Wielki Miroslav Radović
21.10.2011 09:00
Nie byłoby tej euforii, zwycięstw i awansów, gdyby nie urodzony w Gorażde 27-letni zawodnik o wyuczonym zawodzie kelnera, który w Legii rozgrywa szósty sezon. Miroslav Radović nigdy wcześniej nie grał tak dobrze i przede wszystkim tak skutecznie. W Bukareszcie strzelił dziewiątą bramkę w sezonie i już w połowie października wyrównał rekordowe osiągnięcie sprzed roku. Można jednak stawiać dolary przeciwko orzechom, że w obecnej formie, przy doskonałej współpracy z Danijelem Ljuboją, na tym nie poprzestanie!
Nigdy wcześniej warszawska drużyna tak bardzo nie zależała od jego bramek i asyst. Bo nigdy wcześniej nimi nie rozpieszczał. Dopiero po raz pierwszy tak fantastycznie udźwignął presję. Rok temu o tej porze ledwo przetrwał w Legii. Trener Maciej Skorża chciał go odsunąć do Młodej Ekstraklasy i się pozbyć, ale - z korzyścią dla wszystkich z Łazienkowskiej - Serb podjął walkę i się utrzymał. Trener zmienił mu pozycję na boisku - przesunął ze skrzydła do środka i trafił idealnie. Pod koniec poprzedniego sezonu Radović strzelał gola za golem, ale to, co robi teraz, przechodzi wszelkie wyobrażenia.
Strzelił jedynego gola w dwumeczu trzeciej rundy eliminacyjnej z Gaziantepsporem. W kolejnej dwukrotnie dawał prowadzenie Legii w pojedynku ze Spartakiem w Warszawie. Moskwianie dwa razy wyrównywali. W rewanżu nie grał za kartki, siedząc przed telewizorem, schudł parę kilogramów, oglądając, jak koledzy wyszarpują Rosjanom awans. W fazie grupowej LE przeżył gigantyczne rozczarowanie w pierwszym meczu, w Eindhoven. Bo usiadł na ławce rezerwowych. Skorża wpuścił go po przerwie, ale było za późno - od tamtej pory jest już niezbędny. I gra jak z nut. W drugim spotkaniu grupowym, z Hapoelem, był sfaulowany przed rzutem karnym, który dał Legii prowadzenie 2:1 i w ostatniej minucie zapewnił zespołowi zwycięstwo 3:2. A teraz, z Rumunii, znowu wraca jako ten, który zwieńczył ogromny wysiłek całej drużyny. Bo Legia po znakomitym meczu wygrała zasłużenie.
Choć Radoviciovi trzeba przyznać, że potrafi zadbać o odpowiedni poziom emocji. Nim w 72. min trafił do rumuńskiej bramki, przed przerwą miał dwie dużo lepsze szanse do zdobycia gola, ale w sytuacjach sam na sam strzelał prosto w bramkarza. Akcje, po których Legia powinna prowadzić, były bardzo efektowne, tak jak zresztą całe pierwsze 45 minut - najlepsze w wykonaniu warszawskiego zespołu w tej edycji pucharów. Wiceliderowi ligi rumuńskiej legioniści wytrącili z rąk i spod nóg wszystkie atuty.
Autor: Robert Błoński
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.