![Domyślne zdjęcie Legia.Net](/dynamic-assets/news2/970/0/default-photo.png)
Zwycięstwo. To byłoby coś
28.08.2002 14:53
(akt. 07.12.2018 12:05)
<b>Czy Legia ma szansę na awans do Ligi Mistrzów?</b>
Wywiad z Cezarym Kucharskim
Czy Legia ma szansę na awans do Ligi Mistrzów?
- Bardzo minimalne.
Co musiałoby się stać dziś wieczorem, by Legia odrobiła straty z Camp Nou?
- Nasz awans byłby kolejnym .cudem nad Wisłą". Musielibyśmy zagrać fantastyczny mecz, a Barcelona katastrofalny. Wykorzystać wszystkie sytuacje, mieć wiele szczęścia, nie popełnić ani jednego błędu, nie dać sobie strzelić gola.
Większość piłkarzy Legii myśli raczej o tym, by w ogóle wygrać zHiszpanami.
- Tak. To jest bardziej realny cel. To nie udało się żadnej polskiej drużynie w historii.
Wraca Pan czasem do meczu na Camp Nou?
- Nie ma do czego. Nie zmienimy tamtego wyniku. Pewnie, że porażka 0: l dawałaby więcej nadziei. Szansę byłyby byłyby więcej nadziei. Szansę byłyby większe. W ostatnich dziesięciu minutach mogliśmy zdobyć gola. Nie ma co gdybać.
Czy występ na Camp Nou coś Panu dał?
- Gdybym rozegrał 20 spotkań na takim stadionie, przy takiej publiczności, o taką stawkę, to pewnie odniósłbym wiele korzyści. Jeden taki mecz, i to w dodatku rozgrywany raz na jakiś czas, to niewiele. Granie na Camp Nou nie było dla mnie jakimś specjalnie wielkim przeżyciem, które zapamiętam na całe życie. Większe znaczenie mają jednak mistrzostwa świata i mecz z USA, z mundialu mam też lepsze wspomnienia. W Katalonii na pewno adrenalina skoczyła, atmosfera była podniosła, ale takiego dreszczyku emocji jak przed występem w reprezentacji nie miałem.
Jak Legia ma grać w rewanżu?
- Chcielibyśmy zagrać tak jak w poprzednim roku z Valencią w pierwszej Bundzie Pucharu UEFA. Agresywnie, skutecznie, nie pozwolić rywalom na zbyt długie rozgrywanie piłki, przerywać ich akcje. Potrzebna będzie asekuracja, granie blisko siebie. Jak zawodnik Barcelony minie jednego z nas, natychmiast musi być koło niego ktoś inny. Trzeba odjąć napastników od prostopadłych podań...
Jacy na boisku są zawodnicy Barcelony?
- Normalni. Pod każdym względem. Nie widać u nich żadnego gwiazdorstwa, obrońcy nie grają brutalnie, chamsko. Pozytywnie do nas podchodzili, nie było żadnych złośliwości. Umiejętnościami piłkarskimi jeśli nie przewyższają, to na pewno dorównują manierom. Trudno się gra przeciwko nim. Są bardzo silni fizycznie, duże wrażenie wywarł na mnie Frank de Boer. Niepozorny, ale bardzo wysoko skacze, mocno strzela z obu nóg, niemal perfekcyjnie wykonuje stałe fragmenty, o czym, niestety, się przekonaliśmy.
Kto jeszcze wywarł na Panu wrażenie?
- Zdecydowanie największe Saviola. Piłka się go słucha. Z przyjemnością się patrzy, jak prowadzi piłką, ma spory repertuar zwodów. Jest bardzo szybki, ma doskonałe przyspieszenie, tylko czyha na prostopadłe zagrania z pomocy, kietny jest także Kluivert, mocny fizycznie, twardy. Potrafi przyjąć piłkę z dwoma obrońcami na plecach, odwrócić się i strzelić. Ale manier gwiazdorskich też u nich nie zauważyłem.
Z pierwszej jedenastki, która wywalczyła tytuł mistrza Polski, nie ma Kar-wana, Murawskiego i Czereszewskie-go. Wyjechał także Piekarski, w klubie nie zatrzymano na eliminacje Ligi Mistrzów Mięciela. Zespól wzmocnił jedynie Dariusz Dudek. Nie ma Pan wrażenia, że w klubie nie zrobiono wszystkiego, by do tej Ligi Mistrzów awansować.
