Jak prezydent Sportingu uratował klub przed bankructwem
07.12.2016 09:25
Sporting CP w finansowe tarapaty wprowadził Godinho Lopes. Prezydent klubu, który urzędował w latach 2011-2013. Podczas jego kadencji dług lizbończyków urósł dwukrotnie (wynosił prawie 400 milionów euro). Lopes w pierwszym sezonie wydał około 34 milionów euro na nowych piłkarzy. Sprowadził takich zawodników jak Ellias, Diego Capel, Jeffren, Valeri Bojinov. Wszyscy czterej gracze nigdy nie spełnili oczekiwań kibiców, natomiast zarabiali olbrzymie pieniądze. Podobnie było ze Stijnem Schaarsem, Oguchim Onyewu czy później z Zakarim Labyadem, którzy przyszli za mniejsze kwoty. Gdy „Lwy” zaczęły popadać w coraz większy kryzys, rozpoczęła się wyprzedaż największych gwiazd zespołu. Warto tutaj podać przykład Matiego Fernandeza. Chilijczyk praktycznie sam wyeliminował Legię Warszawa oraz Manchester City z Ligi Europy, a został oddany Fiorentinie za nieco ponad 3 miliony. Przypomnijmy, iż w tym samym czasie do Florencji przeniósł się również Rafał Wolski. „Wojskowi” zarobili na pomocniku około 2,7 miliona euro.
W kolejnym okienku transferowym Lopes nie przestał być jednak aktywny na rynku. Jednakże tym razem kupował piłkarzy za pomocą Third Party Ownership. Dzięki zewnętrznym funduszom pozyskiwał piłkarzy, ale gdy klub chciał ich sprzedać, praktycznie nic nie zarabiał. Kibice przestali chodzić na mecze Sportingu. Jeśli pojawiali się na trybunach, to tylko po to. by obrazić ówczesnego prezydenta. „Lwy” w sezonie 2012/2013 zajęły ostatnie miejsce w grupie w Lidze Europy. Lizbończycy za rywali mieli Videoton FC, KRC Gent oraz FC Basel. Zespół ze stolicy Portugalii utkwił na dziesiątej lokacie w lidze, a Lopes zrezygnował ze swojej funkcji, pod naciskiem całego otoczenia. - Ponad połowę zawodników, których sprowadził, miał w swojej agencji superagent Jorge Mendes. Dodatkowo pozyskiwał graczy za pomocą Third Party Ownership, który niemal doprowadził klub do ruiny – mówił nam Filip Jabłoński ze sportingpoland.com.
W marcu w 2013 roku nowym prezydentem Sportingu został Bruno de Carvalho. Młody biznesmen był zupełnym przeciwieństwem Lopesa. Porządki w finansach zaczął przede wszystkim od siebie i administracji. Jego pensja w ciągu miesiąca wynosiła 5 tysięcy euro, a nie tak jak u poprzednika 100 tysięcy. Następnie pozbył się kominów płacowych w piłkarskiej szatni. – Wychowankowie oraz zawodnicy z dłuższym stażem w zespole zgodzili się na takie rozwiązanie, ponieważ prezydent obiecał im premie w zależności od wyników drużyny – kontynuował Jabłoński. Później Carvalho wziął się za graczy, którzy nie spełniali oczekiwań fanów. Sprzedał ich za pół ceny bądź wysyłał na wypożyczenia i czekał, gdy skończą im się umowy. Kolejnym krokiem było wykupienie zawodników z funduszy.
Carvalho rozpoczął walkę o dobre imię Sportingu w Europie. Prezydent twierdził, iż jego klub jest notorycznie oszukiwany w europejskich pucharach. – Carvalho sądził, że portugalskie kluby nie są szanowane w Europie. Miał pretensje do UEFA, gdy jego Sporting przegrał z Schalke 3:4 po jedenastce z „kapelusza” w doliczonym czasie gry. Innym razem w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów lizbończycy przegrywali 1:2 z CSKA Moskwa. Do wyrównania doprowadził Slimani, lecz gol nie został uznany, ponieważ według arbitrów piłka wyleciała poza boisko w powietrzu podczas dośrodkowania. Powtórki pokazały, iż sędziowie się pomylili. Później rywale trzeci raz trafili do siatki i awans do elitarnych rozgrywek stał się nierealny – tłumaczył Jabłoński. Ponadto prezydent „Lwów” jako jeden z pierwszych zaskarżył Third Party Ownership. Według naszego rozmówcy dzięki niemu takie transfery przestały być legalne.
Prezydent „Lwów” nie jest jednak idealny. Często włącza się w różne przepychanki słowne. Praktycznie zawsze mówi, to co myśli. Oczekuje, iż w piłce nożnej zacznie się używać najnowszej technologii. Jego słowa jednak po jakimś czasie są brane pod uwagę. Już niedługo w niższych ligach portugalskich mają być testowane powtórki wideo oraz goal-line technology. Ponadto dzięki Carvalho powstało hasło #SportingPortugalnotLisbon. Prezes przypomina, iż Sporting CP oznacza, że Sporting jest z Portugalii, a nie tylko z Lizbony.
Kibice dziś nie wyobrażają sobie nikogo innego jako szefa klubu. W najbliższych wyborach jest murowanym faworytem do zwycięstwa. – Mówi się, że do walki o prezesurę stanie z nim Luis Figo. Jednakże nie daje mu się większych szans, za jego podchody do Benfiki – powiedział nam Jabłoński.
Carvalho to prezes, który podczas meczów siedzi razem ze sztabem szkoleniowym na ławce rezerwowych. Po spotkaniach ściska się z piłkarzami i razem z nimi idzie podziękować fanom za doping. Potrafi sprowadzić do klubu młodych i utalentowanych piłkarzy, a następnie sprzedać ich za duże kwoty. Dobrymi przykładami są Joao Mario (sprzedany do Interu za 40 milionów euro) i Islam Slimani (sprzedany do Leicester City za 30 milionów euro). Ponadto zredukował dług lizbończyków do około 200 milionów euro. Doszedł do tego etapu z „Lwami”, w którym Lopes przejmował klub. Za jego kadencji debet jest stale spłacany. Sportowo też jest o wiele lepiej.
- Świetny, młody prezes o wielkiej znajomości ekonomii, prawa i zarządzania, współpracujący ściśle z kibicami, starający się o perfekcyjne stosunki z piłkarzami, zarządem i trenerami, walczący o dobre imię klubu na arenie międzynarodowej i posiadający wiele innowacyjnych i świetnych pomysłów biznesowo-marketingowo-PRowych. Jedyny jego wyraźny minus to często brak opanowania który objawia się brakiem hamulców i karami finansowymi czy zawieszeniami za komentarze pomeczowe lub awantury przy ławce rezerwowych, ale za to go szanuję, podobnie jak 99% kibiców Sportingu – powiedział nam Jabłoński.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.