Nieczysta gra
28.02.2002 11:00
Trener Wisły Kraków, <b>Franciszek Smuda</b>, mocno się zdenerwował, gdyprzeczytał, że główny udziałowiec Legii, szef Polmotu - <b>Andrzej Zarajczyk</b>, nazwał go naturszczykiem, który jest mistrzem motywacji, ale zupełnie pozbawionym warsztatu. "Franz" nie krył oburzenia słowami byłego pracodawcy.
Wywiad z Franciszkiem Smudą
Trener Wisły Kraków, Franciszek Smuda, mocno się zdenerwował, gdyprzeczytał, że główny udziałowiec Legii, szef Polmotu - Andrzej Zarajczyk, nazwał go naturszczykiem, który jest mistrzem motywacji, ale zupełnie pozbawionym warsztatu. "Franz" nie krył oburzenia słowami byłego pracodawcy.
- Nie wiem dlaczego człowiek, który nie ma zupełnie pojęcia o futbolu wygłasza podobne opinie - zdziwił się Smuda. - To właściwie jedyny poznany przeze mnie w Polsce prezes nie znający się na futbolu. Na dodatek, gdy pracowałem na Łazienkowskiej, odniosłem wrażenie, że Legię traktował jak jeszcze jeden geszeft. Moim zdaniem nigdy nie utożsamiał się z klubowymi barwami. I nie będzie miał najmniejszych sentymentów, jeśli trafi się kontrahent na akcje warszawskiego zespołu. Sprzeda wszystkie swoje udziały w pięć minut. Bo ten facet ma mentalność sklepikarza.
- Jako trener Legii spotykał się pan regularnie z prezesem Zarajczykiem?
- Nie. Spotkaliśmy się właściwie tylko raz, w towarzystwie Marka Pietruszki. I szczerze powiedziawszy nie miałem ochoty na następne wizyty u szefa Polmotu. Najpierw powiedział mi, że właściwie myślał o zatrudnieniu trenera z Jugosławii, a nie Smudy. Poczułem się więc tak, jakbym blokował etat. A później zarzucił, że podczas mojej kadencji nikt nie został wypromowany w Legii i sprzedany. I zalecił poprawę. Przed tą rozmową myślałem, że zostałem zatrudniony na Łazienkowskiej jako trener, a nie handlarz. Po niej spodziewałem się nawet machlojek.
- Po przedwczesnym zwolnieniu z warszawskiego klubu nie miał pan pretensjido byłych pracodawców?
- Nie, takie jest życie trenera. Nie skarżyłem się nawet publicznie, że są poślizgi w wypłatach. A były do ostatniej raty, którą Legia mi zalegała. Spokojnie czekałem na należne mi pieniądze. Zastanawiało mnie jedynie dlaczego zostałem zwolniony po okresie przygotowawczym, w którym moi podopieczni nie przegrali żadnego sparingu? Dziś już wiem, że był to element nieczystej gry.
- Potem pański następca, Dragomir Okuka, stwierdził, że zespół jest nieprzygotowany.
- Do Serba nie mam pretensji. Mówił, co mu kazali. A swoją drogą powinien się cieszyć, że byłem w Legii przed nim. Usunąłem wszystkich hamulcowych, których jedynym celem było przeszkadzanie trenerowi. I zatrudniłem Czarka Kucharskiego, przed którym wszyscy na Łazienkowskiej bronili się nogami i rękami. Słyszałem, że dziś "Kucharz" jest ukochanym synkiem Okuki i pupilem Zarajczyka. To ja ułożyłem ten zespół, z którego Jugosłowianin i jego pracodawca są tak dumni. W sumie dobrze się stało, bo Wisła będzie miała rywala, który będzie się starał nawiązać walkę.
- Nie wiem dlaczego człowiek, który nie ma zupełnie pojęcia o futbolu wygłasza podobne opinie - zdziwił się Smuda. - To właściwie jedyny poznany przeze mnie w Polsce prezes nie znający się na futbolu. Na dodatek, gdy pracowałem na Łazienkowskiej, odniosłem wrażenie, że Legię traktował jak jeszcze jeden geszeft. Moim zdaniem nigdy nie utożsamiał się z klubowymi barwami. I nie będzie miał najmniejszych sentymentów, jeśli trafi się kontrahent na akcje warszawskiego zespołu. Sprzeda wszystkie swoje udziały w pięć minut. Bo ten facet ma mentalność sklepikarza.
- Jako trener Legii spotykał się pan regularnie z prezesem Zarajczykiem?
- Nie. Spotkaliśmy się właściwie tylko raz, w towarzystwie Marka Pietruszki. I szczerze powiedziawszy nie miałem ochoty na następne wizyty u szefa Polmotu. Najpierw powiedział mi, że właściwie myślał o zatrudnieniu trenera z Jugosławii, a nie Smudy. Poczułem się więc tak, jakbym blokował etat. A później zarzucił, że podczas mojej kadencji nikt nie został wypromowany w Legii i sprzedany. I zalecił poprawę. Przed tą rozmową myślałem, że zostałem zatrudniony na Łazienkowskiej jako trener, a nie handlarz. Po niej spodziewałem się nawet machlojek.
- Po przedwczesnym zwolnieniu z warszawskiego klubu nie miał pan pretensjido byłych pracodawców?
- Nie, takie jest życie trenera. Nie skarżyłem się nawet publicznie, że są poślizgi w wypłatach. A były do ostatniej raty, którą Legia mi zalegała. Spokojnie czekałem na należne mi pieniądze. Zastanawiało mnie jedynie dlaczego zostałem zwolniony po okresie przygotowawczym, w którym moi podopieczni nie przegrali żadnego sparingu? Dziś już wiem, że był to element nieczystej gry.
- Potem pański następca, Dragomir Okuka, stwierdził, że zespół jest nieprzygotowany.
- Do Serba nie mam pretensji. Mówił, co mu kazali. A swoją drogą powinien się cieszyć, że byłem w Legii przed nim. Usunąłem wszystkich hamulcowych, których jedynym celem było przeszkadzanie trenerowi. I zatrudniłem Czarka Kucharskiego, przed którym wszyscy na Łazienkowskiej bronili się nogami i rękami. Słyszałem, że dziś "Kucharz" jest ukochanym synkiem Okuki i pupilem Zarajczyka. To ja ułożyłem ten zespół, z którego Jugosłowianin i jego pracodawca są tak dumni. W sumie dobrze się stało, bo Wisła będzie miała rywala, który będzie się starał nawiązać walkę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.