Guilherme: To był udany rok, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia
25.12.2016 20:50
Gui dla ciebie i dla Legii ten rok był bardzo udany – mistrzostwo, Puchar Polski, awans do Ligi Mistrzów i wyjście z grupy śmierci – chyba rok temu takie założenia wziąłbyś w ciemno.
- Zgadza się, te wszystkie tytuły, Liga Mistrzów, Liga Europy – rok temu zabrzmiałoby to jak bajka. Tym bardziej, że ten rok jest jubileuszowy, przypada na 100-lecie klubu. Z pewnością rok temu, brałbym to w ciemno. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, nie chcemy na tym poprzestać.
Zdobyliście mistrzostwo Polski ze Stanisławem Czerczesowem. Jak z perspektywy czasu wspominasz współpracę z Rosjaninem?
- Mnie już zawsze z trenerem Czerzcesowem będzie kojarzył się obóz przygotowawczy na Malcie. Chyba nigdy wcześniej tak ciężko nie pracowałem. Ale dzięki swojej silnej osobowości i umiejętnościom, ogromnej charyzmie, udało mu się wszystkich przekonać do swoich metod pracy. Przyzwyczaił nas do dużego wysiłku i do wygrywania. Wpoił w nas mentalność zwycięzców. I to chyba jest największa nauka, jaką pobrałem z pracy z Rosjaninem. Ale te zgrupowanie, chyba będę wspominał latami (śmiech), było jak obóz przetrwania.
Po dublecie powinniście iść siłą rozpędu dalej, ale wraz ze zmianą trenera coś się zacięło. Na waszą grę patrzyło się z trudem, wyniki w lidze były dalekie od oczekiwań. Potrafisz dziś znaleźć powód tego co się z wami działo?
- Pewnie ile ludzi, tyle opinii - również wśród nas, piłkarzy. Jak wiesz nie lubię nikogo krytykować, więc nic takiego ode mnie nie usłyszysz. Powiem więc tak – po odejściu Czerczesowa, a po przyjściu Hasiego, wiele się w zespole zmieniło. Odeszło kilku kluczowych graczy, przyszli nowi. Do tego trener wprowadzał nową filozofię i taktykę – zanim to wszystko zacznie funkcjonować, jak należy, musi minąć trochę czasu. Adaptacja nowych piłkarzy do zespołu też musi potrwać. To z pewnością miało wpływ na naszą grę i wyniki, m.in. dlatego nie wyglądało to tak, jakbyśmy sobie życzyli i założyli.
Co takiego pozmieniał Magiera w stosunku do poprzednika, że nagle wszyscy zaczęli grać w piłkę, każdemu zaczęło się chcieć?
- Trener na pewno potrafił do nas trafić, ale niezwykle ważna była też nasza świadomość. Każdy z nas wiedział, że naszym celem jest mistrzostwo Polski, by je zdobyć trzeba było zacząć wygrywać kolejne spotkania. Trener dał nam impuls, tak zwykle się dzieje, gdy jest zmiana szkoleniowca – nie tylko w Legii, ale na całym świecie. Co istotne kilku graczy miało świadomość, że miejsce w zespole mają na stałe. Gdy zmienił się trener, musieli się ogarnąć, zacząć pracować jak wszyscy. Nowi dostali pozytywnego kopa i z czasem zaczęli grać jeszcze lepiej.
Trener ma pseudonim jeszcze z boiska – Magik. Rzeczywiście jest czarodziejem?
- (śmiech). Nie, nie ma czegoś takiego jak magia w piłce nożnej. Trener Magiera wyznaje etos pracy i u niego każdy musi ciężko pracować, nie ma wyjątków. Dotyczy to nie tylko zawodników, ale i członków sztabu oraz wielu osób, pracujących przy drużynie i tworzących znakomitą atmosferę. Ja dzięki trenerom, Adamowi Mieszkowskiemu czy Konradowi Paśniewskiemu czuję się w Legii znakomicie. Poza tym wszystko jest poukładane, wszystko na swoim miejscu – dlatego wszystko zagrało. To nie kwestia magii, tylko ciężkiej pracy.
Masz za sobą mecze w Lidze Mistrzów. Który z nich był najlepszy, który będziesz wspominał latami. Za 20 lat siądziesz razem z Ivi i dwójką małych Gui i powiesz wszystkim – to był ten mecz!
- Dwa mecze z Realem Madryt miały ogromne znaczenie. Uwierzyliśmy w tym dwumeczu we własne siły. Zobaczyliśmy, że możemy z graczami tej klasy grać, jak równy z równym. Ale dla mnie osobiście, najbardziej udany był mecz ze Sportingiem, z wielu powodów. To był mecz decydujący, miał ogromny ciężar gatunkowy. Przed tym spotkaniem byłem kontuzjowany, nie mogłem normalnie trenować, musiałem się leczyć. A udało zagrać się dobry mecz, strzeliłem gola, który zdecydował o wygranej i awansie. Więc dla mnie to był ten mecz!
