Tomasz Sokołowski II: Nie możemy się biczować
20.07.2019 20:15
Legia w Centralnej Lidze Juniorów ma za sobą najgorszy sezon od lat. Co poszło nie tak?
- Pod względem sportowym na pewno nie jesteśmy z siebie zadowoleni. Trzeba jednak pamiętać o tym, iż liga w ubiegłych rozgrywkach była bardzo mocna. Musimy o tym głośno powiedzieć. Po scaleniu dwóch lig – wschodniej i zachodniej – w jedną, doszło do stworzenia fajnych rozgrywek. Nie brakowało solidnych zespołów, zawodników… Spodziewaliśmy się dużo dobrej gry w niemalże każdym spotkaniu. Rozdzieliłbym tamten sezon na dwie rundy. Na jesieni wyglądaliśmy całkiem solidnie. Strzelaliśmy gole, traciliśmy mało bramek, przez co ponosiliśmy mniej porażek. W drugiej części byliśmy trochę słabsi, lecz jest kilka powodów, dlaczego tak się stało. Jednym z nich okazało się odejście z drużyny paru chłopaków. W ich miejsce wskoczyli utalentowani gracze, których czas jednak dopiero nadejdzie.
Wydaje się, że po odejściu Rosołka kompletnie się pogubiliście.
- Maciek jest graczem, który seryjnie zdobywał bramki i bardzo trudno było go zastąpić. Nie musimy być omnibusami, żeby wiedzieć, iż gole dają punkty. Tego w dalszej części sezonu, zabrakło. W trakcie zimowego okresu przygotowawczego z CLJ do rezerw – podobnie jak „Rosół” – awansował Radek Cielemęcki, który fajnie rokował. Odszedł Mateusz Szwed, chłopak z doświadczeniem. W zimie pożegnał się z nami także Mateusz Grudziński. Ofensywa? W miejsce Rosołka schodził z rezerw Łukasz Zjawiński. Jeżeli nie było „Zjawy”, mogliśmy skorzystać z Kacpra Wełniaka. W rundzie jesiennej dysponowaliśmy znacznie silniejszą kadrą. Nie chcę mówić, iż od marca tak nie było. Szymon Włodarczyk to piłkarz, przed którym przyszłość, ale również perspektywa grania. Do tej pory nauczył się bardzo dużo, lecz wiosną rzadko strzelaliśmy gole. Zdobyliśmy osiem bramek, a w pierwszej części sezonu – 33. Podobnie było z liczbą straconych bramek, gdzie dysproporcje okazały się widoczne.
Powiem tak: to nie są źli chłopcy, ale na boisku brakowało lidera i doświadczenia. Nie graliśmy ze słabeuszami, tylko z ekipami, które należą do polskiej czołówki. Nie muszę dodawać, iż w drugiej części sezonu tempo rozgrywek się podnosi. Sporo zespołów broni się przed spadkiem, następuje wzajemne nakręcanie się wielu drużyn. Podam przykład Górnika Zabrze. Gdy grali z nami w Rembertowie, przyjechało z nimi trzech zawodników z „jedynki” na czele z Wojciechem Hajdą. Tak wyglądała ta liga. Przeciwko nam sporo zespołów szukało wzmocnień z rezerw bądź nawet z Ekstraklasy, a my graliśmy wówczas piłkarzami, których mieliśmy do dyspozycji. Nie chcę, aby brzmiało to jako tanie usprawiedliwienie natomiast tak rzeczywiście było. Śmiem twierdzić, iż zawodnicy zgromadzili cenne doświadczenie przez ten czas, a taki „Włodar” udowodni to już wkrótce.
W którym momencie poczuł Pan, że nie uda wam się zająć miejsca w ścisłej czołówce?
- Rundę wiosenną można skategoryzować jako minus. Naszym celem było znalezienie się na podium, skończyliśmy rozgrywki na szóstej pozycji. Pamiętam jak dziś wyjazdowe spotkanie z Jagiellonią, gdzie wygrana znacząco przybliżała nas do trzeciej pozycji. Wówczas zarówno Ariel Mosór jak i Szymon Włodarczyk wyjechali na zgrupowanie reprezentacji Polski. Biłem się z myślami, zastanawiałem się czy nie przełożyć tego meczu. Te dwie postaci miały wpływ na naszą postawę na boisku, ale wspólnie ze sztabem zadecydowaliśmy, iż podejmiemy rękawice. Musieliśmy posprawdzać chłopców, którzy dotychczas rzadziej pojawiali się na murawie, żeby mieć pogląd na to, co zrobić z nimi w przyszłości. Porażka spowodowała, że morale zespołu spadło i nie uda się stanąć chociażby na najniższym stopniu podium. Sądzę, że dalibyśmy radę pokusić się o jedno-dwa miejsca wyżej. Można było „połknąć” Jagiellonię oraz Cracovię. Warto jednak powiedzieć, iż za nami znalazły się takie firmy jak Pogoń Szczecin, Wisła Kraków czy Lech Poznań. Szczególnie odbiło się to na „Białej Gwieździe”, która zajmowała drugie miejsce po rundzie jesiennej. Gdy oddali wyżej Śliwę czy Hoyo-Kowalskiego, ich ekipa trochę się posypała, co odbiło się na wynikach.
