News: Przegląd prasy: Genialny Guilherme

Przegląd prasy: Z nieba do piekła

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

31.08.2012 08:06

(akt. 21.12.2018 15:24)

Dzisiejsza prasa sportowa wiele miejsca poświęca meczowi Rosenborga z Legią. Podkreślany jest fakt, że legioniści już byli w ogródku, już witali się z gąską ale wszystko zaprzepaścili. Oto kilka wybranych tytułów prasowych: Przegląd Sportowy - Z nieba do piekła na własne życzenie; Gazeta Wyborcza - Legia bez awansu, Polska bez pucharów; Rzeczpospolita - Europa bez Polski; Polska the Times - Sam Ljuboja meczu nie wygra; Fakt - Rosenborg wyleczył Legię ze snu o potędze; Super Express - Rosenborg za mocny dla Legii.

Przegląd Sportowy -  Legii zabrakło wczoraj piłkarskiej jakości. Taka smutna i zaskakująca prawda. - Przed meczem odgrażali się, że są gotowi na wojnę, ale wyglądali w tej Norwegii jak grupa pacyfistów - rzucił zaraz po gwizdku jeden z moich redakcyjnych kolegów. Nic dodać, nic ująć. Bo polski piłkarz tak ma, że przed meczem potrafi efektownie prężyć muskuły. I robi to tak przekonująco, że mu wierzymy. Kibice dali się mu już nabrać sto razy i dadzą się nabrać jeszcze tysiąc. Podobno naiwna wiara w sukces jest nieodłączną cechą pasjonowania się sportem, ale kłopot z porażką Legii ma inne źródło - legioniści w męskich przedmeczowych deklaracjach nie serwowali nam przecież wiedzy irracjonalnej, pozbawionej głębszego sensu. Atuty były po stronie polskiej drużyny. Norweski futbol, solidny aż do bólu, w zderzeniu ze stylem preferowanym przez Danijela Ljuboję i jego kolegów wcale nie musiał triumfować. W Legii piłkarscy wirtuozi co prawda nie grają, ale razem tworzą zespół, który jednak coś potrafi. 

Gazeta Wyborcza - Bohaterem pierwszej połowy został 34-letni Ljuboja. To siódme trafienie Serba w ósmym występie w tym sezonie. Jego gole na 1:2 w Ried oraz na 3:0 w rewanżu z Austriakami dały awans do IV rundy eliminacji. Po przerwie znów był najbliżej strzelenia gola, ale po kapitalnym strzale zza pola karnego piłka trafiła w poprzeczkę. - Brał na siebie odpowiedzialność, wychodził do podań, grał szybko. Jako jedyny dorównywał rywalom. Ale jeden Ljuboja to za mało - narzekał Urban.

Gol w Trondheim był dla jego zespołu jak gwiazdka z nieba, bo wcześniej legioniści strasznie się męczyli. Za dużo było niedokładności w najprostszych sytuacjach. Nawet kiedy Polacy byli blisko pola karnego rywali, zawsze znalazł się ktoś, kto niecelnie podał. Norwegowie, którzy do meczu z Legią przegrali w tym sezonie tylko jeden z 27 meczów, pokazywali niewiele. Do 60. min gospodarze nie mieli jednak przygniatającej przewagi. Ale ich dominacja rosła z każdą akcją. Legioniści - nawet ci najbardziej doświadczeni - za łatwo oddawali piłkę i zaczynali się bronić coraz bardziej rozpaczliwie. Po kolejnym faulu w okolicach pola karnego i wrzutce wyrównał Reginiussen. Na trzy minuty przed końcem Diskerund trafił do bramki Legii po raz drugi. Warszawianie nie potrafili wyeliminować mocnej fizycznie, ale nieefektownej drużyny. Zapłacili za boiskową niechlujność. 


Rzeczpospolita - Zdani na siebie, opadający z sił obrońcy i pomocnicy popełniali coraz więcej błędów. Po jednym z nich Mikkel Diskerud strzelił z woleja nie do obrony. Do końca pozostawało kilka minut, Legia grała w stylu, będącym specjalnością polskiej szkoły futbolu, czyli "na aferę". Wkopujemy piłkę pod bramkę przeciwnika, licząc na to, że odbita od kogoś w tłoku wpadnie do bramki. Ale nie wpadła. Legia przegrała, była w dwumeczu słabsza. Szkoda, bo pozbawiła klub pieniędzy UEFA, zawiodła kibiców.


Polska the Times - Mimo remisu 1:1 w Warszawie piłkarze Legii i ich trener byli przekonani, że wyeliminują Rosenborg i drugi raz z rzędu zagrają w fazie grupowej Ligi Europy. Nie udało się, choć rywal miał być rozpracowany, a wnioski z błędów popełnionych w pierwszym meczu wyciągnięte. Można mówić o pechu, rozpamiętywać co by było, gdyby Danijel Ljuboja nie trafił w poprzeczkę, a Michał Żyro w leżącego obrońcę. Można żałować, że po strzale Marka Saganowskiego piłka przeleciała obok słupka, a po uderzeniu z powietrza Mikkela Diskeruda wpadła tuż przy słupku. Można, tylko po co? Tej porażki nie da się w ten sposób wytłumaczyć. Tak jak rok temu dobrze grająca Legia miała jeszcze trochę szczęścia w rewanżu ze Spartakiem Moskwa (można się zakładać, kiedy Maciej Rybus znów strzeli gola z 30 metrów nogą, która na co dzień służy mu tylko do wstawania z łóżka, a Janusz Gol tak przymierzy głową z kilkunastu metrów), tak w czwartek słabo grająca Legia mogła liczyć co najwyżej na szczęście. I Danijela Ljuboję, który znów udowodnił, jak ważnym jest dla niej zawodnikiem. Tyle, że Ljuboja sam nie wygra Legii meczu, nie tylko dlatego, że ma już 34 lata. Zrobił swoje, strzelając bramkę. Mógł zdobyć drugą (patrz wyżej). Poza tym jednak mógł tylko machać z irytacją rękoma. Rok temu Serb miał do pomocy rozgrywającego rundę życia Miroslava Radovicia. W Trondheim ten sam Radović snuł się po boisku jak zombie.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.