Oceny piłkarzy Legii za mecz ze Śląskiem – dobrze tylko z tyłu
27.08.2024 19:35
Gra zespołu 5 (5,00 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Mecz drugiej drużyny ligi zeszłego sezonu z trzecią powinien być ciekawy, albo przynajmniej dać się oglądać? Nie w Polsce. Trener Magiera postawił przeciw Legii w pierwszych czterdziestu pięciu minutach wszystkich piłkarzy na swojej połowie licząc wyłącznie na kontry i stałe fragmenty gry. Skoro za każdym razem się to sprawdzało w starciu z „Wojskowymi”, a rok temu przyniosło czterobramkową wygraną, to czemu miałby zagrać inaczej? Legioniści natomiast w powolnym tempie klepali sobie piłkę między obrońcami przy linii środkowej, od czasu do czasu któryś z pomocników lub napastników wracał się po nią, by szybko oddać ją z powrotem do obrońców. Nieliczne sytuacje pod bramką Śląska wynikały głównie z przejęć piłki na połowie rywala, gospodarze natomiast w odpowiedzi przeprowadzili dwa dobre kontrataki. Nie ułatwił zadania swoim piłkarzom trener Feio, który na dwadzieścia minut zamienił miejscami wahadłowych, widać było jak bardzo się męczył po prawej stronie Vinagre, gdy nie mógł grać wzdłuż linii tą nogą, do której był przyzwyczajony. Nie ułatwił też drużynie meczu Tobiasz taranując Jędrzejczyka i zmuszając trenera do dwóch nieplanowanych zmian już w przerwie. Po zmianie stron legioniści nieco przyspieszyli, szybko strzelili gola i gra zrobiła się bardziej otwarta. Mecz mógł być wygrany, gdyby skuteczność była lepsza. Napastnicy Legii mieli sporo okazji w tym meczu, pięć strzałów oddał Kramer, dwa Alfarela, ale ledwie dwa z tych siedmiu uderzeń były celne i doturlały się do bramkarza. Gol dla Śląska padł po stałym fragmencie gry, przy którym nikt nie krył Guercia. Błąd wynikał z ustawienia całej defensywy, a nie odpuszczonego przez kogoś krycia, nie odczytano pomysłów trenera Magiery na rozgrywanie rzutów wolnych, zwłaszcza, że potem miała miejsce podobna sytuacja przy kolejnym dograniu z rzutu wolnego, na szczęście tym razem bez bramkowych konsekwencji. Zamiast potencjalnego widowiska dostaliśmy więc mecz dość nudny i często toczony w wolnym tempie. Legia zagrała dość solidnie w defensywie, pochwalić trzeba zwłaszcza obrońców, z dobrej strony pokazał się też Kapustka. Zawiedli napastnicy, nie funkcjonowały też zbyt dobrze wahadła, znikome było też wsparcie ze strony zawodników rezerwowych poza wpuszczonymi z konieczności po zmianie stron Pankovem i Kobylakiem. Rok temu Legia również grała co trzy dni, ale dziś w kadrze nie ma Josue, Slisza i Muciego, których rządzili na boisku u trenera Runjaicia.
Kacper Tobiasz 5 (5,35 - ocena Czytelników). Dwa strzały leciały w bramkę, jeden z kilkudziesięciu metrów przy nieudanej próbie loba, drugi był bardzo lekki po złym uderzeniu Nahuela, rzecz jasna Tobiasz bez najmniejszego trudu je złapał. Niestety, to Tobiaszowi trzeba przypisać winę za kolizję pod koniec pierwszej połowy – niepotrzebnie wychodził poza własne pole karne, gdy Jędrzejczyk kontrolował zarówno przeciwnika, jak i swoje ustawienie do niedokładnego długiego podania rywala. Niechcący wyeliminował z meczu siebie i swojego kapitana, do tego przecież mogło się to skończyć straconym golem, bo kolejny zawodnik mógł z asekuracją nie nadążyć. Dużo szczęścia w tym wszystkim, że nic poważnego nikomu się nie stało.
