Oceny piłkarzy Legii za mecz z Rakowem - prawie zabiegani
25.08.2020 15:30
Gra zespołu 6 (5,88 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Przez pierwsze dwadzieścia minut wszystko wyglądało tak, jak powinno - Legia przejęła inicjatywę od początku meczu i strzeliła gola dającego prowadzenie. Potem jednak do głosu doszli gospodarze, którzy jeszcze przed przerwą mieli okazję do wyrównania, ale nie trafiali w bramkę. Nie osłabiła ich determinacji czerwona kartka, którą otrzymał Maciej Wilusz i po zmianie stron natarli z nie mniejszą determinacją, co wreszcie przyniosło im wyrównanie. Na szczęście w parze z wybieganiem gospodarzy nie szły umiejętności piłkarskie, więc w sumie sytuacji pod bramką strzeżoną przez Artura Boruca mieli bardzo niewiele. Przed meczem za najgroźniejsze uchodziły stałe fragmenty gry Rakowa, bo nie ma w lidze piłkarza, który uniemożliwiłby dojście do główki niemal dwumetrowemu Tomasowi Petraskowi. W sobotę jednak był on na tyle mocno naciskany, że przenosił piłkę nad poprzeczką. Widać było, że podopieczni Marka Papszuna biegali o wiele więcej i o wiele szybciej od legionistów, a statystyki pomeczowe w pełni to potwierdziły - rzadko zdarza się, by zespół grający przez pół meczu w dziesiątkę przebiegł więcej kilometrów i wykonał więcej sprintów od tego w pełnym składzie. Dawało się też zauważyć, że środkowa linia Legii po prostu nie nadążała za rozpędzonymi częstochowianami. Z jednej strony jest to bardzo niepokojące w perspektywie najbliższych spotkań, z drugiej jesteśmy już przyzwyczajeni, że co rok Legia tak właśnie wygląda na początku sezonu. W odróżnieniu jednak od kilku ostatnich letnich inauguracyjnych meczów ligowych, ten zdołała wygrać, bo w końcówce wreszcie zaczęła tworzyć sytuacje podbramkowe i jedną z trzech zdołała wykorzystać. O ile z reguły w Legii o zwycięstwie decyduje gra zespołowa, to w sobotę zdecydowały trzy indywidualności - Artur Jędrzejczyk, który nie tylko zamykał skutecznie gospodarzom dostęp do własnej bramki, ale do tego asystował przy pierwszym golu, Luquinhas, który wyeliminował z gry Wilusza i wypracował drugiego gola oraz Tomas Pekhart, który dwa razy skutecznie wykończył akcje kolegów. Cała trójka trafiła do jedenastki kolejki. Reszta drużyny zaprezentowała się przeciętnie lub wręcz słabo. Trzy punkty po przeciętnej czy słabej grze mają takie same znaczenie, jak te zdobyte przy grze olśniewającej, więc samym sobotnim meczem przejmować się nie należy. Niepokoić może natomiast forma niektórych piłkarzy w perspektywie przyszłych meczów, zwłaszcza w europejskich pucharach oraz fakt, że trener Aleksandar Vuković najwyraźniej wciąż szuka optymalnych rozwiązań wystawiając czasem z konieczności, a czasem z własnej woli niektórych piłkarzy na nieoptymalnych dla nich pozycjach. Należy jednak też pochwalić trenera za to, że do końca meczu szukał możliwości zdobycia trzech punktów wpuszczając na boisko coraz większą liczbę ofensywnych zawodników, przez pół godziny na placu było aż trzech nominalnych napastników. W sumie dobrze, że aż tak trudne warunki postawili w Bełchatowie gospodarze, powinien to być dobry sprawdzian przed meczem z Omonią.
Artur Boruc 6 (5,91 - ocena Czytelników). O ile w poprzednich meczach bramkarz Legii nie miał problemów z komunikacją z kolegami, to w tym meczu dwa razy nie dogadał się z partnerami przy wyjściu, jednak w żadnym przypadku nie stworzyło to zagrożenia. Z trzech strzałów, które leciały w bramkę trudny był tylko jeden i z nim Boruc sobie nie poradził, choć wydaje nam się, że zrobił wszystko jak należy. Po prostu Patryk Kun idealnie wkręcił piłkę do siatki po długim rogu. Niczego nie zawalił, ale i niczego nie wybronił, pozostajemy więc przy ocenie wyjściowej.
