Dominik Furman: Agresywna gra weszła mi w nawyk
10.09.2015 12:25
Zostałeś w Legii i dziś chyba wszyscy są z tego powodu szczęśliwi – kibice, trenerzy, koledzy z zespołu i Ty. Potwierdzasz?
- Mogę się wypowiedzieć w swoim imieniu, jestem zadowolony. Wydaje mi się, że trenerzy również. A kibice? Tego nie wiem. Zróbcie ankietę i zapytajcie. Skupiam się tylko na treningach i grze, staram się za bardzo nie zwracać uwagi na otoczkę medialną i to, co się dzieje wokół klubu. Oczywiście nie jest tak, że mnie to nie interesuje, ale staram się poświęcać temu mniej uwagi. Najważniejsza jest piłka, treningi, mecze. To co się o mnie mówi na zewnątrz to jakby inna bajka.
To jedna z tych zmian jakie zaszły w Dominiku Furmanie?
- Zawsze po meczach dużo myślę o tym co się działo w trakcie spotkania i o tym co się dzieje wokół tego zdarzenia. Jak wygrywamy jest super, jesteśmy chwaleni. Natomiast po przegranym meczu jesteśmy gnojeni, jesteśmy zerami. To ogromna huśtawka nastrojów. Wiem jak to funkcjonuje, choć z pewnością jeszcze wiele rzeczy mnie zaskoczy. Ale ze względu na sposób postrzegania, staram się nie przywiązywać do tego wszystkiego wielkiej uwagi. Najważniejsza jest dla mnie opinia trenerów, najbliższych, a nie osób, które nie znają zawodników i nie są zorientowane w całej sytuacji. Oczywiście szanuję ich zdanie, bo to jak odbierają cię ludzie to też ważna sprawa, ale nie najważniejsza.
A tak szczerze, zostałbyś w Legii gdyby nie kontuzja Ivicy Vrdoljaka? Dopóki Ivo był zdrowy to grał, a trener Henning Berg sadzał cię na ławce nawet po bardzo dobrych meczach jak w Kielcach gdy byłeś najlepszy na murawie. To musiało być frustrujące.
- Nie chce zdradzać szczegółów moich rozmów z klubem, oni coś powiedzieli i na razie się to sprawdza. Ode mnie teraz zależy czy będę grał w kolejnych meczach. Konkurencja jest coraz większa – przyszedł Stojan Vranjes, a Rafał Makowski strzela bramki w reprezentacji młodzieżowej. Do zdrowia wrócił już Michał Kopczyński, zaległości nadrabia szybko Mateusz Szwoch. Nie jest więc tak, że jest tylko Ivica Vrdoljak, który wróci w styczniu do gry. Są inni, gotowi do gry już teraz. Natomiast nie wiem czy bym został, gdyby nie doznał urazu. Nie potrafię tego jednoznacznie teraz ocenić. Tak jak wspomniałeś wiosną siadałem na ławce nawet po dobrych meczach. I frustracja była, każdy byłby podłamany. Trener o tym też doskonale wiedział i widział to przez 2-3 miesiące, gdy nie grałem. Nie mogłem się jednak obrazić, jedyne co mogłem mądrego zrobić to trenować i jeszcze raz trenować. Tylko w ten sposób mogłem skłonić trenera do zmiany zdania. Nigdy nie było moim zamiarem korzystać z czyjegoś nieszczęścia, ale taka jest piłka, że czyjaś kontuzja jest szansą dla kogoś innego.
Pod koniec sezonu zagrałeś jednak w kilku meczach i grasz w nich do dziś. Nie zawodzisz. W tej otoczce, o której wspomniałeś, kibice cię chwalą, a dziennikarze i trener Berg wymieniają twoje nazwisko w kontekście reprezentacji Polski. Można więc powiedzieć, że wszystko idzie we właściwym kierunku.
- Zgadza się, wszystko podąża właściwym torem, ale absolutnie mnie to nie zadowala. Chcę być coraz lepszy. Wiem, że to zabrzmi jak banał, że takie teksty są już pewnie nudne i źle odbierane przez kibiców, ale chcę się poprawiać, wyciągać wnioski po każdym spotkaniu. Pod względem indywidualnych występów było OK, ale jestem przekonany, że może być lepiej. Przede wszystkim pod kątem zespołu. Mamy trzecie miejsce i siedem punktów straty do lidera. To dużo za dużo. Przed nami mecz z Zagłębiem, który trzeba wygrać i pokazać, że będziemy walczyć o szybkie skrócenie dystansu, o powrót na pierwsze miejsce i potem nie oddać go już do ostatniej kolejki.