- Nie. To znaczy czuję sportową złość, bo w Lidze Mistrzów znowu nie będzie polskiej drużyny. Ale to tak, jakbym miał żal, że jest bieda. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Legia to biedny klub z biednego kraju i z takimi potęgami jak Barcelona nie ma szans. Nie ma się co porównywać.
Ale wspomniani zawodnicy odeszli przed losowaniem. Nie było wiadomo, z kim zagra Legia. Nie byłoby głupio, gdyby okazało się, że nie sprostaliście zespołowi z Rosji czy Austrii.
- Legii nie było stać na piłkarzy. Gdyby zaproponowano im pół miliona dolarów rocznie, to by zostali. A na siłę nie było szans ich zatrzymać, z niewolnika nie ma pracownika. Oni odeszli świadomie. Czuję pewną gorycz, rozczarowanie, ale nie żal. Nie stać nas na rywalizowanie z najlepszymi w Europie. Na mecz Barcelony przychodzi 100 tysięcy ludzi, u nas tylu jest w całej rundzie, a na dodatek uważają, że bilety są za drogie.
Legia zdobyła mistrzostwo Polski i: odeszło od niej kilku podstawowych zawodników, nie wypłacono premii za tytuł, nie pozyskano kolejnych udziałowców, spektakularnych transferów nie było, prawdopodobnie nie będzie awansu do Champions League... Mam wrażenie, że marketingowo fakt, iż do Warszawy wrócił tytuł mistrza Polski, nie został wykorzystany, lecz tylko narobił kłopotów.
- Rzeczywiście, mistrzostwo Polski oprócz radości i satysfakcji, niewiele nam dało. Czołowi piłkarze odeszli do Ligi Mistrzów raczej nie awansujemy, a premii za tytuł nie wypłacono. Nie wiem, czy to w ogóle jest czyjaś wina, ale mam wrażenie, że ten tytuł nie został w żaden sposób spożytkowany. Ale może wynika to z ekonomicznej sytuacji w całym kraju i na świecie? Wszędzie jest kryzys.
Ale i tak nie mamy wrażenia, że ten tytuł zmienił coś w klubie na lepsze. Nic się nie zmieniło w porównaniu z tym, co było. A już na pewno nie na lepsze. Pojawiła się za to nadzieja na przyszłość. Bo może będzie nowy stadion, może wreszcie znajdzie się inwestor.
Najlepszego piłkarza Legii, drużyny mistrza Polski, można kupić za 100 tysięcy dolarów. Taką ma Pan klauzulę w kontrakcie. Moim zdaniem ta kwota jest po prostu śmieszna.
- A co ja mam zrobić? W poprzednim sezonie rozmawiałem z prezesem Leszkiem Miklasem na temat przedłużenia umowy, zmiany warunków kontraktu. Mieliśmy wrócić do rozmów, ale jest nowy prezes i nastąpiła cisza. Ale przecież kontrakt, który obowiązuje mnie z Legią jeszcze przez dwa lata, to nie jest oczywiście potrzeba tej chwili i natychmiastowych rozmów. Mogę w każdym momencie odejść z klubu za kwotę, powiedzmy, symboliczną.
Już się pogodziłem z tym, jak działają prezesi w większości polskich klubów. Interweniują dopiero wtedy, gdy się postawi ich pod ścianą, gdy są konkretne oferty. Wtedy nagle przypominają sobie o wszystkim, że są kontrakty, że mają termin, kiedy się kończą, że są w nich jakieś klauzule. W Polsce nie ma dalekowzrocznej polityki, kluby żyją z dnia na dzień.
Na Zachodzie rozmawia się z piłkarzem o nowej umowie nie wtedy, gdy skończy się stara, ale przynajmniej rok przed wygaśnięciem. A u nas rzadko kto przedłuża kontrakt, chyba że na niesamowitych warunkach. Ale tak jest i ja nic nie zrobię.
Niedawno powiedział Pan: .Nie mogę obiecać kibicom, że w Legii skończę karierę".
