Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jacek Bąk opowiada dlaczego nie trafił do Legii

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

14.09.2010 01:16

(akt. 15.12.2018 14:36)

Od dziecka chciałem występować w Legii, a okazja nadarzyła się na zakończenie kariery. Legia zgłosiła się do mnie jeszcze w kwietniu, kiedy było wiadomo, że nie zostanę w Al-Rayyan.  Prezes Leszek Miklas zaproponował kontrakt na rok. Chciałem na dwa. I zaczęła się heca, bo nikt nie chciał ustąpić. Zarzucali mi, że jestem kontuzjogenny. - Panowie, znacie mnie, gram w reprezentacji. Utrzymałem się dwanaście lat na Zachodzie, to coś znaczy dla polskiego piłkarza. A wy macie jakieś obawy? - tłumaczyłem. Zrozumieli. To przynajmniej miałem z głowy. Rozpoczęliśmy rozmowy o pieniądzach. Zażądałem tyle samo, co najlepiej opłacani Edson i Roger - 250 tysięcy euro netto za s ezon. Niby dlaczego miałem być gorszy?

Miklas się zgodził, ale zdębiałem, kiedy zobaczyłem kontrakt. Było 250 tysięcy, tak jak się umówiliśmy, owszem, ale brutto. Żarty sobie ze mnie robią?! Zadzwoniłem do Mirka Trzeciaka, dyrektora Legii, z którym wcześniej grałem w Lechu i w reprezentacji. - Wiesz, założysz firmę, zarobisz więcej. Jako przedsiębiorca zapłacisz 19-procentowy, a nie 40-procentowy podatek - tłumaczył pokrętnie Trzeciak. Kur..., co to ma znaczyć! Chcecie mnie czy nie?

Wieczorem odezwał się do mnie Maciej Falek, działający na rynku piłkarskim w Austrii. - Mam dla ciebie fajny klub - rozmowa była krótka. Następnego dnia byliśmy już w samolocie do Wiednia. Negocjacje trwały kilka godzin. Pojechaliśmy na zakupy, kupiłem żonie dwie pary butów, a sobie kilka koszulek i spodnie i wróciłem do klubu. Czekała już na mnie umowa gotowa do podpisu. Zostałem najlepiej opłacanym piłkarzem w Austrii Wiedeń. Pieniądze szły z prywatnego konta Franka Stronacha, właściciela klubu.

Wcześniej, kiedy byłem z Falkiem na zakupach, zadzwonił Trzeciak. Dowiedział się z prasy, że dzisiaj mam być w Wiedniu. Nie silił się na żadne „Cześć" czy „Co u ciebie?". Od razu zapytał: - Podpisałeś? Jeszcze nie? Wstrzymaj się, Jacek. W Legii będziesz bożyszczem. Z tym brutto i netto to nie moja wina, tak wyszło - wyjaśniał. No, moja wina to też nie była. Miklas opowiadał później, że nie przyszedłem, bo chciałem niebotycznych pieniędzy - pół miliona euro za sezon. Wariactwo. Zrobił ze mnie sępa, ale widocznie musiał się wytłumaczyć przed kibicami ze spartaczonych negocjacji. Austria załatwiła mnie w kilka godzin, Legia cackała się z tym trzy miesiące. Pytałem później kolegów, skąd w ogóle wziął się ten Miklas. Podobno sprzedawał samochody w FSO. Może lepiej, żeby przy tym został... W Warszawie były już przygotowane koszulki Legii z moim nazwiskiem na prezentację. Zostawiłem sobie jedną na pamiątkę.

Polecamy

Komentarze (35)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.