Po zakończeniu sezonu na Vukovicia czeka belgradzki Partizan
20.04.2002 10:09
<b>Aleksander Vuković</b> długo musiał przekonywać do siebie kibiców warszawskiej Legii. Traktowali go z rezerwą i narzekali, że jego gra jest mało efektowna. Zmienili pogląd dopiero wiosną, po zwycięstwach nad Amicą, Wisłą i Polonią. Po wygranej z Czarnymi Koszulami zaczęto go nawet porównywać z <b>Kazimierzem Deyną</b>.
Wywiad z Aleksandrem Vukovicem
Aleksander Vuković długo musiał przekonywać do siebie kibiców warszawskiej Legii. Traktowali go z rezerwą i narzekali, że jego gra jest mało efektowna. Zmienili pogląd dopiero wiosną, po zwycięstwach nad Amicą, Wisłą i Polonią. Po wygranej z Czarnymi Koszulami zaczęto go nawet porównywać z Kazimierzem Deyną.
- To zaszczyt - mówi zupełnie dobrą polszczyzną Vuković. - Ale porównanie mnie do Deyny jest nieco na wyrost. Przez te kilka miesięcy nie zdołałem przecież nic wielkiego w Legii pokazać.
- Legia zmierza po mistrzostwo, a pan szykuje się do wyjazdu z Warszawy...
- Nie mam żadnego wpływu na to, czy wyjadę, czy zostanę w Legii. Jestem wypożyczony do czerwca z Partizana Belgrad i decyzja o tym, gdzie będę grać w nowym sezonie, należy do działaczy tego klubu.
- Pan jednak skłania się ku Partizanowi, bo ten klub to pana wielka miłość.
- Od dziecka marzyłem nie o Realu czy Milanie, a właśnie o Partizanie.
- Pan nie pochodzi z Belgradu. Skąd to uczucie?
- Urodziłem się w Banja Luce. Jestem Bośniakiem, ale mam serbskie korzenie. W domu wszyscy kibicowali Partizanowi. Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiałem w Borecu Banja Luka. Niestety, była wojna, więc nie miałem wielkich szans na rozwój. Jako piętnastolatek pojechałem do Belgradu i znalazłem się w Partizanie.
Rodzice też przenieśli się do Belgradu?
- Zostali w Bośni i przez następne lata martwiłem się, czy im się nic nie stało.
- Gdzie pan mieszkał? Kto się panem opiekował?
- Partizan miał najlepszą w Jugosławii szkółkę piłkarską. Zapewniono mi dach nad głową, wyżywienie i treningi. Rok po roku piąłem się wyżej. Wywalczyłem młodzieżowe mistrzostwo, awansowałem do pierwszego zespołu.
- Ale stracił pan tam miejsce.
- Zmienił się trener i zacząłem mieć problemy.
- W efekcie wylądował pan w Legii.
- I bardzo się z tego cieszę. To był dobry wybór.
- Nie czuł się pan chyba na początku zbyt dobrze na Łazienkowskiej?
- Znalazłem się w obcym kraju. Nie znałem ani miasta, ani języka. Dzisiaj czuję się w Legii jak przed laty w Partizanie, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo. Wygrywamy, więc jest wspaniała atmosfera.
- To może lepiej zostać?
- Warszawa to piękne miasto. Trochę przypomina mi Belgrad. Czuję się tu dobrze. Mam jednak ważny jeszcze przez dwa lata kontrakt z Partizanem. Jeśli Legia mnie potrzebuje, musi się dogadać.
- Nie plecie pan banialuk?
- Nie rozumiem.
- Nie opowiada pan bzdur? To znaczy słowo banialuka.
- Dziwne. Banja Luka jest pięknym miastem. Nie widzę w tym powiedzeniu żadnej logiki. W całej Jugosławii nie było miasta, w którym mieszkałoby aż tyle pięknych dziewczyn. Na jednego chłopaka przypadało siedem.
- I pan do tej pory uchował się jako kawaler?
- Kiedy wyjeżdżałem, byłem za młody na miłość. Ale od roku mam dziewczynę. Studiuje w Belgradzie na pierwszym roku prawa. Początkowo nie wiedziała, że jestem piłkarzem. Grałem wtedy w Milicionerze i trochę się wstydziłem, więc jej nic nie powiedziałem.
- Nie chce pan jej ściągnąć do Warszawy?
- To niemożliwe. Musi się uczyć. Poza tym nie znamy swoich rodzin i za wcześnie, żebyśmy razem mieszkali.