Michał Karbownik 6 (5,49). Dobrze prezentował się w obronie, jego stroną Raków z rzadka przeprowadzał akcje. Za straconego gola, pomimo, iż Kun strzelał z prawej strony Legii, młody obrońca też nie ponosi winy. W ofensywie było gorzej, włączał się do akcji, ale dośrodkowania mu nie wychodziły, w najlepszym przypadku kończyło się na wywalczeniu stałych fragmentów gry. Karbownik nie gra w ostatnim czasie olśniewająco, ale też nie popełnia jakichś spektakularnych błędów i tak było również w sobotę.
Igor Lewczuk 6 (5,99). Raz tylko przegrał pozycję z Gutkovskisem i pod bramką Legii było groźnie, na szczęście Łotysz miał fatalnie nastawiony celownik w sobotę. Drugi błąd - niecelne podanie na własnej połowie - przydarzyło mu się już po zderzeniu głowami, po którym nie nadawał się do gry i koledzy raczej nie powinni mu już wtedy podawać piłki. Uraz na szczęście nie okazał się poważny i przerwa w treningach nie będzie długa. Poza tym spisywał się nieźle, raz doszedł też do strzału pod bramką przeciwnika, ale uderzył niecelnie.
Artur Jędrzejczyk 8 (6,91). Raz tylko w doliczonym czasie gry pierwszej połowy nie poradził sobie z Gutkovskisem, poza tym znakomity mecz, mnóstwo wygranych pojedynków, najwięcej odzyskanych piłek. Był bardzo blisko zapobiegnięcia utraty gola, zrobił wszystko, co mógł w tej sytuacji. Kapitan Legii jest po prostu w formie, co udowadnia w każdym kolejnym meczu. Jeden z głównych bohaterów sobotniego meczu.
Luis Rocha 5 (5,18). Portugalczyk nieźle mecz zaczął, potem jednak z minuty na minutę było coraz gorzej. To jego stroną najczęściej przebijał się Raków, a że pod koniec pierwszej połowy złapał żółtą kartkę, zachodziły obawy, czy Legia dogra mecz w jedenastu. Nic dziwnego, że kilkanaście minut po przerwie trener Vuković zdjął Rochę z boiska, tym bardziej, że podobnie jak pozostali boczni obrońcy w tym meczu, niewiele wnosił do gry ofensywnej. Mocno przeciętnie.
Bartosz Slisz 5 (5,61). Można raz stracić na swojej połowie piłkę dając rywalowi szansę na kontratak, ale nie trzy razy w ciągu dwudziestu minut. Na szczęście poprawił się później i takich błędów już nie popełniał. Był jedynym ze środkowych pomocników, który w defensywie nadążał za gospodarzami, dość często musiał pomagać obrońcom, na ogół z dobrym skutkiem, choć przy straconym golu powinien doskoczyć do przeciwnika. Dwa razy próbował uderzać na bramkę, ale był blokowany. Mocno przeciętny występ, zwłaszcza jeśli chodzi o rozgrywanie piłki do przodu i włączanie się do akcji ofensywnych. Trener Vuković niejednokrotnie deklarował, że gra parą środkowych pomocników, bez podziału na „szóstkę” i „ósemkę”, więc obaj mają zadania zarówno defensywne, jak i ofensywne. Z tych drugich w sobotę, nie pierwszy raz zresztą, Slisz należycie się nie wywiązywał.
Domagoj Antolić 5 (5,49). Wygląda na to, że Antolić jest na razie w przeciętnej dyspozycji. W sobotę miało się wrażenie, że rywale biegali zbyt dużo i zbyt szybko w środku pola i Chorwat za tym tempem nie był w stanie nadążyć. W rezultacie tego ani nie wspierał dostatecznie obrońców, ani nie kreował sytuacji podbramkowych. Trzy razy odebrał gospodarzom piłkę, ale też przepuścił pod własnym polem karnym piłkę między nogami, co dało Rakowowi świetną okazję bramkową. Oddał jeden niezły, ale niecelny strzał. Raz tylko dobrze dośrodkował ze stałego fragmentu gry. Trener Vuković najwyraźniej widział problemy Antolicia, bo jak nigdy, zdjął go z boiska ponad dwadzieścia minut przed końcem meczu wpuszczając do środka pola Bartosza Kapustkę, który w założeniu miał być bardziej kreatywny od Chorwata. Mocno przeciętny występ, wciąż czekamy na formę z wiosny.