Wracając do tematu – po jesieni rozmawiałem z Markiem Saganowskim i doszliśmy do wniosku, że po odejściu kilku graczy do „dwójki”, w drugiej części sezonu będzie to zupełnie inny zespół oraz perspektywa.
W zespole było sporo kontuzji.
- Dokładnie. Z gry na dłuższy czas wypadli Mieszko Lorenc, Dawid Olejarka czy Piotr Kusiński, który solidnie prezentował się w trakcie zimowego okresu przygotowawczego. Bez wątpienia na nich liczyliśmy, a stało się tak, że nie mieliśmy zbytnio pola manewru w środku pola. W końcówce sezonu wspomagaliśmy Legię U-17 oraz rezerwy naszego klubu, o czym trzeba pamiętać. Jako jedyni spośród innych legijnych zespołów nie graliśmy o nic, a trenerzy Szoka oraz Kobierecki potrzebowali wsparcia, ponieważ ich gracze walczyli o coś więcej.
My też mogliśmy, może nie wygrać, ale stanąć na trzecim stopniu podium w lidze. Słabo zaczęliśmy rundę wiosenną. Liczyliśmy, iż zwyciężymy z Pogonią i nadgonimy czołówkę. Stało się inaczej, przez co chłopcy też stracili wiarę. Gdybyśmy zebrali całą ekipę do kupy i mieli wachlarz możliwości jak na początku ligi, wyglądałoby to zupełnie inaczej.
Trudno obejmowało się panu zespół po Marku Saganowskim?
- Nie. Wiadomo, że szkoleniowiec, z którym świetnie mi się współpracowało, podejmował większość strategicznych decyzji, aczkolwiek było to dla mnie płynne przejście z roli asystenta do trenera. Wcześniej miałem przyjemność pracować z tymi zawodnikami, byłem przy zespole. Oczywiście, sporo rozmawiałem z nim, ponieważ żył tą drużyną. To normalne, że każdy z trenerów chciałby przewodniczyć, ale sztab też jest bardzo ważny. Podsumowując, nie miałem z tym problemów.
Trener Saganowski coś panu doradzał w kontekście prowadzenia drużyny, gdy odchodził do sztabu Aleksandara Vukovicia?
- Tak, dużo się konsultowaliśmy, przez co współpraca malowała się w pozytywnych barwach. Przygotowywaliśmy wspólnie zespół, w pewnym momencie doszliśmy zresztą do wniosku, aby stworzyć blok obronny liczący pięciu zawodników – trzech stoperów i dwóch wahadłowych. Wprowadziliśmy ten system z myślą o rozwinięciu zwłaszcza Cielemęckiego, który znajdował się na pozycji skrzydłowego. Jego celem było zejście do środka i kreowanie sytuacji. „Cielo” szybko zaadaptował się do tej formacji w sparingach, strzelił kilka goli. Układaliśmy taktykę i wierzyliśmy w ten system. Nastąpiły jednak przesunięcia, Radek trafił do „dwójki”, przez co klocki się rozsypały.
Zapowiadało się, że zmiana ustawienia okaże się przełomem, a tymczasem nastąpił powrót do starej formacji.
- Chłopcy praktycznie całe życie grali w ustawieniu z czwórką obrońców z tyłu. Razem z Markiem Saganowskim chcieliśmy zmienić formację, było to bardzo przemyślane. Dysponowaliśmy sporą liczbą stoperów. Chcieliśmy, aby się rozwijali i łapali minuty. Przewagę mieliśmy budować poprzez zejścia skrzydłowych do środkowej strefy boiska. Na papierze wyglądało to obiecująco. Pamiętajmy, że to młodzi ludzie, którzy jednak nie mieli wcześniej nie mieli styczności z tą formacją. Planowaliśmy uzbroić się w cierpliwość, wiedzieliśmy, że przytrafią się błędy. Kto wie, co by było gdybyśmy pociągnęli to do końca. Może przyniosło by to wymierny efekt? Podjąłem decyzję wspólnie ze sztabem i postanowiliśmy wrócić do poprzedniego ustawienia. Musieliśmy budować pewne elementy na nowo… W piłce nożnej kluczem u młodych zawodników jest cierpliwość, spokój i konsekwencja. Podczas sezonu trudno jest zmieniać system i potem wracać do poprzedniego ustawienia. Był to dosyć ryzykowny manewr, ale uznaliśmy, że tak będzie lepiej.
