Przemysław Pająk: Takie wychowanie - Zagłębie i Legia
13.11.2015 12:36
Zajmujesz się nowinkami technologicznymi, a pozornie nie są to sprawy związane ze sportem. Mam wrażenie, że starasz się jednak obie te dziedziny przynajmniej czasem połączyć.
- Technologia coraz odważniej wkracza do świata sportu. Kolejne firmy chwalą się tym, jakie rozwiązania zostały zastosowane przy produkcji strojów czy choćby piłek. Dodajmy do tego przekaz rozgrywek w telewizji i samą organizację. Wszystko pędzi do przodu, a Polska nie odstaje. Nie możemy się wstydzić medialnej otoczki Ekstraklasy. Moim zdaniem jest ona jedną z najlepszych w Europie.
A skąd bierze się łączenie tematów technologicznych i sportowych na „SpidersWeb”?
- Zawsze chciałem zostać dziennikarzem sportowym. Pisałem wiele tekstów do „Przeglądu Sportowego”, kiedy zarządzał nim Paweł Zarzeczny. Kilka z tych artykułów zostało nawet opublikowanych w weekendowych dodatkach. Najlepiej wspominam tekst na temat zmian w Lidze Mistrzów i biznesu, który jest wokół rozgrywek. To było z szesnaście lat temu… Po jakimś czasie, dowiedziałem się, że byłem jednym z dwóch kandydatów do pracy we wspomnianej gazecie.
Drugim kandydatem był mój serdeczny kolega ze szkoły, który akurat przebywał w Anglii. Zarzeczny zdecydował się na niego, Przemysława Rudzkiego, który zrobił ostatecznie wielką karierę. Poszedłem inną drogą, a teraz nadal się spotykamy w światku dziennikarskim. Zająłem się drugą wielką pasją, technologią, tworząc medium zajmujące się tym tematem.
Kiedy zaczęło się u ciebie zainteresowanie futbolem?
- Najłatwiej powiedzieć, że od zawsze się nim interesowałem. Piłka kręciła mnie od czasu, kiedy graliśmy na podwórku. Potem zaczęło się chodzenie na mecze Zagłębia Sosnowiec. Były też czasy, kiedy jeździłem na wyjazdy. W latach ’80 i ’90 działo się tam sporo. Rzeczywistość była inna, a sam miałem kontakt z ludźmi z różnych środowisk. Zdarzyło mi się też dostać pałą od milicjanta w Zabrzu. Całą naszą grupę prowadzono chodnikiem, a dla mnie brakowało miejsca. Szedłem po krawężniku, ale to wystarczyło… To było traumatyczne przeżycie - ślad i ból pozostały ze mną na kilka tygodni. Policjant nie miał kłopotu, by walnąć mnie z całej siły.
Pamiętam też zajścia na meczu Polska-Anglia w 1993 roku, gdzie policja została na kilkanaście minut wykurzona ze stadionu. Byłem akurat na jednym z sektorów, na którym działo się najwięcej. Byłem tam z rodzicem moich dwóch przyjaciół i tamte wydarzenia zostaną w pamięci do końca życia. Wiele razy widziałem, jak policja prowokowała przeróżne zajścia. Kibice nie mają łatwego życia. Troszkę się to zmienia, ale zawsze mogłoby być lepiej.
Jak odbierałeś przyjaźń Zagłębia i Legii?
- To było coś naturalnego, istniejącego od zawsze. Nikt nigdy tego nie kwestionował. Od dawna mówi się żartobliwie, że Sosnowiec to najdalej wysunięta na południe dzielnica Warszawy. To nie jest, jak niektórzy myślą, miasto na Śląsku, to Zagłębie Dąbrowskie. Uknułem nawet teorię, że różnice biorą się z uwarunkowań historycznych. Śląsk był w zaborze niemieckim, a Sosnowiec w rosyjskim. Kultury rozwijały się inaczej, inne było prawo, a stosunki międzyludzkie także się różniły. Niedaleko Stadionu Ludowego jest miejsce, gdzie łączyły się trzy zabory. Sosnowcowi zawsze było jednak bliżej do Warszawy.