Rafał Augustyniak 6 (5,37). Popełnił dwa poważne błędy w pierwszej połowie. Najpierw pokrył Musiolika przy dośrodkowaniu ze złej strony, na szczęście napastnik Śląska do piłki nie doszedł i trafiła ona właśnie do Augustyniaka. Potem uciekł mu Nahuel i miał stuprocentową sytuację, na szczęście Hiszpan podał piłkę Tobiaszowi zamiast mocno strzelać. W drugiej połowie Augustyniak został przesunięty na środek i tam już błędów nie popełniał, kryty przez niego Musiolik trafił wprawdzie do siatki, ale był na spalonym i w tej sytuacji możemy co najwyżej pochwalić obrońców Legii za dobre ustawienie linii. Raz też Augustyniak faulował czterdzieści metrów od swojej bramki, za co dostał żółtą kartkę. Wyprowadzanie piłki przed przerwą nie było na najwyższym poziomie, ale obrońcy w tym okresie często nie mieli komu zagrać przy spacerujących z przodu kolegach. Po zmianie stron było dużo lepiej. Augustyniak oddał też jeden strzał, bardzo jednak niecelny. Mocno przeciętna pierwsza połowa, dużo lepsza druga, w sumie nota wyjściowa.
Artur Jędrzejczyk 7 (5,39). Jeżeli rywal gra silnym napastnikiem, to potrzebny na niego jest kawał chłopa z dużym doświadczeniem – taki pomysł ma trener Feio po meczu z Piastem i konsekwentnie się tego trzyma. Jak pokazują kolejne mecze ma rację, bo Jędrzejczyk zatrzymał Musiolika tak samo jak tydzień temu Rochę, z napastnikiem Śląska wygrał wszystkie starcia i nie popełnił żadnego błędu. Poza jednym niedokładnym długim podaniem, nie miał też żadnych strat. Dobra była ta pierwsza połowa w wykonaniu „Jędzy”, niestety skończył ja podróżą do szpitala. Dobrze, ze obeszło się w sumie bez poważnych obrażeń.
Sergio Barcia 7 (5,45). Dobry mecz Hiszpana w defensywie, wreszcie nie popełnił żadnego błędu w pierwszej połowie. Wprawdzie piłkarze Śląska dwa razy przedarli się lewą stroną, ale nie on za to ponosił winę, a kolejno Goncalves i Vinagre. Drugą część meczu zaczął od podarowania Śląskowi kornera, było to jedyne zachowanie Barcii pod własną, które nie mogło się podobać. Poza tym bardzo pewna gra w obronie, niezła też jeśli chodzi o wyprowadzanie piłki. W sumie naprawdę dobry mecz Hiszpana, a tym razem wyjątkowo w wahadłowych za wiele wsparcia nie miał.
Paweł Wszołek 5 (4,90). W pierwszej połowie dwa razy dobrze interweniował w obronie, raz nieudanie dośrodkował, przez znaczną część pierwszej połowy nie miał w ogóle kontaktów z piłką, gdy trener Feio ustawił go po w pewnym momencie po lewej stronie. Drugą połowę zaczął zdecydowanie lepiej, trzy akcje zakończone podaniami lub dośrodkowaniami w pole karne, dzięki temu, że dobrze utrzymał się przy piłce, dał Kapustce okazję na drybling i strzelenie gola. Po tym zrywie niestety Wszołek powrócił do gry dość statycznej – jedno dobre prostopadłe podanie, jeden odbiór i nieudane dośrodkowanie to wszystko, czym nas uraczył przez ostatnie pół godziny. Tak jak pisaliśmy wyżej, za straconego gola winy naszym zdaniem nie ponosi, za nim powinien być jeszcze jeden zawodnik do krycia, on miał przeciwnika, którego skutecznie wyblokował przy tym dośrodkowaniu. Ma zapisaną asystę, ale jego gra była naszym zdaniem na przeciętnym poziomie.
Claude Goncalves 6 (5,27). Jeden tylko błąd w obronie, gdy nie nadążył w pierwszej połowie za Ortizem i pozwolił mu dograć w pole karne, jeden błąd w rozegraniu, gdy nieudany przerzut pod koniec pierwszej połowy mógł skończyć się groźną kontrą. Poza tym jak nas wcześniej denerwowała gra na alibi Portugalczyka, tak ostatnio jest lepiej i przyzwoicie było też we Wrocławiu, Dużo pomocy w obronie, przejętych piłek, ponad jedenaście przebiegniętych kilometrów, branie udziału przy wyprowadzaniu piłki, raz wywalczył w takiej sytuacji rzut wolny. Żółtą kartkę dostał zatrzymując groźny kontratak, estetom się to może nie podobać, ale każdy trener pochwaliłby takie zachowanie. Niezły mecz Goncalvesa, który najwyraźniej powoli zaczyna wypełniać swoje obowiązki na boisku w nowej drużynie.
