O awans do play off
24.07.2001 21:47
49-letni szkoleniowiec dotychczas pracował w pięciu klubach. W latach 1989-96 prowadził Mazowszankę Pruszków. W 1993 roku wprowadził ten zespół do pierwszej ligi. Dwa lata później zdobył mistrzostwo Polski. W lutym 1996 roku z powodu słabych wyników zrezygnowano z jego usług. Od tej pory pracował z zespołami: Dojlid Białystok, Nobilesu Włocławek, Unii Tarnów i PKK Szczecin. Przed rokiem wrócił do Pruszkowa jako pierwszy trener, ale sezon skończył w roli asystenta.<br>
Wywiad z Jackiem Gembalem, trenerem koszykarzy Legii Warszawa
49-letni szkoleniowiec dotychczas pracował w pięciu klubach. W latach 1989-96 prowadził Mazowszankę Pruszków. W 1993 roku wprowadził ten zespół do pierwszej ligi. Dwa lata później zdobył mistrzostwo Polski. W lutym 1996 roku z powodu słabych wyników zrezygnowano z jego usług. Od tej pory pracował z zespołami: Dojlid Białystok, Nobilesu Włocławek, Unii Tarnów i PKK Szczecin. Przed rokiem wrócił do Pruszkowa jako pierwszy trener, ale sezon skończył w roli asystenta.
Tomasz Kułakowski: Dlaczego zdecydował się Pan na pracę w Legii? Nie miał Pan innych propozycji?
Jacek Gembal: Na decyzję niemały wpływ miała kontuzja kolana. W tym roku musiałem przejść operację przeszczepu tkanki chrzęstnej. Okres rehabilitacji także chciałem przechodzić w tej samej klinice w Warszawie i to zobligowało mnie do pozostania w stolicy. Poza propozycją z Legii miałem także ofertę z Pruszkowa. Miałbym zająć się poszukiwaniem nowych, młodych zawodników. Po przemyśleniu obu ofert wybrałem Legię.
W Pruszkowie nadal byłby Pan drugim trenerem?
- Nie. Trener Kiritsis mówił, że miałbym być także jego konsultantem ze względu na moją znajomość polskiej ligi i zawodników, którzy w niej grają. Główne działania miały być jednak związane z penetracją polskich szkół, drużyn amatorskich, małych klubów. Perspektywiczni chłopcy, którzy mogliby stworzyć silny zespół rezerw w Pruszkowie, mieli być pod moją opieką.
W trakcie minionego sezonu został Pan po cichu odsunięty od prowadzenia Hoopu. Jak się z Panem teraz pożegnano w Pruszkowie?
- Kontrakt w Pruszkowie miałem podpisany do 31 maja. Od tego czasu mogłem sobie szukać pracy albo podpisać nowy kontrakt na przedstawionych mi warunkach. To normalne w życiu trenera.
Jednak nie było Panu przykro, że mimo wielkich planów sprzed roku w trakcie sezonu przestał Pan być pierwszym trenerem i został odsunięty w cień Michalisa Kiritsisa?
- Do Pruszkowa sprowadzono człowieka, który - jak mnie poinformowano - miał zostać dyrektorem sportowym, człowieka z Grecji mającego więc dobre pojęcie o najsilniejszych europejskich ligach i zespołach. Chodziło raczej o osobę, która będzie dbała o sprawy organizacyjne, a dodatkowo miała wgląd szkoleniowy w to, co dzieje się w zespole. Nazwijmy to w ten sposób, że miał zostać moim szefem. Ja jednak doszedłem do wniosku, że ta sytuacja nie była zbyt przejrzysta dla nikogo. W pewnych kwestiach merytorycznych po prostu różniliśmy się. Dlatego jeśli musiałbym wykonywać coś, do czego nie mam przekonania, co zostało mi narzucone, wolałem odsunąć się na drugi plan. Nie chciałem, by istniały dwa różne ośrodki decyzyjne. To dezorientowałoby zawodników.
Nie czuje Pan, że zbyt szybko zrezygnowano, nie dano Panu szansy na zrealizowanie planów?
- O tym, kto pracuje z zespołem, decydują osoby, które w klubie podejmują decyzje. Widocznie uważały, że tak było lepiej. Moje odczucia nie mają tu najmniejszego znaczenia.
Ta zmiana wyszła na dobre zespołowi?
- W opinii właścicieli klubu - tak.
A w Pana opinii?
- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Nie jestem od tego, by krytykować pana Kiritsisa. Przynajmniej w kilku sprawach różniliśmy się, ale nie znaczy to, że jest on złym trenerem. Nigdy tego nie powiedziałem i nie powiem.
Jaki cel postawił Pan przed Legią w przyszłym sezonie?