Dla mieszkańca Sosnowca, mówienie o najdalej wysuniętej na południe dzielnicy Warszawy jest miłe czy na dłuższą metę drażniące?
- Każdy to traktuje w aspektach humorystycznych. Jeśli jednak chodzi o kwestie kibicowskie, to zawsze było tak, że trzymało się kciuki za Zagłębie, a potem za Legię Warszawa. Tak nas wychowano.
Miałeś jakieś nieprzyjemności w obecnym środowisku ze względu na kibicowanie Zagłębiu i Legii?
- Nie, choć ubolewam, że sam Sosnowiec nie ma zbyt dobrej opinii w Polsce. Koledzy często śmieją się, że jestem z tego miasta i zdarzają się żartobliwe przytyki. Dlaczego tak jest? Składa się na to kilka aspektów. Na pewno władze Sosnowca mają do wykonania trochę pracy wizerunkowej, choć wszystko się rozwija. Miasto staje się coraz bardziej zielone. Nie pomagają jednak takie sprawy, jak choćby zabójstwo małej Magdy przez matkę właśnie w tym miejscu.
Nie lepiej byłoby się przeprowadzić do stolicy?
- Możliwe, że łatwiej byłoby się przeprowadzić do Warszawy, bo odbywa się tu większość życia medialnego i biznesowego. Jestem jednak na takim etapie życia, że przeprowadzka wydaje się niemożliwa. Wybudowałem dom, dwójka moich dzieci chodzi tam do szkoły, a sam czuję się zżyty ze środowiskiem sosnowieckim. Połączenia kolejowe do stolicy są jednak doskonałe, każdego tygodnia tutaj jestem i nie mam na co narzekać.
Domyślam się, że jeśli już Zagłębie grało z Legią, to mocniej trzymałeś kciuki za drużynę z Sosnowca?
- Oczywiście. Nie może być inaczej, jeśli mowa o osobie z Sosnowca. Bardzo dobrze wspominam takie mecze. Kibice obu zespołów zawsze siedzieli razem i wspólnie dopingowali Zagłębie oraz Legię. Już kiedyś stosunki władz wspomnianych klubów wydawały się dobre, a teraz ekipa z Sosnowca jest wręcz filią „Wojskowych”.
Zagłębie ma bardzo dobry ośrodek, do dyspozycji zawodników jest kilka boisk. Szkoda, że do tej pory na szerokie wody nie wypłynęło zbyt wielu wychowanków klubu z Sosnowca. Pamiętajmy, że warunki były doskonałe od lat. Stadion Ludowy też robił wrażenie, choć teraz jest nieco zapyziały. To była chluba całego województwa śląskiego. Z czasem zaczęła się jednak rozbiórka - zabrano nam na przykład jupitery, które oddano Ruchowi Chorzów. W pewnym okresie zmniejszono też pojemność obiektu, bo uznano, że jest za duży. Teraz władze miasta zamierzają zbudować nowy stadion. Cieszę się tym bardziej, że powstanie w okolicy, w której mieszkam.
Jak często bywasz na meczach Legii?
- Staram się jeździć na wszystkie mecze Legii rozgrywane w województwie śląskim. Czasami trudno dostać bilety, ale pojawiam się w Zabrzu, Chorzowie czy Bielsku-Białej. Bywam też na spotkaniach w stolicy, a jeśli nie mogę być obecny, to oczywiście śledzę je w telewizji.
