News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

16.10.2018 16:17

(akt. 02.12.2018 11:22)

Półtora miesiąca. Tyle dokładnie minęło czasu od mojego ostatniego tekstu na łamach Legia.Net. Nie, nie zdezerterowałem. Nie, nie odechciało mi się pisać. Nie, nie przestałem chodzić na Ł3. Nic z tych rzeczy. Choć uczciwie przyznam, że po kompromitującej porażce u siebie z Wisłą Płock, po przesiąkniętych rozgoryczeniem przyśpiewkach trybun podczas tamtego spotkania i ostrej wymianie zdań między piłkarzami a Żyletą, zadawałem sobie pytanie, czy właśnie patrzę na symboliczny koniec naszego klubu, czy jednak może będzie tak jak w pewnej mądrości ludowej – aby wrócić na szczyt trzeba stoczyć się na samo dno.

Postanowiłem też wtedy, że nie będę przez chwilę pisał o Legii. Dam sobie czas i popatrzę, co się będzie działo. Złapię trochę oddechu i postaram się nabrać dystansu, wierząc naiwnie, rzecz jasna, że Sa Pinto podniesie drużynę z kolan. I obserwując ostatni miesiąc, z lekką ulgą spostrzegam, że pomału wszystko znów zaczęło zmierzać w dobrym kierunku. Dlaczego pomału, zapytacie? Hurra optymizm umarł we mnie już jakiś czas temu i doszedłem do wniosku, że nie będę gloryfikował każdej, pozytywnej sytuacji, która zaistnieje na boisku, w wykonaniu naszych piłkarzy. To jeszcze długo, długo nie ten moment. Na tę chwilę uważam, że fajnie drgnęło, że idziemy powoli w dobrym kierunku, ale jest jeszcze wiele, bardzo wiele do zrobienia. Stąd zrozumcie, że na przykład, nie oszaleję ze szczęścia, iż Sebastian Szymański zagrał jedną, podkreślę jedną dobrą połowę ze Śląskiem. Będę pisał peany na jego cześć, jak takie gry będzie zaliczał regularnie. I to będzie się tyczyć każdego piłkarza. Przebłyski pozostaną tylko przebłyskami, a jak chciałbym widzieć dobrze naolejony kolektyw, w którym wyróżniają się zwłaszcza pomocnicy, umiejący świetnie obsługiwać napastników. Zatem kilka moich uwag, o tym, jak teraz widzę miejsce, w którym znajduje się nasz klub.


Zacznę od pozytywów. Zresztą po katastrofalnym początku sezonu, odpadnięciu z pucharów tych atutów było jak na lekarstwo, stąd przyjemnie jest napisać parę miłych zdań.


Sa Pinto – na ten moment wydaje się trafionym wyborem i dobrym trenerem. Mimo że jeszcze nie do końca go rozgryzłem, to podoba mi się to, że od razu skupił na sobie pełną decyzyjność, a jedyna akceptowalna perspektywa działań wiedzie przez jego postanowienia. Zrobił w klubie lekką rewolucję, zagonił piłkarzy do ciężkich treningów, widząc braki, jakie mieli po ostatnich dwóch sezonach. Bez sentymentów odsunął kilku z nich od pierwszego składu, jednocześnie chyba w jasny i klarowny sposób tłumacząc im powody swoich decyzji. Gołym okiem widać, że Legia przestała człapać po boisku. Spójrzmy na to, jak niemrawo poruszali się po placu dwa miesiące temu, a jak teraz tyrają, nie odpuszczają. Różnica jest znaczna, co tylko pokazuje jak wielkie były zaniedbania i jak wiele było po prostu złych koncepcji treningowych. Trener zaszczepił w nich lub przypomniał o waleczności. Tyle i aż tyle. Nie mamy wirtuozów w drużynie. Legia jako kolektyw musi przede wszystkim walczyć, żeby dominować, tłamsić przeciwnika. Nie mamy piłkarzy z papierami na tiki-takę, którzy rozklepią wszystkich z uśmiechem na ustach. Mamy wyrobników, których pierwszym narzędziem musi być zapieprzanie po boisku. Koniec i kropka. Trener do boju posyła najlepszych, sprawiając wrażenie Ryszarda Sprawiedliwego wobec swoich podopiecznych. Doskonałym przykładem jest tu chociażby Artur Jędrzejczyk, którego w mało elegancki sposób chciano nie tak dawno pozbyć się z Legii. Przesunięty do środka obrony pokazuje swoje defensywne walory, dyryguje kolegami. Widać, że ta zmiana i zaufanie trenera wyszły mu na dobre. Sa Pinto na nowo buduje z niego ostoję naszej defensywy. A wisienką na torcie jest powołanie „Jędzy” przez Jerzego Brzęczka do reprezentacji (jeden błąd z końcówki meczu z Włochami nie jest wykładnią potencjału „Jędzy”). To samo tyczy się Wieteski. Mateusz doskonale wprowadził się do zespołu i również jest mocnym punktem, choć i jemu przydarzają się drobne błędy. Jednak razem z Hlouskiem i Stolarskim (choć ten łapie za dużo kartek) zaczynają tworzyć bardzo mocną zaporę. I to jest kolejny plus na konto Sa Pinto. Obrona. Obrona. Obrona. Silny blok defensywny daje spokój i pozwala na kreowanie akcji z przodu. Wydaje się, że tworzenie zapory nie do przejścia dla przeciwników to jeden z głównych celów Sa Pinto.