Luquinhas 8 (8,04). O ile Antolić czy Karbownik nie są w takiej formie, jak wiosną, to Luquinhas jest w zdecydowanie lepszej dyspozycji niż kilka miesięcy temu, a być może nawet w najlepszej odkąd przyszedł do Legii. Niezależnie od tego, czy gra na lewej stronie, czy na prawej, bierze na siebie ciężar gry, wchodzi w udane dryblingi, wywalcza stałe fragmenty gry i kreuje okazje bramkowe dobrymi podaniami. Gdy na początku meczu Wilusz dostał żółtą kartkę za faul na Brazylijczyku, byliśmy pewni, że Luquinhas mu nie odpuści i będzie grał na niego, prowokując go do kolejnych fauli. Wykluczył rywala w meczu z Linfield, to samo zrobił w sobotę w Bełchatowie. Był po prostu nie do zatrzymania. Choć nie zapisano mu asysty przy drugiej bramce, to główną zasługę za nią należy przypisać właśnie Brazylijczykowi. Zadaniem trenera Vukovicia jest teraz znalezienie mu jak największej liczby partnerów w ataku, mogących pomóc mu w kreowaniu akcji. Bo na lidera w ofensywie biorącego na siebie ciężar gry Luquinhas w pierwszych trzech meczach nowego sezonu sam się już wypromował.
Walerian Gwilia 4 (4,17). Upór trenera Vukovicia z wystawiania Gwilii za napastnikiem nie przynosi żadnych pozytywnych efektów. Powtórzymy, Gwilia potrafi zagrać świetne podanie, pod warunkiem, że dostanie piłkę przodem do bramki i ma trochę miejsca, gdy dostaje piłkę odwrócony do bramki tyłem, zazwyczaj może ją tylko wycofać. W pierwszej połowie miał dwa dobre podania w ofensywie, jedno na początku do Rosołka, drugie pod jej koniec do Luquinhasa, szkoda, że podania Brazylijczyka nie przeciął żaden z kolegów. Po zmianie stron Gruzina nie oglądaliśmy pod grą w ogóle, nic więc dziwnego, że dość szybko opuścił boisko. Mamy nadzieję, że trener na stałe jednak przyjmie ustawienie z dwoma napastnikami, do którego wciąż wraca w przypadku niekorzystnego przebiegu meczu i przesunie Gwilię do środka pola, gdzie sprawdza się on znacznie bardziej.
Maciej Rosołek 6 (5,49). W rezerwach Rosołek grywał na skrzydle, ale my zdecydowanie wolimy go jako jednego z dwóch napastników, bo młody legionista umie znaleźć sobie miejsce pod bramką i strzelać gole. Tym razem musiał znaczną część swej uwagi poświęcić defensywie, zwłaszcza, że nie radził sobie w sobotę na lewej obronie Luis Rocha. Trzeba przyznać, że Rosołek wywiązywał się z zdań defensywnych zaskakująco dobrze kilka piłek odebrał, bardzo dużo biegał i wraz ze Sliszem był najbardziej zapracowanym z legionistów. Niestety ucierpiała na tym jego gra w ofensywie, zwłaszcza przed wejściem na boisko Josego Kante. To właśnie Rosołek wypracował Gwinejczykowi stuprocentową okazję do strzelenia gola, ma też zapisaną asystę przy drugim golu Pekharta. Młody napastnik Legii chciał prawdopodobnie w ekwilibrystyczny sposób skierować piłkę do siatki, ale nie trafił dobrze w piłkę. Sam Rosołek mógł dwukrotnie sam trafić do siatki, ale raz niecelnie uderzył głową, a raz jego uderzenie świetnie wybronił Jakub Szumski. W sumie był to przeciętny mecz Rosołka, ale doceniamy jego zaangażowanie w grę i jesteśmy przekonani, że będzie częściej występował w pierwszej jedenastce. Mamy nadzieję, że jako drugi napastnik.
