Robert Kasperczyk: Nie dopuszczałem żadnej myśli, że spadniemy

Redaktor Jakub Waliszewski

Jakub Waliszewski

Źródło: Canal+ Sport

16.05.2021 21:20

(akt. 17.05.2021 07:56)

- Myślę, że nie przegraliśmy tego utrzymania dzisiejszym meczem. Mówmy sobie szczerze, w kilku poprzednich spotkaniach, w takich czasami dziwnych okolicznościach, nieodpowiedzialnych tak, jak na przykład przypominam sobie dwa mecze wyjazdowe z Zagłębiem Lubin, czy ze Śląskiem Wrocław. Oba mecze zakończone porażkami w doliczonym czasie gry - mówił w rozmowie z Canal+ trener Podbeskidzia, Robert Kasperczyk.

fot. Piotr Kucza / FotoPyK

- Wiele takich reminiscencji mi przychodzi po głowie, ale boli w tej chwili najbardziej, bo teraz to się stało, już dopełniło się i najgorsze to też, że schodząc tutaj na przerwę, która była spowodowana technicznymi problemami, dowiedzieliśmy się, że jest już 1:1 we Wrocławiu i też było już widać po postawie zawodników, że już nie było tego ognia, co wcześniej.

- Wiadomo, że na podsumowania przyjdzie czas, natomiast mnie cieszy postęp tych chłopaków, progresja, że Podbeskidzie grało mecze takie, jak z Legią, Rakowem i z innymi drużynami z czołówki tabeli naprawdę jak równy z równym. Były mecze słabsze, lepsze, ale nie była to drużyna, której byśmy się naprawdę wstydzili. Z perspektywy całej tej rundy ja nie pamiętam meczu, w którym ja bym się wstydził swoich zawodników. Naprawdę jak dziecko nie umie podnieść 10, czy 20 kilogramów, to ja mu klapsa nie dam. Tak obrazowo powiem. Zdajemy sobie sprawę z kim graliśmy i może tych ogniw brakowało. Szczególnie to było widać, gdy nie było Rafała Janickiego w tym decydujących meczach. Gdy nie było Milana Rundicia. Były takie trzy mecze w tygodniu i w trzech nie był. On był chory wtedy i jeszcze pecha miał zastępujący go Dima Baszlai, że tam prawie w każdym meczu przyczyniał się do jakiejś utraty bramek. Już nie mówię o rzucie karnym z przed tygodnia, z meczu z Płockiem. Prowadzimy 1:0, w niegroźnej sytuacji wycina zawodnika. To jest piłka. Trzeba się z tym pogodzić, natomiast wracając do tej myśli, zamykając ją jakby klamrą, no powiem, że przegraliśmy to utrzymanie myślę 2-3 tygodnie temu. Nie dzisiaj.

- Czy mam do siebe o coś żal? Ja zawsze krytykę jakąkolwiek zaczynam od siebie. Ja jestem trenerem i tutaj dobór taktyki, sposobu grania, dobór personalny ludzi na poszczególne mecze należy do mnie i jeżeli były jakieś takowe rzeczy, które mógłbym sobie zarzucać, to na pewno bym coś znalazł. Każdy ma subiektywną ocenę. Gdybym szukał rzeczy, na które nie mieliśmy wpływu, to prosze mi wierzyć, mówiłem już o tym wielokrotnie. Ja się wściekałem, że nam Ekstraklasa w pewnym momencie odjeżdża. Bałem się, że nam już w ogóle odjedzie. Personalne braki też troszeczkę spowodowały, że nie mieliśmy wpływu na to, co działo się na boisku.

- Nie dopuszczałem żadnej myśli, że spadniemy. Nawet dzisiaj, kiedy niemalże ten mecz tutaj i to, co mieliśmy zrobić, było nazywane głośno mission impossible... Natomiast jeszcze tliła się ta gorąca wiara, że jednak utrzymamy się albo nawet tutaj wygramy. A wtedy no trudno, nie jesteśmy panami sytuacji we Wrocławiu, więc może nawet mniej by to bolało albo może i bardziej. Trudno powiedzieć. Jest mi ciężko. Proszę mi wierzyć, że boli mnie to. Byłem w szatni, podziękowałem wszystkim chłopakom, żeby wyciągnęli wnioski i przede wszystkim wrócili mocniejsi. Ten krok do tyłu dla wielu z nich musi oznaczać dwa kroki do przodu. Chcieliśmy jako rodzina, jedność, do końca funkcjonować w szatni. Czy to się udało? Po dzisiejszym meczu mogę powiedzieć, że całkiem przyzwoicie, bo wyglądaliśmy naprawdę nienajgorzej na tle Legii.

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.