Marc Gual Kacper Tobiasz
fot. Paulina Szewczuk

Kacper Tobiasz: Za mało ryzyka

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Canal+ Sport

09.10.2023 01:50

(akt. 09.10.2023 02:33)

– Podejmowaliśmy za mało ryzyka. Nie mówię o rozgrywaniu od tyłu, bo tam ono jest, czasem niepotrzebne. Pojawiły się momenty, w których powinniśmy mieć większą dokładność. W niektórych akcjach, zamiast oddawać strzał, można było podać, albo odwrotnie. To detale, które sprawiły, że spotkanie nie poszło w dobrą stronę – opowiadał po domowej porażce z Rakowem (1:2) w 11. kolejce PKO Ekstraklasy bramkarz Legii, Kacper Tobiasz.

– Początek meczu okazał się słaby, nie był to najlepszy fragment w naszym wykonaniu pod kątem ofensywnym. Straciliśmy bramkę, Raków się troszkę wycofał i zaczęliśmy grać swoje, bodajże w okolicach 25. minuty, tak jak na starcie drugiej połowy. Staraliśmy się narzucać własne warunki. To cecha naszej drużyny.

– Nie podoba mi się to, że tracimy tak dużo goli. Jestem bramkarzem, moim głównym zadaniem jest bronienie i zachowywanie czystych kont. Ostatni raz zagrałem na zero z tyłu bodajże z Koroną Kielce, czyli w meczu, który – biorąc pod uwagę liczbę spotkań – odbył się dawno temu.

– Jeśli mielibyśmy wygrywać 3:2, 2:1 czy 4:3 i w ogóle nie przegrywać, to nie miałbym z tym żadnego problemu, gdyż dobro drużyny jest dla mnie najważniejsze. Mam jednak cele, ambicje, na pewno chciałbym częściej grać na zero z tyłu.

– Gra nogami to u mnie udoskonalony element. Nie boję się tego aspektu, zawsze się pokazuję i staram się być dodatkową opcją dla reszty drużyny, ale nie można tego nadużywać. Raków grał o wiele bardziej bezpośrednio, może nie stworzył tyle sytuacji co my, aczkolwiek wygrał. Nie jest to pierwszy raz, kiedy kontrolujemy spotkanie, fajnie rozgrywamy, kreujemy, lecz brakuje wykończenia.   

– Asysta z meczu z Widzewem nie będzie ostatnią w tym sezonie? Zobaczymy, traktuję to jako plan drugo czy nawet trzeciorzędny. Może się powtarzam, ale wolałbym więcej razy zagrać na zero z tyłu. Cieszę się z pierwszej liczby, zawsze chciałem ją mieć, wiedząc jakim profilem bramkarza jestem, czyli raczej takim, który nie boi się grać nogami. Z tyłu głowy miałem to, że skoro Ederson wywalczył asystę, to czemu ja nie mogę. Fajnie, że się udało. Myślę, że nigdy więcej nie powtórzę takiego kopnięcia w swoim życiu. Wtedy wyszło mi dosłownie wszystko, razem z wyrzuceniem piłki na 5. metr i zatrzymaniem się futbolówki. Miło, że Ernest Muci wykończył akcję.  

– Stracony gol z wyjazdowego meczu z Ordabasami Szymkent biorę na klatę, zachowałem się wtedy jak bramkarz juniorski. Nie lubię wracać do tej akcji, bo wiem, że jest ona na moje konto. Wydaje mi się, że jedyna bramka, pod którą mogę się jeszcze podpisać, to ta z Austrią Wiedeń, przy której podawałem do Juergena Elitima. Może gdybym trochę dokładniej zagrał, to miałby on łatwiejszą sytuację do wyprowadzenia piłki. To nie był pierwszy raz, gdy zagrywałem do środka, a zawodnik zgrywał. Wiadomo, wiąże się to z dużym ryzykiem. Uważam, że przez te dwie bramki zaczęto mi przypisywać łatkę, starano się doszukiwać mojego błędu przy praktycznie każdym straconym golu. Trudno jest się nie przejmować, jak nagle wszyscy zaczynają mówić, że nie dojeżdżasz, że powinni cię zmienić. Odciąłem się od tego, dalej robiłem swoje. W obecnym sezonie tracimy trochę więcej bramek niż w poprzednim, lecz zdobywamy ich więcej, gdyż nasz styl się zmienił. Mam wrażenie, że ludzie nie zauważają, że gramy odważniej. Trzeba się liczyć z ryzykiem.

– O wiele łatwiej obronić rzut karny, jak strzelają ci go sześciokrotnie niż raz. Ostatnia "jedenastka" w lidze, jaką wybroniłem (w meczu z Lechem Poznań przeciwko Ishakowi – red.), była chyba pierwszą, którą mi strzelano. Potem nie udało mi się obronić 3 czy 4 karnych w ekstraklasie. To gra psychologiczna, teraz trochę mniej na to pozwalają, więc trzeba szukać innych sposobów. Jedni starają się schować bidon (ze wskazówkami – red.), a drudzy bronią "jedenastki". Mieliśmy plan, by wysłać bidon do Danii (Midtjylland – red.) na pamiątkę, ale stwierdziliśmy, że trzeba zachować pokorę. Nie ma co zaczepiać. Takiego cwaniactwa używałem w poprzednich seriach rzutów karnych, więc nie mam nikomu nic za złe. Żarty w piłce były, są i będą. To się nigdy nie zmieni.

– Mam wrażenie że po golu Gajosa z poprzedniego sezonu (ze środka – red.) zacząłem grać jeszcze wyżej niż wcześniej. W meczu z AZ udało mi się przechwyć piłkę na połowie boiska i gdyby nie to, napastnik miałby pewnie sam na sam ze mną. Jestem uczulony na to, że w lidze są piłkarze, którzy potrafią huknąć. Wiedziałem, że Maciej dysponuje znakomitym uderzeniem, ale z 20-30 metrów, nie z 70. Podejmuję ryzyko, drużyna również, więc trzeba się liczyć z tym, że taka bramka mogła wpaść. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy, ale nie jestem pierwszym i ostatnim zawodnikiem, który stracił takiego gola. Są nawet tacy, którzy grają niżej ode mnie i też dostawali takie bramki.  

ZOBACZ TAKŻE:

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.