Domyślne zdjęcie Legia.Net

Wiosną będziemy gotowi

Krzysztof Stanowski

Źródło: Przegląd Sportowy

07.09.2001 10:13

(akt. 07.12.2018 12:34)

W Legii było najłatwiej - mało grasz, dużo zarabiasz, dwa czy trzy podania i "Oooooo" na trybunach. Jeśli zarabiasz najwięcej, musisz być najlepszy - w meczu, na treningu, wszędzie.<br> Wywiad z Dragomirem Okuką
W Legii było najłatwiej - mało grasz, dużo zarabiasz, dwa czy trzy podania i "Oooooo" na trybunach. Jeśli zarabiasz najwięcej, musisz być najlepszy - w meczu, na treningu, wszędzie.

- Czy był już taki mecz, w którym Legia zagrała tak, jak to pan sobie wymarzył? Taki, po którym nie miał pan do piłkarzy najmniejszych zastrzeżeń?

- Znakomicie pod każdym względem zagraliśmy w Chorzowie, gdzie ograliśmy Ruch 4:0. Bardzo podobała mi się gra z Amiką, ale niestety pechowo przegraliśmy 1:2. W tych dwóch spotkaniach pokazaliśmy, że mamy ogromne możliwości i nikt nie powinien nas lekceważyć.

- Mecz z Ruchem to była dla pana ucieczka spod gilotyny? Wcześniej zespół przegrywał mecz za meczem.

- Nie wiem. Rzeczywiście sytuacja była nerwowa, napięta, ale nie mam pojęcia, czy w razie porażki prezes podziękowałby mi za pracę. Sądzę, że - wbrew powszechnym opiniom - ważniejszy dla mnie był mecz z Amiką. Wtedy wszyscy zobaczyli, że Legia gra coraz lepiej i moja praca przynosi określone korzyści. Dwa strzały życia napastników Amiki sprawiły, że nie zdobyliśmy trzech punktów. Na pewno po meczu z Ruchem odetchnąłem. Przez pięć miesięcy mojej pracy w Warszawie oczekiwania były ogromne, presja na mnie, na piłkarzy, na prezesa była olbrzymia. Inna sprawa, że ta presja nie maleje. Dlatego nie odetchnąłem ten jeden raz. Robię to po każdym zwycięstwie. Z tygodnia na tydzień. Taki Manchester United też nie zawsze zdobywa mistrzostwo Anglii. I nikt nie robi z tego tragedii, nikt nie szuka winnych. To jest piłka.

- W Partizanie Belgrad nie ma takiej presji?

- Nie, tam trenerzy pracują po sześć czy osiem lat, choć zdarza się, że przez ten czas zdobędą tylko jedno trofeum.

- Pan jednak sprawiał wrażenie niezwykle odpornego na krytykę.

- Krytyka jest dla mnie bardzo istotna, nie tylko w piłce, ale w ogóle w życiu. Jeśli jej nie ma, możesz popaść w samouwielbienie. Krytyka sprowadza cię na ziemię i motywuje do dalszej pracy. Inna sprawa, że dziennikarze w Polsce są dość specyficzni. Zawsze szukają tych złych stron, choćby dobrych było sto razy więcej. Weźmy mecz z Amiką. Graliśmy naprawdę bardzo dobrze, a tymczasem jedynie nas krytykowano. Poza tym, gdyby w Anglii Owen czy Beckham strzelili takie gole jak Dembiński i Dawidowski, o tych uderzeniach dziennikarze by pisali przez dwa tygodnie. Gdybym ja był dziennikarzem, całe sprawozdanie to byłby opis tych dwóch cudownych strzałów. Bo one były fenomenalne, fantastyczne. Tymczasem w Polsce wszyscy skoncentrowali się na tym, dlaczego przegraliśmy mecz. A przegraliśmy naprawdę pechowo. Jeśli nie będę już pracował w Polsce, a zdarzy się tu taki mecz, że niezbyt dobrze grająca drużyna wygra po dwóch strzałach życia, proszę o telefon.

- Porażka z Amiką była piątą z rzędu. Był pan załamany?

