Rozmowa z Marcinem Mięcielem
19.07.2002 10:43
<b>- Przez ostatni rok grał pan w Borussii Monchengladbach. Teraz wrócił pan do Legii. Co się zmieniło w tym klubie?</b>
Wywiad z Marcinem Mięcielem
- Przez ostatni rok grał pan w Borussii Monchengladbach. Teraz wrócił pan do Legii. Co się zmieniło w tym klubie?
- Jeśli chodzi o zmiany na lepsze, to Legia została mistrzem Polski i będzie grała w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Poza tym jest gorzej, bo mimo zdobycia tytułu, finansowo i organizacyjnie nie widać większych zmian. Szczerze mówiąc sytuacja nawet się pogorszyła. Chłopaki nie mają wypłaconych premii za mistrzostwo Polski, są też problemy z regulowaniem bieżących należności. W takim klubie jak Legia nie powinno to mieć miejsca.
- Co najgorsze, ze składu, który sięgnął po mistrzostwo Polski, odeszli czołowi piłkarze.
- Minusem jest polityka klubu. Tak samo było na przykład z ŁKS Łódź, który zdobył mistrzostwo Polski, a potem sprzedał najlepszych zawodników. W Legii były momenty, że drużyna grała słabiej, ale zgłaszały się po piłkarzy jakieś kluby. Wtedy trzeba było sprzedawać zawodników, bo można było zarobić pieniądze na sprowadzenie nowych graczy i stworzenie nowego zespołu. A wszyscy wiedzą, co się stało teraz w Legii. Trzeba było zostawić Bartka Karwana, Maćka Murawskiego czy Mariusza Piekarskiego, dokupić Dudka, Szewczyka i byłby zespół zdolny powalczyć z najlepszymi. A teraz jest dużo młodych zawodników, którzy są wielką niewiadomą. Tamci piłkarze byli ograni na arenie międzynarodowej i w europejskich pucharach. Po ich odejściu szansa na awans do Ligi Mistrzów trochę zmalała.
- Także pan może już niedługo opuścić zespół z Łazienkowskiej.
- Kiedy w grudniu skończy mi się kontrakt, według nowych przepisów Legia nie dostanie za mnie żadnych pieniędzy. To jest minus dla klubu, ale zawinili działacze. Ja już nie raz mogłem odejść za dużo większą kasę ale cóż - chytry dwa razy traci. Półtora roku temu Panathinaikos chciał wyłożyć za mnie milion 200 tysięcy dolarów, jednak Legii to nie satysfakcjonowało, bo ma jeszcze jakieś rozliczenia z Januszem Romanowskim. W lutym tego roku działacze Borussii prosili mnie, abym zadzwonił do Warszawy i poprosił o zmniejszenie sumy odstępnego, którą żądała za mnie Legia, bodajże półtora miliona dolarów. Dzwoniłem do prezesa, prezes miał oddzwonić, ale nie zrobił tego. Oznaczało to, że Legia nie chce zmniejszyć sumy odstępnego, więc Borussia zrezygnowała z wykupienia mnie. Za pół roku kończy mi się kontrakt i gdybym jeszcze odszedł w czasie jego obowiązywania, Legia otrzymałaby pewnie nie więcej niż 100 tysięcy dolarów. A wiem, że w przypadku mojego transferu spore pieniądze ma otrzymać Janusz Romanowski, więc Legia nic nie zarobi. To wina działaczy, bo Legia może mieć pieniądze tylko z takich zawodników, jak Maciek Murawski, Sylwek Czereszewski czy Mariusz Piekarski. Klub krzyczy niebotyczne sumy, no i w efekcie po wygaśnięciu kontraktu zawodnicy odchodzą za darmo. Działacze mają swój program i go realizują, choć jest on niekoniecznie dobry dla klubu.
- Teraz nie ma w Legii strategicznego inwestora, może to także jest przyczyna takiej a nie innej polityki klubu.
