Gdy wrze już przed meczem... Historyczna rywalizacja Widzewa z Legią
30.10.2019 13:37
Mecze Legii z Widzewem to ponad 70 lat historii. Obie drużyny rywalizowały ze sobą już 76 razy. Ponad 40 zawodników grało w trakcie kariery w swoich klubach. Zdarzały się mecze określane potem "cudami", bywało, że nawet bramkarz strzelał gola. Walka obu klubów miała okresy gorące, jak i chłodniejsze. Ostatnie lata RTS-u w Ekstraklasie powodowały obniżenie temperatury. Teraz - po sześciu latach przerwy, gdy łodzianie odradzali się w niższych ligach, na spotkanie obu klubów z wielkim zaciekawieniem czekają kibice "Wojskowych" i RTS-u. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że bilety wyprzedały się migiem.
Miłe wspomnienia
Widzew? Wiem, że grał tam Zbigniew Boniek - śmiał się obecny trener Legii pytany o łódzki zespół. A co kojarzy mu się z przeszłością i rywalizacją obu klubów? - Nic konkretnego. Widzew obniżył już wtedy loty. To były trudne mecze w lidze, ale nie mające już statusu derbów. Każdy walczył o inne cele. Zagrałem w kilku spotkaniach przeciwko łódzkiej ekipie i mogę mieć raczej miłe wspomnienia - opowiada Aleksandar Vuković. Nie może być inaczej, bo aktualny szkoleniowiec "Wojskowych" wychodził na boisko w spotkaniach z RTS-em sześć razy i za każdym razem cieszył się z wygranej. Dodatkowo 40-latek strzelił dwa gole - w maju 2007 roku, gdy Legia wygrała 2:0, a potem także we wrześniu, gdy było 3:1 dla Wojskowych.
Nieco wcześniej niż gole Vukovicia, miało miejsce inne pamiętne wydarzenie. Bramkarz zdobywający bramkę w europejskiej lidze to wielka rzadkość. A stało się to w meczu Legii z Widzewem Łódź. Artur Boruc machający chorągiewką z radości to obrazek, który do dziś wielu kibiców stołecznej drużyny ma w pamięci. Golkiper dostał okazję do wykonania "jedenastki", gdy w 25. kolejce ekstraklasy "Wojskowi" prowadzili z RTS-em już 3:0. Boruc zdobył czwartą bramkę, a stanęło na wysokiej wygranej 6:0, jednej z najwyższych w XXI wieku. Inna sprawa, że celebracja została przez sędziego napomniana żółtą kartką, ale samego golkipera nie specjalnie obchodziło to po pokonaniu swego vis-a-vis, Norberta Tyrajskiego.
Aktualnie Legia ma na koncie serię dziewiętnastu meczów z Widzewem bez porażki, która trwa od sierpnia 2000 roku aż do listopada 2013 roku, czyli ostatniej rywalizacji z RTS-em, gdy "Wojskowi" wygrali 1:0 po golu Tomasza Jodłowca. Najlepszym strzelcem stołecznej ekipy w historii meczów z łodzianami jest z kolei Marek Saganowski, który sześciokrotnie posyłał piłkę do widzewskiej bramki.
Cuda...
Najszybsze skojarzenie na hasło Legia - Widzew? - Zdecydowanie jedno, mające związek jeszcze z młodzieńczymi latami. Słynny mecz! Ten, w którym warszawiacy prowadzili 2:0, a ostatecznie przegrali 2:3 - przyznaje Jakub Wawrzyniak, były piłkarz obu klubów, który zakończył już karierę.
Mecz z 18 czerwca 1997 roku przeszedł do historii obu klubów, ale też całej polskiej piłki. Legia prowadziła 2:0 po golach Cezarego Kucharskiego oraz Sylwestra Czereszewskiego. Wydawało się, że wszystko idzie po myśli stołecznej ekipy. Kolejne minuty zbliżały "Wojskowych" do radości. Zamęt wprowadził jednak kontaktowy gol Sławomira Majaka w 88. minucie. To był dopiero początek. Do ostatniej sekundy rywalizacji, łodzianie zdobyli jeszcze dwie bramki: wyrównał Dariusz Gęsior, a szalę na korzyść RTS-u przechylił Andrzej Michalczuk. Ci, którzy nie doczekali do końca rywalizacji, oglądając ją choćby w telewizji, mogli zacząć przedwcześnie świętować czy też smucić się.
(18.06.1997, 33. kolejka ekstraklasy) Legia Warszawa - Widzew Łódź 2:3 (1:0)
Kucharski (13. min.), Czereszewski (57. min.) - Majak (88. min.), Gęsior (90. min.), Michalczuk (90. min.)Żółte kartki: Kozioł, Staniek (Legia)
Legia: Szamotulski - Skrzypek, Zieliński, Sokołowski, Kozioł, Bednarz, Czykier, Staniek, Czereszewski, Kucharski (87' Kacprzak), Mięciel (90' Jałocha)
Widzew: Szczęsny - Szymkowiak, Łapiński, Bogusz (72' Szarpak), Michalczuk, Gęsior, Miąszkiewicz (65' Curtian), Michalski, Siadaczka, Majak, Dembiński.