Po ostatnich meczach słyszałem wiele opinii, że Furman jest w optymalnej formie, a Ty mówisz, że możesz grać lepiej. To jak jest z tą formą?
- Nigdy nie wiesz kiedy masz optymalna formę, nie znasz swojej górnej granicy, tego czy możesz być jeszcze lepszy czy to już twój max. Wiem, że w meczach popełniałem błędy – czasem proste, czasem wymuszone, ale jednak. Chcę te błędy redukować, chcę by było ich jak najmniej – czy to z piłką czy bez piłki w defensywie. Najlepiej by nie było ich wcale, ale piłka jest grą błędów wiec tak się chyba nie da. Ja mam nadzieję, że nie jestem w optymalnej formie, że będę się poprawiał i grał lepiej.
Pamiętam jak po dobrym okresie w Legii, golu w Zabrzu powiedziałeś, że w Polsce tak jest, że w jednej chwili jesteś na górze, jesteś chwalony, a za chwilę spadasz w dół, a krytyka jest ogromna. Jesteś już na tyle doświadczony, że nie obawiasz się o to, że po dobrym okresie teraz może znów przyjść zły i krytyka?
- Wiadomo jak jest. Jesteś w Legii to trzeba zapieprzać, zasuwać ile fabryka dała, bo całe miasto kibicuje temu klubowi. Kibice często podkreślają, że za Legię trzeba zostawić zdrowie, oddać życie i mają do nas pretensje o zaangażowanie. A my to wszystko robimy! Komuś może się wydawać, że tak nie jest, ale jest w błędzie. Jak kibic spotka zawodnika w galerii handlowej, a piłkarz potem zagra słabiej, to od razu idzie przekaz, że gra kiepsko bo zamiast ćwiczyć włóczy się po centrach handlowych. A przecież jest czas na trening, na rozrywkę i na normalne życie. W galerii handlowej jestem codziennie, mam do niej pięć minut i tam robię wszystkie zakupy. Ale jeśli przytrafi mi się gorszy mecz, to nie będzie to powodem.
- A wracając do pytania o ewentualny spadek… Po pierwsze nie uważam, że jestem na górze czy TOPie. Po drugie coś czuję, że po przerwie na reprezentację będzie jeszcze lepiej, niż przed przerwą. A po trzecie najważniejsze jest dobro zespołu. Jeśli będziemy wygrywać, a ja będę grał słabiej. To będzie zadowolenie, choć będzie temu towarzyszył niedosyt, że gram gorzej. Trzeba rozdzielić jednak dobro swoje od dobra zespołu. Najważniejsze są wyniki drużyny.
Przed wyjazdem do Francji gra defensywna nie była twoim głównym atutem, teraz poprawiłeś grę w odbiorze, często robisz to dość agresywnie. Jaki rodzaj treningu we Francji wpłynął na tak znaczną poprawę tego elementu? Miałeś jakieś indywidualne treningi gry defensywnej, odbioru, ustawiania się?
- Nie, nie miałem żadnych specjalnych treningów. Jedyna różnica polegała na tym, że tam na treningach gra się bardziej agresywnie niż podczas meczów. Nie chce przez to powiedzieć, że u nas nie gra się agresywnie na treningach, ale tam było momentami naprawdę ostro. Czasem aż łapałem się za głowę. Siłą rzeczy przez ten rok gra agresywna weszła mi w nawyk, Poprawiły się też moje warunki fizyczne. Może obwód mojego bicepsu nie wynosi 50 centymetrów, ale masowo przybyłem na wadze 8 kilogramów – od momentu wyjazdu, do dziś. Do tego dochodzi wiara w siebie i doświadczenie. To wszystko przekłada się na skuteczniejszą grę w defensywie. Mnie bardzo pomaga pewność siebie, każdy kolejny rozegrany mecz. Zagrałem 13 pełnych spotkań i pojawia się pewien automatyzm. Im więcej gram tym bardziej uwidaczniają się te dobre cechy. Choć złe też i trzeba nad nimi pracować by było lepiej.
Kolejna sprawa – stałe fragmenty gry. Na treningach często wygrywasz rywalizację z Tomaszem Brzyskim w rzutach wolnych. To ma być/jest twój dodatkowy atut?
- Na razie na pięć rzutów wolnych w lidze był jeden gol, jeden strzał wybroniony przez bramkarza, jeden minimalnie niecelny z Łeczną i dwa nieudane z Kukesi i z Wisłą.
Masz dobrą pamięć!