Bartosz Kapustka 7 (6,94). Jedyny z pomocników, który do piłki wychodził w pierwszej połowie i starał się rozgrywać. Można powiedzieć, że Kapustka wciela się trochę w rolę Josue – stara się być pod grą, przetrzymać piłkę i uruchomić kolegę podaniem. Niestety dokładność tych podań w ataku pozycyjnym pozostawiała przed przerwą sporo do życzenia. Zdecydowanie lepiej było przy ataku szybkim, po przejęciu piłki w doliczonym czasie gry pierwszej połowy Kapustka bardzo dobrze uruchomił podaniem Kramera, ale Słoweniec i tą okazję zmarnował. Właśnie pod koniec pierwszej połowy Kapustka zaczął grać na wysokim poziomie i podtrzymał to po zmianie stron, gdy strzelił gola bo pięknej, indywidualnej akcji. Bardzo dużo biegał, w sumie najwięcej w całym zespole i w końcowej fazie meczu sił mu już trochę brakowało, ale i wtedy potrafił po raz kolejny zainicjować akcję, po której jeszcze jedną szansę na gola miał Kramer. Najlepszy piłkarz niedzielnego meczu, poprzedni mecz z Radomiakiem też był dobry. Część kibiców musi sobie poszukać chwilowo innego następcy Rosołka do wylewania swego jadu i frustracji.
Ryoya Morishita 5 (4,92). Japończyk biegał bardzo dużo, tak jak cała trójka pomocników, być może nawet z największą intensywnością przeliczając przebyte kilometry na minuty. Zwłaszcza za pressing trzeba go pochwalić, po jednym z jego przechwytów napastnicy mieli okazję na gola, ale akcję zepsuł Gual niecelnym podaniem. Praca w defensywie nie może nam jednak przesłonić niezbyt dobrego operowania piłką przez Morishitę – może ze dwa razy udało mu się ją dobrze wyprowadzić, raz nieźle dośrodkować, za to strat było dużo. Japończyk w tym meczu nie radził sobie z pomocnikami i obrońcami Śląska, nie udawało mu się też w ataku pozycyjnym utrzymać przy piłce, ani uruchomić podaniem napastników. Doceniamy zaangażowanie, ale występ jego ocenimy jako mocno przeciętny, z wyjściowej trójki pomocników jego gra najmniej przypadła nam do gustu.
Ruben Vinagre 5 (5,33). Bardzo duża aktywność i mizerne jej efekty. Przez pierwsze dwadzieścia pięć minut można go pochwalić głównie za grę w obronie, choć i wtedy raz mu uciekł Żukowski i zdołał dośrodkować, w ataku dużo miał strat i podań niedokładnych. Potem postawiony został przez trenera na prawej stronie, gdzie dalej notował jedną stratę za drugą, nie potrafiąc odnaleźć się na tej pozycji. Po jego jednym dośrodkowaniu był rzut rożny i to tyle z pozytywów pierwszej połowy poza odbiorami. Drugą zaczął naprawdę dobrze, zarówno w destrukcji, jak i przy rozegraniu, wreszcie zaczął grać dokładniej, odebrał też kilka piłek, ale po kwadransie szkoleniowiec Legii uznał, że Portugalczyk sił już nie ma i posadził go na ławce. Zapewne trener Feio miał rację, bo Vinagre od początku meczu nie wyglądał zbyt świeżo, ale nawet w takim stanie zagrał zdecydowanie lepiej niż jego wypoczęty zmiennik.