Wtedy cud stał się faktem, a Widzew mógł świętować przy Łazienkowskiej mistrzostwo Polski. Potem Wciąż w pamięci, lecz już w mniejszym stopniu zostawały inne spotkania z Widzewem. Pozytywnie dla Legii zakończył się mecz z sierpnia 1997 roku, gdy "Wojskowi" zdobyli Superpuchar, choć przegrywali już 0:1 po goli Jacka Dembińskiego. Do remisu doprowadził Kenneth Zeigbo, a bramkę na wagę sukcesu zdobył Tomasz Sokołowski. Legenda głosi, że afrykański napastnik był po tym spotkaniu tak radosny, że na moment... zaginął. Gracz nie pojawił się na kolejnym treningu w klubie, w sztabie pojawiło się lekkie zaniepokojenie, a do sprawdzenia sytuacji zobligowano ś.p. kierownika drużyny, Ireneusza Zawadzkiego. Ten pojechał, a w bloku, gdzie mieszkał Zeigbo, natknął się na drzwi do jego mieszkania, które nie były zamknięte - wystarczyło pociągnąć za klamkę. Wyglądało strasznie, a skończyło się zobaczeniem wciąż trwającej balangi i zaproszeniem do wspólnej zabawy.
Wynik w drugą stronę przy Łazienkowskiej padł z kolei w lidze w 1996 roku. Wtedy "Wojskowi" prowadzili 1:0 dzięki Tomaszowi Wieszczyckiemu, ale gole Marka Koniarka i Piotra Szarpaka przesądziły o wygranej Widzewa w spotkaniu określanym "meczem roku". Wspomniane lata to najgorętszy okres rywalizacji obu klubów. Przed meczami mówiono i pisano wiele. Z czasem nawet spiker Legii, Wojciech Hadaj, przed jednym z meczów w Łodzi stwierdził, że zachęca kibiców do wzięcia kasków. Tamte lata obfitowały w gorącą temperaturę rywalizacji wykraczającej czasami poza boisko.
Z czasem Widzew słabł, choć zostawiał wśród zawodników interesujące wspomnienia. - Wiele mówiło się o sławetnym meczu, ale dla mnie Widzew stał się też pierwszym klubiem, w którym poczułem, że jestem piłkarzem. Wpływ miał na to fakt, że obecność kibiców, „czerwonej armii Widzewa” była faktyczna. Można było mieć poczucie gry dla poważnej grupy fanów. W każdym klubie gra przeciwko Legii jest świętem. Tak samo było, a teraz jest w drugiej lidze z Widzewem. Grając w Łodzi, cały zespół czekał na możliwość rywalizacji z legionistami - wspomina Wawrzyniak, który teraz więcej szans daje Legii. - Widzewowi należy się szacunek za wyeliminowanie z Pucharu Polski Śląska Wrocław, lecz mówimy o drużynie, która gra w drugiej lidze. Środowe spotkanie ma jednego faworyta - stwierdził.
Wspólna historia
Wspólne mecze, ale i zawodnicy. Legię i Widzew w trakcie swoich karier reprezentowało aż 41 zawodników. W tym gronie są będący tam chwilę zawodnicy jak Patryk Mikita, ale przede wszystkim postacie, które przez lata utrzymywały się na topie jak Maciej Szczęsny, Radosław Michalski czy Tomasz Łapiński, który przy Łazienkowskiej nie zabłysnął przez kontuzje, podobnie jak Marek Citko.
Wręcz oddzielnym rozdziałem był pobyt w Łodzi Dariusza Dziekanowskiego, który zapisał się w pamięci słynnym wywiadem. Marek Wawrzynowski, autor książki "Wielki Widzew" i dziennikarz "sportowefakty.wp.pl" pytany przez nas o myśl na hasło Legia - Widzew, wskazuje właśnie na "Dziekana", a także sprawę Jerzego Wijasa. - Historia stosunków Legii z Widzewem to wiele różnych skojarzeń. Oczywiście głównym jest niedoszły transfer Jerzego Wijasa i legenda, która się z tego zrodziła. Wijas był w połowie lat 80. jednym z wielkich talentów polskiego futbolu. W 1985 roku, jako 26-latek, ten defensywny pomocnik, był jedną z gwiazd Widzewa i pewniakiem do wyjazdu do Meksyku na mundial. W związku z tym, że nie chciał iść do Legii, jego kariera została zniszczona. Wylądował w jednostce w miejscowości Czarne i grał w lidze okręgowej. Świadkowie zdarzeń opowiadali, że była to prywatna zemsta jednego z generałów, któremu Wijas obiecał transfer. Ludwik Sobolewski, prezes Widzewa (pochodzący zresztą z warszawskiej Woli) kombinował jakby Wijasa nie puścić. W przeszłości wielokrotnie udawało mu się zatrzymać kluczowych zawodników przed wojskiem i transferem. Choćby Bońka i Janasa, którym nawet załatwił lipne studia ekonomiczne. Tym razem się przeliczył, bo sprawa była osobista. Gdy wiele lat później spotkałem Wijasa żałował, że kombinował jak wykiwać Legię. Ma poczucie zmarnowanej kariery - opowiada Wawrzynowski.
