Rozwoma z Mięcielem
29.07.2002 10:40
<b>- Kiedy dowiedział się pan, że już teraz musi lecieć do Grecji?</b>
Wywiad z Marcinem Mięcielm
- Kiedy dowiedział się pan, że już teraz musi lecieć do Grecji?
- W sobotę. Było to dla mnie spore zaskoczenie. Z początku nie byłem przekonany, czy słusznie postępuję. Wiadomo, że przed Legią walka o Ligę Mistrzów. Ale z drugiej strony klub ma kłopoty finansowe. Mogę pomóc mu grą przeciwko Barcelonie, albo pieniędzmi otrzymanymi za transfer. I tak dobrze, i tak dobrze. Albo patrząc inaczej, i tak źle, i tak źle. Nie da się wszystkiego pogodzić. Po losowaniu eliminacji do Ligi Mistrzów, szanse na awans zmalały gdzieś do 20 procent. Poza tym, nie jestem niezastąpiony, co najlepiej pokazał poprzedni sezon.
- Szanse może i zmalały do 20 procent, ale mówimy o Barcelonie, jednym z najsłynniejszych klubów świata! Jako młody chłopak nie chciał pan zagrać na Camp Nou?
- Chciałem, pewnie, że chciałem. To było moje marzenie. Zresztą Barcelona do dziś jest moją ulubioną drużyną. Jednak gdybym chciał zostać w Legii, na mecze z Barceloną, musiałbym poczekać jeszcze miesiąc. A wtedy już mogłoby być za późno na jakikolwiek transfer. Byłem w kontakcie z panem Fogielem, który mówił mi o zainteresowaniu Bastii. Dzwonił do mnie Jerzy Kopa i wspominał o Olympique Lyon. Jednak to wszystko było niepewne, a ja nie chciałem ryzykować.
- Kto nie ryzykuje, ten nie robi kariery!
- Wiem, ale mam jeszcze czas na ryzyko. Jestem młody i moim zdaniem wszystko przede mną. Proszę wczuć się w moją sytuację. Na rynku europejskim jest kryzys, kluby nie mają pieniędzy. W Legii są olbrzymie kłopoty finansowe, a po zmniejszeniu dotacji ze strony Canal będą jeszcze większe. Pewnie, że mogłem też poczekać pół roku i odejść za darmo. Nawet działacze Borussii Moenchengladbach mówili, że mogę do nich wrócić, kiedy będę wolnym zawodnikiem. Ale jak już powiedziałem, nie wiadomo, co będzie za miesiąc, a co dopiero za pół roku.
- W Legii był pan idolem, tam będzie pan jednym z wielu.
- Ja? Idolem? Nie wiem, nie jestem taki pewny. Raz byłem na górze, raz na dole.
- Barcelona to klub, który elektryzuje wszystkich na świecie. Teraz ludzie powiedzą, że nie ma pan ambicji rezygnując z szansy gry na Camp Nou - że liczą się dla pana tylko pieniądze.
- Ludzie i tak zawsze w taki sposób o mnie mówili, niezależnie od tego, jak grałem. Dlatego już dawno przestałem się przejmować opiniami innych, uodporniłem się. W Legii byłem tyle lat, dawałem z siebie wszystko, a i tak mnie często nie szanowano. Może gdyby było inaczej, gdyby doceniano mnie, myślałbym dziś inaczej, może bym został... Życie nauczyło mnie, że trzeba liczyć na siebie. Grając w Warszawie, poświęcałem swoje zdrowie, miałem operacje kolan, chciałem jak najlepiej. A mimo to często ludzie, którzy dla klubu nie zrobili zupełnie niczego, dopiero co przyszli na Łazienkowską, byli przyjmowani dużo lepiej ode mnie. Witano ich owacyjnie. Ja natomiast byłem na tapecie. Nie mówię, że zawsze różnie mnie odbierano. Były momenty, gdy cały stadion skandował moje nazwisko i to było piękne. Jednak dostawałem też w kość. Pamiętam, że za mój ostatni sezon kibice wybrali mnie w plebiscycie "Naszej Legii" piłkarzem sezonu. A chyba wszyscy fani pamiętają też, że w tamtym sezonie oberwało mi się jak nikomu innemu. Nie wiem, jakie miesiące teraz czekają Legię. Razem z rodziną uznaliśmy, że najlepiej będzie wyjechać.