- Tak, zapamiętuje takie rzeczy. Dla porównania w rundzie wiosennej nie było żadnego takiego rzutu wolnego. Nawet sobie żartowaliśmy z Tomkiem Brzyskim, że nie mamy okazji do wolnych, po których można skutecznie uderzyć na bramkę. Z pewnością chciałbym stałe fragment gry dopisać do listy swoich atutów. Niestety gdy gramy co trzy dni, czyli mamy dwa treningi, to jest mało czasu na doskonalenie tego elementu piłkarskiego rzemiosła. To nie jest usprawiedliwienie, ale po prostu czas goni. Mamy dwa treningi, z czego jeden regeneracyjny. Na tym drugim nie da się zrobić wszystkiego. Przed sezonem, w przerwie miedzy sezonami czy w przerwach na reprezentację mam na to czas i ćwiczę uderzenia z rzutów wolnych. Teraz grała kadra, był czas na takie treningi i zobaczymy w piątek – może będzie okazja by coś strzelić w taki sposób.
A jak to jest z tym dreptaniem przed rzutem wolnym, podnoszeniem ręki? Ty to robisz, a potem i tak strzela "Brzytwa". To ma zmylić rywala? Wydaje się, że wszyscy się już w tym połapali.
- Nie chcę zdradzać dokładnych szczegółów technicznych, ale tak w pewien sposób miało to zmylić przeciwnika. Faktycznie wydaje mi się, że ostatnio przeciwnicy już wiedzą czego się spodziewać. Może więc coś zmienimy. Zobaczymy. Ale to trafne spostrzeżenie.
Widzisz różnice w Legii przed wyjazdem i po powrocie? Chodzi mi głównie o pracę klubu, jakieś mentalne podejście do piłki - nie o poziom zespołu.
- Praca klubu jest jakby poza mną, nie wiem co się dzieje w biurach, jakie są plany i ich realizacja. Choć organizacyjnie widać postęp. Ja zwracam uwagę na rzeczy, które pewnie każdy dostrzega. Są nowe koszulki, sprzedają się świetnie, w rekordowej już liczbie. Jadąc samochodem z Woli widzę mnóstwo plakatów meczowych, akcja przynosi skutek gdyż frekwencja się poprawia.
- Jeśli chodzi o zespół to różnicę widać przede wszystkim poprzez pryzmat innego trenera. Każdy szkoleniowiec jest inny, między każdym widać różnice, choć są i podobieństwa. Gdy gramy co trzy dni, to na treningach pracujemy bardzo podobnie jak za trenera Jana Urbana. Jeśli chodzi o kontakty z trenerem to jest inaczej choćby z tego względu, że Henning Berg nie mówi po polsku. Czasem brakuje nam jakiegoś słówka, szukamy innego by coś przekazać. Trener też stara się do nas mówić prostym językiem, a z pewnością czasem by chciał omówić coś bardziej zawile, szczegółowo czy dosadnie. Inna jest też mentalność obu tych trenerów.
Było o różnicach w Legii, a jakie są różnice między Ekstraklasą, a Ligue 1? Tylko wskaż konkrety, a nie banały. Na czym polegają różnice w treningu, w przygotowaniu przedmeczowym, w taktyce?
- Trener Casanova, który mnie sprowadzał do Tuluzy, miał bardzo podobne metody pracy jak trener Urban. Obaj grali w lidze hiszpańskiej i chyba stąd to wynika. Dużo było ćwiczeń z piłką, na obozach przygotowawczych dwa razy dziennie treningi i w podobnym stylu jak było to w Legii. Rozgrzewki przedmeczowe, przygotowanie do meczu też niemal identyczne, nic nadzwyczajnego. Zgrupowania też podobne, choć we Francji byłem tylko na jednym. Mikrocykle też jakby znajome. Różnica polegałą na umiejętnościach poszczególnych zawodników i liczbie dobrych piłkarzy w kadrze. To przekłada się na rywalizację na treningach, której wynikiem jest np. wspomniana agresywna gra. Jeśli w Tuluzie tak było, to pewnie w PSG jest pod tym względem z dziesięć razy lepiej. To chyba jest ta różnica i o to w tym wszystkim chodzi.
Wspomniałem o temacie kadry - czy czujesz się gotowy by wrócić?
