Oceny piłkarzy Legii za mecz z Jagiellonią - zadecydowały błędy indywidualne
02.09.2020 15:15
Gra zespołu 5 (4,56 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Skoro po meczu z dogrywką trzy dni wcześniej Aleksandar Vuković zmienił aż siedmiu zawodników w wyjściowym składzie, to znaczy że czuł iż ci gracze potrzebują odpoczynku. Tu znów powstaje pytanie czy wszyscy są odpowiednio przygotowani do wysiłku. Z drugiej strony po to są tacy zawodnicy w kadrze, by móc z nich korzystać. Decydujące okazały się zmiany w obronie, gdzie zagrało trzech piłkarzy rzadko grywających w podstawowym składzie i błędy indywidualne dwóch z nich zadecydowały o porażce. Należy jednak równocześnie zauważyć, że Legia zagrała w środku pola i w ofensywie lepiej niż w zwycięskich meczach z Rakowem i Linfield, nie mówiąc już o meczu z Omonią. Legioniści więcej biegali, więcej się ruszali i dzięki temu mieli znacznie więcej okazji na zdobywanie goli. Oddali aż dziewięć celnych strzałów i zdecydowanie przeważali na boisku, a w drugiej części meczu po wejściu na boisko zawodników z podstawowego składu była to wręcz dominacja. Nie przyniosło to punktów w sobotnim meczu, ale jesteśmy dość mocno przekonani, że gdyby legioniści zagrali tak odważnie i aktywnie z Omonią, to Cypryjczycy wyjeżdżali by z Łazienkowskiej na tarczy. Cieszyć mogła zwłaszcza duża liczba podbramkowych sytuacji, przejęcia piłki na połowie przeciwnika i dużo częstsze niż w poprzednich meczach wyprowadzanie piłki od obrońców, a nie tylko długimi wykopami przez bramkarza. Z jednej strony martwią stracone punkty, z drugiej jesteśmy w nieco lepszym nastroju niż po porażce z Omonią, bo patrząc na dominację mistrzów Polski w sobotnim spotkaniu, a zwłaszcza w drugiej połowie, można mieć nadzieję, że ta Legia z jesieni zeszłego roku i wczesnej wiosny obecnego może po przerwie na reprezentację powrócić.
Artur Boruc 6 (4,73 - ocena Czytelników). Nie rozumiemy pomeczowych pretensji do Boruca, bo nieatakowany przez nikogo Puljić uderzał z kilku metrów, a Imaz również nieatakowany w sytuacji sam na sam uderzył dokładną podcinką. Jagiellonia po przerwie miała jeszcze jedną okazję, ale bramkarz Legii obronił w tej sytuacji dość słaby strzał, jedno dośrodkowanie, które okazało się strzałem złapał też przed przerwą. Narzekania na grę nogami Boruca też są nieuzasadnione, bo 91% podań miał celnych. Nie zdołał dokonać cudów w bramce, ale też trudno mu przypisywać jakąkolwiek odpowiedzialność za stracone gole.
Paweł Stolarski 6 (5,21). Widać było po Stolarskim brak ogrania, zwłaszcza w defensywie - w pierwszym kwadransie popełnił dwa błędy po których rywale mieli niezłe sytuacje, a po zmianie stron jeszcze jeden. Błędy te jednak solidnie odpracował w grze ofensywnej. Już w pierwszej minucie po jego dośrodkowaniu padła bramka, ale Pekhart był na minimalnym spalonym. Bardzo często pojawiał się pod bramką Jagiellonii i często dośrodkowywał. Jakość tych dośrodkowań była różna, Stolarski jednak nie ograniczał się do nich i próbował sam wchodzić w pole karne. Oddał jeden groźny strzał obroniony przez Steinborsa i wywalczył rzut wolny tuż przed linią pola karnego. Rzut wolny oczywiście powinien być rzutem karnym, bo faul rozpoczęty przed polem karnym i kontynuowany w jego obrębie zgodnie z przepisami skutkuje „jedenastką”. „Jeżeli zawodnik drużyny broniącej rozpoczął zatrzymywanie przeciwnika przed polem karnym i kontynuuje zatrzymywanie go również w polu karnym, sędzia musi podyktować rzut karny.” Niestety, jak widać znajomość publikowanych na stronie PZPN przepisów wśród sędziów Ekstraklasy jest wciąż dalece niewystarczająca. Naszym zdaniem najlepszy piłkarz spośród legionistów w sobotnim meczu, choć ze względu na poważne błędy w obronie w pierwszych dwudziestu minutach oceny podnieść mu nie możemy.