- Traci pan moc pieniędzy na telefony?
- Trochę kosztują. Raz w tygodniu rozmawiam z nią pół godziny, godzinę. Za telefony do rodziny też płacę. Polska liga nie jest najlepsza. Tak jak jugosłowiańska. Ale jest doskonała do nauki. Myślę, że nie zmarnowałem u was czasu. Zostawmy przyszłość w spokoju. W tej chwili walczę z kolegami o mistrzostwo i tylko o tym myślę.
- To zaszczyt - mówi zupełnie dobrą polszczyzną Vuković. - Ale porównanie mnie do Deyny jest nieco na wyrost. Przez te kilka miesięcy nie zdołałem przecież nic wielkiego w Legii pokazać.
- Legia zmierza po mistrzostwo, a pan szykuje się do wyjazdu z Warszawy...
- Nie mam żadnego wpływu na to, czy wyjadę, czy zostanę w Legii. Jestem wypożyczony do czerwca z Partizana Belgrad i decyzja o tym, gdzie będę grać w nowym sezonie, należy do działaczy tego klubu.
- Pan jednak skłania się ku Partizanowi, bo ten klub to pana wielka miłość.
- Od dziecka marzyłem nie o Realu czy Milanie, a właśnie o Partizanie.
- Pan nie pochodzi z Belgradu. Skąd to uczucie?
- Urodziłem się w Banja Luce. Jestem Bośniakiem, ale mam serbskie korzenie. W domu wszyscy kibicowali Partizanowi. Swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiałem w Borecu Banja Luka. Niestety, była wojna, więc nie miałem wielkich szans na rozwój. Jako piętnastolatek pojechałem do Belgradu i znalazłem się w Partizanie.
Rodzice też przenieśli się do Belgradu?
- Zostali w Bośni i przez następne lata martwiłem się, czy im się nic nie stało.
- Gdzie pan mieszkał? Kto się panem opiekował?
- Partizan miał najlepszą w Jugosławii szkółkę piłkarską. Zapewniono mi dach nad głową, wyżywienie i treningi. Rok po roku piąłem się wyżej. Wywalczyłem młodzieżowe mistrzostwo, awansowałem do pierwszego zespołu.
- Ale stracił pan tam miejsce.
- Zmienił się trener i zacząłem mieć problemy.
- W efekcie wylądował pan w Legii.
- I bardzo się z tego cieszę. To był dobry wybór.
- Nie czuł się pan chyba na początku zbyt dobrze na Łazienkowskiej?
- Znalazłem się w obcym kraju. Nie znałem ani miasta, ani języka. Dzisiaj czuję się w Legii jak przed laty w Partizanie, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo. Wygrywamy, więc jest wspaniała atmosfera.
- To może lepiej zostać?
- Warszawa to piękne miasto. Trochę przypomina mi Belgrad. Czuję się tu dobrze. Mam jednak ważny jeszcze przez dwa lata kontrakt z Partizanem. Jeśli Legia mnie potrzebuje, musi się dogadać.
- Nie plecie pan banialuk?
- Nie rozumiem.
- Nie opowiada pan bzdur? To znaczy słowo banialuka.
- Dziwne. Banja Luka jest pięknym miastem. Nie widzę w tym powiedzeniu żadnej logiki. W całej Jugosławii nie było miasta, w którym mieszkałoby aż tyle pięknych dziewczyn. Na jednego chłopaka przypadało siedem.
- I pan do tej pory uchował się jako kawaler?
- Kiedy wyjeżdżałem, byłem za młody na miłość. Ale od roku mam dziewczynę. Studiuje w Belgradzie na pierwszym roku prawa. Początkowo nie wiedziała, że jestem piłkarzem. Grałem wtedy w Milicionerze i trochę się wstydziłem, więc jej nic nie powiedziałem.
- Nie chce pan jej ściągnąć do Warszawy?
- To niemożliwe. Musi się uczyć. Poza tym nie znamy swoich rodzin i za wcześnie, żebyśmy razem mieszkali.
- Traci pan moc pieniędzy na telefony?
- Trochę kosztują. Raz w tygodniu rozmawiam z nią pół godziny, godzinę. Za telefony do rodziny też płacę. Polska liga nie jest najlepsza. Tak jak jugosłowiańska. Ale jest doskonała do nauki. Myślę, że nie zmarnowałem u was czasu. Zostawmy przyszłość w spokoju. W tej chwili walczę z kolegami o mistrzostwo i tylko o tym myślę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.