- Wrócić? Chyba do niej wejść (śmiech). Zagrałem tylko w takim zestawieniu ligowym. To oczywiście jest wyróżnienie, ale trudno powiedzieć, że byłem w reprezentacji Polski. Prawdziwa kadra to są mecze o punkty, powołania na te spotkania. Czy o tym myślę? Skłamałbym gdybym powiedział, że codziennie. Raz przeszła mi przez głowę myśl, że może teraz? Tak się jednak nie stało i skupiam się tylko wyzwaniach w Legii. O kadrze pomyślę, jak zadzwoni do mnie trener Adam Nawałka. Muszę robić swoje na boisku by ten telefon doszedł do skutku. Mamy teraz przez miesiąc do rozegrania siedem meczów – cztery w lidze, jeden w Pucharze Polski i dwa w Lidze Europy. Trzeba się pokazać i może wtedy zagram w reprezentacji Polski. Mam taką nadzieję.
A gdzie umiejscowiłbyś się w hierarchii środkowych pomocników w lidze? Czujesz się lepszy/gorszy od wychwalanego ostatnio w mediach Karola Linetty'ego?
- Na pewno nie czuję się w żaden sposób gorszy. W Polsce często się patrzy na wiek piłkarza. Jeśli zawodnik jest młody, ale coś osiągnął, zagrał kilka dobrych meczów, to stawiany jest bardzo wysoko w hierarchii. Karol jest nazywany najlepszym polskim pomocnikiem, ale z pewnością gorszy od niego się nie czuję. Żałuję, że nie grałem w większym wymiarze czasowym w żadnym meczu z Lechem. Superpucharu nie liczę, bo wszedłem na murawę przy stanie 0:2 i trudno było coś pokazać. Ja czekam z niecierpliwością na mecz z Lechem i jeśli zagram będę chciał pokazać się z jak najlepszej strony.
- Z pomocników w kadrze na mojej pozycji są Mączyński i Jodłowiec. Są Linetty i Borysiuk. W lidze Góralski z Jagiellonii, Murawski w Piaście i drugi Murawski z Pogoni. Oczywiście są też obcokrajowcy jak choćby Vranjes czy Hateley. Jest kilku fajnych zawodników, ale siebie wystawiłbym gdzieś w czołówce. Nie wiem czy w TOP 3 czy w TOP5 czy może w TOP 10 ale na pewno znalazłbym tam dla siebie miejsce. Ważniejsze jednak by do takiego zestawienia wstawili mnie eksperci, kibice lub sami piłkarze.
Po pobycie we Francji miałbyś jakieś rady dla młodych piłkarzy, którzy są przekonani, że nasza liga to zaścianek i za wszelką cenę trzeba z niej uciekać?
- Nie, gdyż każdy zawodnik jest inny, ma inny charakter. Nie ma więc reguły w wyjazdach wczesnych, przedwczesnych czy zbyt późnych. Nie znam każdego piłkarza na tyle dobrze, by móc doradzać w takich kwestiach. Nie znam też zresztą warunków, w jakie mogli by trafić – a to przecież też jest ważne. Można znaleźć się za granicą i nie grać przez rok. Ale reakcja na takie zdarzenie u każdego będzie inna. Jeden się załamie, a drugi będzie trenował za trzech i stawał się lepszym piłkarzem. Ja dzięki swoim doświadczeniom wiem jak będę podchodził do transferów zagranicznych. Jednak nie czuję się właściwą osobą by komuś innemu doradzać.
Jesteś w Legii na kolejny rok – wypożyczony. Jest ustalona jednak suma odstępnego i wszystkie warunki. Jakie są twoje plany na przyszłość? Zostajesz w Polsce na dłużej i będziesz tym legijnym Stevenem Gerrardem, o którym kiedyś rozmawialiśmy? Czy chcesz się tutaj odbudować i wyjechać do zachodniej ligi?
- Jakbym powiedział, że chcę się odbudować i wyjechać to mógłbym wywołać złość części kibiców.
Czemu, to przecież też świadczy o twoich ambicjach?
- Kiedyś z pewnością chciałbym jeszcze spróbować swoich sił za granicą, ale teraz skupiam się tylko na Legii, na teraźniejszości. I patrząc na to, co się dzieje od momentu gdy wróciłem na Łazienkowską, to wychodzi mi to na dobre. I dalej będę tak się starał myśleć. Oczywiście po części zależy ode mnie czy Legia mnie wykupi, ale ja muszę klubowi ułatwić decyzję swoją grą. A później nic już nie będzie uzależnione ode mnie. Usiądą prezes Bogusław Leśnodorski, Michał Żewłakow, Dominik Ebebenge i razem zdecydują czy warto po mnie sięgnąć na dłużej. Za nami 1/4 tego co mamy do rozegrania. Jest więc jeszcze trochę meczów do gry i na tym trzeba się skupić.
Na koniec dwie sprawy bieżące – Liga Europy. Znasz rywali. Czego się spodziewasz? Powalczycie o awans?