William Remy 3 (3,81). Niestety, jeśli stoper nie grał całymi miesiącami, trzeba liczyć się z tym, że wychodząc nagle w pierwszym składzie będzie popełniał błędy, bo zwyczajnie musi się ograć. Za pierwsze gola go nie winimy, po przegranym starciu przez Rochę Jędrzejczyk musiał iść do Prikryla, a Remy musiał zostawić swojego piłkarza i biec do Puljicia, z racji odległości nie miał szans znaleźć się przed nim, nawet gdyby biegał jak Usain Bolt. Drugi gol to już niestety potworny błąd Francuza. Mniej winimy go za to, że nie dogonił Imaza, bo środkowy obrońca zazwyczaj jest wolniejszy od napastnika czy skrzydłowego i szanse na dogonienie w takiej sytuacji ma niewielkie, natomiast najważniejsze było fatalne ustawienie w momencie podania, Remy w ogóle nie kontrolował przeciwnika, stracił niezbędną środkowemu obrońcy koncentrację, a trzeba zawsze zachowywać czujność i patrzeć, gdzie jest napastnik, nawet jeśli akcja dzieje się po polem karnym przeciwnika. Biorąc pod uwagę, jak rzadko Francuz pojawiał się ostatnio na boisku, cieszyć się należy, że sprokurował tylko tego gola, drugi jego błąd w tym samym okresie przed przerwą dotyczył przegranego powietrznego pojedynku. Faktem jest, że Remy od 30. minuty nie popełnił już ani jednego błędu, a w końcówce meczu zagrał dwa znakomite dośrodkowania, jedno do Pekharta, drugie do Antolicia - przynajmniej jedno z nich powinno być zakończone golem. Remy mógł sam też strzelić bramkę, ale jego słaby strzał głową pod koniec pierwszej połowy nawet nie doleciał do bramki. Ocena gry Francuza jest podyktowana przede wszystkim fatalnym zachowaniem przy drugim golu, pamiętajmy jednak że Remy grać musi. Przy kontuzji Wieteski i czerwonej kartce Lewczuka to on jest głównym kandydatem do gry w najbliższym meczu Ligi Europy i musi jak najszybciej ograć się w ligowych meczach, by podobnych błędów nie popełniać 24. września.
Artur Jędrzejczyk 6 (4,69). Solidny występ w obronie, nie mamy pretensji do niego za stracone gole, trudno ocenić, czy mógł zrobić coś więcej łatając przy pierwszej bramce dziurę powstałą po błędzie Rochy. Pretensje mamy natomiast o zachowanie pod bramką przeciwnika, Jędrzejczyk miał dwie dobre okazje do zdobycia gola, w tym jedną stuprocentową, którą powinien strzelić. W związku z tym mimo naprawdę dobrej gry w destrukcji, która przyniosła mu najwyższą spośród legionistów notę od InStat, pozostaniemy przy ocenie wyjściowej.
Luis Rocha 3 (3,65). Zawalił pierwszego gola dając się przepchnąć Prikrylowi, było to pokłosie złego ustawienia, bo powinien znajdować się przed rywalem, a nie za nim. Trudno mu za tak ogromny błąd wystawić pozytywną ocenę, choć na dobrą sprawę był to jedyny błąd w defensywie. Jeśli chodzi o operowanie piłką, też wyglądało to najwyżej średnio, sporo piłek stracił. Nawet gdy dobrze wyprowadzał piłkę, to gdy przyszło do dośrodkowania, to dość rzadko trafiało ono do adresata i nie stwarzało zagrożenia pod bramką Jagiellonii. Wywalczył trzy stałe fragmenty gry, sam raz też musiał ratować się faulem taktycznym, za który prawdę mówiąc powinien być ukarany kartką. Z pewnością lepiej byśmy go ocenili, gdyby nie zawalił gola. Wydaje się, że powinien być zmieniony wcześniej, zwłaszcza, że Legia musiała odrabiać straty, a Mladenović w ofensywie jest zwykle bardziej efektywny od Portugalczyka.
Bartosz Slisz 6 (4,62). Bardzo dużo odzyskanych piłek, znakomita dokładność podań, bardzo dużo wygranych pojedynków. W pierwszej połowie przy dużej bierności Martinsa młody Polak sam trzymał środek pola i poza jednym długim podaniem i niecelnym strzałem nie przypominamy sobie jego nieudanych zagrań. W pierwszej połowie Legia nie ustępowała Jagiellonii w środku pola właśnie dzięki Sliszowi, w drugiej po wejściu Antolicia już w pełni dominowała. Tradycyjnie zabrakło natomiast w grze Slisza częstszego podłączania się do akcji ofensywnych. Szkoda, że musiał po faulu rywala opuścić boisko, dobrze, że nic poważnego mu się nie stało. Niezły w sumie występ.
Andre Martins 4 (3,89). Dla nas chyba największy zawód tego meczu. Portugalczyk mało dostaje ostatnio szans, więc powinien starać się za wszelką cenę wykorzystać występ od pierwszej minuty. Niestety, nic takiego nie widzieliśmy. Bardzo mało dawał zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, w dodatku raz przysnął przy rzucie rożnym dla Jagiellonii i rywal oddał strzał. Dośrodkowanie z rzutu wolnego też mu nie wyszło. Niestety, wyglądało to trochę jakby przeszedł obok meczu i poza tym, że dokładnie podawał i nie tracił piłek nic pozytywnego o jego występie powiedzieć nie można. Zasłużenie zmieniony w przerwie, nie jesteśmy w stanie zrozumieć, co się stało z piłkarzem, który jeszcze dwa lata temu był najważniejszą postacią Legii na boisku.
