News: Vadis Odjidja-Ofoe: Współpraca z Rado wygląda obiecująco

Vadis Odjidja-Ofoe: Współpraca z Rado wygląda obiecująco

Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net

31.10.2016 08:10

(akt. 07.12.2018 11:45)

Gdy Vadis Odjidja-Ofoe przychodził do Legii Warszawa, nie był w pełni gotowy do gry, ponieważ jego przygotowanie do sezonu zaburzyła trudna sytuacja rodzinna. Belgijski pomocnik jednak nie chce tłumaczyć się w ten sposób. Twierdzi, że z każdym kolejnym tygodniem lepiej rozumie się z kolegami w prywatnych relacjach i na treningu. Belg wspomina również, iż w dotychczasowych spotkaniach mistrzów Polski miał pecha, ponieważ nie zdołał jeszcze skierować piłki do siatki. Były reprezentant Belgii szczególnie źle wspomina słupek na Santiago Bernabeu. Zapraszamy do lektury zapisu rozmowy z legionistą.

Kiedy przygotowywałem się do wywiadu z tobą, zauważyłem, że nie lubisz wracać do swoich wcześniejszych etapów w karierze. Dlaczego?


- To nie jest tak, że nie lubię mówić o przeszłości. Życie po prostu idzie do przodu. Skupiam się teraźniejszości i na obecnych zadaniach.


Ok, to wróćmy do twojego pierwszego transferu. Żałujesz, że poszedłeś do Hamurbegera SV? W Bundeslidze zanotowałeś tylko dwa występy.


- Nie żałuję. Kiedy jesteś młodym chłopakiem, niewiele wiesz o futbolu. Miałem osiemnaście lat. Sytuacja była dziwna, ponieważ mój menadżer nie zachował się w stosunku do mnie fair. Nie powiedział mi, iż Anderlecht szykuje dla mnie nowy kontrakt. Gdybym był poinformowany, pewnie zostałbym w Belgii. Możliwe, że pojechałem do Niemiec ze złym nastawieniem.


- W Hamburgerze jednak sporo się nauczyłem. Poznałem bardzo dobrych piłkarzy i trenerów. Do Niemiec ściągnął mnie Huub Stevens. Szkoleniowiec miał bardzo chorą żonę. Po sześciu miesiącach musiał zrezygnować z pracy i został zastąpiony przez Martina Jola. Takie małe zmiany mogą spowodować, iż twoje sprawy nabiorą tempa bądź obrócą się przeciwko tobie. Mnie się niestety nie poszczęściło. Szkoda, ale życie pisze różne scenariusze. Trzeba iść dalej.


Jak to się później stało, że dołączyłeś do Club Brugge?


- Nie zanotowałem wielu występów w Hamburgu. Byłem młody, chciałem grać. Zazdrościłem rówieśnikom, którzy zbierali nowe doświadczenia. Moją osobą zainteresował się Club Brugge. Dogadaliśmy się i wróciłem do Belgii. Może zabrakło mi trochę cierpliwości. Mogłem spróbować powalczyć jeszcze o pierwszy skład, ale wybrałem inaczej.


Znalazłeś się w zespole z ciekawymi piłkarzami. Jak to się stało, że niczego nie wygraliście?


- Zgadza się. Mieliśmy bardzo dobry zespół. Grałem tam jednak kilka lat i trudno jest mi porównać każdy poszczególny rok ze sobą. Żeby zdobyć poszczególne trofea, wszystko w klubie musi działać w jak najlepszym porządku. W ciągu mojej pięcioletniej przygody z Club Brugge, pracowałem z siedmioma albo ośmioma trenerami. Trochę dużo było tych zmian. Może dlatego nie wzbogaciliśmy klubowej gabloty.


Twoją dobrą grę w Club Brugge dostrzegli skauci w Evertonie.