Którzy zawodnicy w ubiegłych rozgrywkach stanęli trochę w miejscu?
- Nie chciałbym operować nazwiskami, ponieważ chłopcy wiedzą, kto ma za sobą słabszy sezon. Dużo uwag i pretensji mieliśmy do formacji obronnej, bo traciliśmy za dużo goli. Fakt, iż większość bramek padła po indywidualnych błędach. Na myśl przychodzą spotkania z Wisłą Kraków czy Jagiellonią, gdzie te pomyłki były szczególnie widoczne. Przez błędy spada morale drużyny i niezwykle trudno się odbudować. W ofensywie z kolei stwarzaliśmy zbyt mało okazji, brakowało nam kreacji gry. Wolałbym jednak mówić o osobach, które zrobiły postęp.
Piłkarze czuli sami po sobie, że coś jest nie tak? Zaangażowanie z ich strony było widoczne, ale nie przekładało się to na seryjne zwycięstwa.
- Patrząc przez pryzmat treningów oraz walki w meczach, nie widzieliśmy tego, żeby piłkarzom się nie chciało. Przychodziła jednak walka o punkty, gdzie zawodnicy trochę się gubili. Brakowało siły rażenia w postaci bramek oraz stwarzania akcji. Niestety, porażki doprowadzały do tego, że spadła pewność siebie. Próbowaliśmy reagować, ale przeplatając lepsze spotkania słabszymi, kulała stabilizacja. W rundzie jesiennej przykryła nas Wisła oraz Cracovia, gdzie nie wyglądaliśmy źle. Mogliśmy objąć prowadzenie, a skończyło się tak, że rywale strzelili gola z rzutu karnego oraz wolnego. Po zwycięstwie ze Śląskiem czułem, że wszystko zacznie się układać. Tak się jednak nie stało.
Podkreślam, w poprzednim sezonie liga okazała się mocna i naprawdę wyrównana. Jestem pod wrażeniem kilku graczy z innych ekip, który niesamowicie się rozwinęli wprowadzając jakość. Mam na myśli Kozłowskiego z Pogoni Szczecin, Sewerzyńskiego i Długosza z Korony, Rakoczego z Cracovi, Samca-Talar ze Śląska, Kamińskiego z Lecha… W trakcie sezonu przewinęło się wielu perspektywicznych piłkarzy, którzy podnieśli poziom całych rozgrywek.
Może młodsze roczniki okazały się po prostu nieco mniej utalentowane od poprzednich, które sięgały po mistrzostwa?
- Musimy wiedzieć, że nie wszyscy piłkarze z danego rocznika wypłyną na szersze wody. Pamiętajmy, iż Łukasz Zjawiński, Michał Karbownik, Konrad Matuszewski z rocznika 2001 znacznie wcześniej uzyskali awans do drużyny Piotra Kobiereckiego. Patrzmy dalej: Rosołek, Bartłomiej Ciepiela, Łukasz Łakomy – to już sześć osób, które zanotowały przeskok z juniorów do seniorów. Nie oszukujmy się, że z ekipy liczącej osiemnaście nazwisk, wszystkie przejdą dalej. Sześciu graczy będzie bardzo dobrych, czterech okaże się średnich, a reszta zostanie trochę słabsza. Czołowi zawodnicy nadają ton. Gdy ich nie ma, teoretycznie gorsi muszą wziąć to na barki. Jeżeli nie ma jednak nawet tych, pojawia się problem. W roczniku ’02 tylko Niski wkomponował się do zespołu z Centralnej Ligi Juniorów, gdzie okazał się jednym z młodszych. Co by nie mówić, drużyny Legii do lat 17 oraz 15 zdobyły ostatnio mistrzowskie tytuły. Warto wiedzieć, iż rywalizowali oni w swojej kategorii wiekowej, a w naszym przypadku, chłopcy mierzyli się na ogół ze starszymi. W większości ekip było sporo chłopaków z rocznika 2000, a w tym przedziale wiekowym czuć różnicę. Wyróżniający się gracze z tego rocznika w barwach „Wojskowych” awansowali już znacznie wyżej. Skupialiśmy się na zespole, ale najważniejsze były dla nas jednostki, które trafiły do rezerw bądź „jedynki”. Tak jak mówię, dużo obiecujemy sobie po Cielemęckim, Łakomym, Rosołku, Mosórze.
Największe plusy oraz minusy tamtego sezonu?
