Oceny piłkarzy Legii za mecz z Widzewem - niepotrzebne nerwy
01.11.2019 22:25
Gra zespołu 5 (6,22 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Aleksandar Vuković nie zlekceważył drugoligowca i poza zmienieniem bramkarza posłał w bój najmocniejszy aktualnie skład. Racjonalnie podszedł również do zmian - słabo grającego Novikovasa zastąpił Gwilią i nie jego winą jest, że Gruzin zagrał jeszcze gorzej od Litwina. W końcowej fazie meczu zmienił zmęczonego napastnika, a trzeciego zawodnika zostawił sobie w odwodzie na ewentualną dogrywkę. Niestety trudno nie odnieść wrażenia, że piłkarze podeszli do tego meczu ze zdecydowanie mniejszą koncentracją niż trener. W pierwszej połowie wszystko wyglądało dobrze, Widzew przeprowadził tylko jedną groźną akcję, a legioniści dominowali na boisku tworząc sobie kilka sytuacji stuprocentowych. Niestety „Wojskowi” razili nonszalancją przy wykańczaniu akcji, raz uratowała też łodzian poprzeczka i choć po pierwszej połowie Legia powinna prowadzić co najmniej dwoma golami, to na tablicy świetlnej wciąż był wynik bezbramkowy. Po zmianie stron legioniści ruszyli ostro do ataku błyskawicznie zdobywając dwa gole i wydawało się, że jest po meczu. Jednak po godzinie gry zupełnie nieoczekiwanie posypała się dobrze funkcjonująca w tym sezonie gra defensywna Legii i okazało się, że Widzew to nie tylko Marcin Robak, z którym dobrze radzili sobie obrońcy Legii, ale też inni piłkarze. Najpierw rzut karny, potem wyrównanie po stracie przed własną „szesnastką” i zrobiło się bardzo nerwowo. Ostatecznie udało się zdobyć zwycięskiego gola, ale nerwów w końcówce nie brakowało, łodzianie mieli kilka stałych fragmentów gry pod bramką głęboko cofniętej i bezładnie wybijającej piłkę na oślep Legii. Jest wygrana, jest awans, ale takich problemów wicemistrzowie Polski z drugoligowcem mieć nie powinni, mecz powinien być rozstrzygnięty dużo wcześniej. Szkoda straconych sił i nerwów.
Radosław Cierzniak 7 (6,30 - ocena Czytelników). Przy golach niewiele mógł zrobić, za to wybronił dwie sytuacje sam na sam i strzał z rzutu wolnego w ostatniej minucie meczu. Z pewnością nie przypuszczał, że aż tyle pracy będzie miał w meczu z drugoligowcem, ale niefrasobliwość jego kolegów z defensywy spowodowała, że musiał się naprawdę wykazać. Gdyby nie dobra gra bramkarza Legii, być może „Wojskowi” doznali by kompromitującej porażki z zespołem grającym o dwie klasy rozgrywkowe niżej.
Artur Jędrzejczyk 6 (5,76). Dobrze radził sobie w defensywie, wygrywał pojedynki z Robakiem, jego stroną nie przeszła żadna akcja. W pierwszej części meczu włączał się też do ofensywy, po jego dośrodkowaniu niezłą okazję miał Kante, ale strzał Gwinejczyka został zablokowany. Nie winimy go za samobójczego gola, bo strata przed polem karnym nastąpiła w momencie, gdy obrona przy wyprowadzaniu piłki była już rozstawiona do rozgrywania i „Jędza” musiał z boku wracać na środek bramki, by zaasekurować kolegów. Jakimś cudem nadążył, by wygarnąć rywalowi piłkę, ale zrobił to tak desperacko i nieszczęśliwie, że wylądowała ona w siatce. Błąd nastąpił jednak wcześniej i kto inny go popełnił, kapitan Legii usiłował go tylko naprawić. Niezły w sumie mecz „Jędzy” mimo pechowego samobója.
Igor Lewczuk 5 (5,52). Gdyby Lewczuk nie zdobył zwycięskiego gola, miałby ocenę o wiele niższą, bo w tym meczu należał do najsłabszych graczy „Wojskowych”. Wszystkie stuprocentowe okazje Widzewa poza drugim golem wynikały właśnie z błędów doświadczonego stopera Legii, dwukrotnie ratował po nich stołeczny zespół Cierzniak, obronić karnego jednak nie był w stanie. O ile Lewczuk radził sobie dobrze z Robakiem, to kompletnie nie nadążał za jego młodszymi kolegami, z boku wyglądało to nawet na lekkie lekceważenie możliwości rywali. Ostatecznie to on przesądził o zwycięstwie legionistów precyzyjnym strzałem, ale środkowy obrońca nie może popełniać aż tylu błędów i faulować w polu karnym w zupełnie niegroźnej sytuacji, stąd ocena musi zostać obniżona.