- Jak Legia współpracowała z Daewoo, też nie działo się najlepiej. Było dużo niepotrzebnych transferów. Kupiono dużo ludzi, którzy nie grali w pierwszym składzie, tylko w rezerwach. Gdyby Legia wtedy rozsądniej gospodarowała pieniędzmi, byłaby dziś porządną firmą. Mnie kupiono za spore pieniądze, podpisano pismo z panem Romanowskim, że w przypadku transferu część kwoty wpłynie na jego konto. To jest nienormalne zarządzanie klubem. Mistrz Polski, a nie ma pieniędzy.
- Otwarcie krytykuje pan warszawskich działaczy. Nie boi się pan wypowiadać takich słów?
- Mówię prawdę, zresztą każdy kibic o tym wie. Teraz jest nowe kierownictwo, nowy prezes, więc myślę, że wszyscy wezmą sobie do serca moje słowa i w końcu coś się zacznie dziać. W europejskich pucharach odpadamy w pierwszych rundach, na stadionie nic się nie robi. To nienormalne, żeby przez kilka lat wyjaśniać sprawę gruntów, na którym stoi nasz obiekt. Daewoo chciało modernizować stadion, jednak do dziś stoi budynek, który się z zewnątrz sypie i jest wstyd, gdy przyjeżdżają zagraniczne zespoły.
- Porozmawiajmy o sprawach sportowych. Z Cezarym Kucharskim możecie tworzyć najbardziej niebezpieczny duet napastników w naszej lidze.
- Z Czarkiem graliśmy już wcześniej dobre mecze. Ale w Legii jest jeszcze Moussa Yahaya, Stanko Svitlica, w ataku może grać Marek Citko. Rywalizacja jest duża, zespół jest mocny kadrowo i na pewno będziemy faworytem w nadchodzących rozgrywkach. Na razie najważniejszy dla nas jest awans do Ligi Mistrzów. Pierwszą rundę kwalifikacji po prostu musimy przejść.
- Pytanie tylko, jak długo trener Dragomir Okuka może na pana liczyć.
- Jest propozycja, żebym przeszedł do Iraklisu Saloniki od grudnia. Teraz Grecy chcą zapłacić 100 - 150 tysięcy dolarów. A od grudnia i tak jestem wolnym zawodnikiem. Rozmawiałem z Krzyśkiem Warzychą, który powiedział, że to niezły zespół, ustabilizowany. Iraklis może być odskocznią do dalszej kariery. Może później pójdę do Panathinaikosu, gdzie łatwiej zostać zauważonym.
- Kiedy kończyło się panu wypożyczenie w Borusii, twierdził pan, że nie chce wracać do Polski.
- Nigdy nie mówiłem, że nie wrócę. Twierdziłem, że jeśli mam grać w Polsce, to tylko w Legii. W tym klubie gram siedem lat, zżyłem się z nim i mam go w sercu. Chciałbym natomiast jeszcze spróbować sił za granicą, bo w moim wieku - 27 lat - mogę się jeszcze pokazać. Z Legią mam kontrakt do końca roku i myślę, że go wypełnię.
- A może warto zostać jeszcze dłużej? Trener Okuka ma chrapkę na kolejne mistrzostwo Polski. Wcześniej podczas pana pobytu na Łazienkowskiej nie udawało się sięgnąć po najważniejsze trofeum w Polsce. Dlaczego?
- Dragomir Okuka zrobił bardzo dużo, a zawodników i trenerów rozlicza się z wyników. W poprzednich latach dużo było dobrych szkoleniowców, ale błędem było ich wyrzucanie po pierwszych porażkach. Szkoda było mi szczególnie trenera Stefana Białasa. Prezentowaliśmy dobrą formę, byliśmy dobrze przygotowani, to rokowało dobrze na następny sezon. A jednak działacze zwolnili go, bo za dużo chodził do prezesów i mówił prawdę. Teraz działacze postąpili inaczej, bo zostawili trenera, co zaowocowało mistrzostwem Polski. A w Warszawie naprawdę pracuje się trudno, bo jest tu duża presja, dziennikarze wyszukują i naganiają problemy. Nawet trener Smuda nie wytrzymał ciśnienia, bo czytał w gazetach, że już jest zwolniony.