Mecz na stadionie przy Łazienkowskiej przeżywa się inaczej. To jeden z najfajniejszych stadionów w Europie, na którym kibice tworzą fantastyczny doping. Mam dwóch synów (9 i 7 lat), którzy też złapali piłkarskiego bakcyla. Naszą rodzinną tradycją jest jeżdżenie na mecze ciekawych drużyn, gdzie możemy zobaczyć interesujące obiekty. Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, ale stadion Legii podoba mi się nawet bardziej od Camp Nou, Santiago Bernabeu czy obiektów w Wielkiej Brytanii. Fani kapitalnie dopingują, a przy świetnej akustyce daje to kolosalny efekt.
Ostatnimi czasy, wyniki Legii chyba nie do końca spełniają oczekiwania kibiców…
- Na pewno nie, ale mam wrażenie, że Stanisław Czerczesow zaczyna wykonywać dobrą robotę. Wydaje się, że legioniści potrzebują twardej ręki szkoleniowca, bo wtedy widać, że ich zaangażowanie się zwiększa. Piłkarz zdobędzie szacunek kibica gryząc trawę. Ważne też, by zawodnicy nie uznawali gry na alibi lub nie próbowali zwalniać trenera swoją postawą.
Henning Berg chyba pogubił się jakiś czas temu. Miałem okazję ze dwa razy widzieć Norwega, powiedzmy, za kulisami. Były trener Legii nie żył z drużyną. Szybko wychodził z szatni, stał na zewnątrz i unikał kontaktu wzrokowego z piłkarzami. Moim zdaniem Berg był oderwany od zespołu i rzeczywistości.
Podobało ci się zastąpienie Berga Czerczesowem?
- Bardzo. Zmianę postawy widać nawet na konferencjach prasowych. Czerczesow lubi być zadziorny i żartobliwy w stosunku do dziennikarzy. Wydaję mi się, że Rosjanin potrafi chłodno kalkulować i podchodzić do futbolu z ironią. Sprawia jednak wrażenie człowieka, który - w razie potrzeby - potrafi dosadnie powiedzieć zawodnikom, czego się od nich wymaga. Przykładem jest dla mnie Michał Kucharczyk - jeden z bardziej denerwujących mnie piłkarzy Legii. Miał wzloty i upadki, ale w tej chwili nie kalkuluje: chce grać i biega do każdej piłki.
Jeśli miałbyś wskazać piłkarzy, których gra ci się najbardziej podoba, to którzy by to byli zawodnicy?
- Podobają mi się występy Guilherme, który zawsze gra z sercem. Wrażenie robił również Ondrej Duda, do momentu, w którym był w formie i nie gwiazdorzył. Lubię również Jakuba Rzeźniczaka, który żyje Legią i się z nią identyfikuje, choć ostatnio jest w słabszej formie. Chciałbym tylko, by stołeczny klub odnosił większe sukcesy, szczególnie w Europie. Czasem mam wrażenie, że Liga Europy jest odpuszczana. Po co się w takim razie niesamowicie starać w eliminacjach, jak potem te teoretycznie prawdziwe piłkarskie święta traktowane są po macoszemu?
Mecze w europejskich pucharach powinny być najbardziej elektryzujące dla kibiców, ale takie nie są. Idąc na stadion, nie wiadomo czy będziemy mogli obejrzeć najsilniejszy skład czy rezerwowe zestawienie. W Lidze Europy można dobrze zarobić, ważne są też punkty do rankingu UEFA, a dodatkowo buduje się tam reputacje na kontynencie i w Polsce. Szkoda, że Legia i Lech potrafią wystawiać rezerwowy skład, lekceważąc tym kibiców i działać tym samym przeciw własnemu biznesowi.
Legia, twoim zdaniem, to dobrze zarządzany klub?
- Na pewno to ciekawie zarządzany klub. Właściciele nie traktują Legii pod kątem wyciągnięcia pieniędzy i wydojenia klubu. Widać, że czasem przyświeca im inny cel i zależy im na tym, by „Wojskowi” byli marką kojarzoną z Warszawą. Możliwe jednak, że jeśli Legia byłaby prowadzona biznesową, twardą ręką, to wyniki byłyby inne. Podoba mi się jednak, jak wygląda otoczka wokół klubu. Prezes Leśnodorski na Twitterze jest z pewnością ewenementem i bardzo ciekawie prowadzi swoje konto.