- Zacznijmy od minusów. Po pierwsze – nie udało się znaleźć w najlepszej trójce w kraju, ostatecznie skończyliśmy bowiem zmagania na szóstej pozycji. Co więcej, straciliśmy za dużo goli. Rozmawiałem z chłopakami, którzy zdawali sobie sprawę, że porażki się zdarzają, ale nie można dać sobie wbić tyle bramek. Wiąże się to z zastrzeżeniami do defensorów. Kolejna wada – mało sytuacji. Pracowaliśmy nad tym elementem, ale nie potrafiliśmy tego udokumentować w meczach.
Na plus? Promocja jednostek, zawodników, na którą musimy zwracać szczególną uwagę. Podczas rundy jesiennej do rezerw dostał się Maciek Rosołek, z którego był bardzo zadowolony trener Kobierecki. Cieszy fakt, iż w tym roku Bartek Ciepiela i Radek Cielemęcki przeszli wyżej. Co prawda „Ciepi” nie dołożył większej cegiełki do boiskowych poczynań zespołu, ale pamiętajmy, iż na jego pozycji występował Michał Karbownik czy Mateusz Praszelik. Widzę, że Bartek jest coraz lepszym piłkarzem, co ważne. Jesteśmy zadowoleni z tego, iż obecnie swoją szansę w „dwójce” dostaną Mosór, Niski, Łakomy oraz Konik. Poruszaliśmy wcześniej temat słabszego rocznika, a w tym momencie sporo graczy powędrowało dalej. Zobaczymy jak potoczą się ich losy.
Za czasów trenera Kobiereckiego w Centralnej Lidze Juniorów przyświecały inne cele. Grało się tam stricte na wynik. Dużo zawodników schodziło niżej i pomagało młodszym w zwyciężaniu. W ostatniej rundzie do naszej drużyny przychodziło mało chłopaków. Gdy pomagali gracze z „dwójki”, rzeczywiście odczuwaliśmy to i nagle pojawiały się solidne rezultaty w postaci zwycięstw z Escolą czy Śląskiem. Zabrakło silnych jednostek w tym zespole. Podkreślę to po raz kolejny – liga okazała się piekielnie mocna. Ekipy rywalizujące z nami „montowały” bardzo silny skład. W Górniku czy Jagiellonii regularnie zostali ściągani niżej gracze mogący zrobić różnicę. Korona wyrastała ponad przeciętność. Warto jednak powiedzieć, że pięciu zawodników z ich CLJ trenowało non stop z „jedynką”, grali niezmienioną „jedenastką” i ewidentnie byli spięci na wynik. Nie możemy zwariować. Naszym celem nadrzędnym jest rozwój zawodników. Wynik sportowy? Jeśli się uda dokonać czegoś niezwykłego, świetnie. W tym aspekcie brakowało nam wsparcia.
Skupianie się na promocji, a nie wynikach, trochę wam przeszkodziło?
- Powinniśmy zacząć rozmowę od tego, czego wymaga akademia. Musimy przykładać baczną uwagę na rozwój, ponieważ od tego nie ma ucieczki. Taki cel nam przyświecał. Koordynator Piotr Urban oraz menedżer Radosław Mozyrko sugerowali, iż mamy nie patrzeć na wyniki tylko na progres chłopaków. Możemy być zadowoleni z tego, ilu chłopaków trafiło do trzecioligowych rezerw w trakcie tamtego sezonu. Uważam, że przyzwoicie wywiązaliśmy się z tej roli. Maciek Rosołek pełni ważną funkcję w „dwójce”, ostatnio dołączył do kadry pierwszego zespołu, co niezmiernie nas cieszy. Mam nadzieję, że sporo w tej rundzie będzie zależało od Radka Cielemęckiego. Trafili do nas Łukasz Łakomy, Nikodem Niski, bardzo szybko przez CLJ przepłynął Ariel Mosór… To plusy, z których powinniśmy być dumni.
Uważam, że taka jest rola drużyn młodzieżowych. Nie możemy patrzeć na zespół przez pryzmat wyników. Zajęliśmy szóste miejsce. Oczywiście, nie ma o czym gadać. Za nami sporo wpadek, chowamy głowy do lodówki, ponieważ nie ma nad czym się rozwodzić. Jeżeli Łukasz Zjawiński wybił się wyżej, jeżeli Rosołek, Cielemęcki, Łakomy czy Niski zaistnieją… Odstawmy wówczas te wszystkie złe momenty. Chłopcy mieli odpowiednie środowisko do notowania postępów. Będziemy niezwykle zadowoleni z tego, jeżeli ci gracze będą regularnie występować wyżej i wyróżniać się na tle reszty.