- Ma pan żonę i małe dziecko. Przenosiny do Salonik to aby na pewno najlepsze, co może spotkać pana rodzinę? Przecież jedzie pan w nieznane. Poza tym Iraklis może nie płacić na czas.
- Ale też nie wiadomo, czy Legia będzie płacić. Myślę o rodzinie, wszystko przedyskutowaliśmy. Rozmawiałem też z Grześkiem Szamotulskim, z Mariuszem Kukiełką, z Krzyśkiem Warzychą. Pytałem o Grecję, o klub, o życie w Salonikach. Nie odradzali mi przeprowadzki. Mówili, że z Iraklisu łatwo się wybić. Menedżer tego klubu ma kogoś z rodziny w Panathinaikosie. Liczę, że ktoś mnie zauważy. Michalis Konstantinou też z Iraklisu przeszedł do "Panaty".
- Pieniądze warte są przeprowadzki w nieznane? Podobno w Niemczech wcale się pan specjalnie nie dorobił.
- Przede wszystkim to o warunkach finansowych nie mamy co mówić, bo teraz można wyjechać wszędzie i wszędzie są one lepsze niż w Polsce - na Cyprze, na Ukrainie. Ja przede wszystkim chcę grać w lidze greckiej. Kto umie pokazać się w Grecji, szybko awansuje. O Iraklisie nie wiem za dużo. Gra tam Brazylijczyk, dwóch Albańczyków. Jest to klub z pierwszej szóstki, więc w miarę dobry. Mnie przede wszystkim pociąga perspektywa gry z silniejszymi drużynami, z Panathinaikosem, Olympiakosem, AEK. Poza tym stadiony wypełnione kilkudziesięcioma tysiącami kibiców...
- Wróci pan do Legii?
- Znów jestem tylko wypożyczony. To wszystko przez osobę, która kiedyś podpisała bezsensowny kontrakt, przez który Legia musi się dzielić pieniędzmi za mój transfer z panem Romanowskim. Przez takich ludzi w kasie klubu jest teraz pusto.
- W sobotę. Było to dla mnie spore zaskoczenie. Z początku nie byłem przekonany, czy słusznie postępuję. Wiadomo, że przed Legią walka o Ligę Mistrzów. Ale z drugiej strony klub ma kłopoty finansowe. Mogę pomóc mu grą przeciwko Barcelonie, albo pieniędzmi otrzymanymi za transfer. I tak dobrze, i tak dobrze. Albo patrząc inaczej, i tak źle, i tak źle. Nie da się wszystkiego pogodzić. Po losowaniu eliminacji do Ligi Mistrzów, szanse na awans zmalały gdzieś do 20 procent. Poza tym, nie jestem niezastąpiony, co najlepiej pokazał poprzedni sezon.
- Szanse może i zmalały do 20 procent, ale mówimy o Barcelonie, jednym z najsłynniejszych klubów świata! Jako młody chłopak nie chciał pan zagrać na Camp Nou?
- Chciałem, pewnie, że chciałem. To było moje marzenie. Zresztą Barcelona do dziś jest moją ulubioną drużyną. Jednak gdybym chciał zostać w Legii, na mecze z Barceloną, musiałbym poczekać jeszcze miesiąc. A wtedy już mogłoby być za późno na jakikolwiek transfer. Byłem w kontakcie z panem Fogielem, który mówił mi o zainteresowaniu Bastii. Dzwonił do mnie Jerzy Kopa i wspominał o Olympique Lyon. Jednak to wszystko było niepewne, a ja nie chciałem ryzykować.
- Kto nie ryzykuje, ten nie robi kariery!
- Wiem, ale mam jeszcze czas na ryzyko. Jestem młody i moim zdaniem wszystko przede mną. Proszę wczuć się w moją sytuację. Na rynku europejskim jest kryzys, kluby nie mają pieniędzy. W Legii są olbrzymie kłopoty finansowe, a po zmniejszeniu dotacji ze strony Canal będą jeszcze większe. Pewnie, że mogłem też poczekać pół roku i odejść za darmo. Nawet działacze Borussii Moenchengladbach mówili, że mogę do nich wrócić, kiedy będę wolnym zawodnikiem. Ale jak już powiedziałem, nie wiadomo, co będzie za miesiąc, a co dopiero za pół roku.