- W Legii wcześniej podjęto decyzję, że należy całkowicie zmienić kształt drużyny. Zostają zawodnicy mający kontrakty i młodzi. Teraz klub chce podnieść poprzeczkę i nie walczyć już o utrzymanie, tylko awansować do play off. Budżet nie będzie dorównywał czołowym polskim ekipom, ale będzie porównywalny z pozostałymi klubami. Nie powinniśmy mieć kłopotów finansowych, bo i nie będziemy sprowadzać zawodników, którym nie będziemy mogli zapłacić. Zespół, który chcę zbudować, nie będzie składał broni przed żadnym przeciwnikiem. O ile będę miał tych zawodników, których chcę, a mieszczą się oni w budżecie, to może wygramy nawet ze Śląskiem, Anwilem, Prokomem albo Hoopem. W ostatecznym rozrachunku chcemy znaleźć się w pierwszej ósemce. Bardzo dobrze będzie, jeśli w szóstce. O szansach w play off nie ma sensu teraz mówić.
Kogo będzie Pan chciał mieć w składzie? Z kim podpisano już kontrakty?
- Ważny kontrakt ma Jacek Rybczyński, ale jeśli znajdzie sobie klub i zechce odejść, to ma do tego prawo. Jeśli nie, to przejdzie okres przygotowawczy i będzie walczył o miejsce w drużynie. Wojciech Królik zostaje w klubie z myślą o pracy trenerskiej w przyszłości, ale jeśli będzie w takiej dyspozycji jak w poprzednim sezonie, to z pewnością się przyda. Bardzo zaawansowane są rozmowy z Wojciechem Majchrzakiem i Wojciechem Żurawskim. Czekamy już tylko na ich podpis na kontraktach. Zainteresowany jestem także Łukaszem Kwiatkowskim, jednym z najbardziej utalentowanych młodych koszykarzy w Polsce. Na pozycji podstawowego rozgrywającego przewiduję zawodnika z zagranicy. Podobnie, jeśli chodzi o pozycję niskiego skrzydłowego i jednego, może dwóch graczy wysokich. O nazwiskach jednak nie będę jeszcze mówił. Do końca przyszłego tygodnia powinniśmy sprowadzić dwóch koszykarzy. Pośpiech nie jest potrzebny, bo obecnie wielu wartościowych Amerykanów gra w ligach letnich i tak nie mogą teraz przyjechać. A jeśli będzie taka potrzeba, to można zacząć ligę nawet bez wszystkich potrzebnych zawodników. Na podpisywanie kontraktów z obcokrajowcami jest jeszcze czas.
Pana asystentem będzie Robert Chabelski. To Pana wybór czy decyzja prezesa albo kierownika sekcji koszykówki, którym jest... Robert Chabelski?
- Klub chciałby, żebyśmy pracowali razem, a ja nie miałem nic przeciwko. Roberta znam długo, jest związany z Legią od wielu lat. Wydobywał ten klub z zapaści, dlatego nie widzę żadnych przeciwwskazań. Wręcz jestem zadowolony.
Tomasz Kułakowski: Dlaczego zdecydował się Pan na pracę w Legii? Nie miał Pan innych propozycji?
Jacek Gembal: Na decyzję niemały wpływ miała kontuzja kolana. W tym roku musiałem przejść operację przeszczepu tkanki chrzęstnej. Okres rehabilitacji także chciałem przechodzić w tej samej klinice w Warszawie i to zobligowało mnie do pozostania w stolicy. Poza propozycją z Legii miałem także ofertę z Pruszkowa. Miałbym zająć się poszukiwaniem nowych, młodych zawodników. Po przemyśleniu obu ofert wybrałem Legię.
W Pruszkowie nadal byłby Pan drugim trenerem?
- Nie. Trener Kiritsis mówił, że miałbym być także jego konsultantem ze względu na moją znajomość polskiej ligi i zawodników, którzy w niej grają. Główne działania miały być jednak związane z penetracją polskich szkół, drużyn amatorskich, małych klubów. Perspektywiczni chłopcy, którzy mogliby stworzyć silny zespół rezerw w Pruszkowie, mieli być pod moją opieką.
W trakcie minionego sezonu został Pan po cichu odsunięty od prowadzenia Hoopu. Jak się z Panem teraz pożegnano w Pruszkowie?
- Kontrakt w Pruszkowie miałem podpisany do 31 maja. Od tego czasu mogłem sobie szukać pracy albo podpisać nowy kontrakt na przedstawionych mi warunkach. To normalne w życiu trenera.
Jednak nie było Panu przykro, że mimo wielkich planów sprzed roku w trakcie sezonu przestał Pan być pierwszym trenerem i został odsunięty w cień Michalisa Kiritsisa?