Mateusz Wieteska 5 (5,61). Wieteska wielu błędów nie popełnił, nie obwiniamy go za utratę drugiego gola, bo podał dokładnie piłkę do Gwilii, do której ten wychodził i nie winą Wieteski jest koszmarny błąd techniczny Gruzina. Ba, Gwilia nawet otrzymać to podanie chciał. Pretensje mamy natomiast o doliczony czas gry, bo jego ostra gra w końcówce dała Widzewowi kilka stałych fragmentów gry, co wprowadziło niepotrzebną nerwowość, nawet jeśli jeden z nich został mocno naciągnięty przez sędziego Marciniaka. Obrońca zespołu z czołówki Ekstraklasy nie powinien uciekać się do tak desperackich środków przeciw trzecioligowcom w końcówce meczu. Mocno przeciętny występ.
Michał Karbownik 8 (7,94). Chwali od pewnego czasu cała piłkarska Polska osiemnastolatka, bo jest za co. W Łodzi znów zagrał świetny mecz. Tym razem w defensywie błędów nie popełniał, ani jedna ze stuprocentowych sytuacji Widzewa nie powstała z winy „Karbo”. Lewy obrońca Legii zaimponował natomiast w ofensywie przeprowadzając na początku drugiej połowy dwa fenomenalne rajdy, które przyniosły Legii dwa gole. Przy pierwszym miał asystę, przy drugim jego strzał obronił bramkarz, ale po dalszym zamieszaniu legioniści wpakowali ostatecznie piłkę do siatki. Słabiej wypadł tylko w końcówce meczu, gdy wybijał piłkę niekiedy na oślep, ale robili to w zasadzie wszyscy legioniści. Kolejny bardzo dobry mecz Karbownika, jednego z bohaterów tego meczu.
Andre Martins 5 (6,25). Powtarzamy to niemal co mecz - nie wiemy kompletnie, co dzieje się z najlepszym legionistą poprzedniego sezonu. W pierwszej połowie środowego meczu Martinsa w ogóle nie było widać pod grą, ani w ofensywie, ani w rozegraniu, ani nawet w defensywie. Odrobinę lepiej, ale tylko odrobinę spisywał się po zmianie stron. W końcówce meczu to on faulował rywala przed polem karnym dając ostatnią szansę widzewiakom. Trudno wiele pisać o grze Portugalczyka, bo był on najczęściej wyłączony z gry, a jeszcze pół roku temu to on przecież decydował o całej grze zespołu. Sezon w pełni, a my wciąż nie jesteśmy bliżej rozwiązania zagadki tak znaczącego spadku formy Martinsa.
Domagoj Antolić 7 (6,92). Chorwat w środku pola przejął wszystkie zadania i pracuje za dwóch. Odbiera piłkę, przechwytuje ją, rozgrywa i oddaje strzały. Ustabilizował formę na naprawdę wysokim poziomie i konsekwentnie pokazuje to w każdy meczu. W pierwszej połowie grał znakomicie, zwłaszcza jeśli chodzi o odbiór i wyprowadzenie piłki, praktycznie w pojedynkę zdominował całkowicie środek pola. Zdecydowanie mniej widoczny był po zmianie stron, ale wtedy miał da kluczowe zagrania - znakomity strzał w słupek przy drugim golu i nieplanowaną asystę przy trzecim, gdy po jego kiksie piłka dotarła do Lewczuka, który spokojnie przymierzył z pierwszej piłki i strzelił zwycięskiego gola. Kolejny dobry mecz Antolicia, choć bardziej podobał nam się w pierwszej połowie niż w drugiej.
Paweł Wszołek 7 (7,14). Duża aktywność, sporo wywalczonych rzutów rożnych i przede wszystkim gol w kolejnym meczu. Wszołek nie schodzi poniżej pewnego poziomu w kolejnych spotkaniach i nie inaczej było w Łodzi. Z pewnością powinien być skuteczniejszy pod bramką, bo genialne podanie Luquinhasa trzeba było w 11. minucie zamienić na gola, a w 37. minucie trafić chociaż w bramkę, ale należy odnotować, że gdyby Luquinhas lepiej przyłożył się do strzału w 42. minucie, skrzydłowy Legii mógł dodatkowo skończyć mecz również z asystą. Dobry w sumie mecz Wszołka, pomimo słabszej końcówki spotkania.