- Nie, ponieważ nie przegraliśmy pięciu meczów z rzędu. Dla mnie poprzedni sezon to przeszłość, liczą się tylko obecne rozgrywki. Gdy przyjechałem do Polski, Legia już wtedy przegrała wszystko - mistrzostwo, Puchar Polski, Puchar Ligi. Owszem, teoretyczne szanse na pierwszą lokatę były, ale tak naprawdę Wisła miała tak dużą przewagę, że kontrolowała sytuację. Dlatego ja w Legii nie przegrałem jeszcze niczego. Owszem, niczego jeszcze nie wygrałem, ale też nie przegrałem. Wszystko jest dopiero przede mną. Dużo bardziej bolą mnie dwie porażki, które ponieśliśmy w tym sezonie, niż wszystkie z poprzednich rozgrywek. Bo teraz rzeczywiście jestem odpowiedzialny za wyniki zespołu. Trzeba jeszcze zwrócić uwagę, że z meczu na mecz gramy lepiej. Wynika to z tego, że drużyna się zgrywa. Amika gra praktycznie w tym samym zestawieniu, Wisła też, w Pogoni rewolucji nie było. A u nas jest nowy bramkarz, nowy libero, nowy boczny obrońca, nowy rozgrywający, nowi napastnicy. To nie jest tak, że zrobisz "pstryk" i wszystko zaskoczy. Walka o mistrzostwo Polski rozstrzygnie się wiosną. I my do tej walki będziemy przygotowani! Po podzieleniu punktów przez dwa różnice będą tak nieznaczne, że cała zabawa zacznie się od początku. Wtedy będziemy dużo mocniejsi, niż obecnie. Zespół się zgra, nowi zawodnicy w pełni wkomponują się w zespół.

- Nie boi się pan, że zawodnicy sprowadzeni z Jugosławii popsują atmosferę?

- Dlaczego? I tak grać będą najlepsi. Vuković dwa pierwsze mecze rozpoczął na ławce rezerwowych. Ale gdy wszedł, zaprezentował się bardzo dobrze i dlatego awansował do podstawowej jedenastki. Piłkarze widzą, że on nie wskoczył do składu na kredyt, tylko dlatego, że na to zasłużył. Jeśli nowy piłkarz umie grać w piłkę - choćby nie wiem, skąd pochodził - zostanie zaakceptowany przez grupę. U mnie naprawdę nikt nie gra za nazwisko czy narodowość. Gdyby dziś przyjechał tu Predrag Mijatović i grał słabo, usiadłby na ławce. Sprowadziliśmy zawodników z Jugosławii, ponieważ nie są słabsi od Polaków, a kosztują znacznie mniej. Chcieliśmy Sobolewskiego z Orlenu, ale on kosztował milion marek. No to mamy Vukovica. Chcieliśmy Rasiaka, ale trzeba byłoby wydać ogromne pieniądze. Mamy Svitlicę. Drumlak, Surma - to też zawodnicy, za których żądano ogromnych sum. Dzięki świetnemu kontaktowi z Partizanem mamy ten sam poziom sportowy, ale dużo taniej.

- Krytykowano zwłaszcza Svitlicę.

- Brakuje mu tylko szybkości. Gdyby jeszcze to miał, to by nie grał w Legii, ale w bardzo dobrym klubie na zachodzie Europy. On w swojej karierze strzelał dużo bramek w Jugosławii, Grecji, Hiszpanii. To dobry piłkarz, naprawdę.

- A czy ktoś z Legii pójdzie do Partizana?

- Może tak być. Czemu nie? Partizan to wielki klub. Mamy kilku piłkarzy, którzy mogliby w nim grać. Tyle, że Partizan ma bardzo szeroką kadrę. Oni mają praktycznie monopol w Jugosławii. Skupują najlepszych piłkarzy, potem mają ich czterdziestu. Dlatego nie jest dla nas wielkim problemem wypożyczyć od nich zawodnika.

- Ale już nikogo nie chce pan ściągać?