Przebiegiem meczu nie byłem zaskoczony, ale tym, że potrafisz przepowiadać przyszłość już tak. Przed spotkaniem ze Sportingiem powiedziałeś, że wygracie 1:0, trener Magiera dodał, że po bramce Guilherme i tak się stało.
- Tak wyszło (śmiech). Jeden z portugalskich dziennikarzy zapytał na konferencji prasowej, czy mając na uwadze przebieg poprzednich meczów, spodziewam się spotkania z wieloma bramkami. Odpowiedziałem, że nie, że wystarczy, jak wygramy 1:0. Trener dodał, że najlepiej, jeśli tak się stanie po mojej bramce, nawet w zapiskach wpisał sobie, że do przerwy będziemy prowadzić 1:0 po moim golu. Fajnie. Udało się to zrealizować w stu procentach.
Dla ciebie gol ze Sportingiem, klubem z kraju, w którym spędziłeś sporo czasu, przeciw byłemu trenerowi, miał podwójny smak i znaczenie?
- To takie smaczki, dość istotne, ale nie miałem tego w głowie wychodząc na boisko. To jest historia, tak było – grałem w Portugalii, Jorge Jesus jest moim byłym trenerem – ale historia jest w muzeum. Ja byłem skupiony na czymś innym – awansie do kolejnej rundy dla Legii. Klubu, który kocham i mam w sercu. Poza tym, wyszedłem na murawę z nie do końca zaleczonym urazem, grałem z dużym bólem i poświeceniem. Na szczęście wszystko się udało, było warto.
Wspomniałeś, że masz Legie w sercu. Jesteś doceniany przez kibiców, którzy skandują twoje nazwisko z trybun. Przyjemny dreszczyk emocji? Powód do dumy?
- To cudowne uczucie. W tym sezonie zdarzyło mi się po raz pierwszy usłyszeć swoje nazwisko skandowane przez kibiców. Każdy zawodnik na świecie marzy o takiej chwili. Legia to klub, który zrobił dla mnie bardzo dużo, czuję się w nim dopieszczany. Staram się odwdzięczyć za wszystko na boisku.
W lidze zostały cztery punkty straty do Jagiellonii i Lechii. Dużo czy mało?
- Pamiętajmy, że ta strata była nie tak dawno dużo większa. Nie jest wiec źle, do rundy wiosennej przystąpimy w dobrych nastrojach. Jeśli utrzymamy wysoką dyspozycję, będziemy skoncentrowani, nie będziemy tracili punktów z teoretycznie słabszymi rywalami, to skończymy ligę z przewagą nad innymi. Nie mogą nam się przydarzać takie mecze jak z Wisła Płock. Prowadziliśmy 2:0 i gdybyśmy to utrzymali, to dziś byłyby już tylko dwa punkty straty.
Z Wisłą nie zagrał Guilherme, więc było trudniej.
- Dzięki, ale wcześniej byłem na murawie z Termaliką, a przegraliśmy. Mamy tak duży potencjał z przodu, że musimy takie spotkania wygrywać – bez względu na to czy zabraknie jednego, dwóch czy może trzech graczy. Szanujemy każdego rywala, ale takie rzeczy nie mogą się nam zdarzać. Musimy trzymać koncentrację – zawsze i wszędzie.
W lutym zagracie z Ajaksem. Dwa lata temu z nimi już graliście. Jesteście teraz lepszym zespołem?
- Tak, mamy mocniejszą drużynę – zwłaszcza w ofensywie. Poza tym mamy dużo większe zaufanie do siebie i wiarę we własne umiejętności. Wchodzimy do Ligi Europy z grupy śmierci w Lidze Mistrzów – to wszystko ma duże znaczenie dla naszej psychiki, dla morale zespołu. Na pewno możemy powalczyć z Ajaksem i wyjść z tego starcia zwycięsko.
Zanim wrócicie do piłki będzie czas na zasłużony odpoczynek. Jakie plany urlopowe?
- Teraz najważniejszy będzie odpoczynek i spotkanie z rodziną. Moja żona Ivi mnóstwo czasu spędza sama w domu. Teraz będę mógł w końcu dłużej pobyć z nią. Święta spędzę w Brazylii z najbliższymi. Cieszę się na myśl o tym, bo tam teraz jest naprawdę ciepło. Niby już się przyzwyczaiłem do zimna, ale chętnie złapię trochę słońca.
Za pomoc w tłumaczeniu jak zawsze dziękujemy Adamowi Mieszkowskiemu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.