Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu w Dortmundzie
23.11.2016 10:21
- Lepsze wrogiem dobrego – W spotkaniu z Jagiellonią w Białymstoku bardzo dobrze zagrał środek obrony. Duet Pazdan – Rzeźniczak fajnie się uzupełniał. „Pazdek” był pewny siebie, a „Rzeźnik” zagrał najlepsze zawody w tym roku. To dawało podstawy do wiary w to, że z wicemistrzem Niemiec nie musi wyglądać to źle. Niestety sztab szkoleniowy tym razem przekombinował ze składem. Tak jak do tej pory tylko i wyłącznie chwaliłem trenera, tak uważam, że tym razem pierwszy raz, odkąd jest w Legii, po prosto przedobrzył. Już zmiana w bramce była rewolucją i eksperymentem. Ale przesunięcie Rzeźniczaka na lewą stronę bloku defensywnego, gdy dopiero co zaczął dobrze funkcjonować w środku, a na jego miejsce rzucenie na pożarcie Jakuba Czerwińskiego było po prostu przesadą. To się nie mogło udać. Czerwiński odstawał w Madrycie, nie nadążał, za wolno myślał – pisałem o tym tutaj. Nic dziwnego, że nie dawał rady też w Dortmundzie. Nie potrafię logicznie wytłumaczyć, czemu za mającego kłopoty zdrowotne Hlouska nie zagrał Guilherme czy Broź co wydawało się oczywiste. Nie pomagał obronie też Michał Kopczyński. Ogólnie gra defensywna wyglądała jak na podwórku na Woli, efektem było osiem straconych goli.
- Ofensywni dają radę – Były negatywy, ale były też pozytywy. Gra ofensywna to inna, lepsza strona medalu. Vadis Odjidja Ofoe kolejny raz nie odstawał w meczu z poważnym rywalem, ba wyróżniał się na tle przeciwnika. Miał swój udział przy pierwszych dwóch golach. Miroslav Radovic nie tracił piłek, zawsze starał się podać celnie lub uderzyć na bramkę. Nabił rękę rywala w polu karnym. Po zejściu na „dziesiątkę” asystował przy trafieniach Michała Kucharczyka i Nemanji Nikjolicia. Kapitalnie spisał się Aleksandar Prijović – chyba największy wygrany wtorkowego meczu. Zdobył dwie piękne bramki, mógł zanotować hat-tricka. Duży luz i spokój, zimna krew – wszystko co powinno cechować rasowego napastnika. Cztery zdobyte bramki na stadionie Signal Iduna Park, to wielka sztuka, ale szkoda, że ich praca w pewien sposób poszła na marne. Nie dziwi więc irytacja czy machanie rękami. Co by nie zrobili, to i tak defensywa zawaliła.
- Mecz jakiego nie było – Jeśli ktoś przed meczem przewidział końcowy rezultat spotkania i obstawił u bukmachera, to dziś jest bogatym i szczęśliwym człowiekiem. Nikt nie zakładał ani tylu goli, ani takiego przebiegu spotkania. Akcje przenosiły się z jednej bramki pod drugą. W profesjonalnym futbolu to rzadkość, tak dziś się nie gra, ale taki styl prezentowały oba zespoły. 1:0 dla Legii za chwilę 1:3, a już po chwili mogło być 3:3, a zrobiło się 2:4. Ogrome uznanie za postawę w ofensywie i nagana za grę w obronie. Zabrakło równowagi, z obu stron. Tyle, że w Legii obrońcom nie za bardzo też pomagali pomocnicy. Wśród gospodarzy taka pomoc była, czasem nieudolna, ale jednak. Bez tego BVB straciłoby jeszcze więcej goili. Czy przed meczem był ktoś, kto przewidział, że Legia strzeli cztery gole w Dortmundzie, a nie da jej to żadnej zdobyczy punktowej? Efektem tej sielanki na boisku były kolejne rekordy – pod względem liczny goli w meczu, wyrównany rekord Bate Borysow w straconych golach itd. Z pewnością w Europie zapamiętają Legię na długo – zawsze jest ciekawie, gwarantowane są emocje.
- Obrona wymaga wzmocnień – Prawda jest taka, że postawa defensywna Legii w tym spotkaniu była też trochę wypadkową letniego okienka transferowe. Straciliśmy Artura Jędrzejczyka, Igora Lewczuka i Ariela Borysiuka. Każdy z nich bardzo by się w Dortmundzie przydał. W ich miejsce przyszli Maciej Dąbrowski i Jakub Czerwiński, ale żaden z nich nie jest gotowy do gry na takim poziomie i nie wiadomo czy kiedykolwiek gotowi będą. W dodatku w trakcie sezonu Besnik Hasi wskazał drzwi Tomaszowi Brzyskiemu i na lewej stronie zostaliśmy jedynie z Adamem Hlouskiem. Zimą formację defensywną trzeba poważnie wzmocnić. Tym bardziej martwić mogą doniesienia o tym, że już zimą z Łazienkowską może pożegnać się Michał Pazdan, a ofert nie zabraknie dla Bartosza Bereszyńskiego. W taki sposób nie da się zbudować drużyny, którą trzeba przecież zacząć budować od tyłu, na solidnych fundamentach.
- Nauka nie pójdzie w las – Jestem przekonany, że zarówno trener jak i piłkarze wyciągną wnioski po wczorajszym meczu. Legia uczy się Ligi Mistrzów i czasem jest to nauka bolesna, na własnych błędach. Pamiętajmy jednak, że w Lidze Europy za trenera Jana Urbana Legia też dostawała lekcje futbolu od rywali i już rok później zaprezentowała się z dużo lepszej strony. Trzeba wierzyć, że teraz będzie podobnie, że Legia nie gra ostatni raz w Champions League, a kolejne edycje będą tylko lepsze. Między Ekstraklasą i Ligą Mistrzów jest przepaść, dlatego trzeba się przystosować do nowych wymagań.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.