Jak oceniasz rynek mediów społecznościowych wokół Legii? Tylko kilku piłkarzy ma konta na Twitterze i strony na Facebook’u.
- Fajnie swoje konto prowadził Jakub Rzeźniczak, ale teraz ma kolejny kryzys i znowu przestał używać mediów społecznościowych. W Anglii największe kryzysy wokół klubów powstają właśnie na Twitterze i Facebook’u - u nas tego nie ma, bo piłkarze raczej nie są tak kontrowersyjni. Jak wspomniałem, ciekawie śledzi się Bogusława Leśnodorskiego.
Co jest najważniejsze dla kibica, który obserwuje piłkarzy swojej ulubionej drużyny w mediach społecznościowych?
- Kontakt z idolem. Niestety, włodarze klubów i piłkarze dyskutują głównie z dziennikarzami, a mniej odzywają się do kibiców. Zmieniłbym te proporcje, bo osoby tworzące gazety czy portale internetowe, mają jednak znacznie częstszy kontakt z graczami i prezesami - to ich praca.
Piłkarze wolą chyba Facebook’a od Twittera?
- Możliwe, że tak jest. Facebook jest jednak coraz mniej przyjazny na taką interakcję chociażby dlatego, że coraz bardziej obcina zasięgi docierania postów. Coraz większą rolę będzie odgrywał Twitter, który jest zero-jedynkowy i można szybciej dojść do danej wiadomości.
Piłkarzy od takich mediów odstrasza wszechobecny hejt w internecie?
- Nie powinno się na to zważać, trzeba się na to uodpornić. Wydaję mi się, że wielu hejterów to ludzie, którym mocno na czymś zależy, na przykład na klubie. Trzeba jednak do tego podchodzić z chłodną głową. Inna sprawa, że piłkarze są trochę oderwani od rzeczywistości. Chociażby przez to, że zarabiają bardzo duże pieniądze w porównaniu do reszty społeczeństwa. Nie powinni się jednak tego wstydzić, tylko podchodzić do tego normalnie. Polacy powinni być bardziej otwarci, a już zwłaszcza sportowcy. W końcu to kibice i odbiorcy budują popularność danej dyscypliny, a to przekłada się potem na pieniądze.
Zakończmy ściśle technologią w sporcie. Technologia goal-line to twoim zdaniem potrzebna sprawa?
- Zdecydowanie. Powinna być możliwość sprawdzenia ostatniej akcji, jak w siatkówce czy tenisie. Nie wydłużyłoby to czasu meczu, nie zabiło charakteru futbolu, a sprawiłoby, że piłka nożna byłaby uczciwsza. Sędziowie nie zabieraliby zawodnikom prawidłowo zdobytych goli i na odwrót. Ostatni gol Grosickiego, gdyby nie wspomniana technologia, nie zostałby uznany - powtórki telewizyjne nie dawały klarownej odpowiedzi. W piłce nożnej są zbyt duże pieniądze, by pozwalać sobie na błąd ludzki w wykonaniu sędziego. Pamiętajmy, że potem niektóre nieuznane gole wypaczają sytuacje danych drużyn w tabeli i psują rynek.
Ostatnio Legia porozumiała się z Ericssonem i zamontowała internet dla kibiców. Jak oceniasz taki ruch?
- To pewnego rodzaju bonus dla kibiców. Infrastruktura Ericssona działa świetnie - wi-fi ma doskonały transfer. Traktuję to jednak jako wstęp do usług, które wkrótce się pojawią, a wcześniej nie były możliwe. Na przykład, kibic będzie mógł zamówić przez internet jedzenie i ktoś dostarczy mu je na miejsce. Można dzięki temu rozwijać jakieś konkursy i wiele innych rzeczy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.