- Nie przeniosłem się jednak do Evertonu, ponieważ wszystkie formalności zostały załatwione kilka minut po zamknięciu okienka transferowego. To kolejna długa historia. Trudno ją wytłumaczyć ludziom, którzy nigdy nie byli w podobnej sytuacji. Wolę do niej nie wracać. Jednakże jeśli komuś zależy na zawodniku z danego klubu, to w ciągu trzydziestu dni jest w stanie go ściągnąć do siebie.


Ostatecznie trafiłeś do Norwich City za 5 milionów euro. Zanim jednak zdążyłeś się rozkręcić, przytrafiła ci się kontuzja.


- W sezonie 2013/2014 walczyliśmy o mistrzostwo Belgii. W spotkaniu z KRC Genk miałem problemy z mięśniem. W ostatnim meczu trener jednak nie mógł skorzystać z kilku pomocników i poprosił mnie, żebym zagrał, mimo iż nie byłem do końca zdrowy. Spróbowałem swoich sił, ale na treningu znów poczułem ból. Podczas wakacji starałem się wyzdrowieć, lecz moja rehabilitacja przeciągnęła się. Zanim zadebiutowałem w Norwich, dokonano zmiany trenera. Jak już zanotowałem pierwszy występ w swoim nowym klubie, po pięciu minutach doznałem kontuzji. Tym razem ucierpiało kolano. Pech...


Następnie poszedłeś na wypożyczenie do Rotherham United. Jak wspominasz ten okres? Czemu grałeś tam tylko miesiąc?


- Przed kolejnym sezonem w Norwich znów walczyłem o pierwszy skład. Prezentowałem się całkiem dobrze w sparingach. W spotkaniu przeciwko West Hamowi zostałem wybrany piłkarzem meczu. Wszystko szło w dobrym kierunku, myślałem, że dostanę szansę. W ostatnim dniu okienka transferowego trener powiedział mi, że muszę się ograć. Wysłał mnie na miesięczne wypożyczenie do Rotherham. Nie podobał mi się ten pomysł na początku, później potraktowałem to jednak jako wyzwanie.


- W Rotherhamie dwa pierwsze mecze przegraliśmy. Były to trudne spotkania. Później rozkręciliśmy się. Ograliśmy Birmingham i Cardiff. Uzbierane punkty pomogły utrzymać się później klubowi w Championship. Miło wspominam ten okres. Kibice mocno mnie wspierali. Musiałem jednak wrócić do Norwich.


Teraz trafiłeś do Legii. Co zadecydowało, że wybrałeś Warszawę? Podobno miałeś inne oferty.


- Tak, miałem kilka innych ofert. Legia jest jednak dużym klubem. Nie znałem polskiej ligi wcześniej, potraktowałem to jako kolejne wyzwanie. Chcę jak najlepiej pomóc drużynie.


Miałeś problemy z aklimatyzacją?


- Początki nie były najłatwiejsze. Największą barierą jest język, którego nie znam. Rozmawiam po angielsku, niemiecku, francusku i holendersku. Po polsku nie mówię, więc nie mogę czasami wtrącić się w rozmowę kolegów.


- Wszyscy jednak próbują mi pomóc. Z każdym kolejnym dniem lepiej się odnajduję w tutejszych realiach. W drużynie obraliśmy już właściwy kierunek. Miejmy nadzieję, że będziemy się go trzymać.


Starasz się nauczyć naszego języka, czy wyłapujesz tylko najważniejsze słówka?


- Polski to bardzo trudny język. Kiedy tutaj się przeprowadziłem, byłem gotowy, żeby się go nauczyć. Muszę jednak przyznać, że jest bardzo ciężko. Skupię się więc na razie na najważniejszych słowach. Może w przyszłości uda mi się mówić płynnie po polsku.


Widziałem, że umiesz już trochę śpiewać po polsku.


- Po każdym wygranym spotkaniu, próbują nas nauczyć legijnych piosenek. Tak jak wspomniałem, język nie jest łatwy, więc nauka idzie opornie, ale może śpiewając szybciej zaczniemy posługiwać się polskim.