Tomas Pekhart 8 (7,78). Można się zżymać na Czecha, że przy akcjach ofensywnych przed pole karne wychodzi tylko wtedy, gdy Legia zaczyna akcję, a przy ataku pozycyjnym czeka tylko na podanie w „szesnastce”. Pewnie gdyby częściej wychodził z pola karnego „na ścianę” i robił miejsce partnerom z drugiej linii, okazji bramkowych byłoby więcej, bo jako „ściana” gra świetnie i piłki mu zabrać nie sposób, co niejednokrotnie w sobotę pokazał. Oczywiście jeżeli w polu karnym będzie się tak skutecznie poruszał, by znaleźć sobie dogodną pozycją i kończył akcje z taką bezwzględnością, jak w sobotę, to też będziemy temu tylko przyklaskiwać. Dwa strzały, dwa celne, dwa gole, warto zwrócić uwagę, jak dobrze Czech wychodził w obu sytuacjach przed obrońcę i gubił krycie. Za same gole należy się wysoka ocena, a do tego dochodzi jeszcze praca w defensywie. Pekhart nabiegał się naprawdę solidnie, niejednokrotnie wracał na własną połowę, podoba nam się jak nieoczekiwanie z tyłu swoimi długimi nogami wygarnia piłkę niczego nie spodziewającemu się rywalowi. Ważną rolę miał też przy stałych fragmentach gry, utrudniał jak mógł życie Petraskowi przy strzałach głową i stoper Rakowa ani razu w bramkę nie trafił. Pekhart zablokował też jeden strzał przeciwnika. Czech jest piłkarzem, który może niekiedy irytować, ale też nie pierwszy już raz daje drużynie trzy punkty. Jeden z „ojców” zwycięstwa.
Mateusz Wieteska 4 (4,59). Wieteska popełnił tylko jeden błąd w meczu i tym razem zakończył się on straconym golem. Co gorsza, nie ma dla niego znów żadnego usprawiedliwienia, bo mijać w ten sposób to się dają duzi nieskoordynowani małym zwinnym. Tu tak nie było. My sobie takiego zachowania obrońcy dawno nie przypominamy, by być ogranym na stojąco bez żadnego ruchu. I co z tego, że potem grał już poprawnie, skoro znów trzeba było atakować i niemal do ostatniej minuty desperacko walczyć o zwycięstwo. Trzy mecze w tym sezonie i w każdym z nich jakiś poważny błąd stoper Legii popełniał. Słaby ma początek sezonu, dużo pewniej prezentował się w zeszłym.
Jose Kante 5 (5,86). Gwinejczyk dostał ponad pół godziny, ale tym razem nie zdołał odwrócić losów meczu, mało tego, nie wykorzystał dwóch doskonałych okazji do zdobycia gola, choć w pierwszym przypadku należy to przede wszystkim przypisać fantastycznej interwencji Szumskiego. Mało tym razem był pod grą i rzadko kiedy wspierał pomocników przy rozgrywaniu akcji, do tego często gubił piłki w nieudanych dryblingach. Mocno przeciętny występ, daleki jest z pewnością od formy sprzed kontuzji.
Filip Mladenović 6 (6,09). W defensywie było średnio, bo raz faulował niedaleko od pola karnego i raz dał się ograć, w sumie jednak zaprezentował się znacznie lepiej pod tym względem niż Rocha. Żółtą kartkę zarobił po nieudanym dryblingu i próbie naprawienia swojego błędu. W ofensywie zaczął bardzo dobrze, od świetnej wrzutki na głowę Rosołka, potem jednak bardzo irytował niecelnymi dośrodkowaniami, jednak generalnie był znacznie aktywniejszy od Portugalczyka. Dużo chęci, ale niezbyt dużo jakości. Przeciętny występ.
Bartosz Kapustka 5 (5,67). Jedno niezłe dośrodkowanie, jeden odbiór pod polem karnym rywala i sporo strat. Widać, że nowy nabytek Legii dawno nie grał i do tego nie jest zgrany z kolegami, siłą rzeczy niewiele więc pozytywów wniósł na boisko. Niezbyt udany debiut, w kolejnych meczach może być lepiej.
Andre Martins (5,77) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Najlepszym legionistą sobotniego meczu Czytelnicy i redaktorzy wybrali Luquinhasa, który był nie do zatrzymania dla obrońców Rakowa.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.