- Tak. Mam 30 lat i chciałbym wiedzieć, co ze mną będzie za trzy-cztery sezony. Jeśli teraz dostałbym ofertę z zagranicy, kontrakt na kilka sezonów i oferta byłaby interesująca od strony sportowej, pewnie bym z niej skorzystał. Ja planuję swoją przyszłość z dużym wyprzedzeniem.
Wiadomo było, że w sierpniu Legia grać będzie co trzy dni. Mam wrażenie, że choć fizycznie drużyna przygotowana jest dobrze, na tle innych brakuje jej szybkości, dynamiki. Ciężkie treningi w czerwcu i lipcu plus sierpniowe mecze i podróże nie wyszły zespołowi na dobre.
- Ja też czuję, że nie jestem w formie, w jakiej byłem na przykład na mistrzostwach świata. Mój organizm nie wypoczął. Miałem po mundialu ledwie pięć dni wolnego. I od razu z okresu startowego, wszedłem w przygotowawczy. Teraz ciągle mi coś dokucza. Abym tak naprawdę się wyleczył, .musiałbym kilka tygodni odpocząć. A tak doktor mnie jakoś .składa" i gram w każdym meczu. Odpocznę w grudniu. A na razie wszyscy szukamy formy. Niemożliwe jest bowiem grać co trzy dni. W żadnym sporcie nie jest możliwe startować w tak krótkim odstępie czasu. Żaden sportowiec tego nie wytrzyma. W sierpniu w 30 dni rozegraliśmy dziesięć meczów. Fizycznie wytrzymałem je dobrze. Gorzej z dynamiką i szybkością.
Mówił Pan, że szuka formy. W jaki sposób?
- Odnowa biologiczna, odpowiednia dieta, prowadzenie się. Co można zrobić w trzy dni między meczami? Najpierw jest rozruch pomeczowy, potem przedmeczowy... Nie trenujemy zbyt intensywnie, bo można by się .zatrzeć". Mnie np. brakuje treningów strzeleckich. Nie miałem ich od dwóch miesięcy. A napastnik jest jak koszykarz. Czy wyobraża pan sobie, żeby koszykarz przez dwa miesiące nie trenował rzutów? Niewykorzystana sytuacja w Barcelonie to efekt braku takich treningów. Miałem ułamek sekundy, to musiało być zachowanie automatyczne, wyćwiczone - układasz odpowiednio ciało, nastawiasz nogę i trafiasz w bramkę. Ale takie rzeczy powinno się trenować. Ja powinienem mieć takie zajęcia raz w tygodniu.
To może niech Pan zostaje po treningu?
- To jest jakiś pomysł i często tak robiłem. Ale teraz nie mam na to energii i sił. Grając co trzy dni, trenując z zespołem i jeszcze indywidualnie, obawiałbym się o to, że pozrywam mięśnie.
Z kun się Panu gra lepiej -z Moussą Yahayą czy Stanko Svitlicą?
- Obaj mają wady i zalety, a poziom prezentująmniej więcej taki sam. Moussą więcej biega, absorbuje obrońców, ale nie jest takim egzekutorem jak Stanko. Ten ma dwie sytuacje i strzeli jednego gola. Kto gra, decyduje trener.
Być może do Legii wróci Sylwester Czereszewski.
- Przyda się nam każdy dobry piłkarz. Chciałbym, aby Sylwek był w formie z wiosny, kiedy strzelał gola za golem. Ważne, aby był zdrowy, bo wzmocni zespół i konkurencję w drużynie.
Czy Legię stać na obronę tytułu?
- Chyba tak. Większość fachowców znowu, tak jak w poprzednim sezonie, stawia na Wisłę. Nas to mobilizuje, że to krakowianie są faworytem. Po raz kolejny możemy coś pokazać, udowodnić, sprawić niespodziankę. Wisła teoretycznie się jeszcze wzmocniła. A my, także teoretycznie, jesteśmy słabsi. Na pewno z Karwanem, Murawskim, Piekarskim i Mięcielem wartość Legii - jako zespołu - byłaby większa. To, na co nas stać, okaże się już niedługo.
Na razie Legia nie przegrała 24 kolejnych meczów w lidze.
- Cieszy mnie to i mobilizuje. Dodaje drużynie wiary we własne umiejętności. Jeszcze przed rokiem - po kilku kolejnych porażkach - nieprzychylni nam ludzie żartowali, że jesteśmy najgorszą drużyną w historii tego klubu. Mecze bez porażki cementują zespół. W Legii chce grać chyba każdy polski piłkarz. A my mamy wielką frajdę, że nie dość, iż tu jesteśmy, to jeszcze trafiliśmy do historii klubu.