- W Legii był pan idolem, tam będzie pan jednym z wielu.
- Ja? Idolem? Nie wiem, nie jestem taki pewny. Raz byłem na górze, raz na dole.
- Barcelona to klub, który elektryzuje wszystkich na świecie. Teraz ludzie powiedzą, że nie ma pan ambicji rezygnując z szansy gry na Camp Nou - że liczą się dla pana tylko pieniądze.
- Ludzie i tak zawsze w taki sposób o mnie mówili, niezależnie od tego, jak grałem. Dlatego już dawno przestałem się przejmować opiniami innych, uodporniłem się. W Legii byłem tyle lat, dawałem z siebie wszystko, a i tak mnie często nie szanowano. Może gdyby było inaczej, gdyby doceniano mnie, myślałbym dziś inaczej, może bym został... Życie nauczyło mnie, że trzeba liczyć na siebie. Grając w Warszawie, poświęcałem swoje zdrowie, miałem operacje kolan, chciałem jak najlepiej. A mimo to często ludzie, którzy dla klubu nie zrobili zupełnie niczego, dopiero co przyszli na Łazienkowską, byli przyjmowani dużo lepiej ode mnie. Witano ich owacyjnie. Ja natomiast byłem na tapecie. Nie mówię, że zawsze różnie mnie odbierano. Były momenty, gdy cały stadion skandował moje nazwisko i to było piękne. Jednak dostawałem też w kość. Pamiętam, że za mój ostatni sezon kibice wybrali mnie w plebiscycie "Naszej Legii" piłkarzem sezonu. A chyba wszyscy fani pamiętają też, że w tamtym sezonie oberwało mi się jak nikomu innemu. Nie wiem, jakie miesiące teraz czekają Legię. Razem z rodziną uznaliśmy, że najlepiej będzie wyjechać.
- Ma pan żonę i małe dziecko. Przenosiny do Salonik to aby na pewno najlepsze, co może spotkać pana rodzinę? Przecież jedzie pan w nieznane. Poza tym Iraklis może nie płacić na czas.
- Ale też nie wiadomo, czy Legia będzie płacić. Myślę o rodzinie, wszystko przedyskutowaliśmy. Rozmawiałem też z Grześkiem Szamotulskim, z Mariuszem Kukiełką, z Krzyśkiem Warzychą. Pytałem o Grecję, o klub, o życie w Salonikach. Nie odradzali mi przeprowadzki. Mówili, że z Iraklisu łatwo się wybić. Menedżer tego klubu ma kogoś z rodziny w Panathinaikosie. Liczę, że ktoś mnie zauważy. Michalis Konstantinou też z Iraklisu przeszedł do "Panaty".
- Pieniądze warte są przeprowadzki w nieznane? Podobno w Niemczech wcale się pan specjalnie nie dorobił.
- Przede wszystkim to o warunkach finansowych nie mamy co mówić, bo teraz można wyjechać wszędzie i wszędzie są one lepsze niż w Polsce - na Cyprze, na Ukrainie. Ja przede wszystkim chcę grać w lidze greckiej. Kto umie pokazać się w Grecji, szybko awansuje. O Iraklisie nie wiem za dużo. Gra tam Brazylijczyk, dwóch Albańczyków. Jest to klub z pierwszej szóstki, więc w miarę dobry. Mnie przede wszystkim pociąga perspektywa gry z silniejszymi drużynami, z Panathinaikosem, Olympiakosem, AEK. Poza tym stadiony wypełnione kilkudziesięcioma tysiącami kibiców...
- Wróci pan do Legii?
- Znów jestem tylko wypożyczony. To wszystko przez osobę, która kiedyś podpisała bezsensowny kontrakt, przez który Legia musi się dzielić pieniędzmi za mój transfer z panem Romanowskim. Przez takich ludzi w kasie klubu jest teraz pusto.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.