- Nie, absolutnie. No, chyba, że pojawi się jakaś niezła okazja, czyli na przykład świetny piłkarz straci zaufanie trenera i będzie się obijał na ławce rezerwowych. W każdym razie obecnie jestem bardzo zadowolony ze swojej kadry. Wrócił Sokołowski, wróci jeszcze Jacek Zieliński i będzie super. Mamy tylu zawodników, że grają ci, którzy są w lepszej formie, a nie ci, którzy mają nazwiska. Dla przykładu podam Kiełbowicza. To bardzo dobry zawodnik, świetnie grał w Polonii i w Widzewie. Ale Wróblewski jest obecnie lepszy i dlatego gra w podstawowej jedenastce. Taka sytuacja jest w każdej formacji - rywalizacja jest bardzo duża. Jeszcze raz powtarzam - u mnie grają najlepsi, ci, którzy walczą. Jeśli walczysz i starasz się - to ja cię lubię! Obecnie nie mam w zespole piłkarzy, których bym nie lubił.

- Ale ta pana drużyna budowana jest na krótką metę. Rocznymi wypożyczeniami daleko się nie zajdzie.

- O nie, tak naprawdę tylko na rok związaliśmy się z Vukoviciem, który jest młodym piłkarzem i Partizan nie chciał się go pozbywać. Svitlicę pozyskaliśmy definitywnie, jeśli będziemy chcieli zostawić Gerasimovskiego to prawdopodobnie uda się to nam. Faktem jest, że w grudniu możemy stracić dwóch piłkarzy - Kiełbowicza i Bojarskiego, którzy są wypożyczeni. Kiełbowicz to bardzo dobry zawodnik, ale obecnie jest bez formy. Gra słabo.

- O swoim odejściu w grudniu przebąkiwał również Mariusz Piekarski.

- Był zdenerwowany po meczu ze Stomilem, że wyszedł na boisko dopiero w końcówce. Tylko nie wiem, co go zdenerwowało. Grał z Radomskiem i nie pokazał się z dobrej strony, jest bez formy. Czy on myśli, że musi grać? Nie można trenować co drugi dzień, nie grać w żadnym sparingu, a potem, gdy jest mecz ligowy, przybiec i powiedzieć: muszę grać! Nie musisz! Musisz być w formie! Musisz trenować. Grają ci, którzy są w najlepszej dyspozycji. Po zakończeniu poprzedniego sezonu zdecydowałem, że z dwójki Piekarski-Citko wolę Piekarskiego. I wciąż to podtrzymuję. Czekam, aż będzie w formie.

- Citko nie znalazł sobie klubu.

- On jest bardzo dobrym zawodnikiem. Jego problemem jest przygotowanie fizyczne, a dokładniej wciąż nie doszedł do siebie po kontuzjach Achillesa. Nie jest tak sprawny, jak był kiedyś. To mu bardzo przeszkadza w grze. Moim zdaniem zamiast na grze za wszelką cenę, powinien się przede wszystkim skupić na przygotowaniu fizycznym. To jest dla niego sprawa priorytetowa. Przecież jego transfer do innego klubu nie rozbija się o pieniądze. Legia wypożyczy go ot tak, za darmo. Ale najwidoczniej nie zdołał udowodnić swojej przydatności do drużyny. W Legii było najłatwiej - mało grasz, dużo zarabiasz, dwa czy trzy podania i "Oooooo" na trybunach. Jeśli zarabiasz najwięcej, musisz być najlepszy - w meczu, na treningu, wszędzie. Niejednokrotnie w Legii było odwrotnie - ci najbogatsi już nie myśleli o grze, ambicja schodziła na dalszy plan.

- Jugosłowianie zarabiają więcej niż Polacy?

- Zarabiają tyle, ile dostaliby w Jugosławii. Z nikim nie konkurowaliśmy na polu finansowym. Jednak wiadomo też, że żaden gracz z Partizana nie przyjdzie do Legii za darmo, dlatego że kocha warszawski klub. To profesjonaliści. Ale inna sprawa, że nie o "kasę" tu chodzi. Legia to klub markowy, który co roku walczy o mistrzostwo Polski, jest znany w całej Europie. Groclin mógłby zaoferować Gerasimovskiemu czy Vukovicowi dwa razy więcej, niż mieli w Partizanie, a i tak ci piłkarze by tam nie poszli. Bo Groclin to nie Legia.

- Zamieniłby się pan z Wisłą Kraków na piłkarzy?

- Nie! Może zamieniłbym dwóch zawodników, ale na pewno nie całą drużynę.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.