Domyślne zdjęcie Legia.Net

Trudno będzie wrócić

Mariusz Ostrowski

Źródło: Przegląd Sportowy

09.10.2009 09:08

(akt. 17.12.2018 02:10)

Jeszcze kilka tygodni temu trudno było sobie wyobrazić warszawską Legię bez <b>Piotra Gizy</b> grającego w środku pola. To on wspólnie z <b>Maciejem Iwańskim</b> miał być odpowiedzialny za organizację gry ofensywnej stołecznego zespołu. Ale wszystko nie potoczyło się po myśli zawodnika i trenera <b>Jana Urbana</b>. Najpierw etatowy pomocnik stracił miejsce w pierwszej drużynie na rzecz <b>Marcina Smolińskiego</b>, a do Białegostoku na spotkanie z Jagiellonią w ogóle nie pojechał.
- Marcin długo czekał na swoją szansę. Dostał ją, chce wykorzystać, więc nie będzie łatwo wrócić - stwierdził Giza. - Piotrek nie jest w złej formie - tłumaczył Urban. - Nawet nie chodzi o to, że przegrał z kimś rywalizację. Po prostu w tym konkretnym momencie uznałem, iż inni prezentują się lepiej. W zespole mamy naprawdę dużą rywalizację i jeśli wszyscy są zdrowi, to mam problem z dokonaniem wyboru. Kogoś muszę pominąć - dodał trener. A nic nie zapowiadało kłopotów pomocnika. Nawet kiedy jeszcze piłkarzem Legii był Roger Guerreiro, to dużo większym zaufaniem szkoleniowca cieszył się Giza. Choć pojawiły się różne teorie związane z tajnikami kontraktu Brazylijczyka z polskim paszportem, tak naprawdę o tym, kto w danym momencie grał, decydowała forma sportowa. Od początku okresu przygotowawczego obok Iwańskiego występował Giza. Obaj byli typowymi środkowymi pomocnikami, mając przed sobą dwóch napastników, ustawionych w pionie. Jeden z nich zawsze wspomagał ten duet w destrukcji. - Naszym zadaniem jest jak najszybciej odebrać piłkę przeciwnikowi i rozpocząć akcję - charakteryzował swoją nowa-starą rolę Giza. Pechowa Odra I na początku plan wypalił. Chociaż nie udało się wyeliminować Broendby Kopenhaga (1:1 i 2:2) w kwaliflkagach do Ligi Europejskiej, to szczególnie mecz z Duńczykami rozegrany przy Łazienkowskiej pokazał, jak duże możliwości Legia ma w środku pola, a Giza z Iwańskim strzelili po jednym golu. Pierwsze mecze w lidze także były udane. - Początek rzeczywiście był dobry. Wszystko się układało po naszej myśli. Nie traciliśmy zbyt wielu bramek, jeśli już, to po stałych fragmentach gry. A potem coś się zacięło - powiedział Giza. Zacięło się w meczu 4. kolejki ekstraklasy w Wodzisławiu Śląskim kiedy Legioniści przegrali z Odrą (0:1), a już w pierwszej części gry powinni strzelić trzy, cztery gole i spokojnie wywalczyć trzy punkty. Choć tydzień wcześniej jedynie zremisowali z Cracovia (0:0), to właśnie na Śląsku przyszło załamanie formy, przede wszystkim tej strzeleckiej. Długo, bo aż do spotkania z Lechem Poznań (2:0) trzeba było czekać na dobre spotkanie w ich wykonaniu. Tyle, że już bez Gizy w podstawowym składzie. Szansę dostał Smoliński, nie zawiódł oczekiwań trenera w dwóch spotkaniach i w kolejnym powinien otrzymać następną. Trzech do środka Taka decyzja Urbana była nieco zaskakująca. To on sprowadzał Gizę do Legii z Cracovii, konsekwentnie na niego stawiał, bronił przed krytyką ze strony mediów i kibiców. W pewnym momencie do wychowanka Kabla Kraków przylgnęła nawet łatka pupilka trenera, choć to było bardziej żartobliwe, niż złośliwe. Mimo tego, że szkoleniowiec go ceni, wrócić do składu będzie mu trudno. Wprawdzie w kadrze jest tylko trzech środkowych pomocników, ale Urban coraz częściej na pozycji ofensywnego wystawia nominalnego napastnika, Bartłomieja Grzelaka lub Marcina Mięciela. A mogą zdarzyć się takie mecze, w których będzie miejsce tylko dla jednego rozgrywającego, bo trzeba będzie zabezpieczyć tyły defensywnym pomocnikiem.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.