- Bardzo minimalne.
Co musiałoby się stać dziś wieczorem, by Legia odrobiła straty z Camp Nou?
- Nasz awans byłby kolejnym .cudem nad Wisłą". Musielibyśmy zagrać fantastyczny mecz, a Barcelona katastrofalny. Wykorzystać wszystkie sytuacje, mieć wiele szczęścia, nie popełnić ani jednego błędu, nie dać sobie strzelić gola.
Większość piłkarzy Legii myśli raczej o tym, by w ogóle wygrać zHiszpanami.
- Tak. To jest bardziej realny cel. To nie udało się żadnej polskiej drużynie w historii.
Wraca Pan czasem do meczu na Camp Nou?
- Nie ma do czego. Nie zmienimy tamtego wyniku. Pewnie, że porażka 0: l dawałaby więcej nadziei. Szansę byłyby byłyby więcej nadziei. Szansę byłyby większe. W ostatnich dziesięciu minutach mogliśmy zdobyć gola. Nie ma co gdybać.
Czy występ na Camp Nou coś Panu dał?
- Gdybym rozegrał 20 spotkań na takim stadionie, przy takiej publiczności, o taką stawkę, to pewnie odniósłbym wiele korzyści. Jeden taki mecz, i to w dodatku rozgrywany raz na jakiś czas, to niewiele. Granie na Camp Nou nie było dla mnie jakimś specjalnie wielkim przeżyciem, które zapamiętam na całe życie. Większe znaczenie mają jednak mistrzostwa świata i mecz z USA, z mundialu mam też lepsze wspomnienia. W Katalonii na pewno adrenalina skoczyła, atmosfera była podniosła, ale takiego dreszczyku emocji jak przed występem w reprezentacji nie miałem.
Jak Legia ma grać w rewanżu?
- Chcielibyśmy zagrać tak jak w poprzednim roku z Valencią w pierwszej Bundzie Pucharu UEFA. Agresywnie, skutecznie, nie pozwolić rywalom na zbyt długie rozgrywanie piłki, przerywać ich akcje. Potrzebna będzie asekuracja, granie blisko siebie. Jak zawodnik Barcelony minie jednego z nas, natychmiast musi być koło niego ktoś inny. Trzeba odjąć napastników od prostopadłych podań...
Jacy na boisku są zawodnicy Barcelony?
- Normalni. Pod każdym względem. Nie widać u nich żadnego gwiazdorstwa, obrońcy nie grają brutalnie, chamsko. Pozytywnie do nas podchodzili, nie było żadnych złośliwości. Umiejętnościami piłkarskimi jeśli nie przewyższają, to na pewno dorównują manierom. Trudno się gra przeciwko nim. Są bardzo silni fizycznie, duże wrażenie wywarł na mnie Frank de Boer. Niepozorny, ale bardzo wysoko skacze, mocno strzela z obu nóg, niemal perfekcyjnie wykonuje stałe fragmenty, o czym, niestety, się przekonaliśmy.
Kto jeszcze wywarł na Panu wrażenie?
- Zdecydowanie największe Saviola. Piłka się go słucha. Z przyjemnością się patrzy, jak prowadzi piłką, ma spory repertuar zwodów. Jest bardzo szybki, ma doskonałe przyspieszenie, tylko czyha na prostopadłe zagrania z pomocy, kietny jest także Kluivert, mocny fizycznie, twardy. Potrafi przyjąć piłkę z dwoma obrońcami na plecach, odwrócić się i strzelić. Ale manier gwiazdorskich też u nich nie zauważyłem.
Z pierwszej jedenastki, która wywalczyła tytuł mistrza Polski, nie ma Kar-wana, Murawskiego i Czereszewskie-go. Wyjechał także Piekarski, w klubie nie zatrzymano na eliminacje Ligi Mistrzów Mięciela. Zespól wzmocnił jedynie Dariusz Dudek. Nie ma Pan wrażenia, że w klubie nie zrobiono wszystkiego, by do tej Ligi Mistrzów awansować.