Na treningach widziałem, że najczęściej rozmawiasz ze Steevenem Langilem i Thibaultem Moulinem.


- Wydaje mi się to normalne. Gdyby jakiś Polak wyjechał do Francji bądź Belgii, rozmawiałby z zawodnikami, którzy mówią po polsku. Utrzymuję jednak kontakt z każdym piłkarzem z naszej szatni. Nie ma osoby, której nie lubię. Komunikujemy się na wszelkie sposoby.


Jak tutaj przyszedłeś, byłeś gotowy, żeby grać w każdym meczu?


- Miałem trudną sytuację rodzinną (Vadisowi zmarła mama przed przyjściem do Legii - przyp. red.), z którą na początku nie mogłem sobie poradzić. Nie chcę jednak szukać wymówek. Gdy tutaj przyszedłem, pragnąłem dać jak najwięcej od siebie drużynie. Jednakże to wydarzenie zbiegło się ze słabą formą Legii. Potrzebowałem trochę czasu, aby się odnaleźć.


Legia na początku sezonu nie grała dobrze, ale nikt się chyba nie spodziewał takiego meczu jak z Borussią Dortmund?


- Faktycznie. Byliśmy podekscytowani meczem w Lidze Mistrzów. Graliśmy za bardzo nerwowo. Oczywiście Borussia to znakomita drużyna, ale my mogliśmy zaprezentować się lepiej. Jednakże gdy w takich spotkaniach tracisz w krótkim czasie kilka bramek, każdy rozgląda się po sobie i zastanawia się, co się dzieje. Wtedy bieg wydarzeń zazwyczaj jeszcze bardziej się komplikuje. Po meczu z BVB musimy być uczciwi i przyznać, iż nie dorośliśmy jeszcze do tego spotkania. Na szczęście mamy przed sobą rewanż z niemieckim zespołem. Mam nadzieję, że pokażemy im, iż zanotowaliśmy progres. Teraz jesteśmy lepszą drużyną niż za pierwszym razem.


To prawda, że pod koniec pracy Besnika Hasiego w Legii, nawet piłkarze przez niego ściągnięci, nie dogadywali się z nim?


- Nic nie wiem na ten temat. Mam nadzieję, że każdy grał na sto procent swoich możliwości. Moim zdaniem, zadaniem piłkarza jest stała koncentracja. Według mnie zawodnik zawsze powinien być gotowy do wysiłku. Nawet jeśli nie lubi swojego przełożonego. Reprezentujemy klub, a nie trenera.


Byłeś zły, że nie wystąpiłeś w spotkaniu z Wisłą Kraków?


- Trochę zły i zawiedziony. Byłem jednym z piłkarzy, którzy wypadli z pierwszej jedenastki w porównaniu do wcześniejszego meczu. Jednakże gdy w klubie pojawia się nowy trener, to trzeba zaakceptować jego wizję i ciężko pracować na treningach, by zdobyć jego sympatię. Po meczu z Wisłą powiedziałem sobie, iż muszę udowodnić, że mogę pomóc drużynie i być dla niej wartościową postacią. Podczas tego spotkania w Krakowie mocno kibicowałem kolegom. Nawet jeśli siedzę na ławce, chcę,by mój zespół wygrywał.


Jacek Magiera obejmując Legię, porozmawiał z każdym piłkarzem indywidualnie. Co powiedział tobie na początku jego pracy?


- Usłyszałem, czego ode mnie oczekuje i jaką ma wizję na prowadzenie Legii. Zaraz po tym, gdy szkoleniowiec pojawił się w klubie, mieliśmy mecz ze Sportingiem. Wydaje mi się, iż nasz nowy opiekun wybrał podobną jedenastkę, jaka wyszła na boisko w potyczce z Wisłą. Zacząłem to starcie na ławce, ale gdy dostałem szansę, starałem się pomóc zespołowi. Niestety przegraliśmy z Portugalczykami, nie byłem w stanie odmienić losów konfrontacji. Próbowałem jednak pokazać, że można na mnie liczyć.