- Wiadomo, że faworytem grupy i zespołem najsilniejszym kadrowo jest Napoli. Patrząc tylko przez pryzmat papieru, to powinniśmy powalczyć z FC Brugge i Midtjylland o drugie miejsce. Belgowie i Duńczycy z pewnością powiedzą podobnie. Ale to nie znaczy, że tak musi być. Włosi przed meczami w LE i po nich maja trudne mecze, ciężki terminarz. Jestem optymistą. Grałem raz w fazie grupowej z Tranbzonsporem, Lazio i Apollonem. Wygraliśmy tylko jeden mecz, ale nie wstydzę się tych spotkań. Spotkania były wyrównane, może poza rywalizacją z Lazio w Warszawie. W pozostałych byliśmy piłkarsko jak nie lepsi, to na pewno na tym samym poziomie. Sam jestem ciekaw jak wypadniemy teraz na tle lepszych europejskich marek. Możemy tylko teoretyzować, ale papier i boisko to dwie różne rzeczywistości. Jeśli dla Napoli ważniejsza będzie rywalizacja w Serie A, to być może w LE szanse otrzymają rezerwowi. Ale to przecież też piłkarze, którzy potrafią dobrze grać w piłkę. Zobaczymy co dla Włochów będzie priorytetem.
Dla kibiców najważniejsze jest jednak mistrzostwo Polski. By je zdobyć musicie szybko ograniczyć liczbę wpadek takich jak z Piastem czy Koroną. To już drugi sezon gdzie takie wpadki mają miejsce zbyt często. Macie pomysł co zrobić by je ograniczyć?
- Myślałem o tym samemu w domu. W meczach z Wisłą, Piastem czy Jagiellonią prowadziliśmy 1:0. Graliśmy dobrze, nagle traciliśmy bramkę, dostawaliśmy lekki nokdaun i nie do końca potrafiliśmy się z niego podnieść. Z Wisła czy Piastem o tyle się otrząsnęliśmy, że stwarzaliśmy kolejne okazje. Z Jagiellonią było jednak naprawdę kiepsko. Ja sam po sobie czułem, że jadę na oparach. Ktoś zaraz powie, że to początek sezonu, że jesteśmy słabo przygotowani, skoro brakuje nam pary. Ale ten maraton meczowy był naprawdę intensywny, nie brakowało męczących podróży. To był ciężki okres. Ale teraz każdy z nas odpoczął, w piątek trzeba wyjść na Zagłębie i zjeść ich od początku. Nie ma innego wyjścia. Straciliśmy już dziesięć punktów – to sporo za dużo.
Wspomniałeś o tym przygotowaniu fizycznym. Ostatnio pojawił się ciekawy wywiad z lekarzem kliniki Rehasport w Poznaniu. Można z niego wywnioskować, że piłkarze Lecha, ich organizmy, nie są w stanie grać co trzy dni na wysokim poziomie. Po prostu nie pozwala na to poziom wytrenowania ukształtowany za młodu. Może tutaj tkwi jakiś problem? Jak jest z tym u was. Jak ty się czujesz grając co trzy dni?
- Każdy organizm jest inny. Ja się dziwiłem, że podczas ostatniego maratonu meczowego czułem się tak dobrze. Były przecież i podróże i gra w ekstremalnych upałach jak w Tiranie czy w Botoszanach. Mimo to czułem się naprawdę dobrze. Wyjątkiem było spotkanie z Jagiellonią, gdzie w końcówce miałem wrażenie, że to już granica. Nie czytałem wywiadu z tym lekarzem, ale na swoim przykładzie uważam, że nie jest tak źle. Mam świadomość, że potrafię grać co trzy dni, dać od siebie dużo choćby w kwestii biegania. Wiem na co mnie stać, że mogę dać coś od siebie zespołowi. Wydaje mi się, że ten problem mnie do końca nie dotyczy, ale zobaczymy jak będzie to wyglądało dalej. Znów będą spotkania co trzy dni i wtedy będziecie mogli ocenić jak to wyszło.
Ostatnie pytanie – Legia na stulecie klubu to Legia…
- ... walcząca, wygrywająca i nie poddająca się. A co za tym idzie mistrzowska. Jak będziemy wygrywać mecze, to wygramy też ligę. Ale szanujemy rywali i ich osiągniecia. Piast na 21 punktów możliwych do zdobycia ugrał ich 18. Mimo to ciągle słychać jakieś śmiechy, docinki, że zaraz spuchną i zaczną tracić punktów. My doceniamy to co zrobił Piast i teraz będziemy obserwować jak zareagują na fakt bycia liderem, na fakt, że zrobiło się o nich głośniej w mediach.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.