Bartosz Kapustka 5 (4,23). To, co nam się podobało w grze Kapustki to praca w defensywie w pierwszych minutach i sporo gry z pierwszej piłki. To, co nam się nie podobało, to straty, których było za dużo i nieudane próby dryblingów. Kapustka przyzwoicie grał przez pierwszą godzinę, wywalczył jeden rzut rożny, a przede wszystkim asystował przy golu Pekharta dokładnie dośrodkowując wprost na głowę Czecha, potem jednak chyba opadł z sił, najwyraźniej na mecz w pełnym wymiarze czasowym nie jest jeszcze gotowy. Porywająco nie było, ale trudno ten występ uznać za szczególnie nieudany.
Mateusz Hołownia 4 (3,84). Mamy wątpliwości, czy grający do tej pory głównie na boku obrony Hołownia jest dobrą alternatywą na skrzydło. Mało był widoczny, wywalczył jeden rzut rożny, raz uderzył z wolnego w poprzeczkę i to wszystko z pozytywów. Nie dziwimy się, że na drugą połowę nie wyszedł, bo sytuacji kolegom nie stwarzał, a i sam do nich nie dochodził.
Jose Kante 5 (4,55). Widać, że Kante jest wciąż bardzo daleko od formy sprzed kontuzji. Bardzo chciał, dużo pokazywał się do gry, ale piłka go ewidentnie słuchać nie chciała. Najlepiej wychodziła mu gra w destrukcji oraz zastawianie się z piłką. Gdy przychodziło do dryblingu, kończyło się stratą, jakość podań też była daleka od oczekiwanych, przede wszystkim jednak najgorzej było ze skutecznością. Kante miał co najmniej dwie doskonałe okazje do zdobycia bramki, a byłoby i kilka innych, gdyby lepiej grał w powietrzu i potrafił dobrze ustawiać się do dośrodkowań. Sporo chaosu było w grze Gwinejczyka, nie wypadł jakość szczególnie słabo, ale podobnie jak większość kolegów - mocno przeciętnie.
Tomas Pekhart 6 (5,30). Na minimalnym spalonym był w pierwszej minucie, gdy po raz pierwszy zapakował piłkę do siatki, godzinę później wszystko było już zgodnie z przepisami. W pierwszej połowie za rzadko pokazywał się do gry, po zmianie stron częściej potrafił się odnaleźć w polu karnym, dobrze się zastawiał, sporo oddał strzałów, jednak tylko dwa razy zdołał trafić w bramkę, szkoda zwłaszcza tej sytuacji z końcówki spotkania. Gola strzelił, czyli zrobił to, czego się od niego oczekuje. Na podniesienie oceny jednak nie zasłużył, bo musi po prostu brać przez cały mecz aktywniejszy udział w grze.
Domagoj Antolić 6 (5,24). Tak, jak Slisz zdominował drugą linię Jagiellonii przed przerwą, tak po zmianie stron dokonywał tego Antolić. Rozgrywał piłkę dokładnie i rozważnie, często pojawiał się blisko pola karnego, szukając możliwości podania w pole karne. Po jego świetnym podaniu stuprocentową okazję miał Rosołek. Antolić też miał możliwość zdobycia bramki, bo to jemu na głowę w doliczonym czasie gry dośrodkował piłkę Remy. Niezła zmiana.
Luquinhas 5 (5,83). Wydawało się, że Brazylijczyk wchodząc po przerwie pociągnie jak zwykle zespół do ataku, ale tym razem nic takiego nie miało miejsca. Luquinhas często tracił piłkę i przegrał niemal wszystkie pojedynki z obrońcami, wywalczył tylko jeden rzut wolny. Tak naprawdę jedyna jego dobra akcja miała miejsce tuż przed golem Pekharta, gdy oddał groźny strzał wybroniony przez Steinborsa, choć dopiero ponowienie akcji przyniosło Legii gola. Plus za pewien udział przy tej bramce ale generalnie sobotni występ Luquinhasa uznajemy za mocno przeciętny.
Michał Karbownik 5 (4,53). Wszedł na boisko do środka pola, bo po kontuzji Slisza musiał być w składzie Legii młodzieżowiec. Choć wiele mówiło się, że powinien grać jako pomocnik, to sobotni występ tego nie potwierdził. Na plus należy mu zaliczyć tylko dokładne rozgrywanie, ale to samo grał przed przerwą Martins. Karbownik z pewnością był aktywniejszy od Portugalczyka, ale zdecydowaną większość pojedynków w ofensywie przegrał. Ocena podobna do większości legionistów.
Maciej Rosołek 5 (4,16). Zdecydowanie więcej można było się spodziewać po Rosołku przez blisko pół godziny meczu, bo sędzia doliczył przecież sporo minut. Jedno dobre rozegranie z pierwszej piłki, jedno zastawienie się z piłką i strzał w słupek w doskonałej sytuacji to trochę za mało.
Filip Mladenović (5,77) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Najlepszym legionistą sobotniego meczu Czytelnicy wybrali Luquinhasa, a redaktorzy Pawła Stolarskiego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.