki, prowadził akcje, dzięki którym na Łazienkowską sprowadził setki młodych kibiców. Zapewne teraz ręce mu opadają, gdy widzi frekwencję na stadionie Legii.

- Sytuacja w Legii jest bardzo napięta. Z prezesem Miklasem porozmawiać jest trudno. Z panem, a traktujemy pana jako jednego z przedstawicieli kibiców, dużo łatwiej.

- Niestety, konflikt na linii kibice-działacze jest dość duży. Trudno go będzie z dnia na dzień rozwiązać. Ja wprawdzie jestem kibicem, nic z działaczami Legii mnie nie łączy, ale dostrzegam winę obu stron. Prawdopodobnie gdyby nie pamiętne zamieszki podczas meczu z Wisłą Kraków, dziś na Łazienkowskiej panowałaby sielanka. Stadion zniszczyło kilkudziesięciu młodych ludzi. Mam lekki żal do tych starszych, bardziej doświadczonych kibiców, że wtedy nie zainterweniowali. Z kolei działacze za problem chuligaństwa wzięli się od zupełnie złej strony. Postawili mur, który oddziela klub od ludzi. I dla normalnych kibiców ten mur jest nie do przeskoczenia.

- Jakie główne błędy popełnił prezes Miklas?

- Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że na Łazienkowskiej nie pracuje jedynie prezes Miklas. Jest też kilku starszych działaczy, dla który każdy kibic to dodatkowy problem. Pamiętam, że kiedyś w "Naszej Legii" podaliśmy, iż na Łazienkowskiej odbędzie się mecz sparingowy ze Stomilem Olsztyn. To spotkanie odwołano, ale o tej samej porze grały rezerwy. I - przypadkiem - na trzecioligowy mecz przyszło ponad dwa tysiące ludzi. Wtedy pan Bolesław Soroka nakrzyczał na mnie, że teraz ma przez "Naszą Legię" problemy. Wielki problem - kibice! To jest właśnie sposób myślenia z poprzedniej epoki - kibic dla niektórych nie jest klientem, ale petentem. Jedynie zabiera czas. Nic dziwnego, że fani na Łazienkowskiej czują się niechciani. Są czasami traktowani jak piąte koło u wozu. Przychodzą na mecz, na bilet muszą oszczędzać dłuższy czas i potem muszą siedzieć na brudnych krzesełkach, w pobliżu nie ma toalet, a jedzenie podawane jest gdzieś zza krat. Do tego poniżające traktowanie przez nieuprzejmych ochroniarzy. W dzisiejszych czasach nie można tak działać. Trzeba być otwartym dla ludzi - tak jak ostatnio Polonia.

- Prezes Miklas chyba chciałby mieć taką atmosferę, jak na Polonii.

- Nigdy nie słyszałem takiego stwierdzenia z jego ust. Faktem jest, że obecne ceny biletów odstraszają od stadionu jedynie normalnych ludzi. Przychodzą tylko fani zamożni oraz grupa chuliganów. A żaden zwykły sympatyk piłki nie przyjdzie tam, gdzie jest niechciany, skąd go - mniej lub bardziej stanowczo - wyrzucają. Stadion powinien być miejscem otwartym. Dzieci do lat 14 powinny wchodzić za darmo, kobiety również, bilety na łuk powinny kosztować symboliczne pięć złotych. Tymczasem teraz mamy bilety za 40 złotych (i to tylko dla osób pełnoletnich), najtańsze karnety za 200 (na początku sezonu), przy wejściu wymagany jest identyfikator, a więc dodatkowe zawracanie głowy. Ktoś kto chce sobie przyjść na mecz, ale nie jest to jego życiowym marzeniem, nie będzie łaził dwa dni, żeby wyrobić sobie identyfikator. Jest to tym bardziej paradoksalne, że kibice Legii moją wejść bez niego na każdy stadion w Polsce. Tylko nie do siebie. Ja na mecz po raz pierwszy poszedłem w 1967 roku, mając 13 lat. Wprowadził mnie za rękę człowiek, którego nie znałem. Potem przeciskałem się przez kraty, a porządkowi udawali, że tego nie widzą. I tak buduje się popularność klubu. Legia nie jest samonapędzającą się maszyną.

- Jakie jeszcze pana zdaniem działacze popełnili błędy?

- Na pewno ze złym odbiorem spotkały się kary, które po zamieszkach klub sam na siebie nałożył. To był ukłon w stronę PZPN, a wiadomo, że dla kibiców Legii PZPN nie był i nie będzie - dopóki nie odda mistrzostwa Polski za rok 1993 - żadnym partnerem do rozmowy. I wchodzenie z nim w układy nie będzie dobrze widziane. Dodatkowo zakaz wyjazdów dla kibiców Legii, wymontowanie z trybuny otwartej "gniazda" zakupionego z pieniędzy fanów. To wszystko się nałożyło.

- Prezes Miklas powinien ustąpić?

- Ja osobiście prezesa Miklasa szanuję. Jest on pierwszym prezesem Legii, z którym łatwo mi było się porozumieć. Faktem jest, że popełnił błędy, ale teraz trzeba się przede wszystkim porozumieć. Trzeba zorganizować spotkanie prezesa z przedstawicielami wszystkich - ale to wszystkich - grup kibicowskich i wypracować kompromis. Bo obecny stan, przyśpiewki pod adresem szefa klubu, nie jest nikomu na rękę. Mam nadzieję, że wszyscy w porę pójdą po rozum do głowy i się porozumieją. Czas pracuje na naszą niekorzyść.

- Pan nie chce być prezesem Legii?

- Nie, absolutnie! W ogóle mnie to nie interesuje. Jestem zwykłym kibicem i kimś takim chcę pozostać. Poza tym mam rodzinę i swoje prywatne plany na przyszłość.

- Ile pieniędzy włożył pan w Legię?

- Dużo, ale nigdy nie liczyłem. To jest moje hobby, a sytuacja finansowa pozwala mi się nim w pełni cieszyć. Na pewno rozdałem kilka tysięcy koszulek i szalików, dużo dołożyłem do "Wielkiej Flagi", tysiąca mniejszych flag, do "gniazda". Ale to nieistotne.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.