Portugalczyk zdaje się mieć dobrą rękę do piłkarzy krnąbrnych, zagubionych, z trudnym charakterem, łobuzów. Kto z nas, z ręką na sercu, przyznałby się dziś, że w tak dobrym stylu wróci do jedenastki mistrzów Polski Dominik Nagy? Ilu z nas go już dawno skreśliło? A tak, Węgier gra coraz lepiej i coraz pewniej czuje się na boisku. Patrząc jednak z drugiej strony, Sa Pinto sprawiedliwe ocenia jakość piłkarzy i kiedy widzi obniżkę formy bez mrugnięcia okiem sadza delikwenta na ławce. Przykład? Carlitos w meczu ze Śląskiem. Obiektywna ocena przydatności gracza dla drużyny u trenera wydaje się naturalnym zachowaniem. Przypomnijmy, kto siedzi u nas na ławie lub nie łapie się do składu, ot chociażby Hamalainen, Pazdan czy Radović. Rywalizacja w napadzie będzie większa, jak do pełnej dyspozycji powróci Niezgoda. Podsumowując: Sa Pinto jest facetem, który ma swoją wizję, nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać, tworzy swoją autorską Legię, budując jednocześnie dobrą atmosferę w szatni. Nie słyszałem z jego ust ani jednego zdania krytyki pod adresem podopiecznych. Widać, że ich chroni, chcąc – tak zakładam – aby skupili się na treningach i stawianych przed nimi zadaniach.


Dariusz Mioduski – dlaczego na plus? Ano dlatego, że prezes… zniknął z mediów. Albo ja po prostu nie widziałem w ostatnim czasie wywiadów z właścicielem Legii Warszawa. To bardzo dobry znak – pamiętamy doskonale, jak sprzeczne potrafił wysyłać komunikaty, jak zmieniał zdanie, mylił się, próbując tłumaczyć różne wpadki legionistów. Nie dawało to dobrego obrazu klubu, ani też nie wpływało na spokój przy Ł3. Uważam, że czas na wywiady przyjdzie, kiedy Legia wróci na właściwe tory i wszystko będzie, pisząc kolokwialnie „żarło”.


Tyle plusów, a co z minusami? Niestety – pomimo nienajgorszych wyników w ostatnim czasie, nadal trochę ich mamy.


Po pierwsze. Pomijając fakt, iż Legia biega, ciśnie, jest cały czas aktywna, to próżno szukać stwarzanych przez nią stuprocentowych sytuacji do zdobycia gola. To chyba największy mankament na ten moment. Wybieganie, walka są ważne, nie przeczę, ale jeśli nie mają przełożenia na kreowanie akcji bramkowych to, summa summarum, niewiele z nich pożytku. I tego Legii brakuje najbardziej. Stwarzania sobie sytuacji strzeleckich. Na domiar złego i Carlitos i Kante wydają się, jakby na ten moment nie pasowali do tej całej układanki. Niby biegają z przodu, niby się starają, ale wyglądają, jakby w tej drużynie znaleźli się trochę przypadkiem. Nie ma między nimi a resztą zgrania i porozumienia. I to jest duża lekcja do odrobienia przez nich i trenera.


Nierówne połowy. Legia nie złapała jeszcze właściwego rytmu i dobry czas na placu przeplata słabym podczas tego samego meczu. Brakuje stabilizacji, automatyzmu.


Brak kreatora gry. Takiego z prawdziwego zdarzenia. Jak pisałem wyżej, sam Szymański, choć czasem błyśnie, nie jest jeszcze zawodnikiem, na którym można oprzeć całość rozdzielania piłek i prowadzenia gry. Z tym elementem mam problem, odkąd pamiętam. Cały czas brakuje mi reżysera gry. Takiego z prawdziwego zdarzenia. Nadal mam wrażenie, że trochę gramy w ofensywie „jak wyjdzie, tak wyjdzie”, a nie według jakiegoś konkretnego planu.


Frekwencja na naszym stadionie. Tak, niestety smutną konsekwencją braku wyników jest bardzo przeciętna frekwencja przy Łazienkowskiej. Ok, rozumiem mecze z mało atrakcyjnymi przeciwnikami (choć to żaden argument), to już jednak brak kompletu na szlagierze z Lechem jest niestety pochodną kiepskiej gry Wojskowych z początku sezonu. Kibice, zwłaszcza ci najzagorzalsi, zadeklarowali, że się od Legii nie odwrócą i będą ją wspierać z całego serca. To dobry znak. I widać, że piłkarze bardzo to doceniają, impulsywnie i emocjonalnie celebrując z nimi strzelone bramki. Ale jeszcze upłynie trochę wody w Wiśle, zanim stadion przy Łazienkowskiej znów będzie się zapełniał po brzegi.


Podsumowując: jest dobrze, może być jeszcze lepiej – choć piszę to z lekkim drżeniem serca. Widać w tym wszystkim jakiś plan. Najpierw Sa Pinto wziął się za piłkarzy i ich przygotowanie fizyczne. Potem zabezpieczył tyły, żebyśmy nie tracili bramek. Liczę na to, że w końcu trener wrzuci na warsztat kreowanie gry. Takiej, która będzie miła dla oka i znów przyjemnie zacznie się oglądać Legię Warszawa. Ten plan, realizowany krok po kroku, z pełną odpowiedzialnością i konsekwencją, ma szanse wypalić. I bardzo bym sobie tego życzył.


I na końcu apel do kibiców, zwłaszcza tych, którzy odpuścili mecze przy Ł3, widząc zjazd Legii z początku sezonu. Przekonajcie się w najbliższą niedzielę, jaką pracę wykonują piłkarze i cały sztab. Przyjdźcie na mecz, wspierajcie klub. Myślę, że się nie zawiedziecie. 

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.