Domyślne zdjęcie Legia.Net

Okiem kibica: Bez komentarza

Jacek Barszcz

Źródło: List od Czytelnika

11.03.2010 10:55

(akt. 16.12.2018 10:36)

- Bywają  takie dni, że sam na siebie jestem zły za to, że miałem znów rację.  Łudziłem się, że tym razem przyjdzie mi wszystko, co napisałem tydzień temu odszczekać, pochylić głowę i wszystkich przeprosić. Jednak życie nie jest bajką, a zdrowy rozsądek wygrywa z marzeniami - pisze w swoim kolejnym nadesłanym do redakcji tekście Jacek Barszcz. 
A wszystko zaczęło się tak pięknie. Nieoczekiwana klęska Wisły i wystarczyło tylko wygrać z ostatnią drużyną w tabeli, by znów przywrócić radość i nadzieję. Niby to takie proste, a trudne zarazem. Ktoś odpowie, przecież i Wisła przegrywa i jeszcze przegra niejeden mecz. Oczywiście – odpowiem – zgadzam się, tylko mistrzostwa Polski nie zdobywa się licząc na potknięcia rywala, a wygrywając mecze właśnie z takimi zespołami jak Odra Wodzisław

W poprzednim tekście napisałem, że nikomu chyba nie zależy na sukcesie. Potem zastanawiałem się, czy aby nie przesadziłem, jednak po wydarzeniach niedzielnego popołudnia jestem pewien, że w gruncie rzeczy tak jest. Bo jak inaczej można nazwać totalny brak zaangażowania w grę. Zawsze spóźnieni, jakby nieobecni, niczym zagubieni gdzieś pośród stumilowego lasu, bez perspektyw na to, by odnaleźć ścieżkę, która da iskierkę nadziei. Jedyna osoba, która powinna czuwać, by nie pobłądzili, również ospała. Niby gdzieś przy ławce - stojąca, pokrzykująca, ale myślami gdzieś poza grą, a w kluczowym momencie, jakby na potwierdzenie braku wiary w zwycięstwo, dokonująca dziwne zmiany.

Cały ten obraz nie nastraja optymistycznie. Choć niejeden mecz jeszcze przed nami i na pewno niejeden zwycięski, to perspektywa zdobycia mistrzowskiego pucharu, jakby się oddala. Najważniejsze teraz, by zespół odpowiedział sobie na jedno proste pytanie – o co my gramy? Jeżeli o mistrzostwo, to koniec z panienkami, knajpami i gwiazdorstwem. Czas się chłopcy wziąć za robotę, bo na kibiców i presję, jaką na Was wywierają, nie można zwalić całej winy. Presja w piłce nożnej to chleb codzienny. Jeżeli ktoś sobie z tym nie daje rady, to powinien zmienić zawód, bo grając z "eLką" na piersi, gracie zawsze o najwyższe cele, czego sobie i Wam życzę. 

Abstrahując już od meczu, zmuszony jestem skomentować jeszcze, to, co wydarzyło się na forum, po moim zeszłotygodniowym tekście. Napisałem wtedy zdanie, które wywołało burzę: · „i znów przed telewizorem(…)”. Według wielu to stwierdzenie, miało nawoływać do akcji „pusty stadion”. Tym czasem chciałbym zdecydowanie oświadczyć, że nie popieram żadnych akcji w stylu „pusty stadiom” czy „pełne puby”. Jest to mój osobisty bunt przeciw temu, co dzieje się obecnie na Łazienkowskiej. Przeciw niektórym działaniom klubu, ale przede wszystkim przeciw postępowaniu kibiców. Cały ten konflikt stał się jakąś dziwną parodią i tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi każdej ze stron. Cierpią tylko na tym zwykli kibicie – tacy jak ja. Ci kibicie tęsknią za Łazienkowską. Tęsknią za świętem, za atmosferą meczu i normalnym dopingiem.

Kibic ma prawo do krytyki, do wyrażenia niezadowolenia z gry piłkarzy czy pracy zarządu. Ale ta krytyka też powinna mieć swoje granice. Nie mogę popierać zachowania, jakie miało miejsce, między innymi, podczas meczu Polska – Bułgaria. Czy mecz drużyny narodowej jest miejscem do wznoszenia okrzyków typu „ITI ….”?! Przecież to świadczy tylko o nas samych. Kiedyś byliśmy wzorem… kibicowską potęgą, a teraz stać nas tylko na wybełkotanie dwóch słów. To nie jest chamstwo, to zwykła żenada!

Wiem, z doświadczenia, że rozmowy z właścicielami Legii nie należą do najłatwiejszych – brałem udział, jako ówczesny rzecznik prasowy CWKS Legia, w negocjacjach z ITI. Tak samo, jak większość kibiców w dwóch sprawach nie mogę się zgodzić się z zarządem, a mianowicie brak zaangażowania w budowę wielkiego zespołu na miarę Ligi Mistrzów, jak również postawienie kibica z góry w roli bandyty, który na Łazienkowską przychodzi tylko po to, by wywołać zadymę. Dziwi mnie również niechęć do przywrócenia herbu Legii, na którym wychowały się pokolenia kibiców i dla których zawsze będzie świętością. Jednak równocześnie nie zgadzam się na ciągłe obrażanie, bluzgi i przyśpiewki pogłębiające tylko ten chory konflikt. Jestem pewien, że gdyby nie bezmyślne zachowanie części kibiców, już dawno na Łazienkowską wróciłaby normalność, a za nią, myślę, że i nasze postulaty.

Kiedy zaczynałem swoją przygodę z Legią, a było to już  20 lat temu, kibice byli jednością. Owszem dochodziło do różnych złych rzeczy, jak zadyma po finale Pucharu Polski z GKS-em, czy paru innych incydentów, ale nikomu nie przyszło do głowy, by dać komuś po twarzy za to, że chce dopingować Legię! A co jest teraz? Garstka osiłków terroryzuje stadion? W latach dziewięćdziesiątych byłoby to nie do pomyślenia, bo zaraz koledzy z sektora unieszkodliwiliby takich delikwentów.

Jednak, by nie kończyć znów pesymistycznie, dostrzegam światełko w tunelu. Tym światełkiem jest otwarcie nowego stadionu. Wiele osób, które tak jak ja, zaprzestały przyjeżdżać na Łazienkowską, szykuje się właśnie na otwarcie stadionu. Widzimy w tym szansę na powrót na trybuny normalności. Jestem pewny, że na otwarcie przyjdzie komplet. Zwykła ciekawość skłoni wszystkich, by tego dnia zasiąść na trybunach. Ponad dwadzieścia tysięcy gardeł krzyknie i doping powróci. Bo bez względu, czy ktoś popiera protest czy nie, tęskni za atmosferą magicznego miejsca przy Łazienkowskiej 3.

Polecamy

Komentarze (42)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.