Dodałeś nową energię Legii swoim wejściem na boisku w meczu ze Sportingiem. Twoja lepsza dyspozycja jest wynikiem tego, iż zagrałeś bliżej bramki?


- Możliwe. Mogę grać na różnych pozycjach. Musimy pamiętać, iż w każdym sektorze boiska inaczej się zachowujesz. Gdy występuję bliżej bramki przeciwnika, wtedy mam miejsce na więcej kreatywności. Natomiast jeśli jestem ustawiony przed obrońcami, powinienem pilnować ustawienia. Taka gra wydaje się nudniejsza, ale konieczna. Cieszę się ze swojej obecnej postawy i liczę na korzystne wyniki.


Zgodzisz się, że swój najlepszy mecz w Legii rozegrałeś na razie z Lechią Gdańsk?


- Tak. Mam nadzieję, że w każdym meczu będę prezentował podobny poziom.


Z którym zawodnikiem najlepiej rozumiesz się na boisku?


- „Rado” to bardzo doświadczony zawodnik. Myślę, że z wieloma piłkarzami grał już w piłkę. Dlatego też potrafi się dostosować do reszty. Nasza współpraca wygląda obiecująco. Nie chcę, jednak tylko jego wyróżniać. Z każdym piłkarzem będę rozumiał się na boisku, potrzebujemy tylko trochę czasu na zgranie. Na przykład w meczu z Lechią podałem piłkę wzdłuż pola karnego do „Gui”. Nie widziałem go, ponieważ rywal zasłaniał mój punkt widzenia. Jednakże czułem, że podąży za akcją, dlatego zagrałem do niego futbolówkę. Jeśli ktoś ze sobą występuje przez kilka lat, to na pamięć znamy swoje ruchy na murawie. Wydaje mi się, iż za kilka tygodni będziemy drużyną, która nie odda łatwo punktów.


Śni ci się słupek z Santiago Bernabeu?


- Prawdziwy koszmar! W futbolu jak i w życiu musisz mieć odrobinę szczęścia. Póki co ja mam pecha, ponieważ obiłem słupki w meczach z Lechią i Realem. Przede wszystkim trzeba być w odpowiednim czasie i miejscu, aby kreować akcje. Jeśli będę tworzył sytuacje bramkowe, w końcu strzelę gola, a wtedy worek z bramkami się rozwiąże. Czekam na swoje pierwsze trafienie. Trochę za dużo czasu upłynęło, lecz ciężko pracuję w każdym tygodniu. Mam nadzieję, że zmieni się to w kolejnym spotkaniu.


Po golu Kaspra Hamalainena z Lechem wydawałeś się być zaskoczony otoczką tego spotkania. Nie byłeś świadomy, jak bardzo istotny jest to mecz w ekstraklasie?


- Oczywiście wiedziałem, jaką otoczkę mają mecze Legii z Lechem. Dla Polaków ponoć to tak bardzo ważne spotkanie, jak pojedynek FC Barcelony z Realem Madryt. Jednakże gdy w doliczonym czasie gry straciliśmy bramkę po rzucie karnym, byłem mocno zdenerwowany. Szybko jednak wzięliśmy się w garść, powiedzieliśmy sobie, iż zagrywamy długą piłkę i szukamy okazji. Kiedy strzeliliśmy gola, wypełniało mnie szczęście, poczułem ulgę. Cieszę się, że wygrałem swój pierwszy polski klasyk. Drużyna też potrzebowała takiego zwycięstwa, ponieważ ostatnie nasze wyjazdowe starcie z Pogonią przegraliśmy. Teraz chciałbym, byśmy zaczęli serie bez porażek.


Może po kolejnym meczu z Lechem sam zaintonujesz piosenki do w szatni?


- Oby! Oczywiście, postaram się zaśpiewać pierwszy w szatni.

Polecamy

Komentarze (59)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.