Nie możemy się biczować. To nie jest tak, że chcieliśmy coś źle zrobić. Każdemu zależało na solidności i ciężkiej pracy. Nie udało się tego przenieść na ligę. Pozostaje nam kibicować piłkarzom, aby powiodło im się w drugim zespole. Byłoby super, gdyby dwóch zawodników z tych wymienionych trafiło do „jedynki”. Bliski tego skoku jest Rosołek, który pojechał na dwa obozy. Pamiętajmy, że w poprzednim sezonie „Rosi” dopiero wchodził do CLJ. Miejmy nadzieję, że za pół roku złapie cenne minuty w Ekstraklasie. Zaraz za nim niech spróbuje podążyć przykładowo Cielemęcki czy Łakomy. Trzeba patrzeć na poszczególne etapy.
Który zawodnik, grający od początku do końca w CLJ, w poprzednich rozgrywkach zrobił największy skok w górę? Nie mówimy o graczach, którzy w trakcie przeszli do rezerw.
- Wskazałbym na Łukasza Łakomego i Bartłomieja Ciepiela, którzy sporo wnieśli i mieli „cyfry”. W drugiej części sezonu Bartek mógł mieć jednak nieco więcej asyst na twoim koncie. Ich mniejsza liczba wynikała z tego, że w zespole brakowało siły rażenia, jeżeli chodzi o skrzydłowych oraz napastnika. Fajnie wprowadził się Ariel Mosór. Utalentowany stoper, na którego można było liczyć, ponieważ grał na równym poziomie.
Wszyscy zawodnicy, których miał pan do dyspozycji w tamtym sezonie, będą „żyć” z piłki?
- To wróżenie z fusów. Dla mnie najważniejsza jest determinacja i ciężka praca. Szansę na zaistnienie otrzymają ci, którzy mają poukładane w głowie, jasny cel i wierzą, że uda się go osiągnąć. Patrząc przez pryzmat rozgrywek, trudno o realną odpowiedź. Nie jestem w stanie zajrzeć chłopakom do wnętrza, sprawdzić, co mają w sercu. Z rozmów wynika jedno: każdy chce wiązać przyszłość z piłką. Poprzedni sezon dosyć mocno nas zweryfikował i trudno o optymistyczne prognozy. Jeżeli z rocznika ’01, w najbliższych miesiąca trzech-czterech piłkarzy zaistnieje na poziomie trzeciej ligi i będą odgrywać kluczowe role, będę zadowolony. Czy będą „żyć” z piłki? Nie chcę wypowiadać się na ten temat. W dużej mierze sporo zależy od nich samych.
Kilku zawodników szuka klubów, testuje się w różnych drużynach…
- W życiu piłkarza najważniejsza jest konsekwencja. Można – teoretycznie - dobrze grać, ale zawsze będzie się przeciętnym w tym, co robi. Co wyróżnia gracza nadprzeciętnego od przeciętnego? Statystyki, czyli gole oraz asysty. Jeśli tego nie ma, a w przypadku naszych chłopców był problem z „liczbami”, bardzo trudno będzie mu się przebić gdziekolwiek. Mamy przykłady osób testowanych w Pogoni Grodzisk Mazowiecki, w Stali Rzeszów, jeżdżących po innych klubach. Moim zdaniem powinni odchodzić stąd z podniesionymi głowami i podpisywać kontrakty z różnymi zespołami. Będzie to dla nich odpowiedź na to, czy mają szansę na poważną grę.
Przejdźmy tradycyjnie do oceniania zawodników po wszystkich pozycjach. Zacznijmy od bramkarzy.
- Jakub Ojrzyński – reprezentant Polski, zawodnik z potencjałem, który trafił do poważnego klubu. Życzymy mu powodzenia, ale pamiętajmy, iż w meczach nie ustrzegł się kilku błędów, które wykorzystali rywale. Jesteśmy jednak z niego bardzo zadowoleni. Gabriel Kobylak okazał się bardzo pewnym punktem drużyny. Myślę, że można mu wróżyć karierę. Cezary Miszta występował u nas w rundzie jesiennej. Sam fakt, że mogliśmy mieć takiego golkipera między słupkami gwarantował pewność siebie z tyłu. Wiemy, gdzie jest i liczymy, że będzie się rozwijał tak jak do tej pory. Jakub Kowynia zagrał w jednym meczu, Kacper Tobiasz wystąpił z kolei w paru spotkaniach.
Obrońcy?
- Za Nikodemem Niski bardzo dobra jesień, nieco słabsza wiosna. Trochę spuścił z tonu. Liczymy na niego w tym sezonie, to dynamiczny piłkarz mogący zrobić różnicę na boisku. Dawid Wach to przykład solidności oraz serca do pracy. Pełen profesjonalista. Tam gdzie go potrzebowaliśmy, tam występował, nie miał z tym problemu. Zaangażowany, typowy zadaniowiec. Dawał jakość na boku obrony, podobnie było gdy był wystawiany na skrzydle, w spotkaniu z Koroną strzelił gola biegając na tej pozycji. W tym momencie trenuje z rezerwami. Szkoda, że pod koniec sezonu przytrafiła mu się kontuzja, przez co teraz zaczyna przygotowania z nieco innego pułapu. Jestem ciekawy jak potoczą się jego losy.