- Nie. To znaczy czuję sportową złość, bo w Lidze Mistrzów znowu nie będzie polskiej drużyny. Ale to tak, jakbym miał żal, że jest bieda. Pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Legia to biedny klub z biednego kraju i z takimi potęgami jak Barcelona nie ma szans. Nie ma się co porównywać.
Ale wspomniani zawodnicy odeszli przed losowaniem. Nie było wiadomo, z kim zagra Legia. Nie byłoby głupio, gdyby okazało się, że nie sprostaliście zespołowi z Rosji czy Austrii.
- Legii nie było stać na piłkarzy. Gdyby zaproponowano im pół miliona dolarów rocznie, to by zostali. A na siłę nie było szans ich zatrzymać, z niewolnika nie ma pracownika. Oni odeszli świadomie. Czuję pewną gorycz, rozczarowanie, ale nie żal. Nie stać nas na rywalizowanie z najlepszymi w Europie. Na mecz Barcelony przychodzi 100 tysięcy ludzi, u nas tylu jest w całej rundzie, a na dodatek uważają, że bilety są za drogie.
Legia zdobyła mistrzostwo Polski i: odeszło od niej kilku podstawowych zawodników, nie wypłacono premii za tytuł, nie pozyskano kolejnych udziałowców, spektakularnych transferów nie było, prawdopodobnie nie będzie awansu do Champions League... Mam wrażenie, że marketingowo fakt, iż do Warszawy wrócił tytuł mistrza Polski, nie został wykorzystany, lecz tylko narobił kłopotów.
- Rzeczywiście, mistrzostwo Polski oprócz radości i satysfakcji, niewiele nam dało. Czołowi piłkarze odeszli do Ligi Mistrzów raczej nie awansujemy, a premii za tytuł nie wypłacono. Nie wiem, czy to w ogóle jest czyjaś wina, ale mam wrażenie, że ten tytuł nie został w żaden sposób spożytkowany. Ale może wynika to z ekonomicznej sytuacji w całym kraju i na świecie? Wszędzie jest kryzys.
Ale i tak nie mamy wrażenia, że ten tytuł zmienił coś w klubie na lepsze. Nic się nie zmieniło w porównaniu z tym, co było. A już na pewno nie na lepsze. Pojawiła się za to nadzieja na przyszłość. Bo może będzie nowy stadion, może wreszcie znajdzie się inwestor.
Najlepszego piłkarza Legii, drużyny mistrza Polski, można kupić za 100 tysięcy dolarów. Taką ma Pan klauzulę w kontrakcie. Moim zdaniem ta kwota jest po prostu śmieszna.
- A co ja mam zrobić? W poprzednim sezonie rozmawiałem z prezesem Leszkiem Miklasem na temat przedłużenia umowy, zmiany warunków kontraktu. Mieliśmy wrócić do rozmów, ale jest nowy prezes i nastąpiła cisza. Ale przecież kontrakt, który obowiązuje mnie z Legią jeszcze przez dwa lata, to nie jest oczywiście potrzeba tej chwili i natychmiastowych rozmów. Mogę w każdym momencie odejść z klubu za kwotę, powiedzmy, symboliczną.
Już się pogodziłem z tym, jak działają prezesi w większości polskich klubów. Interweniują dopiero wtedy, gdy się postawi ich pod ścianą, gdy są konkretne oferty. Wtedy nagle przypominają sobie o wszystkim, że są kontrakty, że mają termin, kiedy się kończą, że są w nich jakieś klauzule. W Polsce nie ma dalekowzrocznej polityki, kluby żyją z dnia na dzień.
Na Zachodzie rozmawia się z piłkarzem o nowej umowie nie wtedy, gdy skończy się stara, ale przynajmniej rok przed wygaśnięciem. A u nas rzadko kto przedłuża kontrakt, chyba że na niesamowitych warunkach. Ale tak jest i ja nic nie zrobię.
Niedawno powiedział Pan: .Nie mogę obiecać kibicom, że w Legii skończę karierę".
- Tak. Mam 30 lat i chciałbym wiedzieć, co ze mną będzie za trzy-cztery sezony. Jeśli teraz dostałbym ofertę z zagranicy, kontrakt na kilka sezonów i oferta byłaby interesująca od strony sportowej, pewnie bym z niej skorzystał. Ja planuję swoją przyszłość z dużym wyprzedzeniem.