- Do Pruszkowa sprowadzono człowieka, który - jak mnie poinformowano - miał zostać dyrektorem sportowym, człowieka z Grecji mającego więc dobre pojęcie o najsilniejszych europejskich ligach i zespołach. Chodziło raczej o osobę, która będzie dbała o sprawy organizacyjne, a dodatkowo miała wgląd szkoleniowy w to, co dzieje się w zespole. Nazwijmy to w ten sposób, że miał zostać moim szefem. Ja jednak doszedłem do wniosku, że ta sytuacja nie była zbyt przejrzysta dla nikogo. W pewnych kwestiach merytorycznych po prostu różniliśmy się. Dlatego jeśli musiałbym wykonywać coś, do czego nie mam przekonania, co zostało mi narzucone, wolałem odsunąć się na drugi plan. Nie chciałem, by istniały dwa różne ośrodki decyzyjne. To dezorientowałoby zawodników.
Nie czuje Pan, że zbyt szybko zrezygnowano, nie dano Panu szansy na zrealizowanie planów?
- O tym, kto pracuje z zespołem, decydują osoby, które w klubie podejmują decyzje. Widocznie uważały, że tak było lepiej. Moje odczucia nie mają tu najmniejszego znaczenia.
Ta zmiana wyszła na dobre zespołowi?
- W opinii właścicieli klubu - tak.
A w Pana opinii?
- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Nie jestem od tego, by krytykować pana Kiritsisa. Przynajmniej w kilku sprawach różniliśmy się, ale nie znaczy to, że jest on złym trenerem. Nigdy tego nie powiedziałem i nie powiem.
Jaki cel postawił Pan przed Legią w przyszłym sezonie?
- W Legii wcześniej podjęto decyzję, że należy całkowicie zmienić kształt drużyny. Zostają zawodnicy mający kontrakty i młodzi. Teraz klub chce podnieść poprzeczkę i nie walczyć już o utrzymanie, tylko awansować do play off. Budżet nie będzie dorównywał czołowym polskim ekipom, ale będzie porównywalny z pozostałymi klubami. Nie powinniśmy mieć kłopotów finansowych, bo i nie będziemy sprowadzać zawodników, którym nie będziemy mogli zapłacić. Zespół, który chcę zbudować, nie będzie składał broni przed żadnym przeciwnikiem. O ile będę miał tych zawodników, których chcę, a mieszczą się oni w budżecie, to może wygramy nawet ze Śląskiem, Anwilem, Prokomem albo Hoopem. W ostatecznym rozrachunku chcemy znaleźć się w pierwszej ósemce. Bardzo dobrze będzie, jeśli w szóstce. O szansach w play off nie ma sensu teraz mówić.
Kogo będzie Pan chciał mieć w składzie? Z kim podpisano już kontrakty?
- Ważny kontrakt ma Jacek Rybczyński, ale jeśli znajdzie sobie klub i zechce odejść, to ma do tego prawo. Jeśli nie, to przejdzie okres przygotowawczy i będzie walczył o miejsce w drużynie. Wojciech Królik zostaje w klubie z myślą o pracy trenerskiej w przyszłości, ale jeśli będzie w takiej dyspozycji jak w poprzednim sezonie, to z pewnością się przyda. Bardzo zaawansowane są rozmowy z Wojciechem Majchrzakiem i Wojciechem Żurawskim. Czekamy już tylko na ich podpis na kontraktach. Zainteresowany jestem także Łukaszem Kwiatkowskim, jednym z najbardziej utalentowanych młodych koszykarzy w Polsce. Na pozycji podstawowego rozgrywającego przewiduję zawodnika z zagranicy. Podobnie, jeśli chodzi o pozycję niskiego skrzydłowego i jednego, może dwóch graczy wysokich. O nazwiskach jednak nie będę jeszcze mówił. Do końca przyszłego tygodnia powinniśmy sprowadzić dwóch koszykarzy. Pośpiech nie jest potrzebny, bo obecnie wielu wartościowych Amerykanów gra w ligach letnich i tak nie mogą teraz przyjechać. A jeśli będzie taka potrzeba, to można zacząć ligę nawet bez wszystkich potrzebnych zawodników. Na podpisywanie kontraktów z obcokrajowcami jest jeszcze czas.
Pana asystentem będzie Robert Chabelski. To Pana wybór czy decyzja prezesa albo kierownika sekcji koszykówki, którym jest... Robert Chabelski?
- Klub chciałby, żebyśmy pracowali razem, a ja nie miałem nic przeciwko. Roberta znam długo, jest związany z Legią od wielu lat. Wydobywał ten klub z zapaści, dlatego nie widzę żadnych przeciwwskazań. Wręcz jestem zadowolony.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.