- Pan się nie boi ciśnienia?
- Uodporniłem się na presję przez tyle lat, ale nie każdy daje sobie radę w Legii.
- Jeśli chodzi o zmiany na lepsze, to Legia została mistrzem Polski i będzie grała w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Poza tym jest gorzej, bo mimo zdobycia tytułu, finansowo i organizacyjnie nie widać większych zmian. Szczerze mówiąc sytuacja nawet się pogorszyła. Chłopaki nie mają wypłaconych premii za mistrzostwo Polski, są też problemy z regulowaniem bieżących należności. W takim klubie jak Legia nie powinno to mieć miejsca.
- Co najgorsze, ze składu, który sięgnął po mistrzostwo Polski, odeszli czołowi piłkarze.
- Minusem jest polityka klubu. Tak samo było na przykład z ŁKS Łódź, który zdobył mistrzostwo Polski, a potem sprzedał najlepszych zawodników. W Legii były momenty, że drużyna grała słabiej, ale zgłaszały się po piłkarzy jakieś kluby. Wtedy trzeba było sprzedawać zawodników, bo można było zarobić pieniądze na sprowadzenie nowych graczy i stworzenie nowego zespołu. A wszyscy wiedzą, co się stało teraz w Legii. Trzeba było zostawić Bartka Karwana, Maćka Murawskiego czy Mariusza Piekarskiego, dokupić Dudka, Szewczyka i byłby zespół zdolny powalczyć z najlepszymi. A teraz jest dużo młodych zawodników, którzy są wielką niewiadomą. Tamci piłkarze byli ograni na arenie międzynarodowej i w europejskich pucharach. Po ich odejściu szansa na awans do Ligi Mistrzów trochę zmalała.
- Także pan może już niedługo opuścić zespół z Łazienkowskiej.
- Kiedy w grudniu skończy mi się kontrakt, według nowych przepisów Legia nie dostanie za mnie żadnych pieniędzy. To jest minus dla klubu, ale zawinili działacze. Ja już nie raz mogłem odejść za dużo większą kasę ale cóż - chytry dwa razy traci. Półtora roku temu Panathinaikos chciał wyłożyć za mnie milion 200 tysięcy dolarów, jednak Legii to nie satysfakcjonowało, bo ma jeszcze jakieś rozliczenia z Januszem Romanowskim. W lutym tego roku działacze Borussii prosili mnie, abym zadzwonił do Warszawy i poprosił o zmniejszenie sumy odstępnego, którą żądała za mnie Legia, bodajże półtora miliona dolarów. Dzwoniłem do prezesa, prezes miał oddzwonić, ale nie zrobił tego. Oznaczało to, że Legia nie chce zmniejszyć sumy odstępnego, więc Borussia zrezygnowała z wykupienia mnie. Za pół roku kończy mi się kontrakt i gdybym jeszcze odszedł w czasie jego obowiązywania, Legia otrzymałaby pewnie nie więcej niż 100 tysięcy dolarów. A wiem, że w przypadku mojego transferu spore pieniądze ma otrzymać Janusz Romanowski, więc Legia nic nie zarobi. To wina działaczy, bo Legia może mieć pieniądze tylko z takich zawodników, jak Maciek Murawski, Sylwek Czereszewski czy Mariusz Piekarski. Klub krzyczy niebotyczne sumy, no i w efekcie po wygaśnięciu kontraktu zawodnicy odchodzą za darmo. Działacze mają swój program i go realizują, choć jest on niekoniecznie dobry dla klubu.
- Teraz nie ma w Legii strategicznego inwestora, może to także jest przyczyna takiej a nie innej polityki klubu.
- Jak Legia współpracowała z Daewoo, też nie działo się najlepiej. Było dużo niepotrzebnych transferów. Kupiono dużo ludzi, którzy nie grali w pierwszym składzie, tylko w rezerwach. Gdyby Legia wtedy rozsądniej gospodarowała pieniędzmi, byłaby dziś porządną firmą. Mnie kupiono za spore pieniądze, podpisano pismo z panem Romanowskim, że w przypadku transferu część kwoty wpłynie na jego konto. To jest nienormalne zarządzanie klubem. Mistrz Polski, a nie ma pieniędzy.