Wiadomo było, że w sierpniu Legia grać będzie co trzy dni. Mam wrażenie, że choć fizycznie drużyna przygotowana jest dobrze, na tle innych brakuje jej szybkości, dynamiki. Ciężkie treningi w czerwcu i lipcu plus sierpniowe mecze i podróże nie wyszły zespołowi na dobre.
- Ja też czuję, że nie jestem w formie, w jakiej byłem na przykład na mistrzostwach świata. Mój organizm nie wypoczął. Miałem po mundialu ledwie pięć dni wolnego. I od razu z okresu startowego, wszedłem w przygotowawczy. Teraz ciągle mi coś dokucza. Abym tak naprawdę się wyleczył, .musiałbym kilka tygodni odpocząć. A tak doktor mnie jakoś .składa" i gram w każdym meczu. Odpocznę w grudniu. A na razie wszyscy szukamy formy. Niemożliwe jest bowiem grać co trzy dni. W żadnym sporcie nie jest możliwe startować w tak krótkim odstępie czasu. Żaden sportowiec tego nie wytrzyma. W sierpniu w 30 dni rozegraliśmy dziesięć meczów. Fizycznie wytrzymałem je dobrze. Gorzej z dynamiką i szybkością.
Mówił Pan, że szuka formy. W jaki sposób?
- Odnowa biologiczna, odpowiednia dieta, prowadzenie się. Co można zrobić w trzy dni między meczami? Najpierw jest rozruch pomeczowy, potem przedmeczowy... Nie trenujemy zbyt intensywnie, bo można by się .zatrzeć". Mnie np. brakuje treningów strzeleckich. Nie miałem ich od dwóch miesięcy. A napastnik jest jak koszykarz. Czy wyobraża pan sobie, żeby koszykarz przez dwa miesiące nie trenował rzutów? Niewykorzystana sytuacja w Barcelonie to efekt braku takich treningów. Miałem ułamek sekundy, to musiało być zachowanie automatyczne, wyćwiczone - układasz odpowiednio ciało, nastawiasz nogę i trafiasz w bramkę. Ale takie rzeczy powinno się trenować. Ja powinienem mieć takie zajęcia raz w tygodniu.
To może niech Pan zostaje po treningu?
- To jest jakiś pomysł i często tak robiłem. Ale teraz nie mam na to energii i sił. Grając co trzy dni, trenując z zespołem i jeszcze indywidualnie, obawiałbym się o to, że pozrywam mięśnie.
Z kun się Panu gra lepiej -z Moussą Yahayą czy Stanko Svitlicą?
- Obaj mają wady i zalety, a poziom prezentująmniej więcej taki sam. Moussą więcej biega, absorbuje obrońców, ale nie jest takim egzekutorem jak Stanko. Ten ma dwie sytuacje i strzeli jednego gola. Kto gra, decyduje trener.
Być może do Legii wróci Sylwester Czereszewski.
- Przyda się nam każdy dobry piłkarz. Chciałbym, aby Sylwek był w formie z wiosny, kiedy strzelał gola za golem. Ważne, aby był zdrowy, bo wzmocni zespół i konkurencję w drużynie.
Czy Legię stać na obronę tytułu?
- Chyba tak. Większość fachowców znowu, tak jak w poprzednim sezonie, stawia na Wisłę. Nas to mobilizuje, że to krakowianie są faworytem. Po raz kolejny możemy coś pokazać, udowodnić, sprawić niespodziankę. Wisła teoretycznie się jeszcze wzmocniła. A my, także teoretycznie, jesteśmy słabsi. Na pewno z Karwanem, Murawskim, Piekarskim i Mięcielem wartość Legii - jako zespołu - byłaby większa. To, na co nas stać, okaże się już niedługo.
Na razie Legia nie przegrała 24 kolejnych meczów w lidze.
- Cieszy mnie to i mobilizuje. Dodaje drużynie wiary we własne umiejętności. Jeszcze przed rokiem - po kilku kolejnych porażkach - nieprzychylni nam ludzie żartowali, że jesteśmy najgorszą drużyną w historii tego klubu. Mecze bez porażki cementują zespół. W Legii chce grać chyba każdy polski piłkarz. A my mamy wielką frajdę, że nie dość, iż tu jesteśmy, to jeszcze trafiliśmy do historii klubu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.