Arvydas Novikovas 4 (4,84). Dość rzadko przed przerwą widzieliśmy Novikovasa w akcji, parę razy próbował poklepać z kolegami, a najbardziej oczywiście dał się zapamiętać z koszmarnie zmarnowanej wskutek nonszalancji sytuacji sam na sam z bramkarzem po świetnym podaniu od Kante. Aktywnie zaczął drugą część meczu, oddał jeden niezły strzał, ale w środek bramki, drugie jego uderzenie zablokowali obrońcy, częściej jednak zapamiętywaliśmy go ze strat. Nie dziwimy się, że po niespełna godzinie tak słabej gry trener Vuković zdjął go z boiska. Nikt nie mógł przewidzieć, że jego zmiennik spisze się jeszcze gorzej.
Luquinhas 8 (7,52). Na tle drugoligowca Brazylijczyk wyglądał jak przeniesiony z innej piłkarskiej planety. W pierwszej połowie najpierw genialnym prostopadłym podaniem wypuścił sam na sam z bramkarzem Wszołka, potem w 34. minucie niczym Leo Messi mijał w polu karnym łodzian jak tyczki slalomowe i zakończył to dośrodkowaniem na głowę Kante, niestety Gwinejczyk trafił w poprzeczkę. Dodajmy do tego kilka wywalczonych stałych fragmentów gry i doskonałe wyprowadzanie piłki - Luquinhas był po prostu nieuchwytny dla widzewiaków. Można mieć pretensje do niego o niewykorzystanie w końcówce pierwszej połowy dwóch sytuacji, ale i tak powinien ją kończyć z dwoma asystami. Po zmianie stron Brazylijczyk był już definitywnie najważniejszym piłkarzem Legii, zwłaszcza przez ostatnie pół godziny, gdy był jedynym piłkarzem, który potrafił czysto odebrać piłkę i spokojnie ją wyprowadzić. Wyróżniał się tym niesamowicie na tle lekko spanikowanych kolegów, faulujących i wywalających piłkę na oślep. Chyba w żadnym meczu nie było widać takiej różnicy umiejętności między Luquinhasem i innymi piłkarzami, niestety nie tyczyło się to tylko drugoligowych rywali, ale też niektórych legionistów. Choć skończył mecz bez gola i asysty, dla nas był najlepszym piłkarzem meczu.
Jose Kante 8 (7,29). Gwinejczyk robi ostatnio za człowieka orkiestrę - przetrzymuje piłkę z przodu, rozgrywa, asystuje i strzela na bramkę i coraz częściej celnie. Pierwszą połowę powinien skończyć z asystą, ale na przeszkodzie temu stanęła nonszalancja Novikovasa. Inna sprawa, że powinien też chociaż raz trafić do siatki, jego uderzenia jednak były albo niecelne, albo blokowane, a najlepsze zatrzymało się na poprzeczce. Po zmianie stron błysnął golem i asystą, potem miał jeszcze trzy niezłe okazje, ale dwa razy uderzał niecelnie, a trzeci strzał po bloku rywala skończył się rzutem rożnym. Niesamowicie haruje Gwinejczyk z przodu, piłka sama go szuka pod bramką, a do tego jeszcze potrafi ją dobrze rozegrać. Gdyby był nieco skuteczniejszy, znów zostałby piłkarzem meczu, ale gol i asysta to też bardzo dobry dorobek. Zostawił mnóstwo zdrowia na boisku i jego zmiana była w pełni uzasadniona, bo zaczęło mu brakować już sił. Jego brak w ostatniej fazie gry był widoczny, bo brakowało kogoś, kto mógłby przetrzymać piłkę z przodu i dać oddech obrońcom.
Walerian Gwilia 3 (4,28). Novikovas grał na tyle słabo, że Aleksandar Vuković słusznie zmienił Litwina po niecałej godzinie. Z pewnością nie mógł przewidzieć, że Gwilia zagra jeszcze gorzej. Z całego występu Gruzina zapamiętaliśmy tylko jedną dobrą wrzutkę z rzutu wolnego, której nie wykorzystał Kante i jedno dobre wyprowadzenie piłki w samej końcówce meczu. Reszta to negatywy - koszmarnie niecelny strzał w 93. minucie i przede wszystkim bardzo dużo strat. Najważniejsza miała miejsce tuż pod własnym polem karnym i dała Widzewowi wyrównanie. Za utratę tego gola duża odpowiedzialność spada na Gruzina, bo przecież chciał dostać piłkę od Wieteski mimo przeciwnika za plecami i koszmarna strata wcale nie wynikła z nacisku rywala, tylko z tragicznego przyjęcia piłki przez Gwilię. Bardzo zły mecz Gruzina.
Jarosław Niezgoda (5,50) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Za najlepszego legionistę środowego meczu Czytelnicy wybrali Michała Karbownika, a redaktorzy Luquinhasa.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.