- Otwarcie krytykuje pan warszawskich działaczy. Nie boi się pan wypowiadać takich słów?
- Mówię prawdę, zresztą każdy kibic o tym wie. Teraz jest nowe kierownictwo, nowy prezes, więc myślę, że wszyscy wezmą sobie do serca moje słowa i w końcu coś się zacznie dziać. W europejskich pucharach odpadamy w pierwszych rundach, na stadionie nic się nie robi. To nienormalne, żeby przez kilka lat wyjaśniać sprawę gruntów, na którym stoi nasz obiekt. Daewoo chciało modernizować stadion, jednak do dziś stoi budynek, który się z zewnątrz sypie i jest wstyd, gdy przyjeżdżają zagraniczne zespoły.
- Porozmawiajmy o sprawach sportowych. Z Cezarym Kucharskim możecie tworzyć najbardziej niebezpieczny duet napastników w naszej lidze.
- Z Czarkiem graliśmy już wcześniej dobre mecze. Ale w Legii jest jeszcze Moussa Yahaya, Stanko Svitlica, w ataku może grać Marek Citko. Rywalizacja jest duża, zespół jest mocny kadrowo i na pewno będziemy faworytem w nadchodzących rozgrywkach. Na razie najważniejszy dla nas jest awans do Ligi Mistrzów. Pierwszą rundę kwalifikacji po prostu musimy przejść.
- Pytanie tylko, jak długo trener Dragomir Okuka może na pana liczyć.
- Jest propozycja, żebym przeszedł do Iraklisu Saloniki od grudnia. Teraz Grecy chcą zapłacić 100 - 150 tysięcy dolarów. A od grudnia i tak jestem wolnym zawodnikiem. Rozmawiałem z Krzyśkiem Warzychą, który powiedział, że to niezły zespół, ustabilizowany. Iraklis może być odskocznią do dalszej kariery. Może później pójdę do Panathinaikosu, gdzie łatwiej zostać zauważonym.
- Kiedy kończyło się panu wypożyczenie w Borusii, twierdził pan, że nie chce wracać do Polski.
- Nigdy nie mówiłem, że nie wrócę. Twierdziłem, że jeśli mam grać w Polsce, to tylko w Legii. W tym klubie gram siedem lat, zżyłem się z nim i mam go w sercu. Chciałbym natomiast jeszcze spróbować sił za granicą, bo w moim wieku - 27 lat - mogę się jeszcze pokazać. Z Legią mam kontrakt do końca roku i myślę, że go wypełnię.
- A może warto zostać jeszcze dłużej? Trener Okuka ma chrapkę na kolejne mistrzostwo Polski. Wcześniej podczas pana pobytu na Łazienkowskiej nie udawało się sięgnąć po najważniejsze trofeum w Polsce. Dlaczego?
- Dragomir Okuka zrobił bardzo dużo, a zawodników i trenerów rozlicza się z wyników. W poprzednich latach dużo było dobrych szkoleniowców, ale błędem było ich wyrzucanie po pierwszych porażkach. Szkoda było mi szczególnie trenera Stefana Białasa. Prezentowaliśmy dobrą formę, byliśmy dobrze przygotowani, to rokowało dobrze na następny sezon. A jednak działacze zwolnili go, bo za dużo chodził do prezesów i mówił prawdę. Teraz działacze postąpili inaczej, bo zostawili trenera, co zaowocowało mistrzostwem Polski. A w Warszawie naprawdę pracuje się trudno, bo jest tu duża presja, dziennikarze wyszukują i naganiają problemy. Nawet trener Smuda nie wytrzymał ciśnienia, bo czytał w gazetach, że już jest zwolniony.
- Pan się nie boi ciśnienia?
- Uodporniłem się na presję przez tyle lat, ale nie każdy daje sobie radę w Legii.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.