Marc Gual 4 (3,17). Zaczął znakomicie, od wypracowania Kramerowi sytuacji na strzelenie gola, w ogóle pierwszy kwadrans miał całkiem dobry, utrzymywał się przy piłce, wracał się po piłkę do drugiej linii, szukał gry i piłek nie tracił, wywalczył jeden rzut wolny, oddał jeden zablokowany strzał. A potem było już tak, jak w ostatnich meczach jest – mało kontaktów z piłką, niedokładne podania, nawet w prostych sytuacjach i straty. W drugiej połowie nie było lepiej, parę razy udało mu się utrzymać przy piłce, po faulu na nim żółtą kartkę dostał Pokorny. Występ słaby, ale czy gorszy od pozostałych napastników? Naszym zdaniem cała trójka zagrała w niedzielę na podobnym, niskim poziomie.
Blaz Kramer 4 (4,28). Tak jak i po Vinagre, tak i po Kramerze widać, że przydałoby mu się z jeden mecz odpocząć. Ale skoro tylko on z napastników strzela, to stał się ofiara własnego nieprzewidzianego przed sezonem przez nikogo sukcesu. Tym razem jednak gola nie było, pomimo aż pięciu okazji – trzy razy Kramer w bramkę nie trafił, dwa razy podał piłkę bramkarzowi, marnując wysiłek kolegów, którzy przechwytywali i dogrywali mu piłki. Cały pożytek więc z gry Słoweńca to trzy wywalczone stałe fragmenty gry i parę przypadków utrzymania się przy piłce, to ostatnie wychodziło mu rzadziej niż Gualowi. Słaby tym razem mecz Kramera, pewnie byłby zmieniony w końcówce, gdyby nie to, że trener musiał wskutek zderzenie Tobiasza z Jędrzejczykiem przeprowadzić wcześniej dwie zmiany nieplanowane.
Radovan Pankov 7 (5,45). Serb ostatnio przegrywa rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie, trochę to pewnie dla niego trudne, bo gdy jest na boisku, to przecież prezentuje się dobrze. W drugiej połowie godnie zastąpił Jędrzejczyka i ze wszystkich obrońców w niedzielę naszym zdaniem zagrał najlepiej. Bez błędów w defensywie, bardzo pewnie i bez strat z piłką przy nodze, po jego prostopadłym podaniu miał niezłą okazję Alfarela, ale Francuz przestrzelił. Jeden z lepszych legionistów niedzielnego meczu.
Gabriel Kobylak 6 (5,54). Zaczął od obrony po rzucie rożnym. Przy golu niewiele mógł zrobić, bronił bliższego słupka, piłka poszła na dalszy poza jego zasięgiem. Poza tym musiał złapać jedno dośrodkowanie, na nic więcej gospodarzom nie pozwolili obrońcy. Ocena wyjściowa.
Patryk Kun 3 (3,15). Wypoczęty Kun w niedzielę był dużo gorszy od zmęczonego Vinagre – brzmi to niestety bardzo źle dla byłego piłkarza Rakowa, ale taka jest prawda. Sporo czasu walczył z urazem i chyba jeszcze nie doszedł do właściwej formy. Kun dwa razy dał się ograć rywalowi przed własnym polem karnym (w tym raz z „siatką” między nogami) i dwa razy musiał faulować, skończyło się na jednej żółtej kartce i jednym straconym po tym rzucie wolnym golu. Na trzy próby zatrzymania akcji rywala udała mu się jedna, dwa razy do tego dobrze piłkę zebrał. O grze z przodu nawet nie mówimy, bo nie było ani jednej udanej akcji Kuna na połowie Śląska. Kompletnie nieudana zmiana.
Migouel Alfarela 4 (4,48). Miał dwie okazje do oddania celnego strzału, raz w ogóle nie trafił w bramkę, za drugim razem został zablokowany i Legia miała rzut rożny. Poza tym w odróżnieniu od Guala nie potrafił utrzymać piłki pod kryciem, Paluszek po faulu na nim dostał żółtą kartkę. Niestety po wejściu Francuza żadnej zmiany jakościowej w ataku nie zauważyliśmy, notę otrzymuje od nas taką samą, jak Gual, czyli niską.
Luquinhas 5 (4,97). Jedno niezłe dośrodkowanie, jeden przechwyt i bardzo dobre wyprowadzenie piłki po nim. Mało, jak na ponad kwadrans gry. Nie wniósł na boisko nowej energii, nie ożywił gry i dostaje od nas taką samą ocenę, jak Morishita.
Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy i redaktorzy wybrali Bartosza Kapustkę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.