Jak Wawrzynowski wspomina kwestię Dziekanowskiego? - O jednego z najwspanialszych zawodników lat 80. Widzew rywalizował z Legią i wygrał. Zadecydowało podejście do piłkarza. Legia oferowała mu słabe warunki i chciała go pozyskać bardziej groźbą niż warunkami. Widzew dawał dużo lepsze, m.in. mieszkanie i dlatego poszedł do klubu z Łodzi. Za 21 milionów złotych, w tamtych czasach kwotę zawrotną. W Łodzi nie mógł się odnaleźć. Jak zresztą większość zawodników związanych z Warszawą. Gdyby wymienić warszawiaków, którzy poradzili sobie w Łodzi, to pewnie Henryk Dawid oraz Władysław Dąbrowski, choć ten bardziej, podobnie jak Mateusz Wieteska, był z Grodziska Mazowieckiego. Generalnie specyficzny klimat Łodzi był dla warszawiaków za ciężki, w tym dla wychowującego się na Marysinie Wawerskim „Dziekana”. Stąd jego słynne słowa w wywiadzie dla Jerzego Chromika ze „Sportowca”: „Wsiadam do samochodu i wyjeżdżam do stolicy na dyskotekę. Po minięciu tablicy z napisem "Warszawa" otwieram szybę i powiew innego powietrza wpływa na mnie kojąco. Za dwie godziny czuję się jednak znów łodzianinem”. Łódzcy kibice odebrali to jako „Łódź mi śmierdzi”. Dla mnie od początku do końca była to manifestacja przywiązania do Warszawy. Na pewno zbyt warszawski „Dziekan” nie czuł się dobrze w mieście włókniarzy, tym bardziej, że w szatni rządził Włodzimierz Smolarek. Może i legendarny ale raczej nie mający cech przywódczych. Dziekanowski intelektualne przytłaczał Smolarka i przez to dochodziło do spięć. Ostatnią rundę przed odejściem Dziekanowskiego do Legii zagrali razem – fantastycznie. Ale niewiele to zmieniło. Dziekanowski w końcu dotarł na Łazienkowską. Podobno za 70 milionów złotych - dodaje Wawrzynowski.
Ostatnim graczem, który dokonał ruchu na linii Warszawa - Łódź był Łukasz Turzyniecki. Prawy obrońca występuje w RTS-ie od lutego 2019 roku. Defensor ma na koncie jeden mecz w pierwszym zespole "Wojskowych", ale i tak jego pozyskanie przez Widzew wzbudziło wśród kibiców nieco poruszenia. Temat wciąż jest drażliwy. Przed meczem w Pucharze Polski, staraliśmy się porozmawiać z zawodnikiem. Działacze łódzkiego klubu dyskutowali nad tematem wywiadu przez blisko dwa tygodnie, a ostatecznie zarząd RTS-u zawetował możliwość rozmowy Turzynieckiego z Legia.Net. Władze łódzkiej ekipy nie zgodziły się także m.in. na sektorówkę ze strony kibiców Legii. Warto odnotować, że w kadrze Widzewa jest jeszcze jeden gracz, który w przeszłości występował w rezerwach "Wojskowych". Mowa o Marcelu Gąsiorze, który do Łodzi trafił latem.
Wyjątkowy mecz
Środowe spotkanie będzie o tyle wyjątkowe, bo zostanie rozegrane po sześcioletniej przerwie. Poza tym nie wiadomo, jak prędko dojdzie do kolejnej rywalizacji Legii z Widzewem. RTS gra w drugiej lidze i ma plany szybkiego awansu, co zwłaszcza przy pełnym stadionie wygląda kusząco. W poprzednim sezonie łodzianie mieli jednak autostradę do promocji, lecz w końcówce sezonu, przez serię remisów, nie dali rady uporać się m.in. z Elaną Toruń czy GKS-em Bełchatów. Jak będzie teraz? Awans jest głównym celem Widzewa, lecz pokonanie Legii w takim momencie byłoby ogromną motywacją. Z drugiej strony, drużyna z Łazienkowskiej ma wręcz obowiązek ograć drugoligowca, który występuje na trudnym i gorącym terenie.
Pewne jest, że w Łodzi emocji nie powinno brakować. Spotkanie Widzewa z Legią rozpocznie się w środę o godzinie 20:30. Relacja na Legia.Net. Przy okazji zapraszamy do dyskusji o tym, jakie wspomnienia najmocniej symbolizują wam rywalizację obu klubów!
Quiz
Co pamiętasz z meczów Legii z Widzewem
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.