Ariel Mosór spędził z nami pół roku, ale przez ten czas zdołał nas do siebie przekonać. Fajny zawodnik, zdeterminowany przy próbach odbioru piłek, konsekwentny w swoich działaniach. Duży plusik za sposób wyprowadzenia przez niego futbolówki. Ma wiele atutów w defensywie oraz rozegraniu. Jan Goliński. Kapitan drużyny. Pierwsza runda rozegrana na wysokim poziomie. Nie wiem co stało się z tym zawodnikiem w drugiej części rozgrywek, wiosna na minus. Popełnił sporo prostych błędów, które okazywały się czasami prezentami dla przeciwników. Jest to chłopak waleczny, mogący oddać serce na boisku. Ostatnia runda jednak poniżej naszych i - chyba jego - oczekiwań. Michał Gładysz, zawodnik ze starszego rocznika. Liczyliśmy, że stara gwardia będzie gotowa ciągnąć cały wózek. Michał starał się, było z niego więcej pożytku w obronie, aniżeli w ofensywie. Fajnie wkomponował się do naszych założeń taktycznych, jeżeli chodzi o grę defensywną. Poprawił grę w pionie oraz odbiór piłki, aczkolwiek wciąż musi pracować na wyprowadzeniem futbolówki. Szkoda mi Mateusza Szyszkowskiego. Naturalna lewa noga, wyprofilowany gracz natomiast kontuzje hamują jego rozwój. Gdyby nie walczył z tyloma urazami, mógłby dobrze rokować. Życie jest jednak brutalne. Cały czas musi się odbudowywać, ale za to dla niego ogromny szacunek. Podnosi się z kolan i pnie w górę mimo przeciwności losu. Zdeterminowany w obronie z solidnym wyprowadzeniem. Bardzo go cenię. Filip Czach? Fakt rezygnacji z kariery piłkarskiej świadczy o tym, że futbol to raczej zawód nie dla niego. Nie ukrywam, byłem zaskoczony tą rezygnacją. Posiadał umiejętności, ale w pewnych momentach brakowało mu zaangażowania w codziennych treningach. Trudno scharakteryzować Mieszko Lorenca. Na jesieni wystąpił w kilku spotkaniach, gdzie dał jakość. Później jednak pasmo kontuzji spowodowało dłuższy rozbrat z futbolem. Chłopak o dużych zdolnościach technicznych, niezłym wyprowadzeniu, lecz musi pracować nad motoryką.
Patryk Konik – niesamowity pracuś. Bardzo zaangażowany, ale powinien poprawić statystyki. Włącza się do ofensywy, jednak nieco szwankuje u niego ostatnie podanie. „Koniu” wie o tym i musi zwrócić uwagę na ten aspekt. Mateusz Grudziński z kolei nie trenował z nami, zasilał nasz skład poprzez zejścia z „dwójki”, aby łapać minuty i trzymać rytm meczowy. Zawsze byliśmy z niego zadowoleni. Wziął ciężar gry na swoje barki.
Pomocnicy?
- Pozycja numer sześć, czyli Łukasz Łakomy. Serce zespołu, był pod grą, nie unikał brania odpowiedzialności w trudniejszych momentach. Musi jednak notować mniej strat. Aby stać się lepszym piłkarzem, będzie musiał to wykluczyć. Łukasz pracuje nad tym, żeby mieć więcej celnych podań i nie narażać zespołu na stratę piłki w jego sektorze boiska. Sezon jak najbardziej na plus. Podobnie jak „Szyszki” i „Loriego” szkoda również Piotra Kusińskiego. Był to może niewidoczny zawodnik, aczkolwiek zostawił na murawie mnóstwo zdrowia, kontuzje jednak go zatrzymują. Wyróżniał się niesamowitym odbiorem w środku pola. Dawid Olejarka trafił do nas latem. Co go odróżniało od innych? Świetnie szukał linii podania, potrafił zagrać do partnera i iść za akcją robiąc przewagę. Nieco odstawał pod kątem fizyczności. Gabor Grabowski i Kacper Gościniarek grali zbyt krótko, by ich oceniać. Prostopadłe podania były specjalnością Bartka Ciepieli. Świadomie zagrywał piłki, rozmawialiśmy na ten temat ze sztabem. Schodząc z „dwójki” zawsze był zaangażowany, walczył. Fajnie, że przeszedł do drugoligowej Stali. Miejmy nadzieję, że będzie się tam ogrywał i rósł w oczach. Pozytywna postać.
Wiktor Preuss? Szybki, wytrzymały, techniczny, lecz nie przekładał tego w meczach o stawkę. Słabe „liczby”, a na tej pozycji potrzeba goli, asyst oraz skutecznego dryblingu. W jego przypadku tego nie było. Mateusz Szwed ma ogromną wiarę we własne możliwości i jest w stanie przenieść to na zespół. Byliśmy z niego zadowoleni w trakcie rundy, jednak później nie mógł zaistnieć. Przemysław Czado – zdajemy sobie sprawę z tego, co obecnie przechodzi ten zawodnik. Smutna historia. Ten chłopak związał się z Legią w tamtym roku, ma atuty w grze jeden na jeden natomiast musi poprawić skuteczność. Trzymamy kciuki, życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia i wierzymy, że wróci do nas jak najszybciej. Mateusz Lisowski był w niezłej formie w pierwszej części sezonu. Mobilność, technika – tym imponował. Dobrze na flance układała się jego współpraca z Mateuszem Szwedem. „Lisek” jednak ma taką tendencję, że w zimie dopada go choroba, przez co wybija się z rytmu. Do przeziębienia doszło jeszcze złamanie ręki, co znacznie pokrzyżowało mu plany. Nie udało mu się odbudować dyspozycji z jesieni, wyglądał słabiej, stać go na więcej. Mateusz Leszczuk zaczynał rozgrywki z pozycji rezerwowego, później dźwignął się i miał udaną końcówkę na jesieni. Wiosną jednak obniżył loty, do tego doszły pojedyncze urazy oraz determinacja, która kulała w pewnych chwilach. Jest zdolny, ma gigantyczną swobodę w grze jeden na jeden, takie typowe „bujnięcie” rywala natomiast nie wiem, co dzieje się w jego sercu oraz głowie. Zdolności bardzo duże, jednak talent trzeba poprzeć ciężką pracą. Radek Cielemęcki trafił do nas w połowie pierwszej rundy, nie wystąpił w wielu spotkaniach. Etatowy reprezentant Polski, który jednak sporo pauzował ze względu na uraz kręgosłupa. Powoli staraliśmy się go wprowadzać, następnie trafił pod skrzydła Piotra Kobiereckiego. Cały czas mówi się o jego potencjale, ale czekamy na taką prawdziwą eksplozję w jego wykonaniu. Odznaczał się prowadzeniem piłki, zmianą kierunku, uderzeniem oraz motoryką, która stoi u niego na wysokim poziomie. Wiążemy z nim spore nadzieje. Amos Shapiro-Thompson bardzo chętnie wspierał juniorów starszych. Doceniamy jego postawę, aktywność, nie schodził poniżej pewnego poziomu. Pamiętam jego gola ze Śląskiem po indywidualnym, kilkudziesięciometrowym rajdzie. O czymś to świadczy. Pracowity gość. Mimo że nie był z tą drużyną na co dzień, dawał z siebie maksimum, bardzo mu zależało.
Napastnicy?
- Instynkt strzelecki, opieranie akcji na jego barkach, zawodnik o sporych możliwościach, mówię oczywiście o Maćku Rosołku. Bramkostrzelny chłopak, który dużo dawał drużynie. Mateusz Misiak kupił nas kapitalnym wykończeniem. W treningach potrafił każdą futbolówkę wpakować do siatki. Nie był jednak w stu procentach przygotowany motorycznie na to, aby rywalizować na tym pułapie, strzelił zbyt mało goli w sezonie. Sporo, jako akademia, obiecujemy sobie po Szymonie Włodarczyku. Potrafi zdobywać bramki, musi popracować nad utrzymaniem piłki, dla napastnika to szczególnie istotne. Ma nosa, umie znaleźć się w polu karnym, lecz musi położyć większy nacisk na skuteczność. Trzeba przyznać, iż „Włodar” w drugiej części sezonu powinien mieć przynajmniej sześć goli na swoim koncie i to lekką ręką. Skończył rundę z dwoma trafieniami. Fajnie, że dochodził do sytuacji. Gorzej by było, gdyby do nich nie dochodził. Futbolówka stara się go szukać, on sam potrafi wyjść na prostopadłą piłkę. Liczę na to, że będzie częściej pokonywał golkiperów rywali. Łukasz Zjawiński przychodzą z rezerw do CLJ pełnił funkcję lidera. Potrafił zastawić się, utrzymać przy piłce. Nie grał u nas w zbyt wielu spotkaniach, ale kilkukrotnie trafił do siatki. Był w stanie dodać coś ekstra od siebie i było to z korzyścią dla całej ekipy.
Skupmy się teraz na rezerwach. Spodziewał się pan przejścia do „dwójki”?
- Nie mam za dużo do powiedzenia w tej kwestii. Domyślam się, iż była to decyzja, którą podjął dyrektor akademii, Jacek Zieliński oraz menedżer Radek Mozyrko. Na pewno wolałbym być trenerem prowadzącym. Widzę się w tym w przyszłości. Czasem trzeba popełniać błędy i wyciągać wnioski. Otrzymałem jednak taką, a nie inną propozycję. Z tym się nie dyskutuje. Rozważyłem ofertę i ją przyjąłem. Z takim nastawieniem do tego podchodziłem. Mam drużynie sporo do przekazania. Trochę w życiu widziałem, zobaczyłem i przeżyłem wiele rzeczy. Myślę, że mógł być to cel kadry zarządzającej.
To dla pana nowe wyzwanie? Wcześniej byli juniorzy, teraz - seniorzy.
- Docelowo widzę siebie właśnie w piłce seniorskiej. Ten etap w przeszłości traktowałem jako przygotowanie do zawodu. Myślę, że to ciekawy ruch dla mojej osoby. Będę mógł czerpać wiedzę od Piotra Kobiereckiego. Odpowiada mi trenowanie seniorów.
Jak dotychczas układa się panu współpraca z trenerem Kobiereckim?
- Wcześniej nie mieliśmy okazji ze sobą pracować. Przez pewien czas będziemy się do siebie docierać. Myślę, że będzie to owocna współpraca. Jesteśmy raptem po kilku treningach. Na razie wygląda to dobrze, lecz to za krótki okres, aby rozmawiać na ten temat. Dla mnie kluczem jest rozwój zawodników, spójność sztabu, żebyśmy się rozumieli oraz zadowolenie trenera prowadzącego z mojej pomocy.
Sporo zawodników z Centralnej Ligi Juniorów będzie grać w rezerwach. To dla pana pozytywny sygnał.
- Dokładnie. Sądzę, że to cel kadry zarządzającej, przemyślany ruch. Czuję, że w przypadku młodszych graczy będę mógł wesprzeć trenera Kobiereckiego. Znam poszczególnych piłkarzy zdecydowanie dłużej i mogę coś więcej o nich powiedzieć. Wiem, że szkoleniowiec jeździł jednak na mecze juniorów starszych i swoje zdanie o tych zawodnikach ma pewnie wyrobione. Wszystko wyjdzie jednak w praniu. Sparingpartnerzy oraz nadchodzący czas nas zweryfikuje.
Którzy gracze z aktualnej CLJ mogą najszybciej trafić do rezerw?
- Tak jak powiedziałem wcześniej, to trudne pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Bardzo łatwo można kogoś skreślić przedwcześnie. Na dzisiaj super rokuje Szymon Włodarczyk, ale równie dobrze ktoś inny może nagle „wystrzelić” i błyskawicznie awansować wyżej. Cały czas powtarzam, że chłodna głowa, determinacja, jasno określony plan i ciężka praca to czynniki, które powodują, że można stać się lepszym. Z każdego treningu należy coś wyciągać i mocno ćwiczyć. To recepta na sukces. Nie mogę tym momencie powiedzieć, że nie zagra zawodnik X, a po sześciu miesiącach poczyni ogromny postęp, który sprawi, że będziemy myśleć nad nim w kontekście drugiej drużyny. Pamiętajmy, że większość obecnych piłkarzy występowała w CLJ do lat 17. Na razie będą się musieli zaadaptować w rozgrywkach do lat 18, z pewnością będzie to dla nich wyzwanie. Zobaczymy jak będą prezentować się na boisku. Myślę, że za pół roku będziemy mogli coś więcej powiedzieć o ich rozwoju poprzez rozmowy z tym sztabem na czele z Grzegorzem Szoką. Trzeba mieć plan na wszystko. Nie weźmiemy zawodnika z juniorów, gdy tutaj nie zwolni się dla niego miejsce. Mogę to porównać do babki drożdżowej, która powolutku rośnie w piekarniku. Tak bym do tego podszedł.
Będzie pan czegoś wymagał od siebie w kontekście rezerw?
- Z pozycji asystenta trudno czegokolwiek wymagać. Jestem osobą, która do swoich obowiązków podchodzi bardzo profesjonalnie. Wierzę, że nie zawiodę trenera Kobiereckiego i wywiążę się ze swojej pracy jak najlepiej. Zależy mi na pomocy zawodnikom oraz „sprzedaniu” im swojego doświadczenia. Chciałbym przekazać błędy, które popełniłem, żeby chłopcy wiedzieli o tym wcześniej i jak najszybciej pokonali napotkane przeszkody. Celem dla mojej osoby jest na pewno samodzielna praca oraz zdobycie wykształcenia niezbędnego do ukończenia UEFA Pro. Muszę działać w tym kierunku, samodzielnie prowadzić drużynę, aby dostać się na ten kurs